Foto: Marek Ochlak OMI

Igła i hebel [MISYJNE DROGI]

Madagaskar. Marolambo. Młodzi przychodzą z buszu, aby uczyć się języka, higieny, a przede wszystkim zawodu. Wiedzą, że dzięki temu czeka ich lepsza przyszłość.

Brita ma 21 lat. Jest w drugiej klasie szkoły stolarskiej. Pochodzi z buszu, z okolic Marolambo. Jest szczęściarzem. Jego rodzice żyją. Rodzina jest uboga. Ma pięciu braci i sześć sióstr. Jest ich w sumie dwanaścioro, a on jest najstarszy. W dzieciństwie nie ukończył szkoły, a powinien mieć za sobą liceum. W buszu nie było odpowiednika polskiego gimnazjum. Zresztą nie mógłby się tam uczyć – rodziców nie stać na opłacenie nauki w tej szkole, zresztą jego rodzeństwo wcale nie ma pod tym względem lepiej. Musiał zostać w domu, aby pomóc rodzicom w uprawie ryżu. Teraz uczy się posługiwać heblem i dłutem. Wykonuje krzesła, stoły i łóżka. Ma nadzieję, że po ukończeniu szkoły zawodowej będzie mógł zarabiać na życie. – Teraz wiem jak produkować meble i jak wybudować dom z drewna – mówi. Marzy o własnym warsztacie i o lepszym życiu.

Jak w Polsce

System edukacji na Madagaskarze jest podzielony na trzy części. Podobnie jak w Polsce, najpierw jest to nauczanie początkowe (szkoła podstawowa), które trwa pięć lat. Pod koniec podstawówki dzieci mogą otrzymać pierwszy dyplom państwowy. Kolejnym etapem jest zdobycie wykształcenia średniego, które podzielone jest na dwa etapy. Najpierw uczniowie trafiają do odpowiednika gimnazjum, które trwa cztery lata. Uczniowie mogą zdobyć tu drugi dyplom. Potem mają szansę kontynuowania nauki w liceum. Pod koniec trzyletniego liceum mogą przystąpić do matury. Po maturze można studiować – to czwarty etap edukacji na Madagaskarze.

Foto: Marek Ochlak OMI

Trudna rzeczywistość

Tak wygląda teoria. Rzeczywistość jest znacznie trudniejsza. Ze względu na biedę rodzin dzieci najczęściej nie chodzą do szkół. Rodzice zarabiają tylko na jedzenie. Oznacza to, że każdego dnia walczą o przetrwanie. Nie mają szansy na zaoszczędzenie pieniędzy. – Nie we wszystkich szkołach państwowych nauka trwa cały rok. Państwo często nie wypłaca pieniędzy, więc nauczyciele nie pracują. Bywa też tak, że droga po wypłatę trwa dwa-trzy dni w jedną stronę i wówczas także są zawieszone zajęcia – twierdzi o. Witold Oparcik MSF. Dziś statystyki mówią, że około 60% ludzi na Madagaskarze to analfabeci.

Dać nadzieję

W odpowiedzi na tę sytuację oblaci na Madagaskarze ponad 20 lat temu zbudowali zawodową szkołę stolarską w Marolambo: Centrum Rozwoju – Pracownia Stolarska pod patronatem br. Antoniego Kowalczyka OMI. Uczą się w niej chłopcy w wieku od 14 do 28 lat. Pochodzą z buszu i z wiosek okalających górskie Marolambo. Nie wszyscy są katolikami. W roku szkolnym 2016/2017 85% uczniów stanowili katolicy, a 15% Malgasze innych wyznań. Szkoła jest otwarta dla wszystkich chłopców, bez względu na wiarę, klan lub region, z którego pochodzą. Nie wszyscy młodzi chłopcy mają szansę na ukończenie nauki w szkole podstawowej. Nauczyciel musi najpierw nauczyć czytania, pisania i liczenia. Przeprowadza też powtórki z tymi wszystkimi, którzy uczęszczali do szkoły podstawowej, a potem nie uczyli się przez kilka lat.

Ciało i duch

Młodzi ludzie chcą także nauczyć się modlić. Są zobowiązani do codziennego uczestnictwa we Mszy św. W niedzielę luteranie bądź wyznawcy innych religie mogą modlić się w domu. Uczęszczają na katechezę, i ci, którzy są katolikami, mają możliwość otrzymania sakramentów. Jako że jest to szkoła stolarska, muszą też wiedzieć, jak sadzić drzewa. W każdym roku szkolnym władze państwowe proszą ich o zalesianie. Wreszcie uczą się robić meble, a w drugiej klasie muszą nauczyć się budować drewniany dom. Nauka trwa dwa lata. Na jej końcu uczniowie zdają egzamin zawodowy, aby otrzymać certyfikat stolarza. Mają nadzieję na dobrą przyszłość po ukończeniu szkoły. Ci, którzy zakończyli naukę, świadczą o tym, że szkoła bardzo pomaga w rozwoju. Absolwenci mogą budować własne domy. Mogą zarobić pieniądze, budując domy innych, a także mniejsze elementy stolarki, takie jak stoły, krzesła czy łóżka. Mogą znaleźć zajęcie dające utrzymanie. Stopniowo uwalniają się z biedy.

Foto: Marek Ochlak OMI

Za płotem krawcowe

Nieopodal znajduje się szkoła dla dziewcząt prowadzona przez siostry zakonne. Młode kobiety uczą się krawiectwa, a także podstawowych zasad higieny. Zdarza się tak, że absolwenci szkół wracają do wiosek w buszu jako młode małżeństwa i zakładają miejscowe wspólnoty katolickie. – Dzięki tym młodym możemy ewangelizować jeszcze dalsze okolice buszu. Tam, gdzie na co dzień misjonarze nie mają szans dotarcia – dzieli się doświadczeniem o. Stefan Szymoniak OSCam. – Także młodzi stolarze, po powrocie do domu, szybko znajdują kandydatki na żony. Umieją czytać i pisać, mają zawód. To idealna partia. Szkoła to wciąż działa – jest aktywna i pełna życia. Działalność tej placówki daje efekty i dobre rezultaty przede wszystkim dla młodzieży. Życie Brity, mimo iż trudne, może się zmienić dzięki takim właśnie misyjnym inicjatywom. Być może marzenie o lepszym życiu i o tym, że samemu można wpłynąć na swój los, spełni się również dla innych chłopców, którzy z nadzieją uczą się nowego zawodu.

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze