Fot. James William Glass – http://www.1st-art-gallery.com/James-William-Glass/Richard,-Coeur-De-Lion,-On-His-Way-To-Jerusalem-%28richard,-The-Lion-Heart,-On-His-Way-To-Jerusalem%29.html, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=9876554

Krucjata – czyli właściwie co? 

„Krucjata przeciw maszynom” (książka Briana Herberta), „Krucjata” (polski serial), „krucjata przeciwko siłom, które niszczą państwo”. W wielu przypadkach popełniany jest podstawowy błąd. Używane jest słowo, którego prawidłowego znaczenie się nie zna.  

Wynika to jednak z jeszcze większego błędu, czyli z przekłamań historycznych. Jednak na początku rozważmy, czym w rzeczywistości w takim razie są krucjaty. Definicje są ważne. Skoro wyprawy krzyżowe bezpośrednio kojarzą nam się z udziałem Kościoła, to czy słusznie będziemy nazywać krucjatą coś, w czym ten nie wziął najmniejszego udziału? Mamy więc pierwszy punkt — papieskie usankcjonowanie. Ten warunek pozwoli oddzielić oddolne i samowolne ruchy od tych oficjalnych, zatwierdzonych przez władze Kościoła. Wyprawy krzyżowe miały też swój cel i była nim obrona chrześcijaństwa. Za poświęcenie oferowane były nagrody duchowe, głównie w formie odpustów. Mamy zatem religijną wyprawę, z kościelnym namaszczeniem, za którą oferowane są dobra duchowe. Jeżeli komukolwiek kojarzy się to z pielgrzymkami, jest na bardzo słusznej drodze.  

>>> W tej miejscowości chciano całkowicie zniszczyć wiarę. Dziś to bastion katolicyzmu [REPORTAŻ]

Pojęcie „krucjata” powstało dopiero w XIII w. To właśnie pielgrzymami ludzie z epoki nazywali uczestników tych wypraw. Obecnie mamy trochę przekłamany obraz pielgrzymek. Wesoła gromada z przemyślanym zapleczem sanitarnym i logistycznym maszeruje przy muzyce i śpiewach. Jednak pielgrzymki miały i mają charakter pokutny, a kiedyś były dodatkowo bardzo niebezpiecznymi i trudnymi przedsięwzięciami. Osobiście najbardziej podoba mi się definicja, którą przyjął w swoich pracach Bartosz Ćwir („W obronie wypraw krzyżowych”): „Pielgrzymki zbrojne zatwierdzone przez hierarchię Kościoła katolickiego, których jedynym celem jest obrona chrześcijaństwa”.   

Nie można jednak zapominać, że na równi z potrzebami religijnymi w parze szły kwestie polityczne, społeczne, wojskowe czy gospodarcze. Nie jest więc prawdą, że krucjaty były wyłącznie tematem religijnym. Omawiając przyczyny, zauważymy, że ogromną rolę odgrywało samo poczucie bezpieczeństwa, ale również zwykłe potrzeby, takie jak rozwój gospodarczy, handel, możliwości swobodnego osiedlenia się itp. Mimo kościelnego wezwania to społeczna potrzeba faktycznie doprowadzała do powstania każdej z nich. 

Początek – przyczyny 

Dlaczego w ogóle pojawił się pomysł organizacji wypraw krzyżowych? To, co wielu osobom się kojarzy z krucjatami, to walka o Ziemię Świętą. To doprowadza do fałszywych stwierdzeń, że Kościół najeżdżał ziemie muzułmańskie. Tak może się wydawać, bo Bliski Wschód obecnie głównie kojarzy nam się muzułmanami. Jednak trzeba pamiętać, że islam powstał dopiero w VII wieku. Zgodnie z przyjętą definicją pierwsza zorganizowana krucjata nie odbyła się do Jerozolimy. Bliźniacze zasady posiadało papieskie wezwanie z 1063 r., w którym wzywano rycerstwo pragnące wyruszyć do Hiszpanii. Każdy z nas kojarzy mapę świata i z grubsza wie, że biorąc za punkt środkowy Rzym, to Hiszpania i Jerozolima leżą w zupełnie innych kierunkach. Dlaczego więc na Półwysep Iberyjski udaje się uzbrojone rycerstwo? 

Gdy do idei krucjatowej jeszcze daleko, w Kościele przez lata prowadzone będą rozważania na temat wojny. Nie ma wątpliwości, że jest to bardzo trudny dylemat teologiczny. Św. Augustyn rozważa te problemy z perspektywy władców, ale też jednostek, a w IX w. papiestwo zrównuje męczeńską śmierć ze śmiercią żołnierzy o czystych sercach i miłością do wiary katolickiej, którzy zginęli w obronie wiary. Papież Leon IX rozszerza tę ideę, gloryfikując śmierć w boju w obronie sprawiedliwości (nie samej wiary katolickiej). Jednak rozważania swoją drogą, a rzeczywistość swoją. Wojny trwały nawet wtedy, gdy teologowie nie mieli sprecyzowanych myśli w tym zakresie. Trzeba pamiętać, że faktyczni, władze Kościoła nie dysponowały żadną siłą fizyczną. To rycerstwo ruszało na krucjaty i nie pod groźbą kar, a nagród – i nie materialnych, bo w rzeczywistości wyprawy potrafiły kosztować majątek, a duchowych.  

Kościół stał na straży pokoju, dysponując modlitwą i słowem. Choć czasami przez walkę o pokój niestety, tak jak obecnie, trzeba rozumieć po prostu walkę. Tak np. w 452 r. papież Leon Wielki samym słowem powstrzymał barbarzyńskich Hunów przed najazdem, a później w 455 r. namówił Wandalów do nieprzelewania krwi i niepodpalania rzymskich budynków, ograniczając kolejne straty. Innym przykładem są starania, które zmaterializowały się poprzez wprowadzanie zespołu traktatów zwanych Pax et Treuga Dei, które coraz bardziej ograniczały wojny między chrześcijanami. Taki duchowy nadzór wspierał kształtującą się cywilizację łacińską.  

W tym wszystkim odnajdujemy kontekst i przyczyny późniejszego zaangażowania rycerstwa w krucjaty. Myśląc o pierwszych wyprawach krzyżowych, znajdujemy wspólny mianownik. Wszystkie były organizowane przeciwko muzułmanom. Nie wynikało to jednak z jakiegoś negatywnego nastawienia chrześcijan do mahometan. Było tak, ponieważ to właśnie Saraceni stanowili największe i najbardziej realne zagrożenie dla niemal całej Europy. Powstanie islamu było szybkie i gwałtowne. Już Mahomet, od którego wziął się początek nowej religii, został przywódcą militarnym i szybko zaczął ekspansję, którą przez kolejne setki lat kontynuowali jego następcy. Nie odbywało się to oczywiście bez wewnętrznych waśni i podziałów, jednak uświadomienie sobie tego faktu pozwoli nam zrozumieć późniejsze zaangażowanie w wyprawy krzyżowe. Już w 638 r. kalif Umar podbił Jerozolimę, dodając ją do już zdobytej Arabii, Mezopotamii, płaskowyżu irańskiego i znacznej części Palestyny. Rok później wojska arabskie wkraczają do Egiptu. W 717 r. możemy mówić już o muzułmańskim imperium. Ich tereny ciągnęły się od Pirenejów do Indii środkowych, a muzułmańscy wojownicy zaatakowali Konstantynopol. Miną lata zanim i to miasto padnie, ale na razie okazuje się nie do pokonania. Jednak ekspansja trwa.  

Jednym z kluczowych momentów w historii jest bitwa pod Poitiers. W 732 r. Frankowie ratują ówczesną Europę, rozbijając armie kalifatu. Gdzie jest Poitiers? Niemal w sercu Francji! Czy ten obraz jest podobny do medialnego przekazu, gdzie to Europejczycy najeżdżają muzułmanów w Jerozolimie? Niestety, wspomniane legendarne zwycięstwo jedynie zmienia charakter imperium arabskiego. Islam nie kończy ekspansji. W 828 r. zajęta zostaje Sycylia. Imperialistyczne zapędy zmieniły się na agresywne, mniejsze wypady. Podzielony po rozbiciu kalifat nie miał już takiej siły, a kraje Europy Środkowej nie były tak łatwym przeciwnikiem jak wcześniejsze zdobycze. Jednak nowa strategia kontynuowała podboje. Walki o odzyskanie Półwyspu Iberyjskiego, zwane rekonkwistą, trwały od VIII do XV w. Dzięki panowaniu na tych terenach armie arabskie mogą prowadzić eskapady w głąb Włoch i Francji.  

Fot. arch. autora

Dzięki muzułmańskiej flocie kontrolowali też Morze Śródziemne, a w 848 r. korsarze dokonują grabieży Rzymu. W dużej części nietknięty przez Hunów i Wandalów Rzym tym razem nie spotyka się już z tak cywilizowanymi decyzjami. Po 890 r. powstaje Fraxinet, czyli jedna z najniebezpieczniejszych twierdz arabskich w Europie. Mahometanie mieli swoje twierdze na terenie Europy Środkowej. Dzięki nim akcje rabunkowe sięgały aż do współczesnej Szwajcarii. Atakowane były głównie klasztory, jak na przykład Novalaise oraz bogate opactwo Saint Maurice w 940 r., ale również kupcy i pielgrzymi. Regiony stawały się niezdatne do życia czy prowadzenia jakiejkolwiek działalności gospodarczej. Jedną z baz wypadowych wojska arabskie miały zaledwie 60 km od Rzymu na wzgórzu Monte Argento. Skala, liczba baz wypadowych, twierdz i bliskość do znanych nam miejsc uświadamiają, jak kryzysowa musiała być to sytuacja dla ogromnej liczby mieszkańców. Tak naprawdę większość europejskich podróży musiała wiązać się ze strachem przed arabskimi napadami. Taka świadomość w myśli współczesnych ludzi funkcjonowała przez wiele pokoleń. Wspominana twierdza Fraxinet została zamknięta dopiero w 973 r., a odzyskiwanie mniejszych obozów i ponowne zasiedlanie terenów musiało trwać latami.  

W rzeczywistości już niewiele dzieli nas od wspomnianej pierwszej oficjalnej wyprawy do hiszpańskiego Barbastro w 1063 i późniejszej do Jerozolimy w 1099. Proces odzyskiwania kontroli musiał trwać latami, a i tak nie została ona odzyskana w pełni (wspomniana rekonkwista trwała przecież jeszcze kilka wieków). Wciąż arabska flota władała Morzem Śródziemnym, a nawet w XI wieku w klasztorach zbierano fundusze na opłacanie okupów za uprowadzonych jeńców. To nawet w 1178 r., czyli prawie 100 lat po odzyskaniu Jerozolimy, w okolicy Marsylii nadal porywano jeńców. Sycylię odzyskano dopiero w 1091 r. 

Po wypisaniu i tak tylko części wydarzeń mamy dość dobry obraz tego, w jakich realiach od pokoleń żyli ludzie, którzy ostatecznie zorganizowali się w tzw. wyprawach krzyżowych. Jak zaznacza Bartosz Ćwir, to właśnie muzułmanie byli największym zagrożeniem dla Europy i powodowali strach w sercach mieszkańców. Wskazuje, że świadczyć o tym mogą podmianki w rycerskich balladach. W „Pieśni o Rolandzie” czy w eposie Gormont i Isambert tacy wrogowie jak Boskowie czy Normanowie podmienieni zostają na islamskich wojowników. Może to wynikać właśnie z faktu, że to Saraceni stanowili znane wszystkim zagrożenie. Byli bardziej uniwersalnym symbolem strachu. Dzięki temu utwór mógł być zrozumiany przez każdego, a nie tylko przez odbiorców regionalnych. Wydarzenia na wieki wyprzedzają myśl krucjatową, więc wbrew niektórym tezom nie mogą stanowić jakiejś propagandowej akcji prokrucjatowej. 

Jesteśmy więc „w przededniu” pierwszych wypraw. Od wieków Europa zmaga się z najazdami muzułmanów, a Kościół wzywa do zjednoczenia chrześcijańskich państw (Pax et Treuga Dei, szczególnie ważne w kontekście włączania kolejnych ludów barbarzyńskich do łacińskiej cywilizacji) i zaprzestania wewnętrznych konfliktów. Po roku 1000 w ciągu dziesięciu lat Arabowie spalili lub zniszczyli ponad trzydzieści tysięcy kościołów, a w 1009 roku zrównano z ziemią najważniejsze chrześcijańskie miejsce kultu – bazylikę Grobu Świętego. Napadano pielgrzymów, a historycy piszą, że chrześcijanie ratowali życie, symulując przejście na islam. Trzeba przyznać, że tak brutalne zachowanie wiąże się głównie z panowaniem Al-Hakima, który również podpadł muzułmanom. Jednak w późniejszych latach różne formy prześladowań nadal trwały. W 1064 r. zaatakowano bezbronną pielgrzymkę ponad 7000 ludzi, która mimo braku uzbrojenia broniła się przez wiele dni. Na terenach Hiszpanii trwają akcje odbudowy i odzyskiwania.  

Trwają one również ciągle w innych częściach Europy. Pielgrzymi są atakowani, tysiące kościołów zostało zniszczonych, bazylika na lata zrównana z ziemią, a władze Bizancjum przegrywają w 1071 w bitwie pod Mantzikertem. Dopiero po tych wydarzeniach i już po de facto krucjacie do Barbastro i do Tarragona (1089r.) dochodzimy do wezwania papieża Urbana II na synodzie w Clermont w 1095 r. Trzeba też zaznaczyć, że sam cel, Jerozolima, nie jest obecny w pierwszych przekazach tego wezwania. Celem był ratunek i wyzwolenie kościołów wschodnich. Być może Jerozolima doszła później w ramach marketingowych jako konkretne i ważne miejsce. Z drugiej strony, 90 lat wcześniej, gdy zniszczono bazylikę Grobu Świętego, nie spowodowało to takiego poruszenia, by zorganizowano krucjatę. Świadczy to raczej o tym, że sama Jerozolima nie stanowiła tak istotnego punktu w umysłach ówczesnych. Zgodne to jest z tym, że w 1098 r., gdy wyprawa utknęła pod Antiochią, papież nie wspomina o Jerozolimie.  

W tym samym tonie są słowa kierowane do chętnych na wyprawę: „Ktokolwiek z was pragnie udać się do Azji, niech spełnia pragnienie swej wiary tutaj. Nie przysporzy sobie bowiem zasług, ratując chrześcijan przed Saracenami daleko, podczas gdy blisko chrześcijanie cierpią ucisk i prześladowania od Saracenów”. To świadczy o tym, że nie samo miasto czy nawet Grób Pański stanowiły cel, a faktycznie ogólna ochrona chrześcijaństwa. Tak tego blisko, jak i tego oddalonego i to na jednakowym poziomie, a być może nawet istotniejsze było to blisko. Bo po co pomagać daleko, będąc ślepym na szkody tym w naszym otoczeniu? Mimo wszystko papież dysponujący jedynie słowem zdołał poruszyć dziesiątki tysięcy i zjednoczyć ich we wspólnym celu. Jedni brali udział w rekonkwiście i odzyskiwali Półwysep Iberyjski, broniąc cywilizacji łacińską z zachodu, drudzy wyruszyli bronić wschodu. Bez wątpienia ludzie czuli potrzebę zjednoczenia i działania. 

Efekt końcowy 

W przestrzeni publicznej i wśród historyków zdania są podzielone również w kontekście efektów wypraw krzyżowych. Można powiedzieć, że ostatecznie Jerozolima i chrześcijańskie miasta na Bliskim Wschodzie zostały ponownie podbite przez muzułmanów, więc krucjaty skończyły się fiaskiem. Czy jednak za cel podaliśmy sobie właśnie odbicie i utrzymanie tych miast? Czy w tych wiekach toczonych walk z wielkim zagrożeniem całej europejskiej cywilizacji mogłoby chodzić o utrzymanie jednego czy kilku miast poza Europą? Oczywiście, że nie. Na krucjaty można patrzeć jak na wydarzenie, które odniosło sukces. Wyprawy skupiły na sobie uwagę kalifatu. Ataki na Europę słabły, rekonkwista ostatecznie dobiegła końca i Półwysep Iberyjski został oczyszczony z arabskich agresorów. Szlaki handlowe zostały odzyskane, a ostatecznie i Morze Śródziemne zostało wyzwolone od panujących tam korsarzy. Początek krucjat to rozwój Środkowej Europy.  

Mimo upadku Królestwa Jerozolimskiego, Antiochii i Edesy, na Rodos utrzymywali się joannici, zwalczając arabskich korsarzy. Później przenieśli się na Maltę, gdzie kontynuując morską wojnę, obezwładnili dwa potężne porty Algier i Tunis. Jeżeli więc patrzeć na wyprawy krzyżowe globalnie, a taki był ich właściwy cel, to mimo ostatecznych militarnych porażek we wskazanych miastach Europa została obroniona, a imperium arabskie ostatecznie rozbite. Tak wielkie militarne zagrożenie ze strony mahometan już nigdy nie wróciło do stanu sprzed organizacji wypraw krzyżowych. Obrona europejskiej cywilizacji jest zdecydowanie większym sukcesem, niż byłoby nim utrzymanie Jerozolimy. 

Przekłamania, mity – wielkie kłamstwo od lat 

Myślę, że wcześniej nakreślona przeze mnie historia i jej interpretacja jest dla wielu osób nowością. Dlaczego w przestrzeni publicznej mamy zupełnie inny obraz tych wydarzeń? Dlaczego panuje tak wiele przekłamań z tym związanych? Dzieje się tak z różnych powodów. Za część odpowiedzialni są pisarze i historycy. Bardzo znany historyk Runciman piszący o krucjatach nazywa je największym bestialstwem. Jednak nauka w tym zakresie poszła od jego pracy mocno do przodu i znamy więcej faktów. Mimo wszystko dziwi takie podejście do tematu człowieka, który przecież dożył 2000 roku, więc znał historię mordów, jakich dopuszczali się Niemcy i Rosjanie w czasie wojny. 

Kolejne przekłamania odbywają się za sprawą mediów społecznościowych, gdzie bez wiedzy ludzie powielają pewne hasła. Robią to też amatorzy historii, tworząc różnego rodzaju wpisy czy nagrywając materiały na YouTubie. Łatwo można znaleźć osoby, które oceniają tamte wydarzenia całkowicie błędnie. Historii nie ocenia się ze współczesnej perspektywy wygodnego miejsca na kanapie. Myślę, że widać to wyraźnie po kontekście historycznym, jaki wyżej przedstawiłem. Setki lat napadów i konfliktów musiały wpłynąć na wychowanie następnych pokoleń. Nie zdziwiłbym się, gdyby rodzice, napinając swoje dzieci, mówili „bądźcie grzeczni, bo przyjdą Saraceni i was zabiorą”, nawet na długie lata po tym, jak zażegnano problemy walk w Europie. Nie jest to mało prawdopodobne.  

Jak podaje w swojej książce „Jak Kościół katolicki ocalił zachodnią cywilizację” Diane Moczar „rodziców zmuszano do przekazywania Turkom niektórych potomków płci męskiej. […] osmańscy zwycięzcy brali ogromną ilość niewolników – mężczyzn, kobiet i dzieci – jednak to w szczególności rekwizycję chłopców zamieniono w regularny system poddany szczególnym regulacjom. Szacuje się, że około piątą część dzieci z Europy Wschodniej i Środkowej Turcy zabrali jako daninę”. Piątą część dzieci na przestrzeni wieków zabrano, po czym przeprogramowano na muzułmańską modłę. Jakie to musiały być ilości chłopców z tak ogromnej części kontynentu? Jak bardzo oddziaływało to na morale i psychikę dzieci i rodziców tamtych i przyszłych czasów? Trudno sobie to wyobrazić. Fakt porywania i wykorzystywania europejskich dzieci został wykorzystany w światowym hicie kinowym „Dracula: historia nieznana”. Turcy przychodzą po okup w postaci chłopców. Żądają tysięcy dzieci. Inaczej zabiją wszystkich mieszkańców. Główny bohater woli stać się potworem i zawrzeć „pakt z diabłem” niż oddać własnego syna. Staje się znanym, legendarnym wampirem i walczy z najeźdźcami, ratując swoją wioskę. Myślę, że wielu, oglądając ten film, rozumie i popiera działania głównego bohatera, jednocześnie krytykując działania uczestników wypraw krzyżowych. 

Przekłamania biorą się też z pewnej ignorancji historycznej. Często w kontekście krucjaty do Ziemi Świętej czytamy o rzezi. Sam atak na Jerozolimę przedstawiany jest jako najazd, mimo że to przecież muzułmanie podbili to miasto, a chrześcijanie chcieli je odzyskać. Następnie komentatorzy całkowicie ignorują fakt praktyk wojennych. Niestety, opisywana rzeź była i jest czymś normalnym w momencie, gdy przegrywająca armia się nie poddaje, tylko wręcz „broni do upadłego”. W chaosie łatwo pomylić osobę bezbronną z uzbrojoną. Z drugiej strony, nawet kobiety i dzieci potrafiły brać udział w wojnach. Jeżeli mężowie czy ojcowie bronią miasta, to ich żony i dzieci nie powitają przeciwników z uśmiechem. Każdy przemykający cień jest więc potencjalnym przeciwnikiem, a każda ignorancja zagrożenia może kosztować życie. W Jerozolimie, gdy padały kolejne fortyfikacje, armia arabska cofała się w głąb miasta, broniąc kolejnych pozycji. Sforsowanie bramy było w rzeczywistości jedynie początkiem dalszych walk. Ciągle nie było poddania, trwała wzajemna eliminacja.  

fot. Dariusz Kanclerz/unsplash

Ostatni etap miał miejsce w świątyni jerozolimskiej. Tutaj znowu padają przekłamania. Można spotkać informacje, że w czasie „rzezi” zginęły dziesiątki lub setki tysięcy, a nawet miliony ludzi. W rzeczywistości dziesiątki tysięcy stanowiły całą populację miasta, a świątynia mogła pomieścić „zaledwie” kilka. Te ogromnie przesadzone liczby musiałyby świadczyć o wybiciu wszystkich mieszkańców Jerozolimy. Jednak, jak wiadomo, duża część z nich opuściła miasto na wieść o zbliżającej się armii i wróciła do niego po zakończeniu walk. W opisach mowa jest też o ogromnej liczbie jeńców wojennych, więc to zaprzecza narracji o bezmyślnej krwawej rzezi. Dodatkowo to w arabskich kronikach można znaleźć informacje, że później, pod rządami chrześcijańskimi, muzułmanie mogli swobodnie modlić się do Allaha. Arabski kronikarz pisze nawet o „przyjaciołach krzyżowcach”, z którymi się modlił i którzy obronili go przed innym awanturującym się chrześcijaninem. Jednak tak w tym temacie, jak i w przypadku inkwizycji czy przy okazji kolonizacji, antyklerykałowie lubią rzucać „milionami ofiar Kościoła”, nie zdając sobie sprawy z faktu, albo też totalnie go ignorując, jak wielkich nadużyć dokonują.  

Niestety, współcześnie piszący potrafią podchwycić oskarżycielski tok myślenia i stosować podwójne standardy. Robi tak w swoich pracach muzułmański pisarz Reza Aslan, pisząc z jednej strony, że arabskie ataki były czymś normalnym na tamte czasy, i nie powinno się ich piętnować, a z drugiej, że to de facto obronne zachowania armii chrześcijańskich były barbarzyńskie, kolonizatorskie i stanowią przyczyny późniejszych konfliktów czy nawet współczesnych aktów terrorystycznych. 

Wśród manipulacji pojawiają się również historie, które nie miały miejsca, wydarzenia przedstawiane w inny sposób czy nawet słowa, których prawdopodobnie nikt nigdy nie wypowiedział. Tak jest chociażby ze znanym „zabijajcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich”, które pojawia się jedynie w pojedynczym zapisie autorstwa kronikarza znanego ze swoich przesadzeń i to na wiele lat po tym, jak rzekome słowa miały paść. Jednak nawet gdyby ktoś coś takiego powiedział, to jest to ogromnie dalekie stanowisko od oficjalnego, które przekazywał Kościół: „Wiedzcie zatem, że temu, który wyruszy w podróż nie z żądzy doczesnych korzyści, a lecz dla zbawienia swej duszy i uwolnienia Kościoła zostaną odpuszczone wszystkie grzechy”.  

Do przekłamań dochodzi również przez błędną definicję lub totalne jej zignorowanie. W ten sposób powstały mity o krucjatach dziecięcych czy ludowych. Były to oddolne ruchy, które nie miały poparcia Kościoła, a wręcz spotykały się z surowym duchowym potępieniem. Mimo wszystko często takie wydarzenia są wliczane do wypraw krzyżowych i działań Kościoła. Również samowolne zachowania rycerstwa podpinane są pod winy Kościoła. 

Fot. arch. autora

Oczywiście nie ulega wątpliwości, że w czasie krucjat doszło do niejednego nadużycia. Na pewno, jak to niestety ma miejsce w czasie wojen, były rabunki i gwałty. Trzeba jednak pamiętać, że mówimy tutaj albo o osobach świeckich, które wykorzystywały chaos wojen – znane są takie przypadki, które bardzo szybko były potępiane przez papiestwo, a ich uczestnicy byli nawet ekskomunikowani, albo o duchownych, których ponosiła wyobraźnia i odrywali się od kościelnego zwierzchnictwa.  

Jak w publikacji „Kościół oskarżony” zaznacza Marek Piotrowski, walki w Jerozolimie mogły wyglądać inaczej, gdyby nie wcześniejsza śmierć legata papieskiego, biskupa Le Puy Ademara, który hamował zapędy wojska. Po jego śmierci w czasie walki o Antiochię wojska miały większą swobodę działań. Dodatkowo, jak zaznacza Piotrowski, co nie usprawiedliwia nadużyć, łatwiej jest zrozumieć pewne działania, wiedząc, że ci ludzie mieli w pamięci to, co muzułmanie robili z chrześcijanami. Mowa tutaj o masowym mordzie pod Kserigordon czy o gwałtach w Antiochii. Prawdopodobnie również z przesadą w relacjach podaje się, że zostały wtedy zgwałcone wszystkie ormiańskie kobiety. 

Wreszcie, mamy też przekłamania wynikające z poprawności politycznej czy innych nie do końca wiadomych powodów. Tak jest np. w przypadku znanego filmu „Królestwo niebieskie”. Ostatnia scena pokazuje, jak arabski dowódca Saladyn puszcza wolno wszystkich obrońców miasta. Główny bohater się dziwi, bo przecież chrześcijanie nie byli tak dobroduszni, a wspaniałomyślny Saladyn okazuje taką dobroć. W rzeczywistości nawet arabscy kronikarze opisują te wydarzenia jako straszne. Mowa jest o tysiącach pohańbionych kobiet, gwałconych zakonnicach, płaczu, który było słychać godzinami. Mowa jest o tysiącach, którzy zostali zniewoleni. W rzeczywistości z niewoli mógł się wykupić tylko ten, kogo było na to stać. Kto miał wystarczająco pieniędzy, mógł wykupić też innych. Ten sam arabski dowódca dokonywał wcześniej masowych egzekucji na chrześcijańskich rycerzach, którzy złożyli broń.  

Nadużycia 

Dla potwierdzenia nadużycia, złe praktyki i niewłaściwe zachowania występowały w trakcie wypraw krzyżowych. Były też liczne, błędne decyzje, które doprowadzały do fiaska części z nich. Czasami wynikały one z decyzji generałów, władz świeckich, a czasami ze strony osób duchownych lub samych uczestników. Dla przykładu, jednym z takich zjawisk była prawdopodobnie skala podboju Jerozolimy. Tak jak wspomniałem za Markiem Piotrowskim, po śmierci stopującego zapędy militarne legata papieskiego wojska straciły bezpośrednią kontrolę urzędnika kościelnego, co mogło przyczynić się do takiego finału. Serią błędnych decyzji był też konflikt templariuszy z władzami Konstantynopola. To wynikało z bardzo złożonych sytuacji politycznych i nie rozwijając szczególnie tego wątku, to w ostateczności niezdobywalne miasto, które przez wieki opierało się muzułmańskim atakom, ostatecznie padło za sprawą chrześcijan. Władze Konstantynopola, które spółkowały z Saracenami, przekazując im informacje o ruchach krzyżowców, skutecznie zraziły do siebie niemal cały świat łaciński. Do tego doszła „masakra łacinników”, czyli, jak opisuje historyk J. J. Norwich: „Buntownicy wymordowali wszystkich mieszkańców Zachodu przebywających wówczas w stolicy, nie wyłączając kobiet, dzieci, a nawet chorych w szpitalach”. Dwunastoletnia córka francuskiego króla została przymuszona do ślubu z nowym sześćdziesięcioczteroletnim władcą miasta. Tak budowane relacje są w cieniu upadku miasta w czasie tzw. IV krucjaty do Ziemi Świętej z 1198 roku. 

Inne krucjaty 

Poza wyprawami w ramach rekonkwisty i tymi w kierunku Ziemi Świętej należy wspomnieć jeszcze o innych. Albigensi i husyci, przeciwko którym to zostały zorganizowane oficjalne wyprawy, często przedstawiani są jako pokojowe ofiary krwawej działalności Kościoła. Skierowanie myśli krucjatowej do wewnątrz miało swój epizod, gdy w pewnym momencie papież Grzegorz VII chciał powołać wyprawę przeciwko Niemcom. Nie odbyło się to oczywiście bez powodu. Imperialistyczne zapędy Niemiec nie sięgały jedynie władzy świeckiej.  

Święte Cesarstwo rościło sobie prawo również do decyzji duchowych, burząc przyjęty porządek. Można powiedzieć, że późniejszym efektem takiej myśli stały się decyzje z czasów rewolucji protestanckich, w których władze państwowe przejęły zwierzchnictwo również nad wyznaniem mieszkańców (Cuius regio, eius religio). Do krucjaty nie doszło, ale dało to pewne podwaliny pod cywilizacyjne zabezpieczenie bezpieczeństwa wewnętrznego.  

Dopiero papież Innocent III wykorzystał to, powołując do życia wyprawy przeciwko heretykom. Żeby zrozumieć, że nie mówimy tutaj o zamachu na wolność i braku tolerancji, trzeba po prostu powiedzieć, kim byli owi heretycy. Wspomnianych albigensów można trochę porównać do anarchistów lub komunistów. Wierzyli w pewien dualizm. Życie duchowe było dobrem, a materia złem. Jednak na tyle skrajnym poziomie, że prowadziło to do skrajnego umartwiania ciała i walki z zastanym porządkiem społecznym. Zniszczenie kultury, praw, nieuznawanie wyroków sądowych, niepłacenie podatków. Raz wiązało się to z agresywnymi działaniami, a innym razem było wprowadzane bardziej spokojnie. Dewastowane były dzieła sztuki, architektura czy nauka. Gardzono pracą i napadano na wysłanników państwowych czy kościelnych.  

Papież Innocenty III/Fot. Carlo Raso – https://www.flickr.com/photos/70125105@N06/27634903650/, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=115856200

W 1208 r. zamordowany został legat papieski Piotr z Castelau. W 1209 r. na wezwanie papieskie odpowiedziało rycerstwo, zbierając siły na wyprawę. Krucjata na znanych terenach wyglądała zupełnie inaczej niż te organizowane na Bliskim Wschodzie. Pełna logistyka, zajęcie strategicznych miejsc i zaplanowana linia zaopatrzenia. Akcje przebiegały sprawnie, a sprawy kończyły się podpisanymi traktatami. W Beziers nie przyjęto warunków pokoju, więc zgodnie z przyjętymi regułami wojen miasto skazywało się na śmierć w przypadku przegranej. Tutaj doszło do pewnych nieporozumień i w czasie planowania ataku szturm przeprowadziło pospólstwo uzbrojone w kije. Gdy rycerstwo wkroczyło wprowadzić porządek, krucjatowy plebs podpalił miasto. Szacuje się, że zginęło 7 tysięcy osób. Sytuacja wymknęła się spod kontroli, choć to właśnie na łaskę lub niełaskę zwycięzców oddawali się przegrani, odrzucając warunki pokoju. To w czasie tego szturmu padły rzekome słowa: „Zabijcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich”. Jednak historycy raczej są zgodni co do tego, że takie słowa nigdy nie padły. Nie wspominają o nich żadne bezpośrednie materiały źródłowe, a w rzeczywistości nie było kiedy takich słów wypowiedzieć, skoro legat z rycerstwem dowiedzieli się o szturmie już po sforsowaniu bram miasta. Rycerstwo w rzeczywistości nie ruszyło do walki z heretykami, tylko do opanowania zaistniałego chaosu. Poza tym jednym wydarzeniem większość pozostałych rozwiązywała się w standardowy sposób poprzez podpisane warunki, kary za ich niedotrzymanie, za zdrady itd. 

Wyprawy krzyżowe mają swoją definicję. Pozwala to oddzielić ruchy oddolne, samosądy i inne wydarzenia od tych faktycznie omawianych. Ich celem nie było zdobycie konkretnego miasta, a obrona chrześcijaństwa. Z tego powodu, mimo porażek, można uznać, że cel został spełniony. Zagrożenie ze strony muzułmańskiej ekspansji zostało osłabione, a nawet zażegnane. Jak we wszystkim, w czym biorą udział ludzie, również w tym przypadku dochodziło do nadużyć, mniej lub bardziej tragicznych w skutkach. Wynikały one z różnych przyczyn. Jednoznaczna ocena krucjat nie jest łatwa. Nie można wskazać, by były czymś dobrym, ale również by były czymś złym. Myślę, że trzeba stwierdzić, że były zjawiskiem koniecznym.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze