Cracolandia. „Dziękujemy, że marnujecie z nami czas”
Brazylia to kraj z jedną z największych na świecie liczbą osób uzależnionych od cracku. Cracolandia w Sao Paulo, czyli dzielnica zamieszkana przez narkomanów, jest symbolicznym epicentrum tego problemu. Tam właśnie idą misjonarze, by „marnować czas”.
Niektórzy nazywają to miejsce ludzkim zoo, inni mówią horror-show. Nie istnieją żadne konkretne dane statystyczne, ale szacuje się, że Cracolandia jest domem dla około 2 tys. osób. Przy czym około 30% przebywających tam ludzi umiera w ciągu 5 lat od trafienia na ulicę.
Crack – król Brazylii
Głównym problemem jest crack. Ten narkotyk, pochodna kokainy, jest łatwo dostępny i kosztuje stosunkowo niewiele, bo w przeliczeniu na polskie pieniądze to od kilku do kilkunastu złotych za działkę. Uważa się, że Brazylia jest domem dla największej liczby użytkowników cracku na świecie.
Cracolandia znajduje się obok Luz, czyli największego i najbardziej ruchliwego dworca kolejowego w mieście. Niecałe 100 metrów dalej znajduje się sala koncertowa w stylu neoklasycystycznym, w której występują gwiazdy światowej sławy. W pobliżu znajdują się prywatne uczelnie techniczne oraz centrum rekreacji. Kilka przecznic dalej znajduje się biuro największej gazety Ameryki Południowej, „Folha de Sao Paulo”, znanej jako brazylijski „New York Timesa”.
A kilkadziesiąt metrów dalej setki wychudzonych ludzi siedzą na środku ulicy, owinięci w koce, bez skrepowania palą. Wszędzie leżą śmieci. Inni chodzą z błędnym, dzikim spojrzeniem, szukając puszek lub czegokolwiek innego, co mogliby sprzedać, by za chwilę mieć pieniądze na kolejną działkę. Wielu mieszkańców Cracolandii, czyli królestwa cracku, ma za sobą doświadczenie seksualnej lub fizycznej przemocy i zazwyczaj długą historię uzależnienia w swoich rodzinach.
>>> Papież: ubodzy i słabi są skarbem Kościoła
Ulica przyciąga
Bezdomni, uzależnieni od cracku, często uwikłani w prostytucję, osoby LGBTQ+, bez działań z zewnątrz często nie będą w stanie wyrwać się z tego piekła. Rządowa akcja Open Arms ma pomóc w wychodzeniu z tego kryzysu. Namioty z łóżkami i ciepłymi prysznicami oraz darmowe posiłki – to wszystko mają zapewnione.
Nawet po kilku tygodniach trzeźwości urok Cracolandii pozostaje silny. Większość tych, którzy mieszkają w tym miejscu ma niewielki kontakt ze swoimi rodzinami, a Cracolandia daje poczucie wspólnoty, jakkolwiek dysfunkcjonalnej. Naloty policji sprawiły, że część ludzi zniknęła z ulicy. Niektórzy przenoszą się w inne miejsca, ale niektórych działania policji i rządu skłoniły do szukania pomocy.
Małe gesty
Od 3 do 8 stycznia misjonarze z Przymierza Miłosierdzia poszli w rejon Cracolandi, nie tylko by pomagać tym osobom, ale także, by na ten czas zamieszkać w takich samych warunkach jak mieszkańcy Cracolandii. Bez prysznica, śpiąc na ulicy, żywiąc się tym, co dostali. – Wielu czuje się zapomnianych i opuszczonych, a przez naszą prostą obecność wśród nich, możemy zobaczyć, że to ona daje im nieco radości i życie w tym miejscu – mówi misjonarka.
Może nam się wydawać, że to niewiele, takie bycie, słuchanie, przebywanie pośród osób, chociaż wcale nie musimy tego robić. A dla opuszczonych, zagubionych i bardzo samotnych to znaczy bardzo wiele. Jeden z mężczyzn wypowiedział do misjonarzy słowa, które poruszyły wszystkich: „Dziękujemy za marnowanie czasu z nami”.
– Każdego dnia docierało do nas miłosierdzie Boga, który nie pozwolił, aby nam czegokolwiek zabrakło. Widzieliśmy radość mieszkańców, którzy czuli się bardzo kochani, bo przywrócono im godność. Wielu wyszło śpiewać i skakać, mogli wziąć prysznic, umyć zęby. Zdajemy sobie sprawę z tego, że największą potrzebą braci jest poczucie miłości – powiedziała misjonarka.
Misjonarze mówią także o tym, że paradoksalnie w tym miejscu, pełnym przemocy, zniszczenia i narkotyków, doświadczyli także Boga, w małych gestach dobroci, w prostocie i w radości tych, do których przyszli. Stają się coraz bardziej wrażliwi na tę ukrytą, paradoksalną obecność Boga.
Nowe życie
Samo przebywanie na ulicy z ubogimi to nie koniec. Osoby, które chcą spróbować zmienić swoje życie mogą zamieszkać w domach przyjęć przymierza. Tam, żyjąc we wspólnocie, pracując i modląc się krok po kroku zmieniają swoje życie.
– Nie miałem domu, żyłem na ulicy. Brałem wiele narkotyków. Miałem pracę, ale kiedy zacząłem brać crack straciłem wszystko – mówi Valdir Antonio, który od jakiegoś czasu żyje i pomaga w jednym z domów przyjęć. We wspólnocie doświadczył tego, czym jest rodzina, wspólna praca i dobroć ludzi – i to właśnie zmieniło jego serce i jego życie. – Podobało mi się to miejsce, wiele rozmawiałem z ludźmi, razem pełniliśmy obowiązki, które były do wykonania w okolicy domu – mówi.
– W naszym domu żyjemy pracą i duchowością. Siłę dała mi duchowość. Kiedyś dbałem tylko o siebie, karmiłem moje ciało, ale mojej duszy wcale. Tutaj zacząłem się modlić, medytować słowo Boże, rozmawiać o słowie Bożym i uczę się patrzeć w nowy sposób. Zacząłem dostrzegać dobro i prawdę. To mnie zupełnie zmienia, czuję się dobrze. Naprawdę wszystko jest inaczej – opowiada chłopak. Zupełnie nie przypomina już twarzy, które można zobaczyć w Cracolandii. Ma łagodne i pogodne spojrzenie.
Marnowanie czasu sprawia, że ludzie odzyskują iskrę nadziei. Mają szansę uwierzyć, że są dla kogoś na tyle ważni, że ktoś chce im oddać część tego, co w dzisiejszym świecie jest najcenniejsze – czasu.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |