Foto: Justyna Zbroja

Skandynawia. Bóg musi do nich przyjść [MISYJNE DROGI]

Miejscowych powołań już nie ma. Wspólnoty kościelne ratują księża z misji czy Drogi Neokatechumenalnej. W kraju, w którym ludzie nie przychodzą do kościoła, do Boga, Bóg musi przyjść do nich.

Szwecja, Norwegia, Dania, Finlandia i Islandia to kraje, w których sekularyzacja następuje najszybciej w Europie. Przyczyn tego zjawiska jest wiele, ale jedna z nich, znacząca, to powiązanie rządu z Kościołem luterańskim, czyli Kościołem ludowym. Choć większość społeczeństwa w tych krajach (np. 85% w Danii, 65% w Szwecji) deklaruje swoją przynależność do Kościoła ludowego, to swoją wiarę praktykuje mniej niż 5% mieszkańców każdego z tych krajów. To wyraźny znak, że Kościół liberalny, mało wymagający od wiernych, przystosowujący się do oczekiwań człowieka, skazany
jest na porażkę. Miejscowych powołań prawie tu nie ma, a ludzie w kościele pojawiają się rzadko.

Młody Kościół

Odkąd w Skandynawii (w Danii od 2012 r.) po wieloletniej dyskusji dopuszczono możliwość błogosławieństwa i rejestracji w Kościele protestanckim małżeństw osób tej samej płci, część duchownych (w Danii około 30%) odeszło od Kościoła i niektórzy z nich zaczęli konwertować na wiarę katolicką. Pierwotnie kraje skandynawskie były katolickie, ale po przyjęciu przez nie oficjalnie luteranizmu w XVI wieku przez kilka stuleci uczestnictwo w jakimkolwiek katolickim nabożeństwie groziło karą śmierci. Stosunkowo niedawno oficjalny zakaz głoszenia wiary katolickiej został zniesiony. Jest to zatem Kościół bardzo młody, i zarazem przesiąknięty mentalnością protestancką. Nie ma swojej identyfikacji, która w innych krajach europejskich oparta jest na głębokiej
wierze w pośrednictwo świętych czy w pobożności maryjnej. Nawróconym na katolicyzm protestantom na pewno trudniej jest zrozumieć funkcję księdza, jako pasterza, szafarza sakramentów. Trudniej też przychodzi im zrozumienie, że Kościół to mistyczne ciało Chrystusa, a wierni są jego częścią. Przyzwyczajeni są raczej do tego, że pastor, zarządzający kościołem, jest po części urzędnikiem państwowym. Ale dawniejsi protestanci, a dzisiejsi katolicy, wnoszą do tutejszego Kościoła niezaprzeczalne dobro, którym jest umiłowanie i znajomość słowa Bożego. – Czy Pan Bóg opuścił Skandynawię? Moja odpowiedź brzmi „nie” – mówi ks. Davide de Nigris, Włoch, który od czterech lat jest na misji w Ålborgu, w północnej Danii. – To prawda, że społeczeństwo, w którym przyszło mi teraz głosić Ewangelię, jest bardzo antyreligijne. Ale przecież Chrystus przyszedł do tych, którzy go odrzucili. Przyszedł zbawić grzeszników.

Foto: Justyna Zbroja

Zaszczepić Kościół od nowa

Zdaniem księdza Davide dowodem na to, że Skandynawia nie została opuszczona przez Boga, jest obecność w niej księży pochodzących z misji, a także tych formowanych przez Drogę Neokatechumenalną. W 1997 r. w Kopenhadze powstało seminarium Redemptoris Mater, którego sam jest absolwentem, i którego specyfiką jest przygotowywanie do kapłaństwa kleryków z różnych krajów, w tym krajów misyjnych. Obecnie przebywa w nim piętnastu kandydatów do kapłaństwa. Podobne seminarium istnieje w Helsinkach, w Finlandii, gdzie społeczność
katolicka jest najmniejsza spośród wszystkich krajów Europy (około 0,3%).

Bóg nie działa przez tłumy

– Jako ksiądz katolicki nie mogę mówić o żadnym sukcesie w ludzkim tego słowa znaczeniu – twierdzi ksiądz Davide. – Niczego nie dokonałem. Wszystko, co tu się dzieje, to zasługa Boga, Jego woli. Czasem moja duma, mój egoizm mówią mi, że niewielki jest sens bycia tutaj, bo do kościoła nie przychodzą tłumy… Ale widziałem tu cuda, cuda nawróceń pojedynczych ludzi. Bóg nie działa tylko przez tłumy, ale działa przez tych najmniejszych, jakby ostatnich. Wysyła do mnie ciągle ludzi powalonych cierpieniem, samotnością, bo ta w Skandynawii jest prawdziwą plagą. Tych najmniejszych – i daje im nadzieję. Przez tych ludzi Pan pokazuje mi, że działa także tutaj! I że jest potrzeba, żebym tu był, żebym mówił o Jezusie. O tym, że On żyje, że zmartwychwstał i pokonał śmierć. Ksiądz Davide często daje świadectwo, bo ono jest kluczem do ludzkich serc. – Ludziom w desperacji, która często jest pierwszym krokiem w poszukiwaniu Boga, opowiadam o tym, jak Bóg działał w moim życiu. Pochodzę z rodziny, która należała i należy do wspólnoty neokatechumenalnej. Życie zawdzięczam Kościołowi, bo urodziłem się jako szóste z dziesięciorga dzieci swoich rodziców, którzy zdecydowali się na taką ich liczbę, tylko dlatego, że zaufali Bogu. Życie rodziny księdza Davide nie było sielanką, było w nim wiele dramatycznych chwil. – Ludzie w małej społeczności na północy Włoch, gdzie mieszkaliśmy, często wytykali nas palcami, mówili o braku odpowiedzialności moich rodziców, drwili z nich, że mają tyle dzieci. Kiedy miałem pięć lat moja mama była w ciąży bliźniaczej. Lekarze oświadczyli, że jeśli zdecyduje się na urodzenie tych dzieci, najprawdopodobniej umrze, bo była poważnie chora. W tym momencie mój ojciec stracił pracę, nie mieliśmy gdzie mieszkać. To był bardzo dramatyczny moment, mój ojciec miał dwa wyjścia. Mógł się albo całkiem załamać, albo wołać do Boga o pomoc. I wybrał tę drugą opcję. Pan Bóg okazał się wierny. Mama szczęśliwie urodziła, dobry  człowiek podarował nam duży dom w centrum miasta, tata dostał pracę. Bóg okazał się wierny również w dłuższej perspektywie. Moje rodzeństwo „wyszło na ludzi”, mamy w rodzinie dwóch lekarzy, dwóch księży, prawnika. Teraz, kiedy zjeżdżamy się wszyscy z jakiejś ważnej okazji i jest nas „tłum”, sąsiedzi widzą, że Bóg nam błogosławi.

Ksiądz Mikołaj Kęcik twierdzi, że Bóg w swojej mądrości i miłości posłał go właśnie do Skandynawii. – Jeśli rozpatrywałbym pobyt tutaj w kategorii sukcesu duszpasterskiego, to byłaby to
dla mnie wielka kara i klęska. Kościoły są tu niemal puste, zupełnie inaczej niż w krajach katolickich. Kościół ratują tu księża pochodzący z misji, bo miejscowych praktycznie brak. Moja posługa też jest tutaj zupełnie inna niż byłaby np. w Polsce. To ja najczęściej szukam ludzi, przychodzę do nich, proszę ich o rozmowę – a nie oni mnie. W kraju, w którym ludzie nie przychodzą do
kościoła, do Boga, Bóg musi przyjść do nich. Musi ich znaleźć.

Justyna Zbroja

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze