Malgaska dziewczynka. Fot. archiwum Misyjnych Dróg

Marolambo i Ambinanindrano. Tutaj wszystko się zaczęło [MISYJNE DROGI]

Warunki tropikalne, malaryczne. Wilgoć. Momentami górzysty teren. Bardzo ubodzy ludzie. To tu swoje misje rozpoczęli i prowadzą nadal oblaci.

Oblaci rozpoczęli misje 40 lat temu od wschodniego wybrzeża Czerwonej Wyspy, na terenie diecezji Toamasina. Pierwsza grupa pięciu misjonarzy otrzymała do prowadzenia dwa już istniejące okręgi misyjne – Marolambo i Ambinanindrano, w trudnym Dystrykcie Lasów Tropikalnych. Teren misji podzielony został na mniejsze sektory, za które byli odpowiedzialni poszczególni misjonarze. W miarę możliwości, gdy przybywało misjonarzy, liczba sektorów się zwiększała. Oblaci przejęli istniejące wspólnoty, zaczęli je odwiedzać, intensyfikować życie wiary, praktyki religijne. Częściej odwiedzane wspólnoty zaczęły wzrastać liczebnie. Zaczęły też napływać prośby o otwarcie nowych wspólnot w wioskach w okolicy. Choć wiara lokalnej wspólnoty pozostaje zawsze łaską, to jednak obecność większej liczby misjonarzy widzialnie wpływała na ich rozwój. Dziś na tym terenie prowadzą parafie w Toamasinie (NMP z Lourdes, św. Jana Chrzciciela na Analakinininie), misje centralne w Marolambo, Ambinanindrano, Mahanoro, Masomeloce, Volobe (pod opieką których jest czasem po kilkadziesiąt wspólnot), a także są odpowiedzialni za formację kandydatów do zgromadzenia oblatów w Toamasinie i Ambinanindrano.

>>> Madagaskar. Tam ewangelizują kobiety [MISYJNE DROGI]

Fot. Marcin Wrzos OMI

Nie w pojedynkę

Pan Jezus nie prowadzi nas do siebie w pojedynkę. W historii misji spotykamy różne rodzaje wspólnot gromadzących się na modlitwie. Jednym z podstawowych celów misji jest zakładanie lokalnych wspólnot chrześcijańskich. Misjonarze muszą się stawać także „architektami” relacji religijnych wśród ludzi. W ciągu czterdziestu lat pracy na Madagaskarze oblaci stali się architektami wielu wspólnot chrześcijańskich. Zakładanie żywych (modlących się) wspólnot chrześcijańskich to nie prosta i standardowa procedura. Często trzeba wykazać się pomysłowością oraz dostosować do zastanych okoliczności. Ojciec Waldemar Żukowski opowiedział trzy historie związane z powstaniem nowych wspólnot „w buszu” na terenie misji centralnej w Masomeloce.

>>> Śmierć i Famadihana na Madagaskarze [MISYJNE DROGI]

 Rozpoczął nauczyciel

Pierwszy przykład jest dość „klasyczny”. Ambodirotra-Sahavola to mała wioska oddalona ok. 40 km od misji centralnej. Jedynym połączeniem tej wioski ze światem były wąskie ścieżki w buszu, które można było przejść wyłącznie pieszo. Ze względu na wydobywane tam minerały do wioski tej przybywali ludzie z różnych części wyspy i różnych grup etnicznych (Merina, Betsileo), wśród których wiara była znana. Byli tam też ludzie ochrzczeni, jednak większość z nich nie pozostała na tych terenach na stałe. Po kilku latach pracy z reguły wracali oni do swych rodzinnych stron. Przez wiele lat w wiosce nie było regularnie modlącej się wspólnoty. W roku 2001 do wioski zawitał nowy nauczyciel. Pochodził z innej wioski, w której chrześcijaństwo już zapuściło swoje korzenie. Gorliwość apostolska nauczyciela sprawiła, że zapalił on mieszkańców do uczestniczenia w modlitwach niedzielnych organizowanych w jego domu. Powoli grupa powiększała się. Wspólne spotkania modlitewne postanowiono przenieść do pomieszczeń szkolnych. Obecność we wspólnocie ludzi bogatszych sprawiła, że z materiałów lokalnych wybudowany został mały domek (12 x 8 m), który pełnił funkcję kaplicy. Budynek ten przeznaczony był tylko i wyłącznie do sprawowania kultu. Choć obecnie w wiosce nie ma już wspomnianego nauczyciela, zawiązana przez niego wspólnota wciąż funkcjonuje i rozwija się.

Fot. Henryk Marciniak OMI

Zdjęcie fatum

Ankaramaniona to dość duża wioska (ok. 450 mieszkańców) oddalona od Masomeloki o 25 km. Dostęp do niej jest dużo łatwiejszy ze względu na możliwość przejazdu pierwszych 18 km, po przeprawieniu się przez Kanał Pangalanes motocyklem lub samochodem. Pozostałe trzeba jednak przebyć pieszo. W wiosce tej kiedyś istniała wspólnota chrześcijańska. Gdy Madagaskar był kolonią francuską, zdarzały się wypadki przyjmowania chrześcijaństwa z różnych powodów. Katechista był zwolniony z obowiązkowej pracy społecznej na rzecz państwa, a wioski, w których były wspólnoty chrześcijańskie, miały w misjonarzu orędownika przed władzami kolonialnymi. Wspólnota ta była takim właśnie przykładem. Brakowało w niej regularnej modlitwy i nauczania katechizmu. Po wielu próbach misjonarz w gniewie powiedział kiedyś: „Nie chcecie przyjąć światła, a więc żyjcie tak jak chcecie, w ciemności” i przestał odwiedzać wioskę. Po wielu latach na misję centralną zgłosiła się starszyzna wioski i kilku młodych – z prośbą o ściągnięcie z wioski fatum. Od dłuższego czasu zauważano bowiem brak jakiegokolwiek postępu i dużą demoralizację. Całości nieszczęść dopełnił pożar wioski po jednej z wiejskich zabaw. Dla mieszkańców było to jasne – ciążyła nad nimi „klątwa” misjonarza! Nie pozostawało nic innego, jak udać się na misję i prosić o rozwiązanie problemu. W tym samym czasie do wioski powróciła 25-letnia dziewczyna po ukończeniu gimnazjum i szkoły (promotion feminine) u sióstr zakonnych w Nosy Varika. Była to osoba już ochrzczona, zaradna, ładnie śpiewająca. W swoim rodzinnym domu zaczęła regularną modlitwę, do której przyłączyli się wszyscy domownicy, na czele z ojcem. Od niego to właśnie wypłynęła idea szukania rozwiązania problemów istniejących we wsi u misjonarza. Sprawy potoczyły się lawinowo! Wyłoniono komitet parafialny, wybrano katechistę i rozpoczęto regularne modlitwy i naukę katechizmu. Przy wejściowej drodze stanęła nowo wybudowana duża i obszerna kaplica z wyraźnie widocznym krzyżem.

>>> Madagaskar. Szpital i bandyci [MISYJNE DROGI]

Muzułmanin apostołem

Historia wspólnoty w małej wiosce Andranotsara (ok. 160 mieszkańców), położonej nad Kanałem Pangalanes, w odległości 15 km od Masomeloki rozpoczęła się w 2001 r. w dość wyjątkowy sposób. W latach 1995–2003 funkcję wójta gminy Masomeloka piastował muzułmanin. Do obowiązków wójta należało, m.in. odwiedzanie poszczególnych wiosek w gminie w celach administracyjnych lub propagandowych. To on zauważył, że wioski, w których były wspólnoty chrześcijańskie były czystsze od innych, dbano o higienę, ludzie byli bardziej karni i odpowiedzialni za społeczność. Podczas obchodu wiosek, po nieudanej próbie zmobilizowania ludzi do kopania kanałów nawadniających ryżowiska, opuszczając wioskę zapytał, dlaczego nie ma tam wspólnoty katolickiej? Pytanie to dało wiele do myślenia starszyźnie wioski. Skoro sam wójt o to pyta, należałoby więc coś zdziałać w tym kierunku. Ciężka praca przy kopaniu rowów nie interesowała ludzi, aby jednak pójść na rękę wójtowi wspólnotę katolicką można było założyć. W taki sposób muzułmański wójt stał się więc katolickim apostołem! Taki był początek nowo rodzącej się wspólnoty w Andranotsara. Jeden z pracowników promu podjął się funkcji katechisty. Wybrano radę parafialną. Historia tej wspólnoty trwała jednak zaledwie rok. Dziś ona się odradza.

Fot. Henryk Marciniak OMI

Żywy Kościół świeckich

Lokalne „wioskowe” wspólnoty to wspólnoty podstawowe, modlące się wspólnie co niedzielę, w których prowadzony jest katechumenat oraz nauka katechizmu. Jednak czegoś ważnego w nich brakuje. Nie ma codziennej Eucharystii. Zadaniem misjonarza jest więc taka „architektura” wspólnoty, która nie opiera się na codziennej (ani nawet coniedzielnej) mszy św. Najważniejszym spotkaniem jest wtedy modlitwa niedzielna (nawet bez księdza). Jak formować taką wspólnotę? Główny ciężar prowadzenia i animowania wspólnoty spada na chrześcijan świeckich. Na Madagaskarze rozwinęła się dość oryginalna, dwustronna struktura tych lokalnych wspólnot. Z jednej strony animacją wspólnoty, katechizacją, przygotowaniem do sakramentów zajmuje się katechista (jeden bądź więcej). Jest on jakby „przedłużeniem” misjonarza, jego prawą ręką. Z drugiej strony zarządem tej małej lokalnej wspólnoty zajmuje się przewodniczący (prezydent) wspólnoty, wybrany przez nią samą. Może on mieć do pomocy kogoś, kto będzie się zajmował sprawami materialnymi, będzie swoistym skarbnikiem pieniędzy zbieranych podczas różnych spotkań. W zamierzeniu współpraca tych dwóch osób – katechisty i prezydenta – ma służyć lepszej współpracy i wzajemnej kontroli, aby nie było nadużyć. W praktyce różnie to bywało, niekiedy dochodziło do napięć. Jest to w pewnym sensie żywy Kościół świeckich, bo misjonarz funkcjonuje trochę jak w polskich warunkach biskup; przyjeżdża od czasu do czasu, zarządza, wyznacza, sprawuje Eucharystię i inne sakramenty i odchodzi. Można się zastanawiać, czy dla codziennego przeżywania wiary chrześcijan w takich warunkach ważniejsza jest niedziela bez kapłana, a więc bez Eucharystii, czy np. wtorek drugiego tygodnia Wielkiego Postu, kiedy to podczas obchodu wspólnotę odwiedzi misjonarz i jest sprawowana Eucharystia oraz inne sakramenty. Zasadniczym sposobem odwiedzania tych wspólnot jest system tzw. tournée. Dwa-trzy razy do roku misjonarz odwiedza wszystkie wspólnoty swego sektora. Najczęściej odbywa się to w Adwencie i w Wielkim Poście oraz kiedyś w ciągu roku. Tournées trwają najczęściej ok. dwóch tygodni.

>>> Abp Schick: Madagaskar umiera z głodu

Miejscowi „architekci” – wspólnota i katechista

Jak wygląda tworzenie „architektury” nowej lokalnej wspólnoty? Najpierw przedstawiciele wioski zgłaszają misjonarzowi wolę założenia wspólnoty. Później zostaje wyznaczony dla niej inspektor i zostaje przypisana do danego sektora. Z czasem wybiera się katechistę, który powinien być żonaty (jeśli to kobieta, to powinna mieć męża). Następnie wybiera się radę wspólnoty i zaczyna budowę prostej kapliczki. Wspólnota powinna nabyć podstawowe książki i materiały katechetyczno-liturgiczne oraz założyć swoje „księgi”, czy raczej zeszyty – cahiers. W tym czasie trwa nauka katechizmu i wspólnota powinna się sprawdzić w wytrwałości i regularności we wspólnych modlitwach. Stopniowo też powinna przejmować obowiązek częściowego utrzymywania misjonarza w postaci drobnych ofiar – denier du culte oraz ryżu. Niekiedy na ten cel wspólnota wybiera kawałek pola, które wspólnie jest uprawiane. Ponieważ katechista, zasadniczo mianowany przez misjonarza, jest jego przedstawicielem, więc w interesie tego ostatniego jest jego dobre przygotowanie. Jednym z ważniejszych kryteriów przy wyborze katechisty jest… znajomość pisania i czytania. Niestety, w niektórych regionach mała garstka ludzi w wiosce potrafi czytać i pisać. Misjonarze starali się, aby katechiści byli w miarę możliwości dobrze wykształceni i uformowani. Dla nowych katechistów organizowane były kilkutygodniowe kursy przygotowawcze. Niektórzy posyłani byli na specjalne kursy roczne (wraz z całą rodziną). Ponadto co roku mają tygodniowe szkolenie uzupełniające. Pewną pomoc w relacjach misjonarza z katechistami stanowią inspektorzy. Jest to rodzaj „dziekana” katechistów. Kiedyś takimi miejscami formacji dla nich były krajowe ośrodki w Ambositra i w stolicy. W roku 1997 oblaci we współpracy z miejscowym biskupem założyli diecezjalny ośrodek formacji katechistów w Toamasinie. Misje na wschodnim wybrzeżu stały się zaczątkiem pracy oblackiej na Madagaskarze. To tu się jej uczyli. Dziś to dwie parafie miejskie, pięć misji centralnych, dwa domy formacyjne, pięć szkół, centrum formacji dla katechistów, setki wspólnot w buszu, mała drukarnia, powołania. Praca ewangelizacyjna prowadzona jest w najtrudniejszych, tropikalnych (malarycznych) rejonach, wśród najuboższych i z nimi. Może właśnie dlatego Pan Bóg wspiera ich swoim błogosławieństwem i dużym wsparciem.

Fot. Henryk Marciniak OMI

Misje centralne i parafie miejskie

Poza tymi najbardziej podstawowymi wspólnotami wiary istnieją wspólnoty na misjach centralnych, funkcjonujące jak quasi-parafie. W Marolambo, Ambinanindrano, Mahanoro, Masomeloce i Volobe msze św. odprawiane są codziennie. Niekiedy funkcjonuje szkoła, bądź to formalna, bądź zawodu. Do takich misji centralnych zachodzą niekiedy chrześcijanie „z buszu” przy okazji załatwiania różnych spraw (bo misje położone są w większych miejscowościach „gminnych” lub „powiatowych”). Niekiedy przychodzą specjalnie na jakieś święta, np. na Wielkanoc czy Boże Narodzenie albo na różne spotkania. Poza posługą czysto kapłańską trzeba wspomnieć również pracę ewangelizacyjną braci oblatów, którzy często prowadzą modlitwy tam, gdzie nie ma kapłanów, ale również kierują pracami budowlanymi i administracyjnymi lub też uczą zawodu, np. w stolarni, poprzez pracę fizyczną, próbując przekazać nie tylko wiadomości techniczne, ale również życie wiarą. Trochę inna „architektura” relacji ludzkich cechuje wspólnoty w miastach. Funkcjonują one podobnie jak polskie parafie miejskie. Jest w nich codziennie sprawowana Eucharystia. Duszpasterze mają swoje dyżury w biurze parafialnym. Istnieje w nich wiele grup duszpasterskich. Często dzielą się one na mniejsze wspólnoty – dzielnice. Każda taka „dzielnica” przeżywa na niższym niż parafialny poziomie pewne swoje lokalne sprawy, zarówno związane z życiem wiary i modlitwy, jak i potrzebami życia codziennego. Dzielnice te są też po kolei odpowiedzialne za przygotowanie niedzielnych liturgii parafialnych, czytań, komentarzy liturgicznych, śpiewów. Na architekturę różnych budynków składają się nie tylko formy podstawowe, ale również dodatkowe ornamenty. Oblaci na wschodnim wybrzeżu Madagaskaru podejmowali się również innych posług. Przede wszystkim przy kilku parafiach i misjach istnieją szkoły. O szkołach w Mahanoro czy w Toamasinie na Analakininie czytaliśmy nieraz w „Misyjnych Drogach”. Szkoły zawodowe lub warsztaty stolarskie istnieją przy misjach w Mahanoro i Marolambo. Niektórzy zaangażowali się również w apostolat młodzieży akademickiej w Toamasinie. Inni w apostolat ludzi morza. Prowadzą też fermę w Ivoloinie oraz pomagają siostrom w prowadzeniu ośrodka rolniczego w Marotsiriry-Betsizaraina. Wielokrotnie pomagali też ofiarom klęsk żywiołowych, zwłaszcza po cyklonie Geralda w 1994 r.

>>> Przeczytał w gazecie o misji na Madagaskarze. Namalował obraz

Wspólnoty zakonne

Już pierwsi oblaci stanęli przed wyzwaniem. Po pierwsze, jak stworzyć struktury formacyjne, aby wewnątrz wspólnoty misjonarskiej przeżywać dwoistość kulturową (polsko-malgaską). Po drugie zaś, jak formować kandydatów do naszego zgromadzenia do tego, aby później sami stali się „architektami” lokalnych wspólnot chrześcijańskich. Pierwszych kandydatów posyłano do innych seminariów oblackich w Afryce, później do innych seminariów na Madagaskarze. Jednak, gdy ich liczba wzrastała trzeba było zorganizować trwałe struktury własne. Najpierw był to prenowicjat, potem nowicjat, w końcu seminarium (najpierw w stolicy, później w Fianarantsoa). Oczywiście nie przebiegało to prosto i bezboleśnie. Zaczęto wysyłać malgaskich scholastyków na studia do Rzymu, później też do Kamerunu. W końcu również pewne odpowiedzialne funkcje zaczęto powierzać oblatom malgaskim. Niekiedy było to odbierane jako „oddawanie władzy” miejscowym oblatom. Malgascy oblaci w końcu też musieli zacząć swoje projekty „architektoniczne”. Pozostała jeszcze inna kwestia. Jak przygotowywać malgaskich oblatów do podjęcia misyjnego dzieła zakładania lokalnych wspólnot? Jako zgromadzenie misyjne nie mogliśmy o tym zapomnieć. Obecnie oblaci malgascy uczą się tej sztuki w Hongkongu, Australii, Kanadzie i na Réunion. Jest to mocny znak dla wielu innych kapłanów malgaskich, że nie można być zapatrzonym tylko we własne środowisko.

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze