Zdjęcie: ks. Paweł Kobiałka

Ksiądz strażak i katecheta: Bywało, że podczas Mszy św. zawyła syrena

W Dniu Nauczyciela rozmawiamy z księdzem, nauczycielem, katechetą, strażakiem. Nie, to nie cztery osoby, ale jedna. To ksiądz Paweł Kobiałka z Zespołu Szkół w Przesmykach (woj. mazowieckie).

Z ks. Pawłem, nominowanym do tytułu „Nauczyciela Roku 2018” w konkursie Związku Nauczycielstwa Polskiego i czasopisma „Głos Nauczycielski” rozmawia Maciej Kluczka:

Maciej Kluczka (misyjne.pl): To pierwsza nominacja do tytułu „Nauczyciela Roku”?

Ks. Paweł Kobiałka: Tak, pierwsza.

Ludzie z księdza szkoły o tym pomyśleli?

Pomyślał o tym mój proboszcz, który też uczy w szkole. Wysłał moją kandydaturę. Opinię napisał też samorząd uczniowski i Ochotnicza Straż Pożarna, w której jestem strażakiem.

Zdjęcie: gala „Nauczyciela Roku 2018” na Zamku Królewskim w Warszawie, fot. Leszek Szymański, PAP



No właśnie! Zanim o szkole, to najpierw o księdza misji strażackiej. Jako strażacy ochotnicy jedziecie na akcje wtedy, gdy trzeba. Czy zdarzały się sytuacje napięte: odprawiał ksiądz Mszę św., a było wezwanie do akcji?

Jesteśmy na terenie gminy jednostką, która jest w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym. Jak coś się dzieje, to jesteśmy powiadamiani jako pierwsi, dojeżdżamy w obrębie naszej gminy jako pierwsi. Bierzemy więc pełną odpowiedzialność, nie ma mowy o zastanawianiu się w stylu: „mam ochotę czy nie”. Moja jednostka musi być zawsze gotowa na to, że w każdej chwili może zawyć syrena. I rzeczywiście, zdarzały się takie sytuacje, że podczas Mszy św. zawyła syrena. Wiadomo, że wtedy nie wyjdę z kościoła.

>>> Abp Budzik do katechetów

A dlaczego, może akurat ksiądz powinien, wierni zrozumieją.

Mszę św. trzeba dokończyć, moi koledzy zrobią swoje zadanie. Raz syrena zawyła przed Mszą. Mój kolega, który jest kierowcą, był kilka kilometrów od strażnicy. W sutannie jechałem wozem bojowym, wymieniliśmy się samochodami po drodze, on pojechał do akcji, a ja jego samochodem osobowym wróciłem do kościoła odprawiać Mszę św.

Czyli jak jest Msza św., to jest ksiądz usprawiedliwiony z nieobecności w czasie akcji.

Tak. Po pierwsze jestem księdzem.

A czy bywały akcje bardzo trudne i ryzykowne?

Wyjeżdżając do akcji, podchodzimy do każdej poważnie. Nie wiemy, co zastaniemy na miejscu. Z chwilą, gdy zawyje syrena, zgłaszamy się na stanowisko kierowania. To są wypadki, różne zdarzenia. Jesteśmy też jednostką ratownictwa wodnego i na wyposażeniu mamy motorówkę. Są sytuacje, gdy jadę do prostych rzeczy, ale bywają też wyjazdy do wypadków i pożarów, które dotykają bezpośrednio ludzi.

Zdjęcie: ks. Paweł z uczniami, fot. ks. Paweł Kobiałka



Zanim się zostaje strażakiem ochotnikiem, to jest szkolenie, ale później też trenujecie, trzymacie formę, prawda?

Człowiek musi się zawsze rozwijać, strażak tak samo. Mamy wiele szkoleń. Skończyłem kurs kwalifikowanej pomocy przedmedycznej. Teraz szykuję się do szkolenia na dowódcę.

Jest chyba ksiądz jedynym księdzem – strażakiem (nie mówiąc o kapelanach).

Nie wiadomo, może też jest gdzieś taki ksiądz. W mojej diecezji jest ksiądz, który jest też ratownikiem medycznym.

Tak jak ksiądz niesie życie w Eucharystii, sakramentach, to i życie ksiądz ratuje. Podwójna misja.

Nasze motto brzmi: „Bogu na chwałę, ludziom na ratunek”. My też wiele możemy się nauczyć od ludzi świeckich. Od moich kolegów strażaków nauczyłem się, że trzeba się pochylić nad każdym potrzebującym człowiekiem. Jedziemy i nie pytamy się: „Skąd jesteś? Jakiego wyznania? Jakiego pochodzenia?” Po prostu pomagamy. Człowiek jest w potrzebie. Jedziemy i niesiemy pomoc.

A, czy ludzie może – też ci spoza Kościoła – może lepiej na księdza patrzą? Może mówią: „O, to jest ksiądz blisko ludzi. Takich księży byśmy chcieli więcej. Nie za czarnymi szybami limuzyn”. Choć i one w samochodach biskupów są coraz rzadsze.

Tak, cały czas. Cieszą się, że jestem w straży, moi druhowie też. Jesteśmy bardzo zgranym zespołem, jak jedna rodzina i czujemy braterską więź. Wiem, że gdy moje życie będzie zagrożone, to oni zrobią wszystko żeby mi pomóc. Oni mają tę samą pewność, że nie wycofam się, tylko będę ratować ich życie.

Czy były w ogóle jakieś odgórne zastrzeżenia i wątpliwości, co do księdza posługi strażackiej?

Nie miałem żadnych problemów. Mój proboszcz się ucieszył. Jak jadę na szkolenia, to zawsze chętnie mnie zastępuje. Jak wybiegam na akcję, to modli się: „Panie Boże, żeby Paweł wrócił z akcji”.

fot. ks Paweł Kobiałka



Wiem, że wyróżnionemu człowiekowi trudno mówić o sobie, ale skąd to wyróżnienie? Czego ksiądz dokonał?

Gdy zacząłem uczyć, to uczyłem tylko religii w szkole i przedszkolu, a poza szkołą organizowałem dla dzieci spotkania: ze świętym Mikołajem, zbieraliśmy wyprawkę do szkoły. I zawiązała się jakaś taka więź, dzieci chętnie przychodziły, zaczepiały na korytarzu, chciały rozmawiać. A gdy przyszedł czas wyborów opiekuna samorządu uczniowskiego, dzieci mnie wybrały, a dzieciom się nie odmawia. Zacząłem pisać program samorządu uczniowskiego, doszły akcje charytatywne, wolontariaty. Co miesiąc coś z samorządem robimy: konkursy, wyjazdy, wieczory filmowe. Jest to praca bardzo intensywna. Uczę dzieci z przedszkola i klasy O–IV, ale samorząd to już gimnazjum, więc zajmuję się całą szkołę.

Czy na prowincji dzieci garną się do lekcji religii, katechezy? W dużych miastach, w klasach licealnych, bywają klasy łączone, bo zainteresowanie jest mniejsze…

U mnie dzieci są chłonne wiedzy, chętnie chodzą na lekcję, angażują się. Staram się, by to nie były takie sztampowe lekcje, tylko by się uczyli kochać Boga i drugiego człowieka.

A czy ma ksiądz sposób na to, by to nie była tylko nauka, przedmiot jak inne? Jak to zrobić?

Zawsze się staram przynieść dzieciom jakiś przedmiot, coś, co można zobaczyć, dotknąć. Mam samochód zapakowany takimi rzeczami, znoszę to i pokazuję. Niekiedy zabieram dzieci do kościoła i pokazuję konkretne przedmioty, miejsca. To nie może być taka lekcja, że stoję i mówię. Kiedy mówię dzieciom o Eucharystii, przynoszę do szkoły mszał i pokazuję, jak jest skonstruowany i z jakich elementów składa się Eucharystia. W kościele chodzimy po prezbiterium, pokazuję, gdzie ołtarz, gdzie ambona.

Na koniec pytanie, które często się pojawia w dyskusjach na temat lekcji religii w szkołach. Jestem ciekaw Księdza opinii, opinii katechety wyróżnionego. Nawet niektórzy katecheci mówią, że nie byliby przeciwni temu, by katecheza wróciła do salki katechetycznej. Szczególnie, gdy jest blisko kościoła. Jak ksiądz myśli?

Dobrze, ze lekcja religii jest w szkole. Szkoła daje większe możliwości. Powrót do salek wiązałby się z problemem ich wyposażenia.

A w nie każdej gminie salka jest…

Nie chodzi tylko o wyposażenie w ławkę, biurko czy tablicę. Potrzebne są komputery, pomoce dydaktyczne, multimedialne, a nawet boisko, gdy potrzebujemy miejsca do zabawy. Mnie, jako katechecie, byłoby na pewno trudniej. Nie wyobrażam sobie takiego rozwiązania. Moja parafia składa się z 21 wiosek. Każdego dnia dzieci są dowożone do szkoły i odwożone do domu.

To w ogóle inna perspektywa niż w dużych miastach.

Wtedy byłby spory kłopot. Gdy przygotowujemy coś w kościele: jasełka, Mękę Pańską, to zdaję się na pomoc rodziców. To oni przywożą i rozwożą dzieci. W przypadku regularnych lekcji religii popołudniami byłoby to bardzo utrudnione.

fot. ks. Paweł Kobiałka

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze