Fot. Dominika Woźniak

Kobiety w Kościele. O tym, co można sobie nawzajem dać [ROZMOWA]

Siostra Anna Maria Pudełko AP z Instytutu Królowej Apostołów dla Powołań (siostry apostolinki), jest psychopedagogiem powołania – towarzyszy ludziom, szczególnie młodym, rozeznającym swoje powołanie, bądź tym, którzy już je wybrali. Z Zofią Kędziorą rozmawia na temat roli i miejscu kobiet w Kościele. 

Kościół jest powszechny, a więc jest to również Kościół kobiet. Ale czy paradoksalnie jest w nim dla nich miejsce? 

Myślę, że my jako kobiety, nie do końca odkryłyśmy, zrozumiałyśmy i podjęłyśmy naszą rolę w Kościele. Walka ideologiczna niektórych kobiet na obrzeżach Kościoła się oczywiście toczy, jednak dyskusja na temat tego, czy kobiety powinny być kapłanami, świadczy tylko o tym, że nie zrozumiałyśmy tego, jakim darem zostałyśmy obdarzone we wspólnocie Kościoła. Mylimy hierarchiczną posługę odpowiedzialności (widząc ją przede wszystkim jako „awans społeczny”) z różnorodnymi posługami, które daje nam Pan Bóg. Bardzo urzeka mnie to, co powiedział kiedyś papież Franciszek, mówiąc, że jeżeli chcemy wyobrazić sobie Kościół bez kobiet, wyobraźmy sobie wieczernik bez Maryi. Trzeba tutaj zrozumieć rolę Maryi w wieczerniku – być może mamy błędne rozumienie tego, co tam się działo, że było różowo i pięknie, a apostołowie i Maryja czekali w wielkim uniesieniu na Ducha Świętego i się modlili. Wcale to tak różowo nie wyglądało. To był bardzo trudny czas dla tej młodej i maleńkiej jeszcze wspólnoty Kościoła. To była tak naprawdę grupa apostołów, grupa krewnych Jezusa i była także grupa kobiet. Oni wszyscy razem czekali wtedy na dary Ducha Świętego. Mamy tak naprawdę trzy różne grupy, którym wcale nie jest po drodze ze sobą. Apostołowie mieli jedną wizję, krewni Jezusa drugą wizję tej wspólnoty Kościoła, a kobiety nie miały za dużo do powiedzenia, mimo że Jezus dał im ogromnie dużo miejsca w swoim nauczaniu. Maryja, w tej wspólnocie, która wówczas była tak bardzo podzielona, była w stanie, w ciągu zaledwie 9 dni zjednoczyć ją na nowo. Ona jest niewątpliwie kobietą komunii, jedności – pomaga odbudować wzajemne zaufanie do siebie. Czy to jest mało?  

To dzisiaj bardzo pożądane.  

My jako kobiety mamy w sobie wpisany dar relacyjności. Nie tyle koncentrujemy się na zadaniach jak mężczyźni, ile pragniemy być wspólnototwórcze. Ile osób czuje się w naszych parafiach anonimowo, nie czuje się zaangażowanych, jak bardzo brakuje kreatywności i pomostu pomiędzy światem a parafią? To jest miejsce dla zaangażowania się kobiet. Oczywiście możemy sobie życzyć, by nasi księża proboszczowie czy kapłani, którzy są w parafiach, bardziej nas wspierali i dawali większe zaufanie i możliwości. O tym trzeba rozmawiać i mieć odwagę proponować nowe drogi. Wydaje mi się, że przed nami jeszcze wiele miejsc do odkrycia, w których możemy znaleźć nasz sposób obecności w Kościele. 

Maryja może być inspiracją dla współczesnej tożsamości kobiety? 

Myślę, że dla każdej z nas Maryja może być przede wszystkim matką. To jest niesamowicie ważne, ponieważ nie każda kobieta ma dobrą relację z własną mamą. Dobrą, czyli taką, w której mama jest obecna, która jest ciepła, ale daje swojej córce przestrzeń i nie jest zaborcza ani dominująca. A przy mamie powinnyśmy czuć się bezpiecznie, bo to jest kobieta, która daje ogromną wolność i bardzo nas szanuje. Dlatego zachęcam, żebyśmy w Maryi mogły odkrywać prawdziwą matkę, a jednocześnie przyjaciółkę albo starszą siostrę. Możemy to uczynić poprzez czytanie Słowa Bożego czy zgłębianie duchowości maryjnej, ale myślę, że najprostszą rzeczą, która może nam pomóc wejść w relację z Nią, jest modlitwa różańcowa – nie tylko w październiku, ale codziennie. Tutaj Jan Paweł II jest nieocenionym mistrzem, który tłumaczy nam, na czym polega modlitwa różańcowa. Ja jednak proponuję naszym czytelniczkom, by miały odwagę sięgnąć po jedno z ostatnich dzieł, które napisał Jan Paweł II – „Rosarium Virginis Mariae” czyli „List o różańcu” – jest napisany bardzo przystępnym językiem. Muszę przyznać, że odkąd wyszedł, czyli w 2002 r., co roku do niego powracam i jeszcze się nie znudziłam tymi treściami, a nawet wciąż na nowo mnie zachwycają. Tam papież pokazuje, jak zaprzyjaźnić się z Maryją, która w niczym nie przysłania Jezusa, ale przez wszystkie tajemnice pokazuje nam coś z tajemnicy życia Jezusa. Maryja prowadzi nas do Boga. Maryja uczy nas bliskości z Bogiem i jednocześnie uczy nas przyjmować naszą kobiecość, a także pomaga stać się córkami, oblubienicami i matkami. To trzy bardzo ważne filary tożsamości każdej kobiety. Nie ma znaczenia, czy to kobieta konsekrowana czy mężatka, Maryja pomaga nam to zobaczyć w naszym życiu.  

Poprzez różaniec? 

Nie chodzi o to, żeby go całego od razu odmawiać. Jeśli mamy jakąś niewiadomą w naszym życiu, myślę, że można się zastanowić, która z tych 20 tajemnic odpowiada temu, co akurat przeżywam. Na przykład nie wiem, jaka jest wola Boża względem mnie – proszę Maryję, żeby dała mi swoją uważność, tę samą, którą miała w sobie w Nazarecie, gdy przyszedł do niej Gabriel. Bóg mógł Jej wtedy pokazać, jak na Nią patrzy, kim Ona jest w Jego oczach, chciał zaprosić Ją do radości. Bóg objawił Jej tajemnicę, że jest „pełna łaski”. A jeżeli my siebie nie znamy, nie akceptujemy, bądź jeszcze siebie nie pokochałyśmy czy siebie nie szanujemy – to ta tajemnica jest najlepszym sposobem, by prosić o to Maryję: o taką łaskę spotkania z Bogiem. Jeśli mamy na przykład problemy w relacjach – to tajemnica, w której Maryja biegnie do Elżbiety i wchodzi w relację ze starszą kuzynką, która spodziewa się dziecka. Albo nie wiem jak postąpić, ponieważ mam jakąś sytuację, która mnie żenuje bądź krępuje – Maryja w Kanie Galilejskiej. Zabrakło wina, młodzi by powiedzieli dzisiaj, że to niezły „obciach”, pewnie przez następne kilkadziesiąt lat by opowiadali o tym, że zrobili wielką ucztę, a nie było na niej dobrego wina. Co robi Maryja? Nie plotkuje ze swoimi przyjaciółkami, mówiąc „popatrz co się stało, teraz to dopiero będzie news!”. Maryja jest dyskretna, nie wpada w panikę, tylko idzie do Jezusa i po prostu Mu mówi: nie mają już wina. Maryja nas uczy, że z każdym problemem możemy razem z nią iść do Jezusa i nie wstydzić się tego, czego nam brakuje. Pan Jezus może nam pomóc rozwiązać nasze problemy, bo jak widzimy w Kanie Galilejskiej Jezus rozwiązał je cudownie (śmiech).  

Podczas tegorocznego Synodu przebił się wątek katolickich feministek, które protestowały w czasie trwania obrad. Czy możemy mówić dzisiaj o istnieniu katolickiego feminizmu? 

Z pewnością nie ma on nic wspólnego z współczesnym „femenem”, czy światowymi ruchami feministek, które – odważę się powiedzieć – są tak naprawdę karykaturą kobiecości. Kobieta nie została stworzona do tego, by stać się nową wersją mężczyzny, a takie odnoszę wrażenie, obserwując współczesne feministki. Kobiety są silne – ale inaczej niż mężczyźni. Święty Jan Paweł II mówił o „nowym feminizmie” w Kościele wypływającym z geniuszu kobiety. Jakość nowego feminizmu nie zależy od tego, ile kobiet jest na Synodzie, ale od tego, na ile kobiety potem twórczo i odpowiedzialnie włączą się w postanowienia Synodu. Ile potem będziemy miały teolożek, kobiet konsekrowanych, żon i matek, które będą potrafiły zaoferować swój czas młodym ludziom i im towarzyszyć w pogłębianiu ich wiary i rozeznawaniu powołania? Poprzez konkretne działania i swoją wiarę trzeba pomóc młodym ludziom. Ile mamy konkretnych kobiet, które chociażby w parafiach potrafią zaoferować swój czas w przygotowaniu młodych do narzeczeństwa? Często potrafimy niestety tylko narzekać. Jeśli zaczniemy coś robić, możemy dyskutować na temat obecności kobiet w kościele. Ta polemika moim zdaniem do niczego nie prowadzi i pokazuje tylko jakąś frustrację.  

Czy Kościół w jakiś sposób dyskryminuje kobiety? 

Nie powinno się generalizować, więc nie mogę powiedzieć, że „Kościół dyskryminuje”. Myślę, że jest jeszcze wiele do zrobienia w relacjach, nazwałabym to, osobistych. Wiele jest do zmiany już w samym przygotowaniu kleryków do kapłaństwa. To mówi także nowa „Ratio formationis sacerdotalis” – jest tam takie zaproszenie, aby kobiety (konsekrowane i świeckie) były obecne w wychowaniu młodych kleryków. Nie tylko jako te, które gotują czy sprzątają w seminariach, ale przede wszystkim jako wykładowczynie, jako te, które uczestniczą w ich formacji. Młody kleryk, który będzie kapłanem, może się wtedy uczyć szacunku do kobiet, współpracy z nimi. Są księża, którzy wspaniale potrafią współpracować w kobietami, a są tacy, którzy się kobiet boją i nie potrafią wchodzić z nimi w relacje i muszą nimi albo pogardzać, albo dominować. Sama przeżyłam takie relacje, więc niestety mogę powiedzieć, że tak jest. To się może wywodzić z ich historii rodzinnej, z różnego rodzaju braków, także formacyjnych czy osobowościowych. Nie powiem, że to są nagminne przypadki, ale one się zdarzają. Kiedy 10 lat temu zaczynałam posługę formacyjną wśród młodych kapłanów, też niekiedy spotykałam się z takimi postawami: baba? Jeszcze zakonnica? Czego ona może mnie nauczyć? Bardzo wiele mnie to wtedy kosztowało, ale dzisiaj Panu Bogu dziękuję za to doświadczenie, bo okazało się, że owszem, kobieta może dużo przekazać, może być świadkiem i może kapłana czegoś nauczyć. Wydaje mi się, że mamy w tym aspekcie do przejścia pewną drogę, oczywiście ze wzajemnym szacunkiem. Trzeba być szczerym i trzeba sobie powiedzieć, że także nie zawsze my, jako kobiety, jesteśmy fair w stosunku do mężczyzn, wobec kapłanów czy wspólnot. My także popełniamy błędy, potrafimy być zaborcze, skoncentrowane na sobie, obmawiamy czy plotkujemy. Odpowiedzialność jest po obu stronach, dlatego nie generalizowałabym, tylko zaprosiłabym do refleksji: czego potrzebujemy i co same możemy zaoferować. Życie nauczyło mnie jednego: kiedy kobieta szanuje siebie, inni zaczynają ją szanować. Jeśli kobieta czuje, że jest córką Boga – mężczyzna przy niej, kapłan bądź świecki, natychmiast staje się rycerski, bo czuje, że spotyka kobietę pełną godności, wartości. On wtedy pragnie zatroszczyć o nią w najpiękniejszym tego słowa znaczeniu. Dla mnie najpiękniejszym doświadczeniem w Kościele jest móc współpracować z kapłanami w „dwugłosie”. To są różne posługi, miałam doświadczenie głoszenia, posługi formacyjnej czy towarzyszenia razem z kapłanem. Każde z nas wiedziało, jakie jest jego miejsce, jaka jest jego rola i jakie są granice. Mogliśmy się wspierać i nawzajem inspirować. Jestem przekonana, że tylko kobieta i mężczyzna razem mogą w pełni dać ten przekaz i razem prowadzić innych do Boga.  

Dziękuję za rozmowę. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze