fot. Anna Gorzelana / Misyjne Drogi

Każdy chrześcijanin jest mikroinfluencerem 

Niedawno Dykasteria ds. Komunikacji wydała dokument „Ku pełnej obecności” na temat obecności chrześcijan w mediach społecznościowych. Nie jest to jednak żaden akt prawny czy po prostu krytyka, ale propozycja odczytania nowej, cyfrowej rzeczywistości z perspektywy Ewangelii.  

Jak do tej pory nie ukazało się polskie tłumaczenie tego dokumentu, ale przystępny język sprawia, że może się z nim zmierzyć także ktoś, kto nie jest zawodowym tłumaczem. 

Dykasteria ds. Komunikacji zwraca uwagę na to, że ważne jest, aby docenić świat cyfrowy i uznać go za część naszego życia. Ważne jest jednak, by istniała komplementarność doświadczeń cyfrowych i fizycznych, ponieważ to buduje ludzkie życie. Można powiedzieć, że to składa się na całość życia współczesnego człowieka. Dykasteria dostrzega, że na skutek rozwoju technologii i skutków społecznych, jakie ten rozwój wywołuje, nie można już mówić o dwóch światach: offline i online. Istnieje już jeden świat, który jest i taki, i taki. Niektórzy urodzili się w tej kulturze i dlatego są „cyfrowymi tubylcami”, inni wciąż próbują się do nich przyzwyczaić jako „cyfrowi imigranci”. W każdym razie nasza kultura jest teraz kulturą cyfrową. Aby przezwyciężyć starą dychotomię między „cyfrowym” a „twarzą w twarz”, niektórzy nie mówią już o „online” i „offline”, ale tylko o „życiu online”, obejmującym różne formy życia ludzkiego i społecznego, czy to w formie cyfrowej, czy w przestrzeni fizycznej. 

>>> Co mnie „przeraża” w niektórych katoinfluencerach? [FELIETON]

„Bańki” i profile 

Dokument zwraca uwagę na to, że nacisk na dystrybucję i handel wiedzą, danymi i informacjami doprowadził do paradoksu: w społeczeństwie, w którym informacja odgrywa tak istotną rolę, coraz trudniej jest zweryfikować źródła i prawdziwość informacji krążących cyfrowo. Aby w jakiś sposób poradzić sobie z selekcjonowaniem tego nadmiaru wiedzy stosowane są algorytmy sztucznej inteligencji, które cały czas decydują, co nam pokazać – w oparciu nie tylko o nasze wcześniejsze wybory czy reakcje, ale także z uwzględnieniem naszych nieobecności i przerw w użytkowaniu.  

Fot. unsplash/Jeremy Bezanger

Taka selektywność w wiedzy, która do nas dociera sprawia, że jesteśmy coraz bardziej podzieleni, każdy wycofuje się do własnej „bańki”. A media społecznościowe stają się drogą prowadzącą wiele osób do obojętności, polaryzacji i ekstremizmu. W ten sposób, niemal niezauważalnie, stajemy się niezdolni do odczuwania współczucia wobec innych, tak jakby ich cierpienie nas nie dotyczyło. Jednostki traktują się nawzajem jedynie jako wyraz pewnego punktu widzenia, którego nie podzielają. Autorzy dokumentu zwracają uwagę, że jest to kolejny wyraz „kultury marnotrawstwa”. Marnotrawione jest spotkanie z drugim człowiekiem. Tym, co poprowadzi ludzkość ku przyszłości jest tylko „kultura spotkania”, która sprzyja przyjaźni społecznej i pokojowi między różnymi osobami. 

Odnosząc się do biblijnego opowiadania o Miłosiernym Samarytaninie, autorzy dokumentu zauważają, że tak jak w tej historii spotkali się dwaj mężczyźni, którzy pochodzili z dwóch innych, wrogich sobie światów, tak też jako chrześcijanie powinniśmy wykonać pierwszy gest w cyfrowym świecie. Powinniśmy dostrzec wartość i godność tych, którzy się od nas różnią. Wyjść ze swoich „baniek”. A początkiem tego jest umiejętność dobrego słuchania i pozwolenie, by rzeczywistość drugiej osoby dotykała nas. 

Cisza 

Dykasteria zwróciła uwagę na to, że coraz bardziej zauważalna jest utrata zdolności do głębokiego i celowego myślenia. Skanujemy powierzchnię i pozostajemy w płytkiej wodzie, zamiast głęboko się nad tym zastanawiać. Przebodźcowanie informacjami i interakcjami w social mediach sprawia, że coraz bardziej potrzebujemy ciszy. „Ciszę” w tym przypadku można porównać do „cyfrowego detoksu”, który nie jest zwykłą abstynencją, ale raczej sposobem na głębszy kontakt z Bogiem i innymi. 

Słuchanie 

Autorzy dokumentu zwrócili uwagę na to, że postawa słuchania, która powinna być pierwszym krokiem w tworzeniu „kultury spotkania” w cyfrowej rzeczywistości musi być słuchaniem „uchem serca”. Wykracza ono poza fizyczną zdolność odbierania dźwięków. Ma być ono otwarciem się na drugiego całym sobą, to znaczy z taką otwartością serca, która umożliwia bliskość. Tak by dotyczyło nas życie każdej osoby, nawet jeśli jej obecność (lub nieobecność) jest zapośredniczona przez narzędzia cyfrowe. 

fot. Charlotte May/Pexels.com

Bycie blisko w mediach społecznościowych – zgodnie z tym co napisano w dokumencie – oznacza bycie obecnym przy historiach innych, zwłaszcza tych, którzy cierpią. Oprócz naszej zdolności docierania do innych z interesującymi treściami religijnymi, chrześcijanie powinni być znani z naszej gotowości do słuchania, traktowania wszystkich ludzi z szacunkiem, nieodpowiadania osądem, a także z milczenia – zamiast wzniecania kontrowersji i podziałów. 

Innymi słowy, promowanie lepszego środowiska cyfrowego oznacza promowanie integralnej wizji ludzkiego życia, która dziś obejmuje także kontekst cyfrowy. 

Nie ma dwóch światów 

Dykasteria zwraca uwagę, że w dzisiejszym świecie konieczne jest przezwyciężenie logiki „albo-albo”, to znaczy takiej, która myśli o relacjach międzyludzkich jako istniejących w świecie cyfrowym w przeciwieństwie do realnej, fizycznej relacji z drugim. Chodzi natomiast o to, by przyjąć logikę „et-et”, czyli „i-i”, opartą na komplementarności i integralności życia ludzkiego i społecznego. Ponieważ chociaż te cyfrowe spotkania niekoniecznie prowadzą do fizycznej bliskości, nadal mogą być znaczące, wywierające wpływ i realne. Dlatego też oba aspekty ludzkiego funkcjonowania powinny się nawzajem wzmacniać. 

Hejt nie jest ewangeliczny 

W mediach społecznościowych można znaleźć wiele profili czy kont, które głoszą treści religijne, ale nie angażują się autentycznie w dynamikę relacji. Wrogie i gwałtowne interakcje, oczerniające słowa, zwłaszcza w przy okazji dzielenia się treściami chrześcijańskimi, krzyczą z ekranu i stoją w sprzeczności z samą Ewangelią – piszą autorzy dokumentu – kiedy grupy określające się jako „katolickie” wykorzystują swoją obecność w mediach społecznościowych do podsycania podziałów, nie zachowują się tak, jak powinna zachowywać się wspólnota chrześcijańska.  

Fot. Elisa Ventur/unsplash

Wszyscy możemy być przechodniami na „cyfrowych ulicach”, po prostu „połączonymi”. Ale możemy także zrobić coś na wzór Samarytanina i pozwolić, aby połączenia przekształciły się w prawdziwe spotkania. Przypadkowy przechodzień staje się tym, który udziela pomocy rannemu, opatrując jego rany. Opiekując się nim, stara się uleczyć nie tylko fizyczne rany, ale także wrogość i podziały istniejące między ich grupami społecznymi. 

„Cyfrowa bliskość” 

Społeczności cyfrowe muszą dzielić się treściami i zainteresowaniami, ale także działać razem i stawać się świadkami komunii. Istnieją już znaczące przejawy wspólnot opieki w kontekście cyfrowym. Na przykład istnieją społeczności, które łączą się, aby wspierać innych w ich doświadczeniach związanych z chorobą, stratą i żałobą, a także społeczności zajmujące się finansowaniem społecznościowym. Społeczności dla osób znajdujących się w trudnej sytuacji oraz takie, które zapewniają członkom wsparcie socjalne i psychologiczne. Wszystkie te próby można uznać za przykłady „cyfrowej bliskości”.  

Musimy pamiętać, że wszystko, czym dzielimy się w naszych postach, komentarzach i polubieniach, ustnie lub pisemnie, za pomocą filmów lub animowanych obrazów, musi być zgodne ze stylem, którego uczymy się od Chrystusa, który przekazał swoje przesłanie nie tylko słowami, ale całym swoim stylem życia. Pokazał, że komunikacja na najgłębszym poziomie jest darem z siebie w miłości 

Opowiedzieć historię 

Opowiadanie historii zyskało nowe znaczenie w kulturze cyfrowej dzięki wyjątkowej sile opowieści, które przyciągają naszą uwagę i bezpośrednio przemawiają do człowieka. Jest to także okazja do komunikowania się, która uwzględnia szerszy kontekst, niż na przykład w przypadku zwięzłych postów lub tweetów. Historie są sposobem na nadanie sensu cyfrowemu doświadczeniu. Bardziej „ucieleśnione” niż czysty spór i bardziej złożone niż powierzchowne i emocjonalne reakcje, często spotykane na platformach cyfrowych, pomagają przywrócić relacje międzyludzkie – zwracają uwagę autorzy dokumentu. 

Mikro i makroinfluencerzy 

Dykasteria proponuje także, by „influencerem”, czyli osobą, która zyskuje i utrzymuje dużą liczbę obserwujących, potrafiącą inspirować i motywować innych swoimi pomysłami lub doświadczeniami, być także w kontekście swojej osobistej wiary. Wszyscy powinniśmy poważnie traktować nasz „wpływ”.  

fot. Justyna Nowicka/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Istnieją nie tylko makroinfluencerzy z dużą publicznością, ale także mikroinfluencerzy. I w tym kontekście każdy chrześcijanin jest mikroinfluencerem – i dlatego powinien być świadomy swojego potencjalnego wpływu, bez względu na to, ile osób go „subskrybuje”. Jednocześnie musi mieć świadomość, że wartość przekazu przekazywanego przez chrześcijańskiego „influencera” nie zależy od cech posłańca, ale od tego, który go posłał, czyli od Jezusa. 

Dwa w jednym 

Podróżujemy „cyfrowymi autostradami”, zarówno z przyjaciółmi, jak i z nieznajomymi, starając się uniknąć wielu pułapek po drodze, a jednocześnie uświadamiamy sobie urazy, których na tej drodze doznajemy. Czasami spotykamy poranionych, a innym razem tymi rannymi możemy być my. Kiedy to się dzieje, zatrzymujemy się. Ważne jest by, z obrazów i natłoku informacji nie zgubić tego konkretnego zranionego człowieka, zarówno kiedy jesteśmy nim my sami, jak i ktoś inny. Wtedy przez nowe życie i nowe spojrzenie, które otrzymujemy w sakramentach, zraniony człowiek przybiera kontury kogoś bliskiego nam, brata lub siostry, a właściwie Jezusa, który jest obecny w drugim człowieku. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze