Rosario Livatino, Fot. youtube/Tv2000it

Męczennik, który nie bał się zabierać pieniędzy mafii 

Twarz miał raczej grzecznego chłopca. Uśmiechnięty, pogodne spojrzenie, a tymczasem bała się go mafia. Historia Rosario Livatino to naprawdę nie jest nudna opowieść o jakimś zapomnianym męczenniku. 

Rosario Livatino jeździł fordem fiestą. Jak co dzień jechał do sądu w Agrigento, gdzie pracował. Drogą między polami nie jeździło wiele pojazdów. Nagle zauważył, że jego auto jest ścigane przez inny samochód osobowy oraz motocykl. Kierowcy wyciągnęli broń i zaczęli strzelać. Rosario zatrzymał samochód i zaczął uciekać przez pola. Napastnicy trafili go sześcioma kulami. Ostatni strzał był oddany ze strzelby – ulubionej broni sycylijskich gangsterów. Tak strzał był podpisem mafii.  

>>>Włochy: zakrwawiona koszula sędziego przekazana przez sąd na jego beatyfikację

Zdolny prawnik 

Urodził się w 1952 r. na Sycylii. Nie miał rodzeństwa. Był raczej nieśmiały, świetnie się uczył, ale nie był z tego powodu zarozumiały. Znajomi ze szkoły zapamiętali, że nie raz pomagał im w nauce. Jego ojciec był adwokatem i Rosario także wybrał studia prawnicze. Ukończył je z wyróżnieniem i wkrótce został zastępcą prokuratora.  

Szybko zaczął wyróżniać się umiejętnościami, dlatego zaczęto mu powierzać najbardziej skomplikowane sprawy. A te dotyczyły najczęściej związków mafii z biznesem. Rosario uważał, że najskuteczniejszą metodą walki z mafią jest konfiskata mienia. Ustawa z 1982 r. pozwalała na odebranie majątku zdobytego w wyniku przestępstwa lub pochodzącego z niejasnego źródła. To pozwalało przede wszystkim na pozbawienie mafiosów środków oraz motywacji do dalszej działalności. 

Ewangelia była na jego biurku 

Jego kuzyn – ks. Giuseppe Livatino – który zbiera dokumentację potrzebna do procesu beatyfikacyjnego, mówi o nim, że był chrześcijaninem bardzo głęboko związanym z Ewangelią. Na biurku miał krzyż oraz Biblię pełną jego osobistych zapisków. Każdy dzień zaczynał od modlitwy przed Najświętszym Sakramentem w małym kościółku, w którym mógł pozostawać nierozpoznany. Pomimo tego, że pracował w wymiarze sprawiedliwości, mówił: „Chrystus nigdy nie powiedział, że mamy być przede wszystkim sprawiedliwi, nawet jeśli wiele razy pochwalał cnotę sprawiedliwości. Wyniósł natomiast przykazanie miłości jako obowiązkową normę postępowania” (konferencja w domu sióstr wokacjonistek).  

Zabierał pieniądze mafii 

W 1989 r. Livatino został sędzią. Nie wchodził w układy, nie brał łapówek, nie pobłażał przestępcom. Współpracował z komendantem policji, który doskonale znał Siddę, zorganizowaną grupę przestępczą założoną przez ludzi usuniętych z Cosa Nostry. Prawdopodobnie z Siddą związani byli zabójcy Rosario. Śledczy nie mieli wątpliwości, że morderstwo planowali bossowie wysokiego szczebla. Później okazało się, że są także powiązani z niektórymi politykami. Za to przestępstwo skazano jednak tylko bezpośrednich sprawców.  

Rosario nie był naiwny. Zdawał sobie sprawę z zagrożenia. Nie korzystał jednak z ochrony, bo nie chciał, żeby ktoś z jego powodu narażał życie. Dlatego też nigdy się nie ożenił ani nie miał dzieci, żeby nie zostawić po sobie wdowy i sierot.  

Mafia strzeliła sobie w kolano 

– Chcieli zgasić światło, a tymczasem je zapalili – powiedział o zabójcach sędziego ks. Giuseppe Liviatino. Młody prawnik momentalnie stał się bohaterem Włochów. Inni prawnicy zaczęli czytać i stosować zalecenia z jego konferencji o roli sędziego w społeczeństwie. W wielu miejscowościach organizowano demonstracje przeciwko mafii. 

>>>Włochy: dziś beatyfikacja sędziego, który walczył z mafią

Podczas wizyty na Sycylii w 1993 r. papież Jan Paweł II nazwał Rosario Livatino „męczennikiem za sprawiedliwość, a pośrednio również za wiarę”.  Proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 2011 r. Dziś, 5 maja 2021 r. odbędzie się jego beatyfikacja.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze