fot. EPA/ATEF SAFADI

Marcin Zaborowski: czasy są nadzwyczajne, UE powinna wystąpić z nadzwyczajną ofertą dla Ukrainy

W opisie wojny w Ukrainie często można usłyszeć, że kolejny dzień walk to przechylanie szali zwycięstwa na rzecz Ukrainy. Sztab generalny ukraińskiej armii oszacował, że od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę zginęło 5710 rosyjskich żołnierzy, a 200 zostało wziętych do niewoli. Zastrzegł jednocześnie, że obliczenia są szacunkowe ze względu na intensywność walk. Dane te zostały opublikowane we wtorek rano.

Te liczby robią wrażenie, jednocześnie trzeba pamiętać o przewadze liczebnej armii rosyjskiej. Ta jednak – co potwierdza przede wszystkim amerykański wywiad – od początku wojny nie osiągnęła żadnych celów strategicznych. Jednocześnie ze strony Zachodu płynie coraz szerszy strumień pomocy. Z jednej strony to dostawy broni na Ukrainę; z drugiej sankcje nałożone na Rosję (ich skala jest niespotykana). We wtorek rano z Kijowa dopływają jednak niepokojące wiadomości. Do miasta ma się zbliżać (co wynika ze zdjęć satelitarnych) kilkudziesięciu kilometrowa kolumna ciężkiego sprzętu armii rosyjskiej. Cały czas swoje spróbuje zdziałać też dyplomacja. Tylko dziś w Polsce dochodzi do szeregu spotkań w sprawie Ukrainy. Z premierem Wielkiej Brytanii rozmawia premier Mateusz Morawiecki, w Łodzi trwa spotkanie Trójkąta Weimarskiego (szefów dyplomacji Polski, Niemiec i Francji).

O ocenę militarnej oraz politycznej sytuacji wokół Ukrainy poprosiliśmy politologa, byłego wiceprezesa Center for European Policy Analysis, byłego dyrektora Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych a obecnie redaktora naczelnego pisma Res Publica Nowa.

Marcin Zaborowski, fot. Olgierd Syczewski, CC BY-SA 3.0, commons.wikimedia

Maciej Kluczka (misyjne.pl): Czy rosną szanse na zwycięstwo Ukrainy? Czy jest Pan w tej kwestii optymistą?

Marcin Zaborowski (były dyrektor Polskiego Instytut Spraw Międzynarodowych): – W niedzielę doniesienia były mieszane. Rosjanom udało się przebić obronę w Charkowie, rosyjskie jednostki pojawiły się w centrum tego miasta. To jest – pamiętajmy – drugie najważniejsze miasto w kraju.

Później pojawiły się informacje o tym, że Ukraińcy z powrotem przejęli kontrole nad miastem.

– Zgadza się. Jedną rzeczą jest przebicie obrony, a inną sprawą jest utrzymanie tej obecności. Wiadomości na dzisiaj są też takie, że Kijowa absolutnie nie udało się zdobyć i Rosjanie nie mają żadnych dużych osiągnięć w czasie tej operacji.

Niestety również poniedziałek i wtorek były dla Charkowa bardzo trudne; w ataku na to miasto zginęli cywile, także dzieci, zniszczony został głównym plac miasta – Plac Wolności. Natomiast kolejne nocne oblężenie Kijowa nie przyniosło rezultatów.

– A do tego mają też bardzo duże straty w ludziach. Według danych ministerstwa obrony Ukrainy zabitych zostało już ponad 5 tysięcy rosyjskich żołnierzy, 14 rosyjskich samolotów zostało straconych, ponad 100 czołgów zostało zniszczonych. Straty po stronie rosyjskiej są niewspółmiernie duże w stosunku do oczekiwań, które były na Kremlu.

Charków, fot. EPA/SERGEY DOLZHENKO

Czy pomoc Zachodu dla Ukrainy jest maksymalnie duża? Czy Zachód wykorzystuje wszystkie swoje narzędzia? Myślę przede wszystkim o dostawie broni. Pomogły już m.in. Belgia, Francja, Polska i Estonia. Z kolei szefowa Komisji Europejskiej zapowiedziała w niedzielę, że po raz pierwszy w historii Unia Europejska będzie opłacać zakup i dostawę broni do zaatakowanego kraju. Finansowanie będzie oparte na wnioskach wysyłanych przez Ukrainę. Myślę też o ekonomicznych sankcjach, o wykluczeniu Rosji z systemu SWIFT.

– Dostawy broni są realne i czynią różnicę na froncie walki. Cały czas na Ukrainę docierają ochotnicy. W Przemyślu są kolumny samochodów. Zmierzają w dwie strony. Jedna kolumna to oczywiście uchodźcy z Ukrainy, kobiety z dziećmi. Druga to mężczyźni, którzy z Polski jadą bronić swojej ojczyzny.

A Ukraina tworzy międzynarodowy legion cudzoziemski dla ochotników z zagranicy.

– Czyli zawodowi żołnierze z całego świata mogą się zgłaszać, by walczyć po stronie Ukrainy. I do tego przepływ broni. To się dzieje. Rosja przerzuciła na Ukrainę wszystko, co miała. I oni na pomoc z innych państw liczyć nie mogą. A Ukraińcy na tę pomoc mogą liczyć z całego świata.

Z Kijowa – który dzielnie się broni – słychać obawy, że w kolejnych dniach nastąpi zmasowany atak, czego dowodem mogą być zbliżające się we wtorek do stolicy Ukrainy kolumny ciężkiego sprzętu. Czy istnieje takie zagrożenie? Czy jednak Putin, widząc straty które ponosi, zacznie się wycofywać?

– To zgromadzenie wojska przy granicy z Ukrainą, z którym mieliśmy do czynienia przed inwazją, to 70% armii rosyjskiej. Tak więc wielkich rezerw to tam już nie ma. To, co oni mieli – w sensie uderzeniowym – to już rzucili. Działania zbrojne ostatnich dni pokazują, że Rosjanie mają problem z dostawami paliwa na linię frontu. Mają też problem przy konfrontacji z armią ukraińską – w sobotę głównym celem były obiekty niestrategiczne. Głównym powodem takiego ruchu była chęć podtrzymania wrażenia, że jednak to uderzenie cały czas postępuje.

Deklaracja przystąpienia do Unii Europejskiej, od lewej Rusłan Stefanczuk (przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy), w środku prezydent Wołodymyr Zełenski oraz premier Denys Szmyhal

28 lutego został podpisany przez prezydenta Wołodymyra Zełenskiego wniosek o członkostwo w Unii Europejskiej. Dokument trafił już do Brukseli i jedynie dobę później Parlament Europejski przyjął ten wniosek. Tym samym rozpoczął procedurę rekrutacyjną, która może zakończyć się wstąpieniem tego kraju Unii Europejskiej. Czy ta szybka ścieżka się uda? Czy będzie zgoda całej Wspólnoty?

– Czasy są nadzwyczajne, dlatego UE powinna wystąpić z nadzwyczajną ofertą. Taki sygnał ze strony Unii byłby dla Ukraińców mobilizujący. Dobrze, że prezydent Andrzej Duda jasno się w tej sprawie wypowiedział.

Unia już teraz szykuje program finansowy na odbudowę kraju po – miejmy nadzieję – zwycięskiej dla Ukrainie wojny. Byłoby to coś na wzór Funduszu Odbudowy, który dźwiga gospodarkę Europy po koronakryzysie. Jest też postulat, by umorzyć Ukrainie dług zagraniczny, bo jego obsługa to – według różnych szacunków – nawet 10% ukraińskiego PKB.

– Kraj jest w tym momencie rujnowany – nie z własnej winy. Cały świat powinien przyjść Ukrainie z pomocą, także tą finansową.

Czy na Kremlu nadal mamy do czynienia z racjonalną polityką? Sowietolodzy mówią, że Putin od lat zapowiadał taką politykę, takie ruchy i że Zachód nie powinien być teraz zaskoczony. Jednocześnie dodają, że w obecnym zachowaniu widać coraz mniej racjonalności a coraz więcej szaleństwa.

– Putin zapowiadał taką politykę już w 2007 r. na konferencji monachijskiej. Najpierw zaatakował Gruzję, później zajął Krym, teraz zaatakował Ukrainę. To metoda konsekwentna, a jednocześnie to metoda psychopaty. To jest szaleństwo, w którym jest metoda. Może do jakiegoś stopnia to imperium udaje mu się odtworzyć, ale koszty finansowe, prestiżowe, wizerunkowe dla Rosji są już olbrzymie. Rosja zostaje odcięta od systemu SWIFT, straciła projekt Nordstream 2, który buduje od 2011 roku i w który zainwestowała 11 mld dolarów, tyle już poszło w tę rurę.

Ukraińskie flagi na masztach przed budynkiem Parlamentu Europejskiego w Brukseli, fot. EPA/STEPHANIE LECOCQ

A myśli Pan, że straciła bezpowrotnie? Na razie Niemcy mówią o wstrzymaniu certyfikacji Nordstream 2.

– To zawieszenie trwa jednak tak długo, jak długo istnieją przyczyny, dla którego je wprowadzono. A to, że Rosja wycofa się z agresywnej polityki wobec Ukrainy – dopóki Putin rządzi – jest według mnie niemożliwe. Projekt Nordstream 2 politycznie został zniszczony. My nie będziemy z tego powodu płakać, bo to był projekt ewidentnie szkodliwy także dla Polski. Są więc wysokie straty ekonomiczne, biznesowe, do tego spada prestiż Rosji, także w państwach byłego Związku Sowieckiego. Wszyscy zaczynają patrzeć na Rosję jak na niebezpiecznego agresora. To nie jest państwo, które jest gwarantem stabilizacji, ale państwo, którego należy się obawiać. Nie widzę niczego, co Putin mógłby na tej wojnie zyskać. Poza tym, że w pierwszych dniach inwazji część Rosjan dostała patriotycznej gorączki i wyrażała poparcie dla Putina. Ale to opadnie. Koszty finansowe uderzą w Rosjan i opinia w samej Rosji też się zmieni.

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz, fot. EPA/CLEMENS BILAN

Niemcy były do tej pory w ogonie państw, które chciały szybkich i dotkliwych sankcji. Teraz jednak do tej większościowej grupy dołączają. Myśli Pan, że taka postawa kanclerza Niemiec będzie postawą trwałą? Czy jednak będzie szukać możliwości zmiękczenia sankcji Zachodu wobec Kremla?

– Zachowanie Niemiec, póki co, wpływa na obniżenie ich reputacji. Gdyby nie blokowały wstąpienia Ukrainy do NATO, gdyby nie stały za projektem Nordstream 2 i gdyby początkowo nie blokowały wyłączenia Rosji z systemu SWIFT – to być może tej wojny w ogóle by nie było. Widzę jednoznacznie potępienie polityki Niemiec ze strony ekspertów z różnych części świata – i to osób, które bynajmniej nie są antyniemieckie. Niemcy muszą się liczyć z tym, że świat nie będzie już na nie patrzeć jak na cywilne mocarstwo, które dba o pokój i jest tym elementem stabilizacji. Niestety, pewne koniunkturalne decyzje Niemiec mogły zachęcać Rosję do wojny.

Na koniec spójrzmy na Chiny. Według ekspertów waży się teraz to, czy Chiny pozostaną neutralne. One nie potępiły Rosji, ale jednocześnie nie wyrażają jednoznacznego poparcia. Ponoć czekają, aż Rosja zmęczona wojną stanie się „zgniłym owocem” i sama wpadnie im w ręce. Z drugiej strony ważne jest to, by w tym czasie Chiny nie rozpoczęły konfliktu w regionie, a tego najbardziej obawia się Tajwan. A Stanom Zjednoczonym trudno byłoby zaangażować się jednocześnie w dwa tak duże konflikty. Czy Chiny – jako drugoplanowy, ale istotny aktor – mogą mieć w tym konflikcie sporo do powiedzenia?

– Chiny musiały dać pozwolenie Rosji, by to uderzenie miało miejsce. Sam fakt, że Rosja uderzyła tuż po zakończeniu olimpiady w Pekinie świadczy o tym, że to nie działo się bez wiedzy Chin. Jednak w interesie Pekinu absolutnie nie jest to, by jednoznacznie wspierać Rosję, bo Rosja może przegrać. Chińczycy czekają i za dużo nie komentują.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze