Jak odpoczywa misjonarz na Papui-Nowej Gwinei?
Odpoczynek polega na tym, że organizm przechodzi do stanu spoczynku po okresie pracy, stresu, wysiłku lub aktywności. Celem odpoczynku jest odzyskanie sił, regeneracja i odnowienie energii. Tak jest na całym świecie, także i w Papui-Nowej Gwinei ludzie odpoczywają. Ja – misjonarz – również. Można wręcz powiedzieć, że odpoczynek jest wpisany w Rajską Wyspę.
W przypadku ludzi odpoczynek czasem przeradza się w lenistwo, które wynika głównie z tego, że większość tutejszych mieszkańców zajmuje się rolnictwem. Równikowe temperatury oraz tropikalne deszcze sprawiają, że – czy się chce, czy się nie chce – zawsze coś do zjedzenia urośnie. Wraz z rozwojem edukacji oraz pojawianiem się nowych możliwości pracowniczych małymi krokami Papuasi dochodzą do rozróżniania lenistwa od odpoczynku. Niewątpliwie w dobrym rozumieniu pojęcia odpoczynku pomagają misjonarze. A jak wygląda odpoczynek w moim przypadku?
Plan dnia determinuje pogoda
Od stycznia 2024 r. opiekuję się dwiema parafiami. Parafia Kerowagi położona jest bliżej drogi głównej i ma 14 wiosek dojazdowych, a druga parafia Yobai znajduje się w głębi papuaskiej dżungli i należy do niej sześć wiosek. W związku z tym w każdym miesiącu, oprócz głównych ośrodków misyjnych, jakimi są Kerowagi oraz Yobai, docieram w sumie do 20 różnych wiosek. Oprócz tego mam pewne zajęcia w biurze diecezji Kundiawa. Mimo napiętego grafiku miesięcznego znajduję czas na odpoczynek i ma to miejsce głównie wieczorami. Tak to już jest w Papui-Nowej Gwinei, że wszystkie aktywności duszpasterskie mają miejsce mniej więcej do 15.00. Wynika to z tego, że popołudniami występują silne deszcze oraz w większości miejsc nie ma prądu. Czasem to się udaje, ale na ogół trudno zorganizować jakieś wielkie spotkania w godzinach popołudniowych oraz wieczornych. Po prostu nikt nie przyjdzie. Jeśli chodzi o weekendy, to wtedy mam najwięcej zajęć, ponieważ oprócz katechezy, spotkań formacyjnych staram się też odwiedzać dwie wioski dojazdowe. Wedle zaleceń miejscowego biskupa misjonarze mają swój wolny dzień w poniedziałek.
Jak w raju
Papua-Nowa Gwinea jest krajem dość drogim na dłuższe podróże. Dodatkowo na drogach może się zdarzyć wszystko. Wielokrotnie doświadczyłem blokad, wyłudzeń, raz celowano do mnie z broni palnej. W związku z tym swój wolny czas z reguły spędzam głównie na miejscu. Popołudniami mogę zająć się czytaniem książek, które mam wgrane na czytnik Kindle, przy dobrym internecie można włączyć jakiś film z Netflixa. Czasami wieczorem odwiedzam pochodzące z Indii siostry zakonne, które mają swój dom na terenie parafii Kerowagi. Jak to już wspomniałem, w poniedziałki z reguły mam wolny dzień. Mogę wtedy pojechać do miasta, aby zaopatrzyć się na cały tydzień. Kiedy jednak nie muszę tego robić, to zbieram grupę młodzieży i chodzimy po okolicznych górkach czy wzdłuż obecnych tutaj rzek. Okoliczne tereny są naprawdę piękne i można się tu poczuć jak w raju. Myślę, że jestem dość uprzywilejowany, ponieważ tylko na terenie moich dwóch parafii docieram do miejsc, o których turyści mogą pomarzyć.
Biskup zachęca do odpoczynku
Na koniec warto wspomnieć, że co jakiś czas nasz biskup organizuje spotkania towarzyskie dla misjonarzy. Gromadzimy się wtedy w siedzibie diecezji w wiosce Mingende. Nie tylko możemy podzielić się tam naszymi codziennymi sprawami, ale także wspólnie oglądamy jakiś film czy jemy razem kolację. Są to dla mnie dość ważne momenty, ponieważ najbardziej jednego misjonarza zrozumie tylko drugi misjonarz. Na parafii czasami brakuje tego zrozumienia ze strony parafian.
Dodatkowo nasz biskup, kiedy misjonarz jest już naprawdę długo na parafii bez wakacji, motywuje do krótkich wyjazdów, czy to w ramach Papui-Nowej Gwinei, czy to do sąsiednich krajów – takich jak Australia, Indonezja bądź Filipiny. Ma to „odświeżyć umysł” misjonarza Czasami, kiedy jest się już długo w jednym miejscu i co chwilę wybuchają walki plemienne bądź kogoś oskarżają o czary czy też zastrzelą, powołanie misyjne może doświadczyć kryzysów. Sam pamiętam, że w zeszłym roku skorzystałem z takiej możliwości i na dwa tygodnie poleciałem do sąsiedniej Australii. W tamtym czasie w mojej byłem parafii ludzie walczyli między sobą o możliwość zamontowania mostu na rzece. Byłem zmuszony zostawiać auto parafialne w innej wiosce i do mojego domu szedłem około godziny. Nie byłoby to problemem, ale kiedy trzeba było dźwigać ze sobą butlę gazową, zbiorniki z paliwem oraz jakieś zakupy – sytuacja się komplikowała. Biskup powiedział mi wtedy: „Jedź i odpocznij”.
Tak w skrócie wygląda to, w jaki sposób staram się odpoczywać na misjach w Papui-Nowej Gwinei. Zachęcam wszystkich czytelników, aby nie zapominali o tym ważnym czasie i pożytkowali go na rozwój swoich zainteresowań.
Galeria (4 zdjęcia) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |