Jorge po prawej/Fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Bogota: ludzie boją się tam chodzić, a aktorzy zorganizowali tam jasełka i ewangelizowali [REPORTAŻ]

Nazwa dzielnicy Santa Fe budzi przerażenie niemal u każdego mieszkańca Bogoty. Nie zapuszcza się tam nikt, kto nie musi, a i nawet ci co muszą, wolą tam nie chodzić. To osiedle opanowane przez narkotyki i prostytucję. Aktorzy postanowili im przynieść nadzieję Ewangelii. 

W domu Jorge Giraldo, prezesa Fundacji Tree Clown, zebraliśmy się koło 10 nad ranem. Zajmuje się ona występami dla dzieci – ubogich, chorych, opuszczonych. Aktorzy przebrani za klownów odgrywają dla nich spektakle. Byli już wolontariusze gotowi do wyjazdu do dzielnicy Santa Fe. Wśród nich znalazł się Carlos Gutierrez, znany jako „Caliche”, aktor grający nie tylko na deskach kolumbijskich teatrów, lecz także w niektórych serialach Netflixa. Jest też Richi, który przez kilka lat był uzależniony od narkotyków. Dzisiaj tę nadzieję, którą sam otrzymał od innych, chce przekazywać dalej.

>>> Chłopiec marzył o byciu zabójcą. Święta zmieniają życie dzieci z dzielnic nędzy w Bogocie [REPORTAŻ]

Santa Fe 

W internecie przeczytałem sensacyjne wieści, że to dzielnica, do której policja nie ma wstępu. Chyba nie do końca to prawda, bo policję tam widziałem. Znajduje się w tym miejscu chyba nawet posterunek. Z drugiej strony zdaje się, że w wielu częściach dzielnicy funkcjonariusze po prostu nie reagują. Zostawiają sytuację prawom ulicy – w to jestem skłonny uwierzyć. Na ulicach bowiem bez żadnych oporów sprzedaje i zażywa się narkotyki, niemal na każdym rogu stoją prostytutki. To dość paradoksalne, że dzielnica nazywa się „Święta wiara” i stanowi część historycznego centrum Bogoty. Problematyczne są więc niektóre jej rejony, nie całość. Inne jej części bowiem są gwarne i pełne sklepów oraz restauracji. Zresztą, każdy kto chce dotrzeć do centrum, do La Candelaria, musi przez nią przejechać. Nie ma innego wyboru. Ważne, by wiedzieć, dokąd lepiej nie zawędrować. 

Santa Fe w Bogocie/fot. Piotr Ewertowski

W tych najgorszych terenach Santa Fe Kościół i liczne inne organizacje prowadzą działalność pomocową i edukacyjną, która ma na celu powolne zmiany w życiu mieszkańców. Wśród nich specjalny dom dla dzieci (nie mylić z domem dziecka), w którym mogą one otrzymać posiłek, pomoc medyczną, wiedzę. To właśnie zarządcy tego miejsca przedświątecznie zaprosili przedstawicieli fundacji, aby wystawili jasełka. 

Najgorzej mają ci, którzy nie chcą wyrazić własnego bólu 

W budynku naprzeciw kościoła już przygotowano siedzenia, w centrum ustawiono szopkę. Wkrótce zjawiła się całkiem spora gromadka dzieci. Tylko niektóre przyszły z rodzicami. Na twarzach najmłodszych szybko pojawił się uśmiech, gdy wyszły pierwsze osoby przebrane za klownów. 

– Wszystko się u mnie zaczęło, kiedy zachorowałam na raka – opowiada Patricia, która od 8 lat jeździ do szpitali, więzień oraz innych miejsc, by przynosić nadzieję i poprawiać humor swoimi występami. – To mnie przygotowało do pomagania innym w podobnych trudnych sytuacjach. Zdecydowałam się na specjalny kurs, żeby nauczyć się technik aktorskich. Dzisiaj robię to, kiedy tylko mogę – dodaje z uśmiechem. 

Fot. Piotr Ewertowski

To nie były typowe jasełka. Było dużo wybuchów śmiechu i interakcji z dziećmi. Czasem śmiali się też dorośli. Całe miejsce wydało się mniej ponure, gdy pojawiła się w nim radość. 

– Wszystkie miejsca mają swoje piękno – kontynuuję Patricia. – Najgorzej wcale nie jest w więzieniach czy lokalizacjach uważanych za „trudne”. Dla mnie najtrudniej się gra w firmach i korporacjach, gdzie – wydaje się – nie ma żadnego bólu. Wszyscy są szczęśliwi i zadowoleni. To jednak tylko maski. Nie otwierają oni swoich serc i nie pokazują tego, co mają w środku. W miejscach, gdzie ten ból widać, nasz występ powoduje wiele miłości i radości. Ci ludzie bowiem nie ukrywają tak bardzo swoich uczuć – tłumaczy. 

Fot. Piotr Ewertowski

Najpiękniejszy prezent 

– Czuję, że najważniejsze w naszej pracy jest łączenie się duchowo z tymi ludźmi. Przez nasze występy, wiarę, miłość i uśmiechy zmieniamy ich rzeczywistość – wyjaśnia Ricardo, który od 17 lat jest aktorem profesjonalnym, a klownem, jak sam mówi, z powołania i serca. – Nie chcę powiedzieć, że są jakieś trudne sytuacje. Powiedziałbym, że mamy czasem wyzwania, gdy spotykamy się z osobami ciężko lub nieuleczalnie chorymi, ale nawet w takich okolicznościach pojawia się dużo radości. Możemy się bowiem dzielić z tymi ludźmi naszymi darami, talentami i wiedzą i otrzymać w zamian mnóstwo uśmiechów, uścisków i gestów wdzięczności – opowiada. 

Fot. Piotr Ewertowski

Zwieńczeniem i punktem centralnym występu był moment, gdy klowni odkrywali, że w żłóbku narodził się Jezus – Zbawiciel Świata. Źródłem całej radości jest w końcu On. – Robimy to wszystko dla chwały Boga, chcemy tym ludziom pokazywać Ojca i Jego kochające serce – mówi Patricia. 

Jorge Giraldo wyszedł na końcu, by podsumować przedstawienie. Zwięźle i krótko zaprezentował całą istotę występu. – Największy prezent, jaki otrzymała ludzkość w całej swojej historii, znajduje się tam – mówił do zebranych, wskazując na szopkę ze żłóbkiem i Świętą Rodziną. – To jest to Dzieciątko, które narodziło się w tym żłobie. 

Modlitwa przed występem/Fot. Piotr Ewertowski

Z Netflixa i teatru do ubogich 

Carlos Gutierrez „Caliche” jest dość znany mieszkańcom Bogoty. Kiedy wędrowaliśmy ulicami centrum miasta często ludzie go pozdrawiali, a w niektórych miejscach zakrywał twarz maską, żeby nie dało się go tak łatwo rozpoznać. Nic dziwnego, gra w końcu nie tylko na deskach największych teatrów w stolicy Kolumbii, ale i pojawiał się w serialach i filmach produkcji kolumbijskiej, meksykańskiej czy amerykańskiej. Jak podkreśla, w świecie teatru i filmu niewielu jest ludzi wierzących, a ci wierzący są łatwo rozpoznawalni. „Caliche” nie chciał zatrzymać się na pracy zawodowej i postanowił swój talent wykorzystywać także w służbie potrzebującym i wykluczonym. 

Carlos Gutierrez „Caliche”/Fot. Piotr Ewertowski

Jak mówi – człowiek wzrasta, kiedy jest w bezpośredniej relacji z drugim. Kiedy zajmuje się tylko sobą, przychodzi egoizm. „Caliche” pochodzi z rodziny bardzo wierzącej. Jego wujek jest księdzem diecezjalnym, zbudował wiele szkół, pomagał też starszym księżom, budując dla nich specjalne miejsca. Miał nauczyć go wiary bez doktryny – doświadczenia z Bogiem, życia pełnią życia z Nim.  Carlos w wieku 9 lat miał wypadek. Został potrącony na ulicy, kiedy wychodził z apteki. Trafił do szpitala. Skutki zdrowotne tego wydarzenia objawiły się, kiedy był w wieku nastoletnim i na studiach. Te wszystkie doświadczenia jednak nie zabrały mu wiary w Boga, lecz pomogły jeszcze bardziej zobaczyć piękno człowieczeństwa. 

Fot. Piotr Ewertowski

W to Boże Narodzenie ucieszmy się, że jesteśmy ludźmi i dzielmy się tym z innymi. Jak pięknie być człowiekiem. W końcu sam Bóg zechciał stać się jednym z nas. 

Fot. Piotr Ewertowski
Fot. Piotr Ewertowski
Fot. Piotr Ewertowski
Fot. Piotr Ewertowski
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze