fot. pixabay

Maszynista: drażni mnie, gdy ludzie myślą, że pociąg jedzie sam [REPORTAŻ]

Wsiadamy do pociągu i nawet nie zastanawiamy się nad tym, ile osób musi pracować, byśmy szczęśliwie dojechali na miejsce. O swojej pracy Karolinie Binek opowiedział autor bloga maszynista.eu. 

Mój pierwszy dzień w pracy nie był jakoś specjalnie wyjątkowy. Zanim zacząłem naprawdę pracowaćodbyłem długie szkolenie. Pierwszego dnia trafiłem do warsztatu. Dostałem robocze ubrania i zostałem wysłany wraz z innymi kolegami na halę napraw lokomotyw, w której poznawaliśmy ich budowę, znajdywaliśmy usterki itp. 

Dość dobrze pamiętam pierwszą samodzielną służbę. Największym stresem było pierwsze zatrzymanie się na peronie. Do tej pory zawsze ktoś siedział obok i w razie mojego błędu mógł zareagować. Teraz byłem zdany wyłącznie na siebie. Ale, gdy już udało się bezpiecznie zatrzymać pociąg, wiedziałem, że dalej sobie spokojnie poradzę.  

fot. pixabay

>>> „Pobożny” pociąg

Dzień w pracy 

Mój typowy dzień w pracy trudno szczegółowo opisać, bo mimo powtarzalności większość dni różni się od siebie. W dużym skrócie – zgłaszam się u dyspozytora na służbę, wsiadam w wyznaczony pociąg i prowadzę go zgodnie z rozkładem jazdy. Później zmieniam pociąg i tak w kółko zgodnie z planem konkretnej służby lub zarządzeniem dyspozytora. Pracuję maksymalnie 12 godzin dziennie.  

Zazwyczaj w pracy zdarza mi się przerwa. Wtedy, w zależności od potrzebczasami czytam książkę, innym razem słucham muzykiidę coś ciepłego zjeść czy po prostu wypoczywam przed kolejnymi godzinami, które spędzę w pociągu.  

fot. pixabay

Jednak, w zależności od tego, czy jeździmy z ludźmi, czy z towarem, jazda nie jest moim jedynym zadaniem. To, czego często nie widać, to między innymi manewry, czyli zestawianie składów, zjeżdżanie na grupę odstawczą (można to nazwać bazą), w której pociągi lub wagony są sprzątane, naprawiane itp. To też przygotowywanie pociągów do drogi oraz dozorowanie pojazdów, które aktualnie nie są używane, ale powinny być w gotowości. 

Bezradny w obliczu śmierci  

Na szczęście nie miałem jeszcze okazji przekonać się, jak to jest, gdy ktoś nie zdąży zejść z torów. Niejednokrotnie natomiast takie sytuacje były bardzo bliskie. Każdy ma inne uczucia w takich momentach. Ja w pierwszej chwili czuję złość, która bardzo szybko przeradza się w poczucie bezradności, bo jedyne, co mogę zrobić, to pociągnąć za hamulec, podać sygnał dźwiękowy „baczność” i czekać… Gdy wszystko dobrze się kończy, czyli przeszkoda w postaci człowieka czy auta bezpiecznie oddala się od torowiska, czuję ulgę, że to jednak nie przy pomocy prowadzonego przeze mnie pociągu ktoś straci życie. Ulgę, która po kilku sekundach przemienia się znowu w złość, bo poziom adrenaliny spada i człowiek sobie zaczyna analizować, jak blisko było nieszczęścia… co by było gdyby…  

fot. pixabay

Żyć z pasji 

Myślę, że praca to moja pasja. Przez wiele lat marzyłem o tym, aby móc prowadzić pociąg. W końcu po wielu latach marzeń, obserwacji i podjęcia decyzji, że spróbuję – udało się. Dziś praca sprawia mi olbrzymią frajdę. A przecież każdy chciałby robić to, co kocha i jeszcze dostawać za to pieniądze. 

Z drugiej strony traktuję tę pracę trochę jak swego rodzaju misję. Zawsze chciałem w jakiś sposób robić coś pożytecznego dla ludzi, żeby moje swoiste poświęcenie miało dla innych sens. Wiem, że na przykład dzięki temu, że ja w nocy nie śpię, bo prowadzę pociąg – ktoś bezpiecznie dojedzie na wakacje, do rodziny, załatwi swoje interesy. To jest bardzo namacalne, a niestety mało który z pasażerów pamięta o tym, że pociąg to nie tylko środek transportu. Pociąg to ludzie, którzy czuwają nad bezpieczeństwem. To maszynista, który go prowadzi. O różnych porach dnia lub nocy, w różnych warunkach atmosferycznych. To drużyna konduktorska, która również odpowiada za bezpieczny transport pasażerów. To dyżurni ruchu, dróżnicy przejazdowi, rewidenci, automatycy. To mnóstwo osób, dzięki którym pociągi zazwyczaj bezpiecznie docierają do celu.  

fot. pixabay

Praca na kolei bez znajomości? 

Najbardziej drażniącym stereotypem o pracy maszynisty jest ten, że przecież pociąg sam jedzie, skręcać nie trzeba, tory prowadzą, więc czemu maszyniści narzekają, że są po pracy zmęczeni. Wbrew pozorom to praca męcząca nie tylko fizycznie, lecz także psychicznie. I bardzo odpowiedzialna. Wszak prowadząc kilkaset ton rozpędzonego żelastwa przewozimy często tysiące osób.  

Drugim, dość dokuczliwym stereotypem, szczególnie dla osób pragnących zostać maszynistą jest ten, że do tego zawodu bez znajomości czy rodziny od pokoleń pracującej na kolei – nie ma szans się dostać. Sam jestem przykładem, że jednak da się i wiele osób po lekturze mojego bloga maszynista.eu oraz e-booka „Jak zostać maszynistą” decyduje się spróbować i dziś już pracują jako maszyniści. Osobiście zdarzało mi się szkolić kilka osób, które przyznały, że gdyby nie mój blog – nigdy by się nie zdecydowali na ten zawód. Bo wcześniej słyszeli, że bez znajomości nie da się być maszynistą…  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze