Dzieci Himalajów. Rozmowa Łukasza Tadyszaka z Aleksandrą Wiśniewską [MISYJNE DROGI]
Azja. O początkach misji, dzieciach ulicy, trzęsieniach ziemi i marzeniach z Aleksandrą Wiśniewską, misjonarką z Nepalu, rozmawia Łukasz Tadyszak.
Łukasz Tadyszak: Nie lepiej zostawić te dzieci same? Pomoc im zaburza ich religię, system kastowy, sposób rozumienia świata.
Aleksandra Wiśniewska: – Dzieci, którym pomagamy, mają swoje historie. W systemie kastowym, który tutaj panuje, przejmują status swoich rodziców. Jeżeli jest on niski, to jedynie możliwość dobrej edukacji i ogólnorozwojowa pomoc dają szansę na zmianę życia. Trzeba to przerwać i dlatego im pomagamy.
ŁT: Dlaczego Nepal? Nie lepiej było wieść spokojne życie w Polsce? W Polsce też są dzieci, którym trzeba pomagać.
AW: – Cierpienie jest uniwersalne i istnieje bez względu na kraj. W każdym osób proszących o pomoc jest mnóstwo. Pytanie jedynie komu, gdzie? Wystarczy rozejrzeć się dookoła siebie. Zależy
to zapewne od życiowych uwarunkowań, ale też od serca – od tego, jak głębokie mamy współczucie oraz jaką determinację i odwagę do działania, o czym przypomina z uporem papież Franciszek. W Polsce też są dzieci, które potrzebują pomocy. Istnieją jednak instytucje, fundacje, które pomagają. Tu są zupełnie same.
ŁT: Wróćmy do pytania. Dlaczego Nepal?
AW: – Trudno wskazać jeden powód. Skala osób potrzebujących i ogrom pracy do wykonania rodzi większe współczucie niż w Polsce. Jak wspominałam, dzieci są tu zupełnie same, bez pomocy. To mobilizuje do działania, do „wstania z kanapy”. Gdy zobaczysz je na ulicy, zbite ze sobą, nie możesz ich zostawić samych.
ŁT: Pracujesz z dziećmi. Historia każdego z nich jest inna, czy są jakieś punkty wspólne?
AW: – Trafiają do nas dzieci z różnych rodzin. Są półsieroty z biednych domostw, czasem nawet ich dalsi krewni przychodzą do nas z prośbą o wsparcie.
ŁT: Z jakim odzewem spotyka się Wasza praca?
AW: – Skupiamy się na swojej pracy i staramy się wykonywać ją jak najlepiej. Najbardziej entuzjastyczne są momenty, kiedy otrzymujemy nieoczekiwaną pomoc humanitarną od osób, które usłyszały o naszej działalności i postanowiły pomóc. Myślę jednak, że na misjach powinno się mieć szczególną odporność, zarówno aby nie popadać w hurraoptymizm, ale też nie poddawać się.
ŁT: Pomoc jednorazowa nie zawsze przynosi dobry efekt wychowawczy. Macie inne rozwiązania?
AW: – Nasza misja pomaga nie tylko doraźnie czy w jednym zakresie, np. ktoś nie ma co jeść, to dajemy mu ryż. Nie ma w czym chodzić, to dajemy ubranie. Pomagamy na miarę możliwości w systemie stacjonarnym, codziennie, świadcząc opiekę i pomoc, jaka w danym czasie jest potrzebna w naszym ośrodku. Przez czas funkcjonowania placówki udało się uratować wiele ludzkich istnień. Dzieci chodzą do szkoły, która daje przepustkę do lepszego życia.
ŁT: Pomagacie tylko dzieciom, czy też dorosłym?
AW: – Często dzięki możliwości natychmiastowej pomocy można uratować życie. Nasza placówka pomaga nie tylko dzieciom, lecz jeżeli zaistnieje taka potrzeba, niesiemy pomoc humanitarną dorosłym w miarę posiadanych możliwości i zasobów. Szczególnie widoczna była nasza praca w czasie trzęsienia ziemi w ubiegłym roku.
ŁT: Zaczynaliście od…
AW: – …jednego kubka gorącego mleka i kromki chleba, po które codziennie przychodziło głodne dziecko. Potem było kolejne i kolejne. Dla tego dziecka i kilku następnych stworzyliśmy świetlicę. Świetlica przekształciła się w stacjonarną placówkę edukacyjno-opiekuńczą. Dzieci znalazły u nas drugi, kochający dom.
ŁT: Co tu dla Ciebie, w Himalajach jest najtrudniejsze?
AW: – Zdecydowanie choroby, które dotykają nas i naszych podopiecznych. Poszukiwanie odpowiednich lekarstw potrafi trwać miesiącami. Zawsze jednak mogłam liczyć na ogrom współczucia i zaangażowania osób wiedzących, że pomoc jest potrzebna. Również osoby przyjeżdzające z pomocą w ramach wolontariatu są ogromnym wsparciem. Takie właśnie jest współczucie, i takie też bardzo realne i trudne wyzwania, z którymi mierzymy się każdego dnia. Ważne jest, aby usiąść porozmawiać z wolontariuszami, wypić herbatę. Być.
ŁT: Nie tylko choroby. Co roku są u Was trzęsienia ziemi, mówiłaś już o tym.
AW: – To prawda. Wystarczy zatrzymać się na dwóch ostatnich latach. W roku 2015 mieliśmy kilka trzęsień. Można powiedzieć, że ludzie są do nich przygotowani i przyzwyczajeni, ale i tak ciągle nas zaskakują. Największe z nich było o sile 7,8 stopni w skali Richtera. Nastąpiło 25 kwietnia w jego wyniku śmierć poniosło prawie 10 tys. osób, rannych zostało ok. 25 tys., a jeszcze więcej ludzi zostało bez dachu nad głową. W bieżącym roku też było kilka. Zginęło kilkaset osób. Dlatego pomagamy wszystkim, choć oczywiście najmłodsi najbardziej odczuwają skutki kataklizmu. Pomagaliśmy jak mogliśmy – rozdając ryż, gotując ciepłe posiłki głodnym, ubierając tych, którzy stracili dom wraz z całym dobytkiem, wreszcie wspólnie z różnymi grupami organizowaliśmy pomoc medyczną.
ŁT: Czy taka misja jest dla każdego, czy trzeba być jednak przygotowanym na to, co się tutaj zastanie?
AW: – Trzeba mieć odwagę, determinację, ale również nie myśleć o nagrodach czy uznaniu. Kiedy serca są czyste i otwarte, to działanie nie napotyka przeszkód, a pożytki wzrastają. Dobre i profesjonalne przeszkolenie i przygotowanie, w tym określony profil zawodowy, są jednak najważniejsze dla niesienia skutecznej pomocy na misjach.
ŁT: Co sprawia największą radość w pracy?
AW: – Myślę, że radość, jaką widzę w oczach dzieci – piękną, prawdziwą, żywą radość. Oraz świadomość, że dzieci mają przyszłość, są w dobrych rękach, że nie zostaną porzucone czy zdane na
pastwę losu, że po prostu są z nami.
ŁT: Twoje marzenie, to aby…
AW: – …mieć zdrowie i długie życie. Bardzo przyziemne. A na misji to takie, abym mogła powołać stacjonarną szkołę z internatem. Aby nie tylko świadczyć pomoc dzienną, ale również mieć możliwość zakwaterowania i prowadzenia nauki dla dzieci w pełnym wymiarze. Taka szkoła pozwoliłaby na przyjęcie dzieci z wysokich Himalajów, w których nie ma szkół. To mogłoby zmienić życie tego regionu.
Rozmawiał Łukasz Tadyszak
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |