Fot. Unsplash/dim hou

Każdy z nas ma w sobie moc uratowania człowieka [ROZMOWA]

Papageno Team to pierwsze w Polsce duszpasterstwo i strefa wsparcia dla osób w kryzysie suicydalnym, po próbie samobójczej oraz doświadczonych samobójstwem bliskiej osoby. Chociaż powstało w Łodzi, należą do niego nie tylko osoby z różnych części kraju, lecz także z Europy. Co miesiąc mają okazję spotkać się na mszy świętej, a po niej porozmawiać. Razem lub indywidualnie z ks. Jarosławem Magierskim – suicydologiem i psychotraumatologiem oraz z terapeutą Martą Czajczyńską, która o idei duszpasterstwa oraz o pomocy osobom po próbach samobójczych, z myślami samobójczymi i tym, których bliscy zdecydowali się na samobójstwo, opowiedziała Karolinie Binek.

Karolina Binek (misyjne.pl): Nazwa duszpasterstwa to Papageno Team. Zanim jednak zaczniemy o nim rozmawiać, wyjaśnijmy, czym jest sam efekt Papageno.

Marta Czajczyńska: Papageno to postać fikcyjna z opery Mozarta pt. „Czarodziejski flet”. Jej głównym bohaterem jest chłopak, któremu nie do końca poukładało się życie. Niejako dochodzi do ściany i podejmuje działania prowadzące do odebrania sobie życia. Wtedy w jego otoczeniu pojawiają się trzej chłopcy, którzy wsparli go dobrym słowem oraz otwartością. Pokazują, że ma narzędzia do rozwiązania problemów. Pojawiający się w literaturze suicydologicznej termin Efekt Papageno, w dużym skrócie jest więc takim mówieniem o samobójstwie (szczególnie w mediach), które skupia się na możliwości wychodzenia z kryzysu. W zetknięciu z samobójstwem jest takim działaniem, które ma motywować do szukania i sięgania po pomoc.

Na stronie internetowej Papageno Team można znaleźć informacje, że pomagacie osobom w kryzysie suicydalnym. Kiedy możemy mówić, że ten kryzys się u kogoś pojawił?

– Przede wszystkim wtedy, kiedy on sam nam o tym powie. Ale to nie jest takie proste i częściej się zdarza, że to my mamy mieć oczy i uszy otwarte na trudności, których doświadczają ludzie, którzy nie dają sobie rady z życiem i pojawiają się u nich myśli o tym, aby z tego życia zrezygnować. Najpiękniejszą rzeczą na świecie, jaka może przydarzyć się drugiemu człowiekowi, jest pełna i otwarta komunikacja. Ale mamy jednocześnie świadomość tego, że jeśli komuś jest trudno, to zaczyna się zamykać i wycofywać.

W jakich sytuacjach powinniśmy się czuć szczególnie zaniepokojeni czyimś zachowaniem?

– Po pierwsze – zmiana zachowania; wycofanie albo wręcz przeciwnie – wchodzenie w agresję czy też autoagresję. Zachowaniem, w którym powinniśmy natychmiast zareagować, jest to, gdy ktoś zaczyna rozdawać swoje przedmioty. Ale nie zapominajmy o tym, że powinniśmy mieć oczy i uszy szeroko otwarte na różne inne sytuacje. W dzisiejszych czasach i młodzi, i dorośli często mówią, że już nie chce im się żyć, że mają dosyć życia. Ważne, żeby tego nie bagatelizować, żeby nie przechodzić nad tym do porządku dziennego i nieraz wprost zapytać, czy ktoś myśli o zakończeniu życia, czy myśli o samobójstwie. Na pewno potrzeba nam więc otwartości w stosunku do drugiego człowieka. Jednocześnie pamiętajmy przy tym o tym, że człowiek ma zawsze wybór, że to nie jest tylko kwestia bodźca i reakcji, ale też tego, że możemy decydować.  

Możemy zapytać kogoś wprost, czy ma myśli samobójcze i to nie jest wcale tak, że mu tę myśl podsuniemy, prawda?

– Absolutnie. To jest sytuacja, w której być może właśnie ten człowiek będzie miał możliwość powiedzenia, że jest mu źle. Pamiętajmy też o tym, że sama rozmowa jest zmniejszaniem napięcia i frustracji. Tak właśnie działa dzielenie się z kimś tym, co przeżywamy. To jest zupełnie niematematyczne, bo przecież zawsze wynik dzielenia tych wszystkich poprzednich liczb jest mniejszy. A w dzieleniu się naszym istnieniem, naszym życiem, w tych szczególnie trudnych momentach, nagle okazuje się, że możemy wytworzyć więcej empatii i zrozumienia, ale też więcej swobody w wypowiadaniu się człowieka, który na tyle się wycofał, że nic nam nie chce powiedzieć. Wiem, że przez wiele lat samobójstwo było tematem tabu, ale to, że nie będzie się o czymś mówić, nie sprawi, że to coś przestanie istnieć czy też zmniejszy się. Zresztą – przeprowadzono też badania, które pokazują, że niemówienie o tym powoduje nieświadomość społeczną i przez to później nie wiemy, jak zachować się w niektórych sytuacjach. Dlatego warto oswajać ten temat i nazywać rzeczy po imieniu.

>>> Za mało specjalistów, coraz więcej samobójstw [RAPORT]

Tym oswajaniem tematu samobójstw oraz zapobieganiem im zajmuje się Papageno Team. Co to właściwie za inicjatywa?

– To jest przede wszystkim duszpasterstwo. Jego inicjatorem i twórcą jest ks. Jarosław Magierski – suicydolog. Sama go kiedyś pytałam, dlaczego zdecydował się je założyć. Odpowiedział, że wcześniej pracował w parafii w mniejszym mieście i widział, że choć śmierci samobójcze się zdarzały, to podejmowanie tematu samobójstw było bardzo trudne. Z kolei, kiedy przyszedł do większego miasta, zauważył odwrotną sytuację – był mniejszy odsetek samobójstw i więcej było też rozmów na ten temat. Postanowił więc, że trzeba coś zmienić i zacząć mówić o samobójstwach, ale we właściwy sposób, i uczyć się coraz więcej o tym zjawisku. 18 sierpnia 2022 roku Papageno Team zostało zainicjowane prawnie przez abp. Grzegorza Rysia jako duszpasterstwo. Natomiast my z ks. Jarkiem poznaliśmy się 10 września 2022 roku w Warszawie na obchodach Międzynarodowego Dnia Zapobiegania Samobójstwom. Wówczas odbywały się różne konferencje, a jakiś czas później ks. Magierski odprawił mszę świętą w Łodzi, po której powiedziałam mu, że jeśli będzie potrzebował pomocy, to służę mu swoją osobą i swoim warsztatem. I tak się zaczęła ta współpraca. Oczywiście ta współpraca to nie tylko Papageno Team i nie tylko my, ale i szereg innych ludzi – specjalistów i osób, które wspierają dobrym słowem i modlitwą. Co miesiąc odbywa się też msza święta dla osób, które przeżywają kryzys suicydalny, ale też dla osób, które w wyniku śmierci samobójczej straciły kogoś bliskiego oraz dla tych, którzy chcą wspierać w różny sposób. Jest też  kawa, herbata i ciasto, a więc zwyczajne spotkanie. Bycie razem. I chociaż wciąż  są to takie początki, mamy wielką nadzieję, że nie będziemy jedyni. Będziemy bardzo mocno zachęcać do naśladowania naszych działań każdego, komu leży na sercu temat wsparcia i zapobiegania samobójstwom i mówienia, że życie jest cudem. Wierzę, że jest bardzo wiele osób, którym to jest bliskie.

Założenie tego duszpasterstwa to jednocześnie pokazanie, że Kościół jest otwarty dla osób w kryzysie suicydalnym czy też po próbach samobójczych i że te osoby wciąż są w nim mile widziane.

– Tak, za często w Kościele o tym nie mówimy. Owszem, zaczęliśmy, ale mamy świadomość, że są to dopiero początki. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że przez lata Kościół w różny sposób podchodził do tematu śmierci samobójczej. Ale najważniejsze jest to, jak teraz Kościół definiuje tę sprawę, przede wszystkim kładąc nacisk na miłosierdzie Pana Boga. Wydaje mi się, że św. Jan Maria Vianney był ojcem myśli, że tak naprawdę my nie wiemy i nie mamy prawa wiedzieć, co się dzieje w sercu człowieka, który właśnie odbiera sobie życie. Tam jest działanie, którego ani rozum ludzki, ani żadna myśl nie są w stanie zakwalifikować. A przecież wiemy o tym, że Bóg działa i dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Wróćmy jednak do samej sytuacji otwarcia na tych ludzi oraz na ludzi, którzy w ten sposób stracili kogoś bliskiego. Dla Papageno Team, ale i dla Kościoła, jedną z najważniejszych spraw jest to, żeby mówić o miłosierdziu i żeby nie oceniać. Bo tak naprawdę kryzysy są naturalną sprawą w naszym życiu. Czasem jest tak, że rzeczywiście są nie do udźwignięcia i trzeba normalnie podejść do tego, że zwracamy się o pomoc do drugiego człowieka, że mówimy mu, co czujemy, co mamy w głowie i czego się boimy. Bo my często nie chcemy się dzielić pewnymi myślami, żeby nie martwić drugiej osoby czy rodziny. A przecież jeśli ktoś nas kocha – to powinien się nami też martwić. Miłość polega na tym, żeby być ze sobą w tych dobrych i trudnych momentach.

>>> Myśli samobójcze w wieku 7 lat. Skąd się biorą problemy psychiczne dzieci?

Dziś, po niemal roku działalności Papageno Team, można powiedzieć, że dużo osób należy do tego duszpasterstwa?

– Tak, ale jego członkowie często nie mają możliwości się spotkać. Są to osoby nie tylko z różnych stron Polski, ale i z Europy. To są ludzie, z którymi mamy nieraz tylko kontakt telefoniczny. Co miesiąc odbywa się msza święta, która pozwala nam się spotkać w kameralnym gronie, choć jest ono coraz większe. Myślę, że to jest w porządku i to jest dobre – ludzie muszą trochę nas posprowadzać i nabrać trochę zaufania, żeby przyjść choćby na takie spotkanie w niedzielę i się ujawnić.

Wiele z tych osób może rzeczywiście mieć lęk przed przyjściem na takie spotkanie. Na to też potrzeba czasu, prawda?

– Tak, ale to jest proces. Człowiek jest dzisiaj przyzwyczajony do projektu i do tego, żeby  szybko było widać efekty jego działań. A tutaj nie o to chodzi. Bo cały ten proces ma za zadanie dać czas, nawet jeśli w ludziach pojawiają się opory. Bo nikt nie powiedział, że nie mamy działać dalej. W tym przypadku zachęcające jest chociażby to, że my co miesiąc jesteśmy w parafii pw. św. Pawła w Łodzi, dzięki otwartości i życzliwości proboszcza, i zawsze czekamy. Z każdym spotkaniem jest z nami coraz więcej nowych twarzy i piękne jest to, że później możemy razem usiąść, pośmiać się i porozmawiać. I dzieje się dobro.

Fot. Unsplash/Hannah Busing

Zatem to nie jest tak, że na spotkaniach ludzie dzielą się swoją historią?

 – Do tej pory tak się nie zdarzyło, ale do tego się dorasta.  Kwestia Papageno Team to kwestia wsparcia psychologicznego i duszpasterskiego i na tych dwóch biegunach przede wszystkim działamy z księdzem Jarkiem. Natomiast, kiedy już się spotkamy, jesteśmy po mszy świętej, a ktoś potrzebuje w tym czasie rozmowy, to oczywiście jesteśmy do dyspozycji. Naturalne jest przecież to, że o problemach – przynajmniej na początku – każdy z nas woli rozmawiać indywidualnie.

>>> Ewa Kusz (Papieska Komisja ds. Ochrony Małoletnich): nie można bagatelizować zmian w w zachowaniu dzieci

Trudnym doświadczeniem może być też dla kogoś w kryzysie suicydalnym to, że jest na przykład na mszy z osobą, która straciła w wyniku śmierci samobójczej kogoś bliskiego.

– Możemy tylko domniemywać, na ile to jest trudne doświadczenie. Pamiętajmy jednak, że na naszych spotkaniach nikt się nie przedstawia i nie mówi, w jakiej jest sytuacji życiowej. To też jest istotne. My dbamy o to, aby przede wszystkim było to z tendencją ku życiu. Żeby ktoś, jeśli  przeżywa duże trudności, mógł porozmawiać ze mną lub z księdzem. Owszem, w głowach uczestników naszych spotkań mogą pojawić się myśli, że ta sytuacja jest dla nich trudna, ale jeżeli mimo to podejmuje decyzję, przychodzi, to jednak ktoś lub coś jest dla niego ważniejsze od tego, jak się czuje. Bo nie zapominajmy, że uczucia są jedną z największych zmiennych w naszym życiu. I chodzi o to, aby być w tym procesie bez oceniania, żeby przede wszystkim pokazać, że to poczucie w tym momencie minie, że ta zmienna uczuciowa jest w naszym życiu, jest w nie wpisana. Natomiast my ten sens życia możemy odnajdywać niezależnie od naszych uczuć.

Powiedziała Pani bardzo ważne słowa: chodzi o to, aby być w tym procesie bez oceniania. Chyba wciąż jeszcze często, kiedy ktoś przyznaje się do próby samobójczej, to mierzy się właśnie z tym ocenianiem.

– Tak jest. Myślę natomiast, że dosyć dużo energii wkładamy z ks. Jarkiem w to, żeby zachęcać – za naszym Mistrzem – byśmy nie oceniali. Zostawmy Jemu tę ocenę. My jesteśmy na tu i teraz, na moment, w którym znalazł się dany człowiek. A czynników powodujących sytuację, w której ktoś się znajduje jest bardzo dużo i nikt nie ma prawa powiedzieć, że to zdarzyło się przez to czy przez to. Przynajmniej ja kładę ogromny nacisk na to, żeby w życiu nie oceniać. Próbujemy w każdej sytuacji znaleźć potencjał. Pewnie, że łatwiej jest człowiekowi spojrzeć, zobaczyć brak, trud i zaburzenie. A my próbujemy odwrócić tę logikę i pokazywać, że nawet jeżeli myślisz, że zostało ci 2 proc. sensu życia, to skupmy się na tych dwóch procentach i uczyńmy z nich chęć do życia.

Wspominałyśmy, że na msze przychodzą też osoby, które straciły kogoś bliskiego w wyniku śmierci samobójczej. Żałobę po takiej śmierci przeżywa się jakoś inaczej?

– Tak, bo dochodzą wyrzuty sumienia, poczucie winy, współobwinianie się. Ta żałoba jest inaczej przeżywana. Ona może trwać dłużej niż zazwyczaj. Poza tym, czasami chcielibyśmy określić, że żałoba po stracie jakiejś osoby trwa tyle, a tamtej tyle. Ale tak się nie da. Każdy z nas jest wyjątkowy, inaczej czuje, i nie można mu narzucić, żeby już teraz się ogarnął. Wiadomo, że jeśli ktoś zaczyna się zapadać, zaczyna być może nawet sam myśleć o samobójstwie, nie może odnaleźć się pomimo różnych oddziaływań, to wtedy absolutnie potrzeba skupienia się na pomocy temu człowiekowi. Natomiast trzeba czuwać nad tym, żeby nie wylewać dziecka z kąpielą. Trzeba czuwać, czyli być w relacji, mieć oczy i uszy otwarte, umieć słuchać i słyszeć. Czy to jest wymagające? Tak, miłość jest wymagająca.

>>> Prof. Adam Czabański: pomoc duchownego i pomoc psychologiczna nie wykluczają się [ROZMOWA]

fot. Pixabay/James Chan

W takim przypadku pojawiają się też pewnie pytania typu: „Dlaczego on mi to zrobił?”.

– Tak, jak najbardziej mogą pojawić się takie pytania. W głowach takich osób rodzą się różne pytania. Tego nie da się objąć rozumem. Nikogo nie można zastąpić. Nie mówię, że te myśli będą zawsze, ale potencjalnie mogą się pojawić. Natomiast to, że się pojawiają, nie jest powodem do tego, żeby się tylko nimi zajmować. Cały proces terapeutyczny wsparcia takich osób polega na tym, aby pozwolić przeżywać żałobę po stracie, a z drugiej strony – od początku pokazywać sens życia własnego danej osoby. Chodzi o przesunięcie środka ciężkości na własne życie. To się odbywa z towarzyszeniem specjalistów i bliskich. Ważne jest, żeby ci towarzysze też mieli swoich towarzyszy, żeby mieli możliwość opowiadania komuś o tym. Żeby były okazje do spotkań i rozmów, które będą ich odbarczać, które też pozwolą opowiedzieć im o swoich emocjach. To jest bardzo, bardzo ważne. Ja zawsze mówię osobom, które wspieram i tym, którzy wspierają innych: „Zobacz, kto stoi za tobą. Zobacz, do kogo możesz się zwrócić, do kogo możesz zadzwonić”. To bardzo istotna sprawa, bo tak naprawdę tworzymy jedną wielką sieć połączeń, relacji i wsparcia. Na tym polega też działalność Papageno Team.

W głowach osób wierzących, choć i niewierzących pewnie też, mogą też pojawić się myśli typu „Dlaczego Bóg na to pozwolił?”. Jak wtedy rozmawiać z taką osobą, jak wyjaśnić, że pretensje do Boga są tutaj niesłuszne?

– Oczywiście, że takie pytania się pojawiają. Muszę podkreślić tutaj jednak istotę nurtu, w którym jestem – logoterapii, która zajmuje się sensem i wartościami w życiu człowieka. To nurt, który jest najbardziej komplementarny, otwierający, który człowieka traktuje wielowymiarowo, ale też daje prawo do tego, żeby to spotkanie człowieka z człowiekiem odbywało się nie w odczycie „ja wiem wszystko i zaraz ci powiem”, ale również z takim prawem do powiedzenia „nie wiem”. Warto mieć przy tym świadomość, że człowiek jest istotą wolną. W dzisiejszym świecie oduczyliśmy się słuchać, historia drugiego jest mniej ważna od mojej. A tymczasem w takich sytuacjach jest istotne, żebyśmy mogli człowiekowi zrobić miejsce na jego historię i po prostu chcieć go posłuchać. Tak, wiem, co jest w mojej głowie, ale jestem ciekawy, co jest też w twojej głowie i w twoim sercu.

„Co jednak najbardziej istotne, w Papageno Team, wpisane jest przekraczanie barier, które będąc niedoskonałymi ludźmi, doskonale i skutecznie tworzymy” – można przeczytać na stronie duszpasterstwa. Te słowa mogą być też dobrym podsumowaniem naszej rozmowy – bo przecież my wszyscy jesteśmy powołani do przekraczania barier wśród osób po próbie samobójczej.

–Każdy z nas ma w sobie potencjalną moc uratowania człowieka. To nie jest jakiś wyższy level, to leży w naszej naturze. Nikt z nas nie jest na samotnej wyspie. Otwartość na drugiego człowieka jest w nas, tylko musimy się jej uczyć, a uczymy się jej przez całe życie – bycia w relacji, słuchania, mówienia w taki sposób, żeby nasz ton nie był oskarżający. Otwierając się na to, otwieramy też możliwości ludzi, którzy tego słuchają czy o tym czytają – żeby uderzyli w moc sprawczą. Są tematy, które nas przerażają, ale to, że coś nas przeraża, wcale nie oznacza, że nie mamy kompetencji, żeby kogoś wesprzeć. Oczywiście – jeżeli nie jestem terapeutą, to nie poprowadzę spotkań terapeutycznych. Ale mogę powiedzieć: „Słuchaj, to ja cię umówię albo nawet tam zawiozę, znajdę kogoś, kto ci pomoże”. Mam świadomość, że słuchanie, że ktoś ma myśli samobójcze nie jest prostą sprawą. Ale wtedy w mojej głowie pojawia się fragment wiersza ks. Jana Twardowskiego, który jest zatytułowany „Kiedy mówisz”. Jego końcówka, którą często sobie powtarzam, jest jak  akt strzelisty: „I zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz”. Wtedy, kiedy staję wobec różnych wyzwań, wobec takich rozmów, staram się zapomnieć, że jestem. Myślę wtedy o tym drugim człowieku. W taki sposób odczytuję też sens życia – pomagając innym, pomagam też sobie.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze