Zdjęcie poglądowe fot. EPA/OMER MESSINGER

Miłość i nietolerancja [FELIETON]

Kościół jest nietolerancyjny. Nie toleruje zła i grzechu. I musi taki być. Jego nauczanie musi być wymagające, bo i Ewangelia stawia nam wymagania. Jeśli mamy więc poważnie traktować nauczanie Chrystusa, powinniśmy widzieć w nim pewną surowość. Przynajmniej co do zasad.

„Kościół w swoich pryncypiach jest nietolerancyjny, ponieważ wierzy. W praktyce zaś jest tolerancyjny, ponieważ kocha. Wrogowie Kościoła są w pryncypiach tolerancyjni, ponieważ nie wierzą. W praktyce natomiast są nietolerancyjni, ponieważ nie kochają” – pisał Reginald Garrigou-Lagrange OP.

Te słowa wpadły mi w ręce niedawno. Od razu zwróciły moją uwagę. W pierwszym odruchu się z nimi nie zgadzałem. Chodziłem z tymi zdaniami przez kilka dni w głowie. Nie dawały mi spokoju. Czy to nie zbyt duże uproszczenie? A może jednak coś w tym jest?

>>> Mauricio López: synodalność nie jest kaprysem papieża, ale wyrazem struktury Kościoła

Nietolerancyjny – ponieważ wierzy

W Biblii mamy jasny przykaz miłości drugiego człowieka, ale obok tego znajdziemy całkowity zakaz akceptacji czy tolerancji dla łamania zasad postępowania. Bożych przykazań nie można naginać, rozwadniać, iść na kompromisy w ich stosowaniu. W tym sensie Kościół zawsze będzie nietolerancyjny, co do zasady, wobec każdego zła i zawsze będzie chciał nazywać je po imieniu i wskazywać. Na marginesie mówiąc, dla jego wiarygodności dobrze byłoby, gdyby widział je przede wszystkim u siebie. To także zgodne z zasadą ewangelicznej belki w oku, której czasem całkowicie nie dostrzegamy, ale wszędzie na zewnątrz doskonale widzimy każde najmniejsze nawet ziarenko zła.

Ponieważ Kościół wierzy i chce być wierny Ewangelii, to nie może przymykać oka na zło. Nie dlatego, że chce ukarać lub potępić, ale dlatego, że jest strażnikiem i depozytariuszem bardzo konkretnej wiary. Kościół nie jest jej właścicielem, ale głosicielem. Nie może więc naginać zasad do rzeczywistości. Byłaby to zdrada wobec tego, co naucza.

Tolerancyjny – ponieważ kocha

W tym przypadku teoria nie musi iść w parze z praktyką. Bo o ile wierność Bożym przykazaniom jest oczywiście kluczowa, to jednak życie pokazuje, że każdy z nas ma z tym problem. Zwyczajnie upadamy i bywamy niewierni Bogu. Jednak zarówno z Pisma Świętego, jak i choćby z praktyki sakramentu pojednania wiemy, że Jezus, nie naginając wcale zasad, jest gotów przyjąć i pokochać nas z naszymi słabościami. Nie kocha nas dopiero po nawróceniu, kiedy już jesteśmy grzeczni i ułożeni, ale jeszcze przed zmianą naszego złego postępowania. To jasny dowód na to, że za surowością i niezmiennością zasad nie musi iść brak miłości. Wręcz przeciwnie. W Kościele konieczne jest połączenie braku tolerancji dla zła z miłością bliźniego.

„Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy jeszcze byli bezsilni. A nawet za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami. Tym bardziej więc będziemy przez Niego zachowani od karzącego gniewu, gdy teraz przez krew Jego zostaliśmy usprawiedliwieni” (Rz 5, 6-9) – czytamy w Liście św. Pawła do Rzymian.

kościół church
fot. unsplash

Tolerancyjni ponieważ nie wierzą

Zasady moralne łatwo jest zmieniać, a granice przyzwoitości nietrudno jest przesunąć. Wszystko jest w zasadzie kwestią umowną. Wielu twierdzi dzisiaj na przykład, że „aborcja jest OK”. W większości krajów nietrudno jest znaleźć większość parlamentarną, która takie „prawo moralne” może oficjalnie ustanowić za obowiązujące. Tyle że jest to tolerancja, która prowadzi na manowce, bo dopuszcza to, co przynosi z punktu widzenia Kościoła ewidentną duchową szkodę. Odejście od pryncypiów powoduje brak punktu odniesienia. Wszystko, co dobre może zostać uznane za złe i na odwrót.

>>> Kościół potrzebuje syntezy wierności i dynamizmu

Nietolerancyjni ponieważ nie kochają

Wrogowie Kościoła go nie kochają. I to delikatnie powiedziane. Niekonsekwentne jest domaganie się pluralizmu przy jednoczesnym wykluczaniu nauczania Kościoła z debaty publicznej. A wiele osób nieprzychylnych Kościołowi zgłasza takie oczekiwania. Ich argumentem jest najczęściej zło, które czai się w Kościele. Mają w tym rację. Ja także oczekuję od Wspólnoty, która jest moim domem transparentności, reagowania na krzywdę i ponoszenia odpowiedzialności za swoje czyny bez względu na funkcję. To słuszne domaganie się sprawiedliwości. Tyle że nie brakuje dzisiaj głosów, które nie chcą wcale naprawienia szkód i wyplenienia zła, ale raczej chciałyby zdelegalizować Kościół i wszystko, co z nim związane. To nietolerancja dla pryncypiów i niestety jednocześnie brak miłości do ludzi, dla których wiara jest podstawą tożsamości.

Kościół nie jest idealny. Nigdy nie był. Od samego początku jest w nim grzech. Judasz zdradził Jezusa, a święty Piotr się Go zaparł. I to nie raz. Możemy i powinniśmy zmieniać instytucję – wprowadzać mechanizmy kontroli i współodpowiedzialności osób świeckich za całą Wspólnotę. Do naprawy jest wiele. Trzeba jednak pamiętać, że motorem napędowym Kościoła jest miłość. To ona daje szansę na zmianę i to ona musi być naszym znakiem rozpoznawczym. I to ona ostatecznie potwierdza aktualność, słuszność i ważność naszych pryncypiów.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze