Fot. archiwum prywatne/Anastasiya Bezborodova

Magdalena Bartecka: Bóg ma na wszystko plan, potrzebuje tylko ludzi do współpracy [ROZMOWA]

Magdalena Bartecka w swoim życiu robiła różne rzeczy. Dziś jest kierowniczką Programu Sprawiedliwej Transformacji w Polskiej Zielonej Sieci i, jak sama mówi, to dla niej praca z misją. O tym, jak znaleźć odpowiednie miejsce dla siebie oraz o zasadach, które powinniśmy wdrożyć, by dbać o klimat opowiedziała w rozmowie z Karoliną Binek.

Karolina Binek (misyjne.pl): Ekologia zawsze była bliska Pani sercu?

Magdalena Bartecka: Tak i nie. Wychowałam się na wsi, więc niemal cały czas bliskie mi było obcowanie z naturą. Wakacje spędzałam w lesie, na polu, byłam wrośnięta w przyrodę. Ale nigdy nie miałam takiej specjalistycznej wiedzy o ochronie środowiska, a w szkole uczyłam się tylko podstaw ekologii. Nigdy nie myślałam więc, że będę z nią związana zawodowo. Oczywiście już w dzieciństwie denerwowało mnie, kiedy na przykład widziałam, że ktoś wyrzuca śmieci do lasu. Ale mimo to nie interesowałam się tym tematem jakoś bardziej. Długo moja praca też nie była związana z tym obszarem. Interesowała mnie pańszczyzna, wiejskie pochodzenie Polaków, działania na prowincji z różnymi grupami, zajmowałam się startupami studenckimi, polityką senioralną i wieloma innymi tematami.

W takim razie jak to się stało, że dziś jest Pani kierowniczką Programu Sprawiedliwej Transformacji w Polskiej Zielonej Sieci?

– Mam taki charakter, że szukam w życiu swojej misji, która zrobiłaby coś dobrego w świecie. Wiedziałam, że znajdę ją w pracy, ale nie miałam pojęcia, że moim polem misji stanie się ochrona klimatu. Pracowałam jeszcze na Uniwersytecie Warszawskim, kiedy usłyszałam od znajomego o pracy na rzecz rozwoju zielonej energii, ochrony klimatu i środowiska. Było to śmieszne, bo zupełnie się na tym nie znałam, nie miałam żadnych kompetencji, nie potrafiłam nawet odróżnić paneli fotowoltaicznych od paneli solarnych i innych podstawowych rzeczy. Ale mimo to skontaktowałam się z moją obecną szefową, polubiłyśmy się już przez telefon, później było spotkanie. I wtedy już wiedziałam, że mam podjąć tę pracę, nawet nie wiedząc co mnie czeka. Myślę, że miałam też duchowe wsparcie – Ktoś chciał, żebym zrobiła ten krok.

>>> Katolicka ekologia. Integralnie albo wcale

Domyślam się więc, że dziś wcale nie żałuje Pani tego kroku?

– Okazało się, że bardzo mnie to zaciekawiło i zainspirowało. Zobaczyłam, że jest wiele możliwości, że ta praca rozwija, poznałam bardzo dużo ciekawych osób. Pracuję z różnymi grupami, czasami trudnymi do współpracy – politycy, górnicy, związkowcy, samorządowcy, biznes, młodzież. To bardzo różne grupy, a musimy razem działać. Poza tym dziś już wiem, że ochrona środowiska to ciekawy i bardzo przyszłościowy obszar, więc jeśli ktoś, kto przeczyta ten artykuł nie miałby pomysłu dla siebie, to bardzo polecam, bo tych tematów jest naprawdę dużo. W tym momencie brakuje na przykład specjalistów od ekologicznego rolnictwa czy też od budownictwa zeroemisyjnego. Cały czas potrzeba kogoś, kto przyjdzie do nas z pomysłami. Nie muszą to być inżynierowie, a ludzie, którzy po prostu mają jakiś pomysł, chcą coś zmienić, wymyślić. Każda profesja w ramach ochrony klimatu gdzieś się zmieści.

Zatrzymajmy się jednak jeszcze przy samej kwestii zmiany pracy. Dzisiaj zauważa Pani duże różnice między pracą z misją a tą wcześniejszą?

– Myślę, że tak. Oczywiście każda praca może czegoś nauczyć. Pracowałam jako kelnerka, jako pokojówka, zarabiałam pieniądze, żeby móc utrzymać się na studiach. Ale ta praca daje mi poczucie, że to jest to. Tego nie da się określić. Każdy, kto chodzi do pracy wie, czy to jest jego miejsce, czy nie, czy to jest jego cel, czy jego misja się realizuje, czy może wykorzystywać swoje kompetencje.

fot. freepik

Jest Pani osobą wierzącą. Kwestia wiary ma Pani zdaniem duży wpływ na pracę?

– Raczej nie afiszuję się tak bardzo z tym, że jestem osobą wierzącą. Nie mam misji nawracania. Ale ludzie sami podchodzą do mnie i pytają mnie, skąd bierze się moja wiara. Myślę, że Boga najbardziej widać w takim normalnym życiu. Nie trzeba o Nim opowiadać, wystarczy Nim żyć. Wtedy to jest coś, co działa. Nie mam oczekiwań, że ktoś ma wierzyć tak, jak ja. Bardziej zależy mi na tym, żebyśmy byli razem i tworzyli razem. Wykonuję swoją pracę – jak najdokładniej jestem w stanie. Jednocześnie współtworzę Formację Transformację, chrześcijańską wspólnotę, w której razem z grupą wspaniałych ludzi odkrywamy Boga.

A w ruchu ekologicznym nie czuję się wysłanniczką czy zbawicielem. Wiem, że Bóg dla każdego pojedynczego człowieka ma misję i zależy mi na tym, żeby ludzie byli w tym miejscu, w którym mogą to odkryć.

>>> Ekologia Franciszka – rewolucja czy powrót do źródeł?

Wspominała Pani o współpracy z różnymi środowiskami ludzi. Jak Pani reaguje, gdy spotyka się Pani z osobą lub z grupą ludzi, którzy mówią, że nie ma czegoś takiego jak zmiana klimatu, że przecież zimą jest zimno, latem jest ciepło i czego się tutaj czepiać?

– Akurat mam dużo cierpliwości i mało się denerwuję, nawet w takich sytuacjach. Nie oczekuję, żeby ludzie znali się na wszystkim. Dużo mamy oczekiwań w tych grupach zajmujących się zmianą klimatu. Są ludzie, którzy polegają tylko na opinii naukowców pokazujących, że zbliżamy się do punktu, kiedy nastąpi sprzężenie zwrotne tak wielu negatywnych zjawisk, że już nie będzie dało się z tego toru zejść. Ale dla wielu osób jednak przeczytanie dziesięciu raportów nic nie znaczy. Oni muszą tych zmian doświadczyć na własnej skórze albo usłyszeć o nich od osób, którym ufają – od swoich autorytetów. I dopiero wtedy może ich coś przekonać. Spotkałam się też z takim podejściem starszych osób, że jest tak wiele negatywnych rzeczy wokół nas, że już nie chcą się martwić czymś dodatkowym. Łatwiej wtedy uciec w jakąś niszę i nie zaprzątać sobie głowy globalnymi problemami. Te przykłady pokazują więc, z jak wieloma grupami ludzi musimy szukać wspólnego języka.

W jaki sposób więc ten kontakt znaleźć i udowadniać, że klimat jednak się zmienia?

– To jest trudne pytanie, bo nie ma jednego skryptu rozmowy. Ja zawsze staram się podchodzić empatycznie i zobaczyć, kim jest ta osoba, z jakimi argumentami, z jakimi mediami i z jakimi treściami może się utożsamiać. Dam przykład  – jestem obecnie u rodziców na wsi. Są tutaj ludzie pracujący w pobliskim miasteczku, rolnicy i emeryci. Jeżeli rozmawiam z rolnikami, to będę rozmawiać o suszy, czyli o czymś, co jest im bliskie. Może nie identyfikują się z tym, że w Oceanii zatapiane są kolejne wyspy i ludzie nie mają gdzie mieszkać. Ale mówię im, żeby spojrzeli 30 lat wstecz i zobaczyli, co się zmieniło – jak kiedyś wyglądały pory roku. Tak samo ze starszymi osobami, które bardzo dobrze pamiętają wydarzenia sprzed lat i na zasadzie analizy mogą sobie porównać różne sezony. Dużo daje już samo takie uświadomienie. Dopiero później warto porozmawiać o skutecznych rozwiązaniach, na przykład opowiedzieć, że wszystkie te osoby mogą łączyć się w spółdzielnie i produkować energię dla siebie. Najważniejsze jednak jest, żeby nie wchodzić w paternalizm i nie wychodzić z założenia, że to ja wam powiem, jak powinniście żyć i was oświecę. Bądźmy dla siebie partnerami i słuchajmy się uważnie. Wtedy możemy się porozumieć.

For. pixabay

Rozmawiamy o różnych środowiskach. Jak wygląda Pani zdaniem sytuacja w przypadku ludzi wierzących? Czy w Kościele robimy dużo dla ochrony klimatu?

– To zależy w jakim Kościele. Myślę, że jeśli patrzymy na Polskę katolicką, to moim zdaniem te grupy, które są bardziej konserwatywne tak naprawdę troszczą się o środowisko – zależy im raczej, żeby było pięknie, żeby mieszkać w zadbanym otoczeniu, żeby dbać o polską ziemię. Niestety, często  tworzą się podziały po liniach politycznych. Mówimy, kto jest lewakiem, kto jest prawakiem i od razu gubimy się w tym, o co nam tak naprawdę chodzi i co chcemy chronić. Jest tak nawet wśród hierarchów kościelnych – na kwestie związane z klimatem patrzą z perspektywy tego, co mówi na ten temat rząd. Papież Franciszek z kolei zapoczątkował ruch, jeśli mogę to tak określić, Kościoła progresywnego, dzięki czemu dużo zaczęło się dziać w parafiach na rzecz ochrony środowiska. Mam tylko nadzieję, że te działania będą rozwijane dalej, że ludzie wierzący wciąż będą mieli wystarczająco siły i energii, żeby wprowadzać zmiany. Chociaż obawiam się jednocześnie, że nawet na to może wpłynąć trwająca wojna w Ukrainie…

>>> Papież Franciszek a ekologia

Rozmawiamy w czasie wakacji. Jakie zasady proponuje Pani w tym czasie wdrożyć w nasze życie, aby dbać o klimat i środowisko?

– Strategiczne są tutaj kwestie żywności, wody i energii. Jeśli jesteśmy w stanie oszczędzać energię, produkować żywność lokalnie i jej nie marnować oraz chronić nasze zasoby wodne, to przynajmniej na tym polskim gruncie możemy bardzo dużo zrobić. Na poziomie indywidualnym i zbiorowym lepiej oczywiście też jeździć komunikacją miejską i pociągami niż samochodem oraz spędzać więcej czasu na łonie natury i prowadzić mniej eksploatacyjnego stylu życia, gdzie musimy ciągle dostarczać paliwo. Jeśli natomiast chodzi o bardziej długofalowe działania, to polecam ocieplić swój dom i ogrzewać go pompą ciepła zasilaną energią z własnej fotowoltaiki. Bo prawda jest taka, że energia zielona jest tańsza – i będzie jeszcze tańsza – w takim układzie geopolitycznym, w którym jesteśmy.

Wszystkie te przykłady mogą się nawet wydawać błahe. Ale jeśli wdroży je każdy z nas, to możemy zdziałać naprawdę wiele, tym bardziej z mocą Boga. Dzięki Niemu mogą dziać się rzeczy, które są nieprawdopodobne. Możemy dziś odnosić wrażenie, że nie da się uchronić ludzi przed głodem czy byciem w przyszłości uchodźcą klimatycznym uciekającym z terenu, który jest zbyt suchy, by cokolwiek na nim zasadzić. Ale wierzę, że dzięki Bożej mocy i z tym sobie poradzimy, i nawet z trwającą wojną w Ukrainie. Bo Bóg ma na wszystko plan. Potrzebuje tylko ludzi do współpracy.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze