Ks. prof. Piotr Mazurkiewicz: po co nam Synod o Synodalności?
Hasło „Synod o Synodalności” brzmi trochę jak „masło maślane”. Nic dziwnego, że niektórzy mają kłopoty z tym, by zrozumieć, dlaczego papież wybrał taki właśnie, a nie inny temat. Prawdę powiedziawszy oficjalny tytuł jest nieco inny: „Dla Kościoła synodalnego: komunia, uczestnictwo i misja”. Sam tytuł sugeruje, że nie chodzi tylko o porozmawianie o synodalności, ale o to, aby Kościół po synodzie był bardziej synodalny, cokolwiek to znaczy.
Synod po raz pierwszy w posoborowej historii Kościoła nie jest po prostu zgromadzeniem biskupów, ale rozgrywa się także we wszystkich diecezjach i parafiach. Jego „uczestnikami” są zatem wszyscy katolicy. Nie jest to jednak ścisłe, gdyż papież Franciszek zaprosił do udziału w nim „wszystkich”, to znaczy także niechrześcijan czy też osoby niewierzące. Nowatorskie podejście jest chyba jedną z głównych przyczyn, dla których katolicy o bardziej konserwatywnych poglądach podchodzą do synodu z rezerwą, a niekiedy wręcz z podejrzliwością. Trudno jest bowiem z góry powiedzieć, dokąd nas ta synodalna droga doprowadzi. Jedyną sensowną odpowiedzią wydaje mi się stwierdzenie, że niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy też nie, synod już ruszył. Ostateczne jego wyniki zależeć będą od tego, kto aktywnie włączy się w jego prace, a kto postanowi pozostać na uboczu.
>>> Głos ma każdy. Jak przebiega Synod o Synodalności w parafiach?
Kościół w kryzysie
Mamy świadomość, że Kościół w Europie, a niestety także w naszej ojczyźnie, znajduje się w kryzysie. Pandemia uwyraźniła niektóre jego przejawy. Chyba we wszystkich krajach Europy spadła liczba dominicantes, chociaż dają się zauważyć istotne różnice między poszczególnymi krajami, a nawet diecezjami czy parafiami. Katechizacja online czy wirtualne sakramenty nie wszystkich przybliżają do Boga. Wielu katolików odeszło z tego świata pozbawionych możliwości otrzymania wiatyku. Kryzys jednak to nie tylko ubywający wierni czy starzejący się Kościół. Papież Franciszek zwraca uwagę na typ relacji między różnymi stanami życia i różnymi grupami wiernych w Kościele.
Jedną z przyczyn trudności komunikacyjnych wydaje się być rozpoznanie różnicy między dystynkcjami wśród ludzi usuniętymi przez Jezusa, a tymi, które sam Jezus wprowadził. Stąd synodalność potraktowana jest jako zaproszenie do wzajemnego słuchania się i wchodzenia w dialog. W mojej ocenie nie chodzi tu o dialog o władzy w Kościele. Chodzi po pierwsze o dialog o wzajemnej życzliwości między proboszczem i parafianami; o tych trzech słowach, które papież nieustannie przypomina: proszę, dziękuję, przepraszam. Po drugie chodzi o tożsamość każdego ze stanów życia. Aby świeccy odkryli piękno świeckiego powołania, a duchowni powołania kapłańskiego; żeby kobiety odkryły piękno i geniusz kobiecości, a mężczyźni byli dumni z bycia mężczyzną i wypełniali swoje powołanie w rodzinie, w pracy, w Kościele. Abyśmy wszyscy razem odkryli na nowo komplementarność powołań i bez zazdrości patrzyli na drogę do świętości, którą Pan Bóg wyznaczył sąsiadowi. Jeśli efektem synodalnej dyskusji będzie powszechniejsze uzmysłowienie sobie własnego miejsca i roli w Kościele, to sądzę, że powróci także entuzjazm w naszej misji ewangelizacji.
>>> CBOS: 39% Polaków nie czuje więzi ze swoją parafią
Prawdziwi przyjaciele Kościoła
Kryzys jednak ma głębsze korzenie niż tylko brak przyjacielskich relacji. To także trudności jakich Kościół doświadcza, gdy chodzi o głoszenie jasnej doktryny teologicznej i moralnej. Św. John Henry Newman pisał: „Czy całe nieszczęście, jako Kościoła, nie powstało z tego, że ludzie boją się spojrzeć trudnościom w twarz? Oni łagodzili czyny, gdy powinni je potępiać. (…) A jaki tego rezultat? Że nasz Kościół przez stulecia spadał coraz niżej, aż znaczna część jego pretensji i twierdzeń stała się tylko oszustwem (…). Najprawdziwszymi przyjaciółmi Kościoła są ci, co odważnie mówią, gdy jego rządcy obierają złą drogę, o konsekwencjach tego; a (mówiąc przesadnie) najprawdopodobniej umrą w Kościele ci, którzy w tych ciężkich warunkach są najbardziej gotowi go opuścić” (J.H. Newman, „Apologia pro vita sua”, Warszawa 2009, s. 255-256).
>>> Ks. Robert Skrzypczak o prawdziwej katastrofie w Kościele
Oczywiście, są to słowa o Kościele anglikańskim, który Newman rzeczywiście wkrótce opuścił. O tych wszystkich sprawach pisał wspaniale papież Franciszek w adhortacji „Evangelii gaudium. O głoszeniu Ewangelii w dzisiejszym świecie”. Wskazuje tam jako przeszkody na drodze ewangelizacji m.in. nadmierny indywidualizm, kryzys tożsamości, spadek gorliwości, kompleks niższości, relatywizm życiowy i relatywizm doktrynalny (78-79).
„W czasie, gdy bardziej potrzebujemy misyjnego dynamizmu, przynoszącego sól i światło, wielu świeckich boi się, że ktoś zaprosi ich do podjęcia zadania apostolskiego, więc starają się uciec od wszelkiego zaangażowania, które mogłoby ich pozbawić wolnego czasu” (81). Aby było sprawiedliwie w stosunku do wszystkich stanów życia, należy odczytać jeszcze jedno zdanie: „Ale to samo dzieje się z kapłanami, którzy obsesyjnie są zatroskani o swój wolny czas. Często związane jest to z faktem, że osoby te odczuwają stanowczą potrzebę zachowania swojej przestrzeni autonomii, tak jakby zadanie ewangelizacji było niebezpieczna trucizną, a nie radosną odpowiedzią na miłość Boga, który wzywa nas do misji” (81).
Być może czas synodalny będzie dla nas próbą wcielenia w życie zachęt z Evangelii gaudium.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |