Ks. Kancelarczyk: legalna aborcja prowadzi do tego, że dzieci z wadami genetycznymi po prostu się nie rodzą [ROZMOWA]
Po publikacji orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 202o roku, w Polsce prawnie zakazana jest aborcja z tak zwanej przesłanki drugiej (badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu). – To nie jest prawo uchwalone przez obrońców życia. To prawo uchwalone i określone przez właściwe ku temu instytucje. To nie jest sprawa obrońców życia, ale sprawa całego naszego kraju – mówi ks. Kancelarczyk. Odpowiada też na pytanie o udział katolików w demonstracjach zorganizowanych przez przeciwników nowego prawa.
W działalności pro-life nie wolno spoczywać na laurach. Nigdy nie wolno też być zbyt pewnym siebie czy wpadać w rutynę….
Opublikowany przez Fundacja Małych Stópek Czwartek, 28 stycznia 2021
Maciej Kluczka (misyjne.pl): Przeciwnicy zmian w prawie aborcyjnym mówią: „Niech Kościół przekonuje do ochrony życia z ambony, a nie przez zmianę prawa”. Na protestach po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego można usłyszeć, że to prawo wyznaniowe, bo zgodne z nauczaniem Kościoła. Jak Ksiądz odpowiada na takie argumenty?
Ks. Tomasz Kancelarczyk (Fundacja Małych Stópek, członek zarządu Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia i Rodziny): – Słowo „nauczanie” zawiera w sobie wskazywanie na pewne postawy. I to jest właśnie w ramach tego nauczania. W tym przypadku chodzi o wskazywanie na postawę, według której nie zabijamy drugiego człowieka. To nie jest tak, że Kościół ma nauczać „Nie zabijaj, ale wolno tobie zgadzać się na zabijanie”, „Nie zabijaj, ale zgadzaj się na prawo, które pozwala zabijać”. Nie ma żadnej sprzeczności w tym, że Kościół naucza swoich wiernych, a równocześnie zabiera głos w debacie społecznej. Rozumiem, że strona przeciwna chciałaby, żeby głos Kościoła był zamknięty w murach świątyni. A przecież na zakończenie Eucharystii słyszymy: „Idźcie w pokoju Chrystusa”, co też niesie ze sobą pewną misyjność. Szczególnie, gdy zwrócimy uwagę na brzmienie tych słów w języku łacińskim (Ite in pace, glorificando vita vestra Dominum). Wskazywanie na to, jak powinno wyglądać prawo mieści się w ramach tego, czym jest nauczanie Kościoła.
A co zrobić, by to prawo po publikacji wyroku TK w Dzienniku Ustaw nie było tylko na papierze? By nie było tak, że wielu ludzie będzie starało się je obchodzić, na przykład przez tzw. turystykę aborcyjną? Prezes Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia i Rodziny mówił ostatnio (w rozmowie z KAI), że trzeba zrobić wszystko, by to nowe prawo nie wymuszało heroizmu na kobietach, a może się to stać tylko wtedy, gdy obok prawa będzie stworzony cały system opieki państwa nad matkami i rodzinami, które będą przeżywały trudną ciążę.
– Prawo ma wymiar normatywny. Prawo wskazuje na pewne zachowanie, na postawy, które są akceptowane i pożądane. Jeśli prawo na coś zezwala, to w domyśle można powiedzieć odbiorcy tego prawa: „wolno ci”. Nawet możemy iść dalej i powiedzieć: „to jest dobre”, „to jest właściwe rozwiązanie, bo prawo na to wskazuje”. Stanowione prawo może mieć też oddziaływanie negatywne. Tak było w Islandii. Krystyna Janda – w 2016 roku – zachęcała, by polski „Czarny protest” zorganizować tak, jak to było w Islandii w 1975 r. Tam protestujące kobiety zablokowały niemal całe państwo. Później, na tej fali, zmieniono prawo i dzisiaj w Islandii nie rodzi się ani jedno dziecko z zespołem Downa. Czy to znaczy, że nie wolno tych dzieci rodzić? Wolno, ale postawienie sprawy w ten sposób, że dziecko z wadą genetyczną to problem i stworzenie narracji, że lepiej nie rodzić, doprowadziły do sytuacji, w której wszystkie mamy pozbawiają te dzieci szansy na życie.
U nas doszło do sytuacji, w której prawo reguluje tę kwestię w sposób pozytywny. Oczywiście nie wierzę w to, że zaraz zmieni się mentalność wszystkich, a nawet choćby większości. Oczywiście nie od razu wszyscy będą z uznaniem podchodzili do człowieka nienarodzonego, chorego, nie od razu będą respektowali pełnię jego prawa do życia. To prawo będzie miało wpływ, ale nie całkowity. Postawę szacunku do życia trzeba nieustannie kształtować. Dlatego też pozostała część pracy do wykonania spoczywa na rodzinie, szkole, Kościele, organizacjach pozarządowych. Na wszystkich, którzy mają wpływ na życie społeczne, na edukację. Niestety, w przestrzeni medialnej mamy wiele złych wzorców w tym temacie. Nie sprzyjają one ochronie życia od poczęcia. Gdyby pozostawić młodego człowieka bez rodziny, bez Kościoła to treści, które chwyci z ulicy, z ekranu komputera czy telewizora nie będą budowały postawy afirmującej życie od poczęcia. Ale zapytajmy też sami siebie. Czy w rodzinach katolickich czyta się encyklikę Jana Pawła II o wartości i nienaruszalności życia ludzkiego – encyklikę Evangelium vitae?
Czy wytworzenie takiej postawy to zadanie na kolejne lata? Czy Wy – działacze organizacje pozarządowych – czujecie w tym pomoc państwa? Czy ten system edukacji, ale i opieki – kolokwialnie mówiąc – leży?
– Nie widzę możliwości, by cały system zbudować i oprzeć wyłącznie w ramach organizacji pozarządowych. To tak, jakby powiedzieć, że naprawę i utrzymanie służby zdrowia załatwi zbiórka WOŚP. Wiemy doskonale, że tak się nie da. Nie może być tak, że odpowiedzialni za sferę publiczną powiedzą: „Uchwaliliście prawo, to teraz wy – obrońcy życia – sobie radźcie”. To nie jest prawo uchwalone przez obrońców życia. To prawo uchwalone i określone przez właściwe ku temu instytucje. To nie jest sprawa obrońców życia, ale sprawa całego naszego kraju. Wchodzi w życie prawo, które nie może być realizowane tylko przez tych, którzy się z nim zgadzają. To tak jakby przegłosowane przez obecną większość sejmową ustawy opozycja odrzucała, mówiąc: „Nie, nie, my byliśmy przeciwko, więc niech sama prawa strona sama to prawo realizuje”. To prawo nie należy tylko i wyłącznie do obrońców życia, ale do wszystkich obywateli i do każdej instytucji.
Na demonstracjach usłyszeć można tych, którzy mówią o sobie tak: „Jesteśmy katolikami, chodzimy do kościoła, ale jesteśmy za utrzymaniem dotychczasowego systemu prawnego. Kobieta powinna mieć wybór, szczególnie w tych trudnych sytuacjach”. Co to Księdzu mówi? Co to powinno mówić całej wspólnocie Kościoła?
– Nasza wiara bez uczynków martwa jest. To chodzenie do kościoła, ale bez konsekwencji tego chodzenia. Zapytajmy siebie, my chrześcijanie, w kogo wierzymy. Czy jest to wiara w Chrystusa, który począł się w łonie Maryi Panny? Czy uznajemy Chrystusa poczętego w Maryi Dziewicy za człowieka? Czy mówimy: „Tak, wierzę w Ciebie, tak począłeś się w łonie Najświętszej Maryi Panny, ale ta wiara nie przenosi się na grunt mojego życia”? Jeśli tak to rozumiemy, to znaczy, że wiara sobie a życie sobie. To wiara bez świadectwa i bez jej praktykowania. Myślę, że temat aborcji powinien być jak najbardziej tematem ekumenicznym. To, co łączy chrześcijan to „Syn Boży, który stał się człowiekiem”. W tym sformułowaniu mamy dwa elementy: jeden związany z wiarą („Syn Boży”), drugi z naturą („stał się człowiekiem”). Pytanie więc do wszystkich chrześcijan: czy Ten, w którego wierzysz, Ten który dla Ciebie stał się człowiekiem, stał się nim z chwilą poczęcia czy nie? Jeśli tak, to konsekwentnie nie można tego człowieczeństwa odmawiać wszystkim innym poczętym. Dla mnie to jest najważniejsze pytanie w tej kwestii. Jeśli jesteś osobą wierzącą, musisz sam na nie odpowiedzieć. To jest fundament, dopiero później możemy rozmawiać o kolejnych wątkach tej sprawy. W tym całym dyskursie – my, katolicy, chrześcijanie – często nie mówimy o człowieczeństwie Jezusa Chrystusa od momentu poczęcia. Gdzieś Go umieszczamy w Betlejem, w żłóbku. Powinniśmy cofnąć się dziewięć miesięcy wcześniej. To wtedy bowiem „Słowo stało się ciałem”. Kościół bardziej powinien akcentować uroczystość Zwiastowania Pańskiego. To wszystkim nam by się przydało.
To – w kalendarzu liturgicznym – już za półtora miesiąca, 25 marca. Mamy do wykonania więc konkretne zadanie
– To zadanie, które jest na styku wiary i nauki. Zauważmy i podkreślmy, że tutaj Kościół nie mówi niczego innego, co nauka. Naukowcy o tym mówią, embriolodzy, genetycy, wszyscy są zgodni, że życie człowieka zaczyna się od poczęcia.
Czy obrońcy życia nienarodzonych nie mają jednak obawy, że jeśli w przyszłości wpływ na prawo będą miały środowiska liberalne, to „wajcha” w tej sprawie zostanie przestawiona w drugą stronę? O wiele bardziej liberalną niż do tej pory? Niektórzy podnoszą argument, że dziś zburzono „bezpieczny kompromis” i że później znajdą się ci, którzy stworzą rozwiązanie o wiele gorsze dla ochrony życia nienarodzonych.
– Nie jestem fachowcem od prawa konstytucyjnego, ale słyszałem wypowiedź byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego – prof. Andrzej Rzeplińskiego – który mówił, że ta zmiana jest nieodwracalna, właśnie przez to, że została wprowadzona w odniesieniu do obowiązujących przepisów konstytucji. By cofnąć te zmiany, trzeba by zmienić samą konstytucję. Ewentualnie można jeszcze stwierdzić nieważność wyroku przez wadliwą obsadę samego Trybunału, co podnoszą niektórzy. To jest jednak polityka, do której ja nie chcę się mieszać. To jest możliwe, jeśli do głosu doszłaby „rewolucyjna dzicz”, przepraszam za określenie, ale takie sytuacje były już w historii (np. rewolucja proletariatu paryskiego). Mam nadzieję, że u nas do tego nie dojdzie, to byłaby tragedia dla całego naszego narodu. Stan faktyczny i prawny jest taki, że mamy zakaz aborcji eugenicznej.
>>> Chuck Norris staje w obronie nienarodzonych: w sprawie aborcji ukrywa się praw
Czy Ksiądz zgodziłby się, by nie nazywać tej przesłanki eugeniczną, tylko embriopatologiczną? Niektórzy podnoszą, że używanie w tym kontekście słowa „eugenika” zbyt łatwo prowadzi do porównania aborcji do Holokaustu.
– Przesłanka embriopatologiczna to określenie czysto medyczne, techniczne, drugie ma konotacje moralne. Eugenika oznacza selekcję, wybór tych, którzy są przydatni, którzy są zdrowi, którzy nie sprawiają problemów. Tak samo – w kontekście aborcji – często nie mówi się o przerwaniu ciąży tylko o terminacji. Aborcja to nie jest jakaś czynność czysto techniczna, medyczna na martwym obiekcie. Tu chodzi o życie, rozwijające się życie człowieka.
W Waszej Fundacji zapewniacie matkom wsparcie materialne, psychologiczne oraz medyczne. Co jest w Waszej pracy najtrudniejsze?
– W tych sytuacjach (w opiece nad nienarodzonymi dziećmi) często mniej chodzi o wsparcie materialne, a bardziej o psychologiczne i duchowe. Pomoc finansowa też jest oczywiście potrzebna. Naszego państwa często jeszcze nie stać na to, by pomagać tak, jak w państwach zachodnich. Tam pomoc jest naprawdę na bardzo wysokim poziomie, ale z kolei nie ma poszanowania do życia nienarodzonych. Tak profesjonalna pomoc jest na przykład w Niemczech, ale dzieci, które rodzą się tam z różnego rodzaju chorobami czy wadami genetycznymi to są ocaleńcy! To są ci nieliczni, którym udało się przeżyć i urodzić. Niekiedy przez szczęśliwą pomyłkę (gdy lekarz nie zdiagnozuje choroby), niekiedy przez wielką determinację rodziny, przez „wariatów”, którzy doceniają wartość życia od poczęcia. Tak często są oni nazywani przez ten „postępowy” świat. To „wariaci” i „pomyleńcy”. Z każdego takiego dziecka, także chorego, jest wielki dar, pożytek duchowy. Otrzymujemy go właśnie od tych najmniejszych i najsłabszych. Powie to każdy, kto ma z nimi kontakt. To jednak też wielki trud. Nie tylko rodziców, ale i całego społeczeństwa. Dla nas wszystkich.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |