fot. usplash

Miłość bez granic ma swoje granice [FELIETON] 

Często słyszy się o „miłości bez granic”. Mówimy na przykład, że kochamy kogoś bezgranicznie. Ale czy miłość bez granic jest… w ogóle możliwa? 

Może się bowiem okazać, że przekraczając pewne granice w miłości przestaje ona być miłością. Nie można bowiem przestać być sobą. Wtedy byłaby to raczej destrukcja samego siebie, a nie miłość, która zawsze buduje. 

Miłość to bycie sobą 

Chciałbym wyjść od słynnych słów ks. Tischnera, który pisał, że „w miłości nie można się siebie wyrzec, bo każde wyrzeczenie jest również odzyskiwaniem siebie. Dając siebie dziecku, matka tym bardziej staje się matką. Dziecko oddaje jej to, kim ona jest. Jedno tworzy się dzięki drugiemu”. Mówiąc bardziej przyziemnie – kiedy na przykład rezygnuję z czasu na odpoczynek przy serialu na Netflixie, by porozmawiać z przyjacielem, który akurat potrzebuje wsparcia, to buduje mnie to jako człowieka. Przez te drobne (a czasem i większe) czyny miłości, w których przekraczam siebie, staję się bardziej sobą. Kształtuje mnie to jako osobę, jakiej chciał Bóg, a której pierwotny rys został zamazany przez grzech pierworodny. Ta rana w naturze ludzkiej skłania mnie ku egoizmowi, który sprzeciwia się temu, do czego zostaliśmy jako ludzie stworzeni. Dlatego bez miłości, wyrażonej konkretnymi gestami, które kosztują, nie można doświadczać pełni. Taki człowiek będzie uciekał od samego siebie w używki, nieuporządkowane przyjemności czy chaotyczne relacje z innymi. Te ostatnie nie są możliwe bez wyrzeczenia, które sprawia, że jesteśmy „bardziej” – bardziej przyjaciółmi, bardziej rodzicami, bardziej dziećmi, bardziej współmałżonkami itd. Tak odkrywamy naszą tożsamość. W innym miejscu ks. Tischner pisze, że „dopiero miłość odkrywa indywidualność człowieka”. Nie kocham jako ktoś anonimowy, ani miłość nie można być zwrócona do jakiegoś bezimiennego ogółu, masy. Można kochać konkretnego człowieka jako konkretna osoba o określonym imieniu i nazwisku, narodowości i zawodzie. Służę innym jako dziennikarz i historyk. Troszczę się jako syn, brat, chłopak, przyjaciel. 

fot. freepik

Granice 

Właśnie tożsamość jest granicą. Jeżeli na przykład przestaję być sobą, żeby komuś się przypodobać, jeśli porzucam to, co mnie tworzy i wyniszczam własną odrębność, to mamy raczej do czynienia z relacją toksyczną niż z miłością. Nie da się także kochać „bez granic” całej ludzkości, jako anonimowego tłumu. Przecież nawet Bóg kocha każdego w sposób osobisty, indywidualny, a nie jako jakiś kolektyw. Łatwo jest mówić, że służę całej ludzkości, wpłacam na „jakieś” dzieci w Afryce, walczę o prawa „jakichś” ludzi. W tym samym czasie jakże ciężko przychodzi uśmiechnąć się do konkretnego sąsiada, porozmawiać z kimś, kto jest  obok, a kto bywa irytujący, iść pomóc bliskim lub przyjaciołom. Miłość to konkret. Zawsze. Inaczej nasze wielkie słowa o miłości są czczą i płytką gadaniną. 

Indywidualność człowieka to nie indywidualizm 

Indywidualizm wypływający z nowożytnego liberalizmu nie jest indywidualnością, którą odkrywamy przez miłość. Jest jej przeciwieństwem, bo powoduje wykorzenienie („emancypację”) ze wspólnoty i tożsamości. Indywidualizm prowadzi do uznania siebie nie za osobę w konkretnej wspólnocie, której służę, lecz za „niezależną” od nikogo jednostkę, która nie odkrywa siebie, lecz usiłuje samą siebie stworzyć. Za jednostkę, która nie buduje głębokich więzi przez wysiłek i wyrzeczenie, lecz zawiera z innymi „korzystne kontrakty na relacje”. Chrześcijańska miłość buduje wspólnotę i podejmuje zobowiązania. Relacje miłości czynią nas współzależnymi i współodpowiedzialnymi. Jestem wolny, by służyć. Odkrywam swoją tożsamość i talenty, by dzielić się tym z innymi. Miłość prowadzi także do  podporządkowywania się (do pewnego stopnia) pewnym ustalonym zasadom, które kreują dobre stosunki międzyludzkie i ład społeczny. Miłość wymaga zatem pewnej dojrzałości, karności i samodyscypliny, która pomoże wybierać dobro i służbę nawet wtedy, gdy akurat mam ochotę na coś zupełnie innego.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze