Któż jak Bóg – chór z Kiekrza, który tworzy wspólnotę Kościoła [ROZMOWA]
Chór „Któż jak Bóg” z parafii Św. Michała Archanioła i Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Poznaniu-Kiekrzu istnieje już od niespełna dwudziestu lat. Jednak dopiero od niedawna zaczął rozwijać się na o wiele większą skalę. Dziś ma za sobą występy w wielu polskich parafiach oraz wielbienia, które przyciągają tłumy ludzi. O tym, jak to jest być jego dyrygentem i jak z tak wielu różnych charakterów stworzyć zgraną wspólnotę ludzi Karolinie Binek opowiedziała Dobrochna Martenka.
Karolina Binek (misyjne.pl): Chór w parafii w Kiekrzu istnieje dopiero od niedawno czy też działa od lat?
Dobrochna Martenka: Chór w parafii istniał już od niespełna dwudziestu lat. Miał wówczas inną nazwę. A prowadziła go śp. Dorota Lesicka, która była muzykiem, dyrygentem chóralnym. Musiała jednak zrezygnować i na prośbę chórzystów muzyczną opiekę przejął ówczesny organista, Michał Staszak. Podczas pandemii próby się nie odbywały, następnie organista się wyprowadził z Kiekrza i zabrakło dyrygenta.
W parafii kierskiej prowadzę chórek dziecięcy od trzynastu lat. Poproszono mnie wtedy, żebym od czasu do czasu poprowadziła próbę chóru. W międzyczasie po rozmowie z ówczesnym księdzem proboszczem, Rafałem Krakowiakiem, zdecydowaliśmy się w niewielkiej grupie przygotować „Akatyst ku czci Najświętszej Maryi Panny” – piękną pieśń z początków chrześcijaństwa, wychwalającą Maryję. Jest ona długa, trwa ponad 40 minut. Potrzebny do jej wykonania jest kantor oraz chór. Wykonaliśmy „Akatyst” pierwszy raz w naszym kościele. Później zaprosiło nas kilka innych parafii podczas peregrynacji kopii obrazu Matki Boskiej Jasnogórskiej. Wtedy to zrodziła się potrzeba, aby działać bardziej na stałe. I tak dzieje się już od co najmniej trzech lat.
Jak wyglądają dzisiaj próby Waszego chóru? Spotykacie się regularnie?
– Nasze próby odbywają się w poniedziałkowy wieczór. Pracujemy w taki sposób, żeby zawsze był jakiś cel, czyli muzyczna oprawa mszy świętej, nabożeństwo lub koncert. Próby są zwykle dość szczegółowo zaplanowane przeze mnie, pracujemy nad konkretnym repertuarem.
Chór to też różne charaktery. Jak udaje Ci się je wszystkie ogarnąć?
– Można by bardzo dużo opowiadać na ten temat. Kiedy jest dużo ludzi, to też dużo się dzieje. Kiedy przyszłam do chóru, należało do niego kilkanaście osób. Dzisiaj jest ich już prawie czterdzieści, szczególnie w okresie większych wydarzeń. Wszyscy pytają, jak to się dzieje, że w takiej małej miejscowości jak Kiekrz mamy tak wielu ludzi w chórze. Mamy także kilka osób spoza parafii, z czego bardzo się cieszymy, bo tworzymy w ten sposób wspólnotę Kościoła. Natomiast co do charakterów – dzięki temu jest bardziej kolorowo. Aczkolwiek wiadomo, że im więcej ludzi, tym więcej sytuacji, które wymagają od człowieka cofnięcia się o krok, dania przestrzeni drugiemu człowiekowi, albo szczerej rozmowy, aby wyprostować nieporozumienia. Relacje ludzkie często nie są doskonałe i zdarzają nam się różne trudne sytuacje. Zwykle rozwiązujemy je pokojowo.
>>> Nasze życie pokazuje nam, że Bóg jest z nami i jest w tym wszystkim dobry [ROZMOWA]
Śpiewając, modlicie się, nawet na próbach? Czy raczej o to trudno?
– To jest też bardzo ważny temat, bo zwłaszcza w chórze parafialnym powinno się tak właśnie dziać. Jako ludzie wierzący z założenia śpiewamy na chwałę Panu Bogu i po to, by pomóc ludziom w modlitwie. To nasze dwa główne cele. A próby jednak to takie miejsce, gdzie dosyć trudno o nastrój modlitewny, bo ćwiczymy utwory bardziej od strony technicznej i muzycznej. Ale mówimy i przypominamy sobie, że to, o czym śpiewamy, generuje także jakość tego, co śpiewamy. Wiemy, że każda pieśń niesie ze sobą dużą treść.
Czujesz, że dzięki tej muzyce, że dzięki temu, że istnieje chór, Wy też zbliżacie się do Boga?
– Mam nadzieję. To indywidualna sprawa, ale wiele osób właśnie tak to przeżywa. Sporo osób z chóru podzieliło się takimi właśnie przeżyciami.
Dodatkowo, śpiewanie w chórze ma swoje inne zalety – panie, które śpiewają w chórze powiedziały kiedyś, że próby to dla nich psychoterapia. Mogą porozmawiać z koleżankami na różne tematy. Podczas śpiewania wydzielają się też endorfiny, co zostało udokumentowane naukowo. I mam nadzieję, że poprzez to wszystko zbliżamy się do Pana Boga. Bo taki właśnie jest nasz cel.
To też wpływa na Twoją osobistą relację z Bogiem? Czego Ty się uczysz, dzięki temu, że jesteś dyrygentem?
– Uczę się bardzo pokory i tego, że Pan Bóg cieszy się z każdej inicjatywy. I niezależnie, czy będzie ona wielka, czy maleńka, to każdy poryw serca, każda rzecz, która się dzieje, jest dla niego bardzo cenna. Jestem perfekcjonistką i czasami trudno mi przejść przez jakieś trudniejsze sytuacje. Ale przez to, że pracuję z tak wieloma ludźmi, uczę się pokory i tego, że nie wszystko musi być idealnie wypracowane. Poza tym relacji z Panem Bogiem uczą mnie też ludzie z chóru. Dzięki nim zmieniłam się. Kiedyś na próbach byłam furiatką. Potrafiłam się wściekać i denerwować. A tutaj, przez to, że dzieje się to wszystko w atmosferze modlitwy, bardzo nad sobą pracuję i znalazłam chyba taki Boży spokój.
Chór to też swego rodzaju wspólnota? Inaczej przeżywa się śpiewanie w pojedynkę, a inaczej w grupie?
– W tej chwili nasza wspólnota jest wręcz niesamowita i bardzo zgrana. Organizujemy też razem różne inicjatywy. Łączymy się razem, przygotowując jakieś wydarzenia i to scala nas jako wspólnotę. Spędzamy również wspólnie czas poza próbami, co dodatkowo nas łączy i myślę, że to jest piękna wspólnota, tzw. do tańca i różańca. Potrafimy się razem modlić, zrobić ognisko i tańczyć. Odbieram to tak, że ludziom w chórze dobrze jest być razem.
>>> Benia Franek: Pan Bóg dokładnie wiedział, jakie dzieci mi dać [ROZMOWA]
Zatem rozumiem, że Wy z chóru czerpiecie wiele. Ale co w takim razie chór daje parafii?
– Nasz kościół jest bardzo mały. Kiedy cały chór i ministranci wejdą do kościoła, to właściwie budynek jest już pełen. Dlatego podczas niedzielnych mszy świętych nie śpiewamy w ogóle. Śpiewamy tylko na większych uroczystościach, takich jak Triduum Paschalne, pasterka czy też odpust. Ale kiedy już śpiewamy, to staramy się o to, żeby nasz udział we mszy nie był koncertem, ale bardziej prowadzeniem śpiewu, stąd teksty pieśni na rzutniku.
Parafia dużo czerpie z naszej obecności. Organizujemy wiele inicjatyw, różne nabożeństwa modlitewne i czuwania. W październiku zeszłego roku zorganizowaliśmy modlitwę w intencji rodzin, które utraciły dziecko. Zorganizowaliśmy też kilka inicjatyw Taize o jedność chrześcijan, a kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, odbyła się modlitwa o pokój. Poza niedzielną mszą świętą dzieją się więc inne rzeczy, które łatwiej jest nam logistycznie zorganizować w kościele.
Myślę, że istotna jest w tym wszystkim także kwestia profesjonalizmu. Jak udaje Ci się to rozdzielić, żeby jednocześnie być profesjonalną w prowadzeniu chóru, ale też kimś, kto się modli? Gdzie tutaj jest złoty środek?
– Niełatwo zachować balans i równowagę między tym i tym. Istotne jest, żebyśmy zachowali pewną powagę i profesjonalizm. Komu jednak, jeśli nie Panu Bogu dać to, co najlepsze? Wierzę głęboko, że Duch Święty prowadzi to dzieło i dopuszcza takie sytuacje, w których nie wszystko się udaje i nie jesteśmy idealni, w jakimś konkretnym celu. Ja zawsze znajduję coś, co dla mnie, jako dla muzyka, wymaga dopracowania. Wiem jednak, że nasz śpiew jest bardzo pozytywnie odbierany.
Macie też już za sobą wiele występów w innych parafiach…
– To są bardzo miłe sytuacje, bo te parafie zazwyczaj nas goszczą z wielką sympatią i otwarciem. Jest to dla nas z jednej strony spotkanie nowych ludzi, ale z drugiej – wiele dają nam ich reakcje. Zimą zorganizowaliśmy koncerty kolędowe i razem z orkiestrą lekarzy Operacja Muzyka z Poznania odwiedziliśmy kilka parafii. Kościoły były pełne. Ludzie śpiewali razem z nami i tworzyła się piękna wspólnota. Każdy z takich wyjazdów nas jednoczy i zgrywa. Wierzę, że nigdy nie będzie nam dość i że cały czas będziemy działać.
Jak to jest obserwować tych wszystkich ludzi, jak oni się zmieniają i jak to jest, gdy najpierw śpiewacie utwór pierwszy raz, a później nadchodzi ten wielki występ?
– To jest dojrzewanie małego dziecka, które wchodzi w dorosłość. To jest cały proces. I pięknie jest go obserwować. Na początku, kiedy czytamy nuty, ludzie nawet nie wiedzą, co w sumie z tego ostatecznie wyjdzie. Próbujemy jeden głos, drugi, trzeci. Ludzie się zaczynają nudzić. Aż w końcu zaczynamy śpiewać razem i nagle wszystkim otwierają się oczy ze zdziwienia. To jest bardzo pozytywne. Ale od samego momentu zebrania tych głosów, aż do zrozumienia, co się śpiewa i o czym się śpiewa, mija trochę czasu. Pięknie jest oglądać, słuchać i obserwować, jak zmienia się to technicznie. Przez te kilka lat prowadzenia chóru widzę piękny, muzyczny i duchowy rozwój chórzystów. Jestem z nich bardzo dumna.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |