Abp Szewczuk: świat przemilcza tragedię na wschodniej Ukrainie
„Na wschodniej Ukrainie cały czas trwa tragedia, którą świat przemilcza. Mamy nie tylko do czynienia z czystką etniczną, ale i katastrofą cywilizacyjną” – powiedział arcybiskup większy kijowsko-halicki (Patriarcha) Światosław Szewczuk.
Zachęca on Polaków i Ukraińców, aby nie byli „zakładnikami tragicznej przeszłości, ale propagatorami tego, co buduje a nie niszczy”. W rozmowie zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego (UKGK) mówi m.in. o przygotowaniach do Synodu Biskupów na temat młodzieży, dążeniach do autokefalii Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego, sytuacji społecznej przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi w Ukrainie.
Krzysztof Tomasik: W dniach 1-5 czerwca przewodniczył Ksiądz Arcybiskup obradom Rady Stałej Synodu Biskupów UKGK we Wrocławiu. Co było głównym przedmiotem obrad?
Abp Światosław Szewczuk: Obrady poświęciliśmy przede wszystkim przygotowaniom do zebrania plenarnego Synodu Biskupów, które odbędzie się w dniach 2-13 września br. we Lwowie. W jego trakcie odwiedzimy Przemyśl z okazji obchodów w archieparchii przemysko-warszawskiej rocznicy 325-lecia odnowienia komunii ze Stolicą Apostolską. Dla nas jest bardzo ważne, aby w kontekście wszelkich działań ekumenicznych jeszcze bardziej docenić wartość naszej więzi ze Stolicą Apostolską, wyakcentować, jak bardzo we współczesnym świecie potrzebna jest jedność wszystkich katolickich Kościołów Wschodnich z papieżem. Przypomnijmy, że zgodnie z wolą Jezusa Chrystusa i fundamentalnymi podstawami chrześcijaństwa tylko osoba papieża, następcy św. Piotra, ma charyzmat bycia fundamentem i służyć jedności Kościoła powszechnego. Widzimy jak podzielony jest wewnętrznie świat prawosławny, jak się zmaga, by stworzyć jedność na poziomie uniwersalnym, a nie tylko na poziomie Kościoła lokalnego. Jako spadkobiercy chrztu św. Włodzimierza, którego 1030-lecie obchodzimy w tym roku, musimy robić wszystko, aby doszło do jedności. Tegoroczne obchody w Przemyślu są dla nas też okazją, aby wystosować orędzie nie tylko do naszych wiernych w Ukrainie, Polsce i na świecie, ale do wszystkich braci prawosławnych o tym, jak powinny wyglądać dialog i jedność Kościoła, które nie mają nic wspólnego z uniatyzmem. Jeśli ktoś oskarża Kościół katolicki, że w ramach dialogu ekumenicznego uprawia uniatyzm, to nie rozumie na czym polega dialog.
Dialog, który leczy rany…
– Rozumiemy dialog jako dzielenie się skarbem wiary, z którego nie wynikają konfrontacje i podziały, ale jest to rozmowa, która pomoże nam, jak być autentycznie razem, braćmi i siostrami w Chrystusie w świecie współczesnym.
Wspomnieliśmy o 1030. rocznicy Chrztu Rusi Kijowskiej. Jakie znaczenie ma ta rocznica dla Kościoła grekokatolickiego?
– Przede wszystkim chodzi o przypomnienie źródeł i korzeni naszej wiary, tożsamości Kościoła, który zrodził się w wodach Dniepru. W tych wodach chrztu zrodziła się cywilizacja chrześcijańska na wschodzie Europy, która niestety później została podzielona przez różne nacje, które chciały zapanować, a nawet zniszczyć życie chrześcijańskie w tej części Europy. Przypomnijmy choćby najazdy Tatarów czy Turków. Mimo wielu dramatów w historii chrześcijaństwo przetrwało i pokazuje dzisiaj, że dzięki chrztowi więcej jest tego, co nas łączy, niż tego, co nas dzieli. Spadkobiercami chrztu jesteśmy wszyscy: prawosławni wierni Patriarchatu Moskiewskiego, Patriarchatu Kijowskiego, Kościoła Autokefalicznego i my Kościoła grekokatolickiego. Sam chrzest w wodach Dniepru pokazuje nam, który patriarchat jest dla nas patriarchatem macierzystym. Dlatego też obchody 1030-lecia naszego chrztu pokażą także, jak ważnym jest dla nas dialog z patriarchatem Konstantynopola, dzięki któremu staliśmy się narodem chrześcijańskim.
Jak będą wyglądały obchody?
– Rocznicę będziemy obchodzić we wszystkich diecezjach. Od czasów mojego poprzednika, kard. Lubomyra Huzara, mamy zwyczaj corocznego odnawiania przyrzeczeń chrzcielnych. Świętować to znaczy odnawiać się i odradzać, tak aby łaska Ducha Świętego otrzymana 1030 lat temu na nowo w nas odżyła. Musimy uświadomić sobie, że nie jest ona zamknięta w przeszłości, ale jest stale obecna w codziennej rzeczywistości. Chrzest jest tożsamością każdego z nas i całego narodu ukraińskiego. Ponadto z tej okazji 29 lipca odbędzie się pielgrzymka młodzieży do naszej kijowskiej katedry patriarszej, która znajduje się w bardzo symbolicznym miejscu, nad samym brzegiem Dniepru, gdzie przed 1030 laty otrzymaliśmy chrzest. Hasłem pielgrzymki będą słowa „Młodzież ukraińska dla Chrystusa”. Będzie to również wspaniała okazja do odnowienia przez młodych ludzi chrzcielnych przyrzeczeń.
Będzie to też etap przygotowania do Synodu Biskupów na temat młodzieży, który odbędzie się w październiku w Rzymie? Z jakimi problemami i intencjami biskupi jadą do Wiecznego Miasta?
– Przede wszystkim pragnę zaznaczyć, że jesteśmy młodym Kościołem. Średnia wieku naszych księży i sióstr zakonnych to ok. 30 lat. Tym samym możemy powiedzieć, że młodzież ewangelizuje i służy młodzieży. Papież Franciszek zalecił, aby w ramach przygotowań do Synodu przede wszystkim słuchać młodych ludzi i dlatego wspaniałą okazją do tego będzie rocznica chrztu i odnowienia komunii ze Stolicą Apostolską obchodzona w Przemyślu. Głównym tematem rzymskiego spotkania są słowa: „Młodzież, wiara i rozeznawanie powołania”, a zatem trzeba zadać sobie pytanie: czym jest powołanie chrześcijańskie młodzieży w dniu dzisiejszym? Co ciekawe, słowo „powołanie” w języku ukraińskim nie jest znane. Mówi się czasem o „profesji”, kiedy indziej o „misji”, czy „wyzwaniach”. Natomiast słowo „powołanie” ma wydźwięk bardzo chrześcijański, oznacza ono, że moje życie to nie tylko moja prywatna sprawa, ale jest „Ktoś”, kto jest dawcą życia. Od kogoś pochodzę i nie jestem zamkniętą w sobie monadą, indywiduum oddzielonym od innych, „bogiem” tworzącym samego siebie i nadającym sens swojemu życiu. Jeśli mówimy o powołaniu, to mówimy o Bogu Stwórcy. Uznajemy tym samym, że nasz Stwórca nie jest nam obojętny, ale to On do nas mówi i nas przywołuje. Jest to dialog pomiędzy mną a Bogiem, Stworzycielem i Zbawicielem. Tylko w kontekście tego dialogu jesteśmy zdolni zrozumieć, kim jesteśmy, jaką misję musimy spełnić w życiu. Dzięki temu uświadamiamy sobie, że moje życie ma sens niezależnie od stosunku do mojej osoby innych ludzi. Sens istnieje dzięki Stwórcy. W ramach przygotowań do Synodu staramy się otworzyć przede wszystkim na tajemnicę młodego osobowego „ja” w kontekście Boga Stwórcy. Nie będąc już młodzieniaszkiem, każdego dnia otwierając ze snu oczy, pytam samego siebie: jakie jest moje powołanie w tym konkretnym czasie, jaka jest Twoja wola Boże, którą mam wypełnić? Jeśli odpowiem Bogu na Jego zaproszenie do dialogu, zrealizuję moje osobiste powołanie i tylko wtedy będę szczęśliwy.
Sytuacja większości młodych Ukraińców jest dramatyczna: wojna na wschodzie kraju, migracja, brak perspektyw na przyszłość i wiele innych problemów…
– Podczas pielgrzymki do Zarwanicy w 2014 r. młodzi ludzie w sposób dramatyczny zapytali mnie: czy mamy umrzeć czy żyć dla Ukrainy? To niezwykle wymagające dla pytającego i odpowiadającego pytanie o wymiarze patriotycznym i chrześcijańskim wtedy mnie przeraziło. Odpowiedziałem: „Żyjcie dla Ukrainy gdziekolwiek jesteście i co robicie, nawet gdy życie rzuciło was za granicę, czy gdy stajecie przed dylematem, czy zostać czy wyjechać”. Przypomniałem, że żyje się przede wszystkim dla drugiego człowieka, w imię miłości do Boga i bliźniego oraz także do tego kraju gdzie się urodziliśmy i tego, w którym obecnie żyjemy. Nawet, gdy w imię tej miłości będziemy musieli oddać życie, to i tak będziemy żyć w myśl bardzo popularnego obecnie na Ukrainie hasła: „Bohaterowie nie umierają”. Jeśli ktoś oddaje swoje życie za swój naród i daje świadectwo chrześcijańskiej wiary, to nigdy nie umiera, gdyż miłość jest nieśmiertelna.
Podczas spotkania z młodzieżą we Wrocławiu zachęcał Ksiądz Arcybiskup, aby młodzi Ukraińcy wracali do ojczyzny, ale zastrzegł też, że jeśli muszą jednak pozostać, to niech zachowują swoją tożsamość narodową i religijną.
– Spotkanie z młodzieżą we Wrocławiu było bardzo ważne. Zauważyłem, że w naszym Kościele mamy trzy grupy młodych ludzi. Pierwsza grupa to młodzież urodzona w Polsce i polscy obywatele. Niektórzy z nich też stoją przed dylematem, czy pozostać czy wyjechać za granicę. Zachęcałem ich, aby jednak pozostali w kraju, w którym się urodzili i służyli mu i Kościołowi. Druga grupa to młodzi ludzie, którzy przyjechali z Ukrainy i chcą pozostać w Polsce. To znaczy, że identyfikują się z państwem, które udzieliło im gościny i ich przyjęło. Wielu z nich zdobyło w Polsce wykształcenie, założyli rodziny i pracują. Do nich kierujemy przesłanie, żeby pracowali dla dobra polskiego państwa, brali udział w życiu społeczeństwa, z nim się integrowali, ale się nie asymilowali, gdyż wtedy utracą bogactwo kulturowe i religijne, które wynieśli z Ukrainy. Asymilacja spowoduje też, że Polska stanie się krajem uboższym kulturowo i religijnie. Dla tej grupy proponujemy hasło: „Integracja, ale nie asymilacja”. Zachęcamy do pracy na rzecz dobra wspólnego w państwie, w którym żyją, aby przez ich tożsamość i pracę stawało się bogatsze. Trzecią grupę stanowią młodzi ludzie, którzy się jeszcze nie zdecydowali, czy pozostać w Polsce, czy jechać dalej na Zachód, a może wrócić na Ukrainę. Do nich skierowaliśmy apel, aby wracali na Ukrainę i zdobyte w Polsce umiejętności inwestowali w kraj ojczysty.
Migracja to także wielkie wyzwanie duszpasterskie. Jak Kościół daje sobie radę z tym problemem? Jak na tym polu układa się współpraca z Kościołem rzymskokatolickim w Polsce?
– Przypomnę, że ostatni raz Rada Stała Synodu obradowała we Wrocławiu sześć lat temu. Od tamtego czasu dostrzegam wiele dynamicznych zmian i mogę teraz powiedzieć z całym przekonaniem, że diecezja wrocławsko-gdańska stała się diecezją misyjną. Dlaczego? W ciągu ostatnich 3 lat utworzono na jej terenie 30 parafii i punktów duszpasterskich. Przez ostatni rok z Ukrainy przyjechało do pracy 10 księży, aby szukać i objąć opieką ukraińskich migrantów. Diecezja stała się przykładem Kościoła, który papież Franciszek nazywa „Chiesa in uscita”, „Kościołem, który wychodzi na ulicę”, poza swoje getto i szuka ludzi. Należy też podkreślić, że wielu z ukraińskich migrantów nie identyfikuje się z żadnym Kościołem. Na przykład podczas wrocławskiego spotkania z młodzieżą kobieta z Ługańska podzieliła się z nami świadectwem swojego życia. Gdy żyła w rodzinnym mieście, nie wiedziała, kim właściwie ona jest. Dopiero kiedy z synem zobaczyła na ulicach żołnierzy rosyjskich, to uświadomiła sobie, że nie są Rosjanami. Wtedy też oboje przypomnieli sobie słowa ukraińskiego hymnu i kolory narodowej flagi. Później byli zmuszeni wyjechać, a jedyną wspólnotą, która ich przyjęła była parafią greckokatolicką. Nic nie zabrali ze swojego domu i od tej wspólnoty otrzymali wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Po pewnym czasie, mając polskie korzenie, przyjechali do Polski i znowu we Wrocławiu trafili do grekokatolickiej wspólnoty, która im we wszystkim pomogła. Kobieta odkryła Boga i Kościół poprzez swój dramat uchodźcy. Takich przykładów mamy dużo. Wszyscy migranci pragną, aby ktoś się nimi zajął, spytał, jak żyją i co im najbardziej doskwiera. Potrzebują, aby wspólnota kościelna i ukraińska na nich się otworzyła i ich zintegrowała.
I nimi zajmują się ukraińscy księża.
– Tak. Księża poszukują, znajdują Ukraińców żyjących i pracujących w różnych miejscach na terenie diecezji wrocławsko-gdańskiej. Bardzo często nic tam nie mamy, ani gdzie odprawić liturgii, ani gdzie się spotkać. Wtedy najczęściej przychodzą nam z pomocą księża rzymskokatoliccy. Za otwartość i gościnność chciałbym z całego serca podziękować Kościołowi rzymskokatolickiemu w Polsce. Biskupi i księża są niezwykle życzliwi. Często sami informują nas o obecności Ukraińców. Wspomagają nas także lokalne władze, za co jesteśmy niezwykle wdzięczni.
Jesteście otwarci na wszystkich migrantów bez względu na narodowość i wiarę?
– We wrocławskiej katedrze gromadzą się nie tylko Ukraińcy, ale i Łemkowie, Rosjanie, rodziny polsko-ukraińskie. Są niekiedy bardzo różni, ale jest jedno co ich łączy: wiara i nasz Kościół greckokatolicki.
Od czterech lat trwa wojna na wschodniej Ukrainie. Czy świat jeszcze o niej pamięta?
– Wiele razy już mówiliśmy, że świat zapomniał o naszej tragedii. Medialny marketing i PR nie dostrzega konfliktu w Ukrainie, ponieważ nie jest to żadna sensacja, gdyż od czterech lat nic się tam z punktu widzenia mediów nie dzieje. A tam cały czas trwa tragedia, którą się przemilcza. Każdego dnia giną ludzie, a informacje z frontu są niezwykle niepokojące. W ostatnich miesiącach widzimy coraz większe zaognienie walk na linii frontu. W zeszłym miesiącu zginęło ponad 100 cywilów. Trwają systematyczne bombardowania przede wszystkim w nocy, kiedy ludzie śpią. W swoich domach giną całe rodziny. Zabijani są ludzie, którzy jakoś przystosowali się do tych nieludzkich warunków a mimo tego padają ofiarami diabelskiej agresji.
Innym wielkim niebezpieczeństwem jest skażenie środowiska naturalnego. Przykładem tego jest miejscowość Gorłówka w obwodzie donieckim, w której doszło w zatopionej kopalni do skażenia radioaktywnego. Zagrożone są wody gruntowe w całej okolicy i w najbliższych dniach mieszkańcy tych terenów stracą dostęp do wody pitnej. Jak nie zabiją ich bomby, to zabije ich skażenie radioaktywne. Mamy zatem już do czynienia nie tylko z czystką etniczną ale katastrofą cywilizacyjną. Ludzie nie znaleźli jeszcze odpowiedniego terminu dla humanitarnej tragedii, jaka ma miejsce na wschodniej Ukrainie. Jest czymś ogromnie bolesnym, że prawie nikt nie chce o tym mówić.
Jak „działają” tzw. formaty miński i normandzki, które mają doprowadzić do trwałego pokoju na Ukrainie?
– Jak na razie żaden z nich nie doprowadził do powstrzymania walk i agresji. Wojna trwa i nie widać jej końca.
Za rok wybory prezydenckie i parlamentarne w Ukrainie. Jak ocenia Ksiądz Arcybiskup atmosferę społeczną przed nimi?
– Wybory to zawsze czas społecznych napięć. Na początku roku 2019 odbędą się wybory prezydenckie, a w drugiej połowie parlamentarne. Walka polityczna już trwa. Niestety już teraz widzimy wynikające z niej duże zagrożenia dla istnienia ukraińskiego państwa. Trzeba pamiętać, że różnica pomiędzy opozycją wobec władz państwowych a kontestowaniem samego państwa jest płynna i delikatna. Dlatego jako Kościół wystosowaliśmy orędzie wzywające do rocznej modlitwy, w każdą niedzielę i święta, o wolne i sprawiedliwe wybory. W liście przestrzegamy przed zagrożeniami populizmem, pustymi obietnicami, których nie można spełnić a nawet nie ma woli ich realizacji. Wyborcy są traktowani instrumentalnie jako materiał do politycznej manipulacji. Cały czas trwa manipulacja opinią społeczną, używa się fake newsów, posługuje pseudoprawdami, co niszczy zaufanie do polityków i struktur państwowych. Skoro dzisiaj stopień zaufania do ukraińskiego parlamentu leży między 7 a 8 proc., a do prezydenta mniej więcej jest na tym samym poziomie, to powstaje pytanie, kto pójdzie głosować. Jeśli Ukraińcy nie wezmą udziału w wyborach to dojdzie do załamania systemu władzy. Z jednej strony przestrzegamy polityków przed manipulacją a z drugiej zachęcamy ludzi by nie lekceważyli wyborów. Kiedy patrzymy na ostatnie wybory np. w Rosji to widzimy, że są one jedynie wielkim show, co absolutnie dyskredytuje demokrację w oczach obywateli.
Kolejnym zagrożeniem jest radykalizacja społeczeństwa. Używa się haseł podsycających nienawiść, co stanowi również wielkie zagrożenie dla systemu demokratycznego. Widać, że Kościół jest jedyną instytucją, która broni demokracji i patriotyzmu, ale także przestrzega przed manipulacją uczuciami patriotycznymi. Staramy się uczyć ludzi, że tylko system demokratyczny może uratować kraj i tylko demokratycznymi metodami uda się zbudować praworządne państwo, które uratuje Ukrainę. Obecnie Ukraina walczy o wolność, niepodległość, autentyczną demokrację i przeciwko temu wszystkiemu, co przychodzi do nas z Rosji. Jeśli będziemy używać infantylnych haseł, że zmienimy wszystko i od razu, i do tego przemocą, to niszczymy ideę demokratycznej Ukrainy. Takie działania są tylko na rękę naszemu wrogowi, który nie będzie musiał używać agresji, gdyż zniszczymy Ukrainę własnymi rękami.
Jak wygląda walka z korupcją największą chorobą społeczną Ukrainy?
– W naszym orędziu prosimy i zachęcamy, aby powstał w końcu sąd antykorupcyjny. Jeśli tego nie zrobi parlament i wszyscy odpowiedzialni za jego powstanie, to w oczach obywateli staną się tymi, którzy wspierają korupcję. Ukraina nie tylko utraci kredyt zaufania wśród obywateli, ale także na arenie międzynarodowej.
Jak ocenia Ksiądz Arcybiskup postęp w reformowaniu kraju?
– Niektóre reformy, takie jak decentralizacja, postępują dynamicznie. Powoli wdrażana jest reforma służby zdrowia i ubezpieczeń społecznych. Przypomnijmy, że w ciągu kilku ostatnich lat przeprowadzono więcej reform niż od początku istnienia niepodległej Ukrainy. Jednak dla przeciętnego człowieka reforma oznacza lepsze życie i dlatego ludzie patrzą przede wszystkim przez ten pryzmat na modernizację kraju. W tym kontekście większość powie, że nie jest lepiej, gdyż rzeczywiście jakość życia przeciętnego obywatela nie uległa poprawie. Reformy są popierane przez wszystkie Kościoły i wspólnoty religijne. Większość z nich jest z punktu politycznego niewygodna, a nawet bolesna, ale rząd mimo tego je przeprowadza. W tym go wspieramy, tym bardziej, że Kościoły cieszą się największym zaufaniem spośród wszystkich instytucji życia społecznego i dlatego, jak dobra matka, tłumaczymy ludziom, że musimy poddać się szokującej niekiedy terapii, aby uleczyć chorobę, uratować naszą gospodarkę i społeczeństwo.
Gorący temat, a nawet jak piszą ukraińskie media, najważniejsza kwestia roku 2018 w Ukrainie: jakie są szanse na zjednoczenie i autokefalię Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego? Jakie stanowisko wobec tych dążeń zajmuje Ukraiński Kościół Greckokatolicki?
– Przede wszystkim nie jest to sprawa Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Jest to problem wewnętrzny wspólnoty prawosławnej w Ukrainie. Przypomnijmy, że od 25 lat jest ona podzielona na trzy Kościoły: Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego, Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Kijowskiego oraz Ukraiński Autokefaliczny Kościół Prawosławny, które wzajemnie się nie uznają. Z tego wynika gorzka prawda, chodzi o zbawienie 20 mln prawosławnych Ukraińców. Stan ten pogłębia się z powodu agresji Rosji wobec Ukrainy. Dlatego każdy sposób, aby uzdrowić tę sytuację, wydaje się pozytywny i dobry. Nigdy też nie wtrącaliśmy się w ten bolesny podział, gdyż nie leży w naszych kompetencjach uznawanie czy nie uznawanie jakiegokolwiek Kościoła. Z drugiej strony zdajemy sobie sprawę, że łączą nas braterskie relacje z Kościołami prawosławnymi i nie są nam obojętne rany podziałów jakie ich dotykają. Na tle dyskusji nad przyznaniem autokefalii dochodzi do coraz większej konfrontacji między Patriarchatem Konstantynopola a Patriarchatem Moskiewskim. Czasami mam wrażenie, że w ten konflikt chce się wciągnąć Kościół katolicki. Świadczą o tym niedawne wizyty delegacji Patriarchatu Moskiewskiego w Watykanie, które miały na celu przekonanie papieża o swoich racjach. Także niedawne spotkanie patriarchy Konstantynopola Bartłomieja I z papieżem Franciszkiem jasno pokazuje, że dla strony prawosławnej stanowisko Kościoła katolickiego w sprawie autokefalii nie jest obojętne.
W kwestii autokefalii powstaje pytanie, czy władze państwowe mogą ingerować w ten proces?
– Jako katolicy mówimy oczywiście, że nie. Musimy jednak podkreślić, że o zaangażowanie ukraińskich władz państwowych w sprawę autokefalii poprosił sam patriarcha Bartłomiej. Kiedy prezydent Petro Poroszenko odwiedził go w kwietniu w Stambule, patriarcha poprosił ukraińskie władze, aby włączyły się w proces pojednania Kościołów prawosławnych. Czasami nie rozumiemy do końca deklaracji przedstawicieli władz, którzy mówią, że w końcu, po ponad 300 latach, będziemy mieli jeden ukraiński Kościół. Wierni Kościoła greckokatolickiego traktują to jako obrazę, gdyż w tym czasie istniał Kościół reprezentujący interesy narodu, a nawet więcej, nie było państwa, a był Kościół, który pełnił w tym czasie pewne funkcje w imieniu państwa. Dlatego przypominamy, że ani prezydent, ani państwo nie mogą tworzyć Kościoła, ale powinni w imię konstytucji i prawa do wolności religijnej zapewnić warunki do istnienia i działania dla wszystkich wspólnot religijnych w Ukrainie.
Jednak ze strony Patriarchatu Moskiewskiego stale płyną zarzuty, że to Kościół greckokatolicki jest głównym promotorem autokefalii.
– Odpowiem na to przysłowiem: „Strach ma wielkie oczy” (śmiech). Poważnym zagrożeniem są natomiast próby zdyskredytowania patriarchy Bartłomieja. Stąd lekceważenie jego osoby i częste wizyty delegacji Patriarchatu Moskiewskiego w Rzymie. Raz jeszcze podkreślę, że nigdy nie uczestniczyliśmy w żadnych rozmowach na temat autokefalii. Są to fałszywe oskarżenia o jakieś zakulisowe działania. Takie twierdzenia są absurdalne tym bardziej, że chodzi o suwerenną decyzję patriarchy Konstantynopola.
Możemy zatem oczekiwać, że w niedługim czasie zostanie wydany przez patriarchę tomos, specjalny dekret nadający autokefalię Kościołowi prawosławnemu w Ukrainie.
– Nadal nie wiemy, jak będzie wyglądało jego nadanie. Wydaje się, że najpierw powinno dojść do zjednoczenia Kościołów prawosławnych w Ukrainie. Ale nie wiemy. Może też być odwrotnie: najpierw będzie wydanie tomosu, a później proces zjednoczeniowy w ramach soboru wszechprawosławnego Ukrainy. Musimy czekać, jakie kroki podejmą Kościoły prawosławne, a jakie patriarcha Bartłomiej.
Podczas niedawnego spotkania z premierem Mateuszem Morawieckim papież rozmawiał na temat sytuacji w Ukrainie. Jak wygląda pomoc dla Ukrainy, przede wszystkim ze strony Kościoła i samego papieża Franciszka, który zainicjował akcję „Papież dla Ukrainy”?
– Papież Franciszek niezwykle troszczy się o ukraiński naród. Nie porusza w swoich wystąpieniach tematów politycznych, ale przejmuje się cierpieniem prostych ludzi. Fakt, że giną niewinni ludzie, miliony Ukraińców stało się uchodźcami, miliony mieszkańców opuszcza swoje państwo, a ekonomia kraju nie pozwala zapewnić podstawowych potrzeb, jest przedmiotem troski Ojca Świętego. Kościół nie może wobec takiej sytuacji milczeć. Niektórzy zarzucają nam, np. Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego, że jeśli mówimy o kwestiach społecznych, to wtrącamy się w życie polityczne. Przypomnijmy dobitnie, że Kościół katolicki musi być proroczym głosem zwłaszcza w sprawach socjalnych, gdyż jest on matką i nauczycielką narodu. To, że Ukraina była m.in. przedmiotem rozmowy premiera RP z papieżem świadczy, jak bardzo Ojcu Świętemu leżą na sercu sprawy naszego kraju. W tym kontekście powtórzmy ważną dla obu narodów sentencję, że bez wolnej Ukrainy zagrożona jest też wolna Polska. Papież nie tylko troszczy się o Ukrainę, ale i o Polskę. Polska i Ukraina są nie tylko ściśle powiązane historycznie, ale w sposób szczególny ma to miejsce dzisiaj.
Jak ocenia Ksiądz Arcybiskup polsko-ukraińskie relacje? Czy i na ile dokonaliśmy postępu na drodze pojednania między naszymi narodami?
– Miałem bardzo szczere i serdeczne spotkania z polskimi intelektualistami we Wrocławiu. Niektórzy z wielkimi obawami mówili o tym, jak dalej potoczą się relacje polsko-ukraińskie w tym roku, tym bardziej, że mamy ważne rocznice: 75. rocznicę rzezi wołyńskiej, 100-lecie odrodzenia i niepodległości Polski oraz Ukrainy. To niestety doprowadziło do wojny polsko-ukraińskiej w XX w. Wziąłem udział w uroczystości wręczenia Nagrody im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego, którą w tym roku otrzymał znany polityk izraelski Szewach Weiss. Wiele mówiono o relacjach polsko-żydowskich i tak przy tym nasunęła mi się refleksja, jak wiele podobieństw mają polsko-ukraińskie stosunki. Zauważył, że pojednanie jest procesem, w którym przeżywamy lepsze i gorsze okresy. Szewach Weiss powiedział m.in., że gdy narody tyle wieków żyły obok siebie, to musiało dochodzić do konfliktów zwłaszcza w czasach wojen. Z kolei, gdy mamy czas pokoju, powinniśmy robić wszystko, aby nie doprowadzać do konfliktów, ale leczyć zadane wcześniej rany, nie zniechęcać się i nie stać z opuszczonymi rękami. Weiss zauważył, że rocznice wymyślili politycy, ale zazwyczaj tylko po to, by instrumentalizować opinią społeczną i napuszczać jeden na drugiego. Jest to nie do zaakceptowania.
Chciałbym, aby zbliżające się rocznice wykorzystać dla dialogu i pojednania a nie jako okazje do ukazywania pamięci negatywnej. Trzeba przede wszystkim prezentować pamięć pozytywną. Dlaczego na przykład nie świętujemy razem rocznicy „Cudu nad Wisłą” z 1920 r., wspaniałej solidarności Polaków i Ukraińców podczas rewolucji pomarańczowej, albo 40. rocznicy wyboru Jana Pawła II na Stolicę Piotrową, papieża, który tak wiele zrobił dla naszych relacji. Zapraszam zatem polityków do wspólnego świętowania jubileuszy związanych z pamięcią pozytywną, tak aby nas one jednoczyły, pomagały goić rany i budować lepszą przyszłość. Nie bądźmy zakładnikami tragicznej przeszłości ale bądźmy propagatorami tego, co buduje a nie niszczy. Lekarz, gdy bada chorego, ma plan leczenia. Zastosujmy zatem wobec siebie szeroko pojętą terapię rehabilitacyjną.
Ponadto dialog zawsze leczy rany i dokonuje się w konkretnych krokach, przede wszystkich natchnionych Ewangelią, czyli modlitwą, która nie oskarża nikogo, ale obejmuje ofiary jednej i drugiej strony. Leczenie ran odbywa się w małych sprawach, jak choćby w codziennej pomocy ukraińskiemu migrantowi, o czym już mówiliśmy. Inicjujmy spotkania młodzieży polskiej i ukraińskiej, tak jak to miało miejsce podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 r., albo porządkujmy nasze zaniedbane w wielu miejscach cmentarze, tak po stronie polskiej, jak i ukraińskiej. Jeśli porządkowane są polskie cmentarze w Ukrainie, proszę zapraszać młodzież ukraińską z danej miejscowości. Oni na pewno przyjdą. Zachęcajmy do tego organizacje młodzieżowe, aby robić to wspólnie. Wiemy, że są takie inicjatywy, ale mają one zazwyczaj charakter jednostronny i niekiedy dochodzi do nieporozumień. Jeśli będziemy je realizowali wspólnie, to do oskarżeń nie będzie dochodziło. Niestety, pamięć o ofiarach jest instrumentalizowana. Mimo wszystko, żyjmy nadzieją na lepsze jutro.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |