FOT. IWONA BUDZIAŁOWSKA/AG

Bardziej ceniony przez innych niż przez „swoich” [MISYJNE DROGI]

Genialny teolog nadziei, który cierpiał ze względu na podział Kościoła. Podejmował trudne tematy. Snucie refleksji o Bogu i o Kościele stanowiło jego pasję, całkowicie wolną od przymusu wspinania się po szczeblach kariery kościelnej bądź uniwersyteckiej. Nie zawsze był dobrze rozumiany. 18 kwietnia 2023 roku w WSD Misjonarzy Oblatów MN w Obrze k. Wolsztyna odbyło się sympozjum poświęcone o. Wacławowi Hryniewiczowi OMI.

Ojciec prof. Wacław Hryniewicz OMI był teologiem renesansowym, to znaczy wszechstronnym, niezwykle pracowitym i – nie bójmy się tego słowa – genialnym. Był erudytą; a to wszystko „ukrywało się” w niepozornym mężczyźnie. Po korytarzach KUL przemykał szybko, bez ostentacji, cichy. Robił wrażenie człowieka „schowanego”, wyciszonego, nie pchał się na afisze, był bowiem myślicielem, a nie aktywistą. Właściwie nie umiał chyba celebrować swych naukowych kompetencji. Jako student i początkujący pracownik nigdy nie widziałem Profesora w habicie, z czego wniosek, że nie trzeba manifestować prostoty, mądrości i „normalnej” świętości. Tych „sprzeczności” było pewnie więcej. Uczestnicy sympozjów z udziałem o. Hryniewicza twierdzą, że ten nadzwyczaj spokojny człowiek potrafił zaperzyć się i walczyć jak lew z interpretacjami czy poglądami, których nie podzielał. W takich razach był prawdziwym gwałtownikiem. Tak np. było, gdy jeden z uczestników dysputy argumentował za logiką i starożytnością formuły pochodzenia Ducha Świętego od Ojca i Syna Filioquae (który od Ojca i Syna pochodzi).

>>> Wacław Hryniewicz OMI: zbawienia nie można zawłaszczyć dla niewielkiej grupy

FOT. IWONA BUDZIAŁOWSKA/AG

Ból podziału

Ojciec Wacław Hryniewicz miał wielką predylekcję (zamiłowanie) do duchowości i teologii chrześcijańskiego Wschodu – czyli prawosławia. Stąd jego fascynacja staroruską teologią paschalną (św. Cyryl z Turowa, metropolita Hilarion z XI wieku), stąd zamiłowanie do teologów prawosławnych np. Pauala Evdokimova czy Nikołaja Bierdiajewa. Sam uważał się za rzymskiego katolika, ale z naciskiem na katholikos (powszechny). Nieustannie dążył – znając i stosując katolicką zasadę et – do uprawiania teologii niepodzielonej, łączącej obydwa „płuca” Chrystusowego Kościoła i rzeczywistości świętej wiary, czyli Wschód i Zachód. Fascynując się teologią, liturgią i duchowością „katolickiego” Wschodu (przede wszystkim z pierwszego tysiąclecia) stał na stanowisku, że prawdziwa wierność jedności, której Chrystus Pan chciał dla swego Kościoła, wymaga „przekroczenia” partykularnych kategorii, wypracowanych w Kościele łacińskim. Miał „duszę ekumenisty”, chrześcijanina, którego podziały w Mistycznym Ciele Chrystusa dotkliwie bolały. Głęboka, cierpliwa i wieloletnia fascynacja mistyką i teologią wschodnią oraz solidna znajomość teologii rzymskiej musiały być źródłem duchowego cierpienia. Jak mało kto dostrzegał dramat rozbicia, rozejścia się Kościołów siostrzanych. Z miłością studiował ojców greckich, był bowiem świadom tego, że szczery dialog ekumeniczny powinien mieć za podstawę umiłowanie Chrystusa tak, jak czynili to oni. Dla ojca Hryniewicza Kościół jeden, niepodzielony „ w Chrystusie” istnieje, trzeba go jednak rozpoznać i nieustannie przyjmować.

ZDJĘCIE Z ARCH. SŁAWOMIRA PAWŁOWSKIEGO SAC/INSTYTUT EKUMENICZNY KUL

Teologia żywa, podejmująca trudne problemy

Dla Profesora uprawianie teologii było wchodzeniem w Tajemnicę Chrystusa, a więc czymś żywym, dramatycznym, wymagającym nawrócenia, głęboko angażującym i niesłychanie praktycznym. Chodzi bowiem o wnikanie w Pana, utożsamianie się z Nim, przekład wiary na praktykę życia. Może dlatego podejmował tematy eklezjalnie kłopotliwe, niewygodne, w pewnym sensie „zapalne”. Ponieważ przestudiował gruntownie dzieje „naszej” unii brzeskiej, znał nie tylko jej „zawartość” teologiczną (eklezjologiczną), ale także szerokie tło polityczno-społeczne, w którym ją zawarto. Dostrzegał w niej – jego zdaniem niedopuszczalne i sztuczne – kompromisy liturgiczne i teologiczne. Nie był w stanie tego akceptować. Stąd uznawał unię za swego rodzaju „zło konieczne”, twór eklezjalnie „sztuczny”; dzieło niedojrzałe, z którym współcześnie nie wiadomo co zrobić. Jako przeciwnik „uniatyzmu” z sarkazmem odnosił się do popularnej w wielu środowiskach idei „nawracania Rosji”. Tę ostatnią uważał za iluzję. W tym zagadnieniu – i wielu innych kwestiach – o. Hryniewicz był niepoprawnym idealistą, myślicielem, który zapomina o ograniczeniach i uwarunkowaniach, jakie Chrystusowemu Kościołowi narzuca ciągle zmieniający się kontekst historyczny. Zakochany w prawosławiu z pasją bronił tez, które uważał za prawdę, nie uciekając bynajmniej przed konfliktem czy sporem ze swymi interlokutorami. W tym sensie był przez wielu swych kolegów po fachu (czyli teologów) uważany za dyskutanta trudnego i konfliktowego.

>>> Wacław Hryniewicz OMI: nadzieja przezwycięża lęk

Genialna trylogia teologiczna

U nas w Polsce o. Wacław Hryniewicz znany jest jako twórca znakomitej teologicznej „trylogii”. Mam na myśli trzy opublikowane na KUL tomy, o których w środowisku teologicznym już w latach 80. XX wieku mówiono, że są osiągnięciem klasy światowej. Były to: „Chrystus nasza Pascha” (1982 r.); „Nasza Pascha z Chrystusem” (1987 r.); „Pascha Chrystusa w dziejach człowieka i wszechświata” (1991 r.). Pamiętam, jak nasi starsi koledzy i wykładowcy wzdychali, by ktoś pomógł Autorowi wydać te znakomite ujęcia chrystologii paschalnej za granicą. Tak się niestety nie stało; a dzieło o. Profesora byłoby wspaniałym i „mocnym” wkładem polskiej teologii w Bożą sprawę na świecie. Trzeba też wspomnieć o kilku znakomitych publikacjach traktujących o Duchu Świętym. Biskup opolski Andrzej Czaja, który uczęszczał na wykłady „Hrynia” w Instytucie Ekumenicznym KUL (nota bene założonym przez o. Hryniewicza w 1983 r.) często i z najwyższym uznaniem mówi o jego teologii Trzeciej Osoby Boskiej, inspirowanej myślą ojców Wschodu.

ZDJĘCIE Z ARCH. SŁAWOMIRA PAWŁOWSKIEGO SAC/INSTYTUT EKUMENICZNY KUL

Autorytet, teolog nie tylko uniwersytecki

Na przestrzeni ostatniego półwiecza Profesor był u nas w Polsce niekwestionowanym autorytetem w szeroko rozumianym dialogu katolicko-prawosławnym. Znał prawosławie i je kochał, niestrudzenie przerzucając mosty – pisał, publikował, brał udział w konferencjach naukowych i spotkaniach ekumenicznych. Opublikował, jako poliglota, dziesiątki artykułów naukowych po polsku, niemiecku, włosku, francusku, rosyjsku i angielsku. Jako uczony światowej klasy był bardziej ceniony przez innych niż przez „swoich”. Chciał docierać nie tylko do teologów. Jego teksty pojawiały się systematycznie w oblackich „Misyjnych Drogach”, „Więzi” i w „Tygodniku Powszechnym”, gdzie włączał się w aktualne dyskusje teologiczne – ostatnie przed synodem o rodzinie (2018 r.), gdzie przedstawiał ujęcie sakramentu małżeństwa, zawieranie ponownych małżeństw, w optyce Wschodu.

Nadzieja dla wszystkich

Przez ponad 20 lat pisał i wydawał książki poświęcone nadziei powszechnego zbawienia. Czuł się wezwany do skorygowania katolickich „wyobrażeń eschatologicznych”, często uproszczonych pewników, dotyczących m.in. wieczności piekła. Zapewne wiedział o intuicjach Hansa Ursa von Balthasara, ale szedł własną drogą, czerpiąc ze swoich ukochanych ojców wschodnich. Długą serię monografii poświęconych tej tematyce otwiera „Nadzieja zbawienia dla wszystkich: od eschatologii lęku do eschatologii nadziei” z roku 1989, a kończy – o ile się nie mylę – „Nadzieja grzesznych ludzi. Problem piekła we współczesnej filozofii religii” (2011 r.). Motywem wiodącym tych książek (ale także publikowanych o tym artykułów i wywiadów) jest akcentowanie katolickiej prawdy o „nadobfitości” łaski odkupienia w stosunku do upadku i grzechu człowieka. Innymi słowy: to nie ludzka ułomność i tajemnica nieprawości mają „ostatnie słowo”, ale paschalne zwycięstwo Chrystusa: Boga i Człowieka. Dlatego głoszenie „nadziei zbawienia” nie oznacza ani lekceważenia grozy zła, ani bagatelizowania zdolności człowieka do podjętej w wolności decyzji odrzucenia Boga, ani też do nadużywania (lekce-ważenia) Bożego miłosierdzia. Oznacza ufną wiarę w Boga – Miłość – i Jego ostateczne zwycięstwo nad złem i śmiercią. Ojciec Hryniewicz wiedział, że takie stawianie sprawy wywoła ferment, dyskurs teologiczny; wiedział, że narazi go na zarzut „likwidacji piekła” i głoszenia „automatycznego zbawienia” dla wszystkich. Ale nie zaprzestał. Dzięki temu polska opinia katolicka otrzymała bogaty i pełen Bożej mądrości spadek: Ewangelia jest przesłaniem nadziei, której gwarantem jest sam Chrystus. Właśnie dlatego jest „Dobrą Nowiną”, której głoszenie czy przepowiadanie oraz poświadczanie jej życiem jest najwyższym przejawem miłości do bliźniego.


Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze