Indie: zginął, bo miał Biblię w plecaku

Dla chrześcijan w Indiach to dekada cierpienia. Szczególnie we wschodnim stanie Orisa. Przez te lata ci, którzy nie chcieli się wyrzec się wiary i miłości do Jezusa, ginęli. I to w bardzo okrutny sposób. Mimo to wiara chrześcijan w tym kraju nie osłabła, wręcz przeciwnie – wzmocniła się. I jest szansa na beatyfikację 101 męczenników. Mówi o tym ksiądz arcybiskup John Barwa. 

Na co dzień arcybiskup posługuje właśnie w stanie Orisa. Bardzo przeżywał prześladowania swoich współwiernych. O tym trudnym czasie z duchownym rozmawiała dziennikarka „Naszego Dziennika”. O prześladowaniach i związanym z nimi wzrostem religijności pisaliśmy też na naszym portalu. W rozmowie arcybiskup przypomina genezę tego konfliktu. Wybiega też w przyszłość – zdradza szczegóły pierwszego etapu procesu beatyfikacyjnego męczenników za wiarę. Prześladowania mają wymiar religijny i kastowy jednocześnie. Na terenie archidiecezji Orisa mieszka 11 milionów ludzi, katolików jest około 70 tysięcy. Po ostatnich prześladowaniach jest coraz więcej nawróceń.

Zdjęcie: abp John Barwa, SVD

Chrześcijanie: niedotykalni i prześladowani 
Prześladowania rozpoczęły się w 2007 r. Na początku powód nie był stricte religijny – przeważały te ekonomiczne, polityczne. Zaczęło się od pieniędzy. Święta – to nie tylko indyjska specjalność – to czas, kiedy chrześcijanie kupują najwięcej. W Indiach starają się kupować u siebie nawzajem, z czysto praktycznego punktu widzenia. Nie kupują więc u hinduistów, a tamci uważają, że na tym tracą i między innymi dlatego zaatakowali chrześcijan. Tę sytuację wykorzystali radykałowie, którzy w tym kryzysie zwietrzyli interes polityczny. Nie trzeba było wiele zrobić, by zachęcić do pogromów. Obok aspektu ekonomicznego doszedł ten polityczny. Ten atak nie trwał jednak długo, zakończył się po czterech dniach. Pomogła w tym reakcja świata zachodniego. Indie straciłyby zbyt wiele na arenie międzynarodowej. Niestety, na tym nie koniec. Chrześcijanie nie żyli w spokoju zbyt długo. Już 2018 r. przywódca religijny hinduistów, Swami Laxananada Saraswati, został zamordowany. Do zbrodni przyznali się maoistyczni bojówkarze. Co prawda służby państwowe nie potwierdziły tej wersji wydarzeń. „Oskarżono nas, chrześcijan. I 25 sierpnia zaczął się atak” – wspomina trudne chwile arcybiskup Barwa.

Miejsce misji o. Mariana Żelazka SVD 
W bardzo krótkim czasie ponad 56 tysięcy chrześcijan porzuciło swoje domy i schroniło się w lasach. Dzięki temu uszli z życiem, ale ich domy zostały splądrowane i zniszczone. Zwykli ludzie zostali podburzeni przez fundamentalistów. Mówili im: „Oni z was zrobią chrześcijan, zmuszą do jedzenia mięsa krów” – a przecież krowy to w Indiach zwierzęta święte. Dodatkowo upijali ich, odurzali narkotykami. Cała historia ma ważny dla nas polski wątek. Miejsca prześladowań to tereny, na których swoją misję prowadził Sługa Boży o. Marian Żelazek SVD. To właśnie tamte ludy przyjęły wiary katolicką. W archidiecezji arcybiskupa sytuacja katolików jest jeszcze dodatkowo trudna. Są niedotykalnymi – to określenie ludzi zajmujących najniższą pozycję w systemie kastowym.

Zdjęcie: chrześcijanie w Indiach, fot. Raminder Pal Singh, PAP/EPA

Misjonarze w posłudze najuboższym  
„Kiedy tu przybyli misjonarze św. Wincentnego à Paulo, znaleźli dwie grupy biedaków: ludy plemienne i niedotykalnych. Plemiona posiadły ziemię, miały więc pewną godność i nie zajmowały się żebractwem. Dalici, czyli niedotykalni, nie mieli nic, żyli w zupełnym poniżeniu” – przypomina historię arcybiskup. Misjonarze od razu więc wiedzieli, do kogo przede wszystkim skierować swoją posługę. Pomagali przede wszystkim przez edukację. To była szansa, może nie na wyrównanie szans, ale chociaż na ich zwiększenie. Najwięcej katolików jest więc dziś wśród „niedotykalnych”. A dzięki edukacji, pomimo niskiej pozycji kastowej, ci ludzie zdobywają zawody inżyniera i innych specjalistów. Nie mogą jednak liczyć na pomoc państwa. Historia prześladowań w Indiach pokazuje, jak ważną rolę w rozbudzaniu takich sytuacji odgrywają ludzie władzy (i tu trzeba myśleć nie tylko o politykach, ale też ludziach wpływu). To oni mogą podłożyć ogień i rozniecić pożar złych emocji.   

W ciągu dekady prześladowań splądrowanych, zniszczonych zostało 6 tysięcy domów, 340 szkół, klasztorów, szkół i szpitali.  

Arcybiskup przytacza bardzo osobistą historię. W tym czasie wiele kobiet gwałcono, spotkało to także jego siostrzenicę. Mimo tak trudnych przeżyć, nie porzuciła życia zakonnego. W karaniu sprawców nie pomagają służby państwowe. Śledztwa są prowadzone mozolnie, wielu unika osądzenia.    

Radość w obliczu okrutnego zła

Ksiądz arcybiskup John Barwa, kilkakrotnie w czasie rozmowy podkreśla radość wynikającą z wiary „swoich ludzi” „Kiedy zostałem mianowany tutejszym arcybiskupem, odwiedziłem wszystkie kościoły, klasztory i parafie, które przeżyły pogromy, i wszędzie słyszałem to samo: Ekscelencjo, oni zburzyli nam domy, zrabowali, co mieliśmy cennego; zgwałcili nam matki, siostry, córki; potwornie umęczyli tych, których kochaliśmy, ale nie zdołali zabić nas w Jezusa! Jesteśmy dumni z naszej wiary, z naszego Boga. A ja jestem dumny z moich wiernych” – mówi arcybiskup.  

Wiele osób zamordowano w okrutny sposób. Przed egzekucją pytano ich, czy wyrzekną się Chrystusa. Nie zaparli się wiary.  

Męczennicy wyniesieni na ołtarze?
Podczas pogromów życie straciło 101 osób, choć rząd twierdzi, że było ich jedynie 35. Chrześcijanie w Indiach zbierają dokumenty dotyczące każdej takiej osoby po to, by zachować pamięć o nich. Chodzi jednak o coś więcej – o proces beatyfikacyjny. W dodatku nie wszyscy, którzy polegli, to katolicy. Mordowano też chrześcijan z innych wspólnot, także tych spośród hinduistów, którzy nie zgodzili się uczestniczyć w rzezi, więc choć proces beatyfikacyjny będzie dotyczył katolików, zbiera się informacje o wszystkich ofiarach. Katolików nie dosięgają tylko najgroźniejsze represje (jak prześladowania fizyczne, ryzyko utraty życia). To też prześladowanie, które przybiera inne formy: tracą pracę i wiele udogodnień. Proces jest więc na razie w fazie wstępnej. To ustalanie faktów i zbieranie dokumentów.

fot. PAP/EPA

„Owoców męczeństwa, w tym nawróceń, jest więcej niż oficjalnie możemy przedstawić, ale Pismo Święte mówi: omnia tempus habent – na wszystko jest właściwy czas, więc się nie spieszę. Bóg zna odpowiedni moment i przeprowadzi to na swój sposób”. 

Śmierć 18-letniego katechety. Trzykrotnie przyznał się do Jezusa  
Metropolita z Orisy przypomina historię jednego z męczenników. To 18-letni katecheta. Podróżował autobusem. Współpasażerowi odkryli, że ma ze sobą Pismo Święte. Napastnicy wyrzucili go z autobusu. Gdyby jednak tylko na tym się skończyło… Zapytali go, czy wyrzeknie się Jezusa. Trzykrotnie. Nie sposób nie pomyśleć o historii apostoła Piotra, który trzykrotnie zaparł się Jezusa (aż kogut zapiał). Wykopali dla niego dół, stopniowo go zasypywali, pytając, czy wyrzeknie się Jezusa. On ciągle odpowiadał: „Nie, nigdy”. Kiedy był już zasypany po szyję, jeden z oprawców wziął wielki kamień i uniósł nad nim. Zapytał po raz ostatni, ale otrzymał tę samą odpowiedź. Takich świadectw jest więcej. „Jestem przekonany, że są to męczennicy za wiarę. Bóg wie, że są nimi. Wykonam, co do mnie należy, i będę czekał cierpliwie, aż Kościół ogłosi ich męczeństwo”.    

Módlmy się o to. Módlmy się też za Indie, ich władze, ich obywateli, by dali mniejszościom religijnym żyć w pokoju. Oby następna dekada była lepsza.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze