Dominika Szkatuła (40 lat misji w Peru): do misji trzeba podchodzić z pokorą
Spotykamy się przy okazji Wakacyjnego Zjazdu Misyjnego. Dominika Szkatuła przyjechała do Polski m.in. po to, by odebrać od przewodniczącego Komisji KEP ds. Misji podziękowanie za czterdzieści lat pracy misyjnej w Peru. Rozmawiamy po mszy świętej, gdy jest czas na śniadanie i kawę.
Pytam o pracę w Peru, o to, kiedy rozbudziło się w niej misyjne powołanie. I gdy wątek rozmowy dogania drugi wątek, uświadamiam sobie, że ja już Dominikę znam. Kilka lat temu jej mama – w jej imieniu – odebrała medal „Benemerenti in Opere Evangelizationis” (dla najbardziej zasłużonych dla misyjnego dzieła Kościoła). Byłem wtedy u mamy Dominiki w Krakowie, przyjęła mnie w swoim domu i opowiadała o życiu córki. Także o trudzie wieloletniej rozłąki. Po naszym spotkaniu wysłała mi zdjęcia córki z peruwiańskiej misji. I to dzięki nim przypomniałem sobie krakowskie spotkanie i uświadomiłem, z kim dokładnie rozmawiam.
>>> S. Michaela Rak: chciałam być misjonarką [ROZMOWA]
Misja z charakterem
Dominika Szkatuła jest świecką misjonarką. Mówi, że jej misyjne powołanie swoje źródło ma w duszpasterskich wspólnotach Krakowa lat PRL-u. – To właśnie w Kościele znajdowałam takie wartości jak prawda, wolność. Wartości, których w szarych czasach komunizmu brakowało – podkreśla. Przyznaje, że już wtedy uważała, że potrzeba większego zaangażowania świeckich w dzieło ewangelizacyjne. A dlaczego właśnie Peru? – Dla mnie synonimem misji była wtedy Afryka. Ale dowiedziałam się, że są inne regiony na świecie, które potrzebują misjonarzy. Padło na Amerykę Południową, która kojarzyła mi się z kontynentem ludzi młodych, nadziei i z kontynentem energii i śpiewu. A to współgrało z moim charakterem – śmieje się.
>>> Misjonarki oblatki otwierają dom w Peru
Praca w Peru opiera się na centrach misyjnych. Dominika regularnie pokonuje spore odległości, by dotrzeć do trzydziestu, czterdziestu, niekiedy nawet do większej liczby wiosek. – Mieszkają tam ludzie ochrzczeni, których regularnie trzeba odwiedzać – mówi. Komunikacja odbywa się najczęściej drogą wodną. – Tam drogami są rzeki. Często w tych wioskach nie ma światła, prądu, nie ma internetu. Energia elektryczna doprowadzana jest przede wszystkim do najważniejszych instytucji, np. przychodni zdrowia. Ale jakoś sobie radzimy – opowiada. Dla każdego ze świeckich misjonarzy dzień wygląda inaczej. Wszystko zależy od tego, jakie ma wykształcenie i na jakiej misji jest. Misjonarki, które mają medyczne wykształcenie, najczęściej pracują w ośrodkach zdrowia albo szpitalach. Natomiast osoby z wykształceniem humanistycznym zajmują się administracją czy pracą socjalną, ale nie jest to reguła. I oczywiście wszystkiemu towarzyszy Dobra Nowina.
Misjonarka przyznaje, że najtrudniejsze były początki, gdy do Polski przyjeżdżała bardzo rzadko, raz na kilka długich lat. Jej mama bardzo przeżywała pierwszy wyjazd córki. Podróż do Limy (stolicy Peru) zajęła jej bardzo dużo czasu. Żeby połączyć się z Polską – trzeba było iść na pocztę i zamówić łączenie. Nie zawsze to było możliwe. – I nie zawsze udawało się dodzwonić. Mama już tak się o mnie martwiła, że starała się mnie złapać przez polską ambasadę – opowiada Dominika. W ostatnich latach starała się być w Polsce raz w roku. Szczególnie wtedy, gdy rodzice już się zestarzeli.
Szczęśliwe życie
Gdy pytam, czy jest szczęśliwa, odpowiada bez chwili wahania. – Tak! Nie zamieniłabym mojego życia na żadne inne. Mogę powiedzieć: „40 lat minęło jak jeden dzień”. Chyba należę do tych szczęśliwych ludzi, którzy robią to, co chcą, co kochają i co potrafią. A przynajmniej mam taką nadzieję. Poczytuję to jako skarb – podkreśla. Z misji jeszcze nie rezygnuje, po kilkutygodniowym odpoczynku w Polsce wraca do siebie, czyli do Peru. – Nie wiem, może uda mi się dobić do 50-lecia pracy misyjnej? Wtedy to będą już chyba złote gody – żartuje.
Korzystając z jej wieloletniego i bogatego misyjnego doświadczenia pytam, co jest na początku takiej drogi najważniejsze. – Pokora – odpowiada. – Jeśli jedziesz na misje i myślisz w stylu: „To teraz my wam pokażemy, jak macie wierzyć”, to jest to wielka pomyłka. Albo się otrząśniesz i zmienisz nastawienie, albo lepiej wracaj do kraju. W nową kulturę trzeba wejść z pokorą i poszanowaniem. Misje uczą pokory – podkreśla Szkatuła. – Ewangelizacja, tak jak miłość, polega na dzieleniu się. To przede wszystkim dzielenie się doświadczeniem Boga żywego. Ludzie, do których wyjeżdżamy też są wierzący, w swoich warunkach, w swojej kulturze i w swoich zwyczajach. Tak więc oni nas też ewangelizują – wyjaśnia misjonarka.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |