Ks. Piotr Kot o kryzysie powołań: nie jestem zwolennikiem zbyt szybkiego łączenia seminariów
W tym roku naukę w seminariach diecezjalnych rozpocznie 242 kleryków, a w zakonach – 114 kandydatów, czyli łącznie 356. Jest to spadek w stosunku do ubiegłego roku o ok. 20 procent.
O przyczynach kryzysu powołań w Polsce, idei scalania seminariów i nowych zasadach formacji mówi ks. dr Piotr Kot, przewodniczący Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych, w rozmowie z KAI.
Dorota Giebułtowicz (KAI): Dysponuje Ks. Rektor najnowszymi wynikami dotyczącymi liczby zgłoszeń kandydatów do seminariów diecezjalnych i zakonnych. Ile osób w nowym roku akademickim zgłosiło się do seminariów diecezjalnych, a ile rozpoczęło formację w zakonach?
Ks. dr Piotr Kot: Z najnowszych danych wynika, że w tym roku do seminariów diecezjalnych i zakonnych zgłosiło się 356 kandydatów do kapłaństwa, podczas gdy w ubiegłym roku było ich 441. Jest to zatem liczba mniejsza o ok. 20 procent. W seminariach diecezjalnych pierwszy rok rozpoczyna 242 kleryków, a w zakonach formację rozpoczyna 114 kandydatów.
Czy spadek kandydatów objął równomiernie seminaria diecezjalne i zakonne?
– Tak, w stosunku do ubiegłego roku jest o 47 kleryków mniej w seminariach diecezjalnych na początku formacji i o 38 kandydatów mniej w zakonach.
>>> Abp Gądecki: koncentrujemy się na strategiach, a nie żyjemy Ewangelią
Czy w przypadku malejącej liczby kandydatów nie warto rozważyć pomysłu scalenia seminariów? Jakie mogą być zalety, a jakie wady takiego rozwiązania?
– To jest pytanie do biskupów diecezjalnych, bo to oni podejmują tak ważne decyzje. Osobiście nie jestem zwolennikiem zbyt szybkiego łączenia seminariów. Myślę tak z kilku powodów. Podstawowy to ten, o którym pisał św. Jan Paweł II w adhortacji «Pastores dabo vobis», że seminarium umacnia w kandydatach do kapłaństwa poczucie wspólnoty z własnym biskupem, z jego radościami i troskami. Częsta obecność biskupa pozwala klerykom lepiej poznać to, czym żyje Kościół lokalny, w którym jako prezbiterzy będą pełnili konkretną misję. Ponadto seminarium jest ważnym miejscem formacji chrześcijańskiej nie tylko osób duchownych, ale także konsekrowanych i świeckich. Dzięki temu kandydaci mają możliwość poznania aktualnych trendów duszpasterskich oraz nawiązania silnych i głębokich więzów z tymi, z którymi w przyszłości będą szli drogą wiary. Chodzi mi nie tyle o więzy towarzyskie, co raczej o to, do czego na różne sposoby zaprasza papież Franciszek – bliskość wobec ludzi, znajomość codziennych realiów życia i współodczuwanie z nimi. W seminarium bardzo mocno «wrasta się» w Kościół diecezjalny, podobnie jak to ma miejsce w przypadku dobrze funkcjonującej rodziny. O wiele trudniej o więzy miłości, gdy buduje się je «na odległość». Ten aspekt podkreśla się także w najnowszym «Ratio pro Polonia». Jest tam też podniesiony jeszcze jeden walor, nazwałbym go powołaniowym: «Obecność seminarium duchownego w diecezji sprzyja zwiększeniu się liczby osób rozpoznających powołanie».
Kiedy uzasadnione jest powoływanie seminariów międzydiecezjalnych?
– W «Ratio pro Polonia» jest mowa o okolicznościach, które «nie pozwalają na erygowanie, utrzymanie lub funkcjonowanie seminarium» w danej diecezji. To może być zbyt mała liczba kandydatów, ale też względy ekonomiczne. W małej grupie można utracić tzw. «dynamikę formacyjną», co jest bardzo niekorzystne w przypadku młodych osób. Młodzież potrzebuje relacji, komunikacji. Dobre interakcje w grupie rówieśniczej pozwalają na zaistnienie ważnych procesów wychowawczych. Wiadomo też, że formacja do kapłaństwa wiąże się ze studiami wyższymi. Czasami właśnie organizacja kształcenia stanowi wielkie wyzwanie dla biskupa. Pewnym wyjściem może być w takiej sytuacji diecezjalny dom seminaryjny przy jakimś większym ośrodku naukowym.
W gruncie rzeczy sądzę, że zanim w konkretnych Kościołach lokalnych rozpocznie się proces łączenia seminariów, to najpierw trzeba zaprosić wszystkich, którzy tworzą tę wspólnotę, o modlitwę za powołanych i o takie świadectwo życia chrześcijańskiego, żeby z całą ostrością uwidoczniło się wewnętrzne piękno wiary i aktualność misji Kościoła. Młodzi ludzie są bardzo wrażliwi na punkcie autentyczności i sensu powołania. Pociągają ich ideały. Chodzi o to, żeby ci, których Pan wzywa do kapłaństwa, mogli zachwycić się perspektywą udziału w misji samego Chrystusa.
Jakie są przyczyny według Ks. Rektora kryzysu powołań kapłańskich w Polsce?
– Trudno jest stawiać jednoznaczne diagnozy. Ale trzeba mówić raczej o kryzysie powołanych, bo Pan Bóg na pewno nie przestał przemawiać do serc młodych ludzi. Jednak ci, którzy słyszą zaproszenie, mogą mieć różne opory. Czasami oceniają siebie za niegodnych lub niezdolnych do takiego życia. Za tym mogą się kryć trudne historie w przeszłości: brak odpowiednich wzorców w domu rodzinnym, wczesne uzależnienia, problemy osobowościowe, a także zaburzenia tożsamości.
Inni mają opory, żeby pójść za głosem powołania, bo wokół nich jest utrwalany negatywny obraz Kościoła i kapłaństwa. Obecnie ten czynnik jest wzmocniony przez kryzys związany z nadużyciami seksualnymi. Jeśli taki młody człowiek nie wejdzie w pogłębioną modlitwę, nie znajdzie kierownika duchowego, albo nie otrzyma wsparcia w jakiejś wspólnocie żyjącej entuzjastycznie i autentycznie wiarą, to z trudem może odpowiedzieć na powołanie.
Jest jeszcze inny czynnik. Młodzi ludzie we współczesnym świecie mają silne tendencje indywidualistyczne. Kariera, samorealizacja, kultura eventowa, a do tego hiperindywidualizm w przeżywaniu wiary. Żyjąc taką logiką trudno o podjęcie decyzji o poświęceniu własnego życia dla innych. To bowiem zawsze prowadzi do jakiegoś ograniczenia, do rezygnacji z własnych dążeń, a czasami do konieczności korekty sposobu myślenia.
Bardzo wielu kandydatów do kapłaństwa ma za sobą formację w ruchach religijnych lub służbę ministrancką. Jakie dziedziny duszpasterstwa należałoby wzmocnić, aby więcej młodych osób miało odwagę pójść za głosem powołania?
– Trzeba wzmacniać wszystko to, co prowadzi do pogłębienia tożsamości chrzcielnej, pozwala zbudować osobistą relację z Jezusem Chrystusem, wiąże z Kościołem katolickim i rozpala zapał misyjny. W ostatnich latach bardzo ważną rolę odgrywały na tym polu wspólnoty Ruchu Światło-Życie, Służba Liturgiczna, różne ruchy ewangelizacyjne i charyzmatyczne oraz duszpasterstwa akademickie. Te grupy potrzebują większego wsparcia ze strony księży proboszczów. Zwłaszcza tam, gdzie nie ma w parafii wikariuszy, albo jest ich zbyt mało. Zazwyczaj wygląda to tak, że jeśli w parafii nie ma młodego księdza, to nie ma duszpasterstwa młodzieży oraz formacji ministranckiej. Sądzę, że towarzyszenie młodym ludziom – choć wymaga to cierpliwości i poświęcenia – stanowi aktualnie jedno z najważniejszych wyzwań w Kościele w Polsce, także z perspektywy przyszłych powołań kapłańskich i zakonnych.
>>> Powołania kapłańskie i zakonne na świecie: ponad 114 tys. seminarzystów [STATYSTYKA]
Ilu kleryków procentowo dochodzi do święceń kapłańskich w seminariach diecezjalnych, a ile w zakonnych?
– Nie znam konkretnych danych, ale z doświadczenia mogę powiedzieć, że ta liczba kształtuje się w przedziale 30-50 procent.
W tym roku ukazało się kilka książek, w których eks-klerycy bardzo krytycznie oceniają środowisko seminaryjne. Jak Ks. Rektor ocenia przedstawione w nich fakty?
– Trudno polemizować z wszystkimi wypowiedziami. Są tam osobiste świadectwa kapłanów, których znamy z różnych działań ewangelizacyjnych i tego materiału nie można poddawać ocenie. To są fakty związane z tym, co wydarzyło się w ich życiu przed wstąpieniem do seminarium, a później odbijało się mocnym echem podczas formacji.
Ale jest też wiele treści zebranych i stworzonych pod konkretną tezę. Autorzy tych publikacji ewidentnie dążyli do zaprezentowania seminarium jako miejsca, w którym w najwyższym stopniu brakuje wyższych wartości, a wszyscy zajmują się na okrągło realizacją popędu seksualnego i dążeniem ku bliżej nieokreślonej karierze zawodowej.
To jest obraz całkowicie nieprawdziwy. Trudno bowiem znaleźć we współczesnym świecie środowiska w tak wysokim stopniu napełnione wartościami, wewnętrznym pięknem i życiem kulturalnym, jak seminaria duchowne i klasztory. Owszem, zawsze znajdą się w nich osoby dysfunkcyjne. To jest zjawisko normalne w życiu społecznym. Gdzie jest człowiek, tam są jego problemy. Seminarium duchowne nie jest bańką wypełnioną perfumami Pana Boga. To jest przestrzeń, w której toczy się walka o młodego człowieka, aby w nim ukształtował się Chrystus. Seminarium to kuźnia. Właśnie z tego powodu seminarium trwa 7-8 lat. Bardzo często ci, którzy nie spełniają kryteriów stawianych kandydatom do święceń i muszą opuścić seminarium, później tworzą własną narrację obronną. Widać to dobrze we wspomnianych publikacjach, gdzie autor jednej z nich, kleryk usunięty ok. 10 lat temu z seminarium, obarcza winą za odejście «system kościelny», a następnie w wywiadzie dla pewnego portalu internetowego przeprowadza coming out wyznając, że jest homoseksualistą. Przy tym tworzy sensacyjną opowieść, której rzetelności nikt nie jest w stanie sprawdzić po tylu latach. Aż trudno uwierzyć, że tego typu rzeczy wydają poważne wydawnictwa, a wywiady przeprowadzają poważni redaktorzy.
Fot. cathopic
Na ile nowe «Ratio institutionis sacerdotalis pro Polonia» przekształca dotychczasowy proces formacji seminaryjnej i w jakich kierunkach?
– Ten program podejmuje sprawy, które były sygnalizowane w Kościele od lat. Obecnie dostrzega się potrzebę dostosowania procesu wychowawczego w seminariach do indywidualnych predyspozycji kandydatów, a także mocnego wyakcentowania integralności formacji seminaryjnej w wymiarach ludzkim, duchowym, intelektualnym i pastoralnym. Istnieje bowiem zarzut, że obecnie zbyt duży nacisk kładzie się na studia, a to prowadzi do przeintelektualizowania procesu wychowawczego. Tymczasem najistotniejsza dla przyszłego «ucznia-misjonarza» jest przecież osobowa relacja z Mistrzem – Jezusem Chrystusem.
W nowym programie formacji prezbiterów bardzo ważne jest też odejście od kategorii czasu. To oznacza, że formacja do kapłaństwa stawia przed kandydatem wyzwanie egzystencjalne i wychodzi poza logikę sprawności, które kleryk «zdobywał» w określonym odstępie czasu: trzeci rok – lektorat, czwarty rok – akolitat, itd. Ratio podkreśla, że w seminarium wiodącym czynnikiem ewaluacyjnym jest progres w dojrzewaniu na poszczególnych etapach formacyjnych, bo tylko to kwalifikuje do wyruszenia w dalszą drogę. Przykładem może być etap propedeutyczny, a więc podstawowy, który zgodnie z Ratio «powinien trwać przynajmniej rok czasu».
Tym, co jest charakterystyczne dla Ratio, to również aspekt dynamiczny formacji seminaryjnej. Seminarium ma inicjować proces wychowania «w drodze». Ta przygoda nie może się skończyć w dniu święceń kapłańskich, ale ma trwać aż po kres życia doczesnego.
Dziękuję za rozmowę.
***
Ks. dr Piotr Kot – kapłan diecezji legnickiej; ur. 1975 r., święcenia kapłańskie 2001 r., dr nauk teologicznych (teologia biblijna) KUL w Lublinie, lic. nauk biblijnych Papieskiego Instytutu Nauk Biblijnych w Rzymie; lic. nauk historycznych (patrologia) KUL; po święceniach kapłańskich posługiwał jako wikariusz w Wałbrzychu i Legnicy, natomiast po studiach pracował rok w USA (Chicago i Los Angeles). Od 2013 roku rektor Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Legnickiej, ale także koordynator duszpasterstwa młodzieży w diecezji legnickiej i delegat biskupa ds. ochrony dzieci i młodzieży. Wykłada j. hebrajski, j. aramejski, egzegezę Nowego Testamentu. Związany z Ruchem Światło-Życie i duszpasterstwem akademickim. Interesuje się językami biblijnymi i historią Kościoła, zwłaszcza starożytną.
Galeria (1 zdjęcie) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |