Komentarz do Ewangelii, 20 listopada 2018
Z Ewangelii na dziś: „Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A pewien człowiek, imieniem Zacheusz, który był zwierzchnikiem celników i był bardzo bogaty, chciał koniecznie zobaczyć Jezusa, któż to jest, ale sam nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu»” (Mt 18,1-3).
Wszystko dzieje się w Jerychu. W tamtym czasie było to znane uzdrowisko, miasto bogate, światowe. Słowo „Jerycho” oznacza „pachnąca”. Jednak zapach tego miasta na pewno nie był zapachem świętości, bo np. mieszkały tam luksusowe prostytutki. Przy drodze do miasta rosły sykomory. Korzenie tej rośliny wychodzą na zewnątrz pnia i rosną w kierunku ziemi. Dlatego wejście na sykomorę nie sprawiało większego problemu. Wyobraźmy sobie: biegnie pan Zacheusz, dyrektor urzędu celnego. Biegnie na złamanie karku. Wspina się na drzewo jak chłopiec, który chce zerwać czereśnie. Ten widok na pewno ubawił tłum czekający na Jezusa. Ale Zacheusz nie ogląda się na boki. Chce tylko „zobaczyć Jezusa, kto to jest”. Cała trudność w wejściu na sykomorę nie polegała na umiejętnościach wspinaczkowych, ale na tym, by zaryzykować bycie wyśmianym. Jeśli ktoś chce zobaczyć Jezusa, to musi wyrwać się z tłumu, czasem narazić się na śmiechy otoczenia. Warto.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |