Wolontariusze pracujący na terenie MTP w Poznaniu/ JAKUB KACZMARCZYK/PAP

Miłosierdzie ma twarz [MISYJNE DROGI]

Polska na całym świecie jest kojarzona ze świętą siostrą Faustyną, jej „Dzienniczkiem” oraz z sanktuarium w Łagiewnikach. Dziś świat patrzy na miłosierdzie realizowane w praktyce. Prawie 3 mln Ukraińców znalazło w Polsce drugi dom.

Najpierw granica. Czasem było tak, że ludzie stali w długich kolejkach, przez wiele godzin. To tam na przejściach dostawali koce, czaj, kawę, kanapki, spokojny kąt do spania, uśmiech, przytulenie. To jedynie początek. 

Na dworcu 

Jeden pociąg to około 600-800 osób. A czasami jeden za drugim przyjeżdżają dwa lub trzy pociągi. Dworzec to pierwsze miejsce, w którym uchodźcy łapią głębszy oddech. Nieważne, czy w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Katowicach, Wrocławiu czy też w Poznaniu. Z Mariupola uciekła Elena. Ma dwójkę dzieci, od trzech dób jadą bez noclegu. Mają ze sobą tylko jedną siatkę. Ale pod Poznaniem mają znajomych, zatrzymają się u nich na trochę. Tymczasowy cel podróży już niedaleko. 

Inni jadą dalej. Kanapka, możliwość umycia zębów, lek przeciwbólowy w razie potrzeby. Te proste rzeczy dają jasny sygnał: tutaj jest normalnie. Jarosława w Kijowie mieszkała w bloku na piętnastym piętrze. Kiedy obok okna zobaczyła latające samoloty postanowiła uciekać. Na dworcu spędziła kilka godzin, czeka na pociąg do Gdańska. 

Wolontariusze rozdają dary na Dworcu Głównym w Poznaniu. JAKUB KACZMARCZYK/PAP

Oksana przyjechała z synkiem Ivanem. Kobieta ma rozbity nos. Dostała walizką, którą ktoś wyrzucał przez okno pociągu w Kijowie, by jeszcze ktoś mógł wsiąść. Jej się nie udało. Na peronie w Kijowie przeżyła wtedy załamanie. Gdy przyjechał następny pociąg nawet nie próbowała do niego wsiadać. Dopiero następnego dnia wieczorem ostatnim strzałem energii doskoczyła do drzwi wagonu i udało się. Jechała ponad 20 godzin. Chce odpocząć kilka dni i jechać do pracy do Holandii. 

Kanapki to na dworcu najbardziej potrzebna rzecz. Ale także naleśniki, parówki w cieście francuskim czy muffinki. Na każdej torebce po polsku i po ukraińsku napis informujący o tym, co się w niej znalazło. I data produkcji. Znikają bardzo szybko, ale ludzie po prostu kupują i dają następne. 

Tysiące rąk 

Doświadczenie organizacyjne, ale przede wszystkim siła zaangażowania organizacji pozarządowych, przede wszystkim kościelnych, są imponujące. Poza tym jest jeszcze potężny ruch tych, którzy nigdzie formalnie nie przynależą, ale organizują rodzinę, sąsiadów, współpracowników, jadą do sklepu i kupują, z własnych pieniędzy to, czego aktualnie potrzeba. Niczego w zamian nie oczekują. Przyjeżdżają i po prostu pytają: „w czym wam pomóc?”. I są tyle, ile mogą. My – Polacy – trochę zdziwiliśmy się, że tak potrafimy, a wraz z nami zdziwiony jest cały świat. Polacy, hiszpańska studentka, Amerykanin, który z ogromną energią przerzuca kartony i pomaga nosić wyczerpane dzieci do punktu recepcyjnego na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Ukrainka, która kilka dni temu przyjechała do Polski, otrzymała pomoc i teraz sama chce wesprzeć innych. Korpoludziki, przed- siębiorcy, mamy z dziećmi, pracow- nicy sklepów, nauczyciele, strażacy, młodzi i starsi… Chyba każda grupa ma tutaj swojego przedstawiciela.

Wolontariusze rozdają dary na Dworcu Głównym w Poznaniu. JAKUB KACZMARCZYK/PAP

Siła małego gestu 

Zryw pomocowy, który zrodził się w setkach tysięcy polskich serc porusza uchodźców. Ta fala pomocy nie wynika z jakiejś powinności czy obowiązków zawodowych, ale zrodziła się się z empatii, wczucia się w sytuację drugiego człowieka, z przekonania, że tak powinno się postąpić. I w gruncie rzeczy na tym polega jej siła. System jest potrzebny i miejmy nadzieję, że na dłuższą metę okaże się skuteczny. Ale to te odruchy serca, kanapka, herbata, koc i kilka dobrych słów sprawiają, że chce się żyć, że pojawia się życiodajna nadzieja, że „będzie dobrze”. 

Babcia Ulena na dworcu płacze i mówi, że jest zaskoczona. To jest nie do uwierzenia, jak dobrzy są Polacy i jak pomagają. Witają Ukraińców jak prawdziwych gości, pomimo czasem trudnej historii. Tego się na pewno nie spodziewała. Będzie mówiła o tym wszystkim, których spotka. Oczywiście są błędy czy wpadki. Jednak to absolutnie nie odbiera siły i mocy tym wszystkim gestom miłosierdzia, które ratują wielu ludzi od rozpaczy. 

Miłość się mnoży 

Historia wydarzyła się na Facebooku. Na jednej z grup, które organizują pomoc na dworcu PKP w Poznaniu odezwała się dziewczyna. Napisała, że bardzo chciałaby pomóc, ale jest osobą z niepełnosprawnością i nie może zrobić i przywieźć kanapek, nie może też być wolontariuszem, by pomagać w punktach na dworcu. Oferowała to, czego ma najwięcej, czy- li czas. I okazało się, że może bardzo konkretnie zaangażować się w pomoc na Facebooku, czyli w obserwowanie komentarzy pod wpisami, by pomóc administratorom grup w usuwaniu z nich osób, które nie przychodzą po to, by pomagać, ale by krytykować i szerzyć dezinformację. 

JAKUB KACZMARCZYK/PAP

Seniorki i seniorzy, podopieczni Zespołu Dziennych Domów Pomocy, w czasie kilku dni uszyli ponad sto kolorowych, miękkich poduszek, które przekazano ukraińskim dzieciom przebywającym m.in. na poznańskim Dworcu Głównym, Arenie czy MTP. 

Czasami może się wydawać, że mamy zbyt mało, by coś dać od siebie. Ale jest tak tylko dlatego, że być może sami nie dostrzegamy swojego potencjału. Kiedy jednak oferujemy to, co mamy, nawet jeśli jest to niewiele, może się okazać, że to dokładnie to, co może sprawić, że świat będzie odrobinę lepszy. Miłosierny Bóg bierze nasze małe „nic” i przemienia w coś bardzo ważnego dla innych. 

Sklejanie życia 

Uchodźcy próbują posklejać kawałek swojego życia tutaj, w tymczasowych pokojach, u tymczasowych rodzin. Sklejają więc pielmieni, pierogi. Na szczęście Polacy kocha- ją jeść i kochają jeść także pierogi. W Poznaniu w czasie trzech dni pa- nie z Ukrainy dostały ponad tysiąc zamówień. Ludzie gotowi są czekać prawie dwa tygodnie na realizację za- mówienia. Praca i korzystanie z czyichś umiejętności są bardzo ważne. Pomaga to w przywracaniu godności i w budowaniu poczucia bezpieczeństwa. Człowiek widzi, że może sobie poradzić w trudnej, zaskakującej sytuacji, w której się znalazł. To także jest miłosierdzie. 

Niektórzy pytają, na ile starczy nam wszystkim tego zapału. Tego nie wiemy. Ale trzeba pamiętać o jednym: pomaganie zmienia życie nie tylko innej osoby, ale także zmienia nas samych. Po cichu i niedostrzegalnie coś jest inaczej. Mamy inne priorytety, inną wrażliwość i nowe siły – nie wiadomo skąd. 

Zwycięstwo krzyża 

Święta siostra Faustyna napisała w „Dzienniczku”, że z Polski wyjdzie iskra miłosierdzia, która zapali cały  świat. Zaczęło się od modlitwy, czyli koronki do miłosierdzia Bożego, i wizerunku Jezusa Miłosiernego. Dziś wizerunek i modlitwa znane są w naj- większych katedrach świata, ale także w małych afrykańskich czy amazońskich wioskach. 

Z modlitwy powinny wypływać konkretne czyny. I w ostatnim czasie zdajemy egzamin z Bożego miłosierdzia w praktyce. Jezus przychodzi pod nasze drzwi i ma twarz konkretnych ludzi uciekających przed wojną. Stajemy się miłosiernymi samarytanami, którzy opatrują rany – te od kul, i te głęboko w duszy zranionej przemocą. Jak Weronika na życiowych drogach krzyżowych naszych bliźnich ocieramy im z twarzy łzy. Jak Jezus na krzyżu przyjmujemy cierpienie, ale nie odpowiadamy na nie nienawiścią, ale praktycznym miłosierdziem. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze