Kenia. Szpital z misją [MISYJNE DROGI]

Jak często masz dyżury? – zapytałem doktora Mutue. – Właściwie to codziennie – odpowiedział. Drugi lekarz jest teraz na urlopie. Dobrze, że tu jesteśmy aby pomagać. Każda para rąk w tym misyjnym szpitalu jest na wagę złota.

Pomagam w szpitalu Mutomo w prowincji Kitui na wschód od Nairobi. Jesteśmy tu już od połowy lipca. Jeden lekarz stażysta, dwoje studentów medycyny i jeden student stomatologii. Przyjechaliśmy w ramach studenckiego projektu „Leczymy z Misją”. W momencie pisania tego listu zaczyna się czwarty tydzień naszego pobytu. Miejsce, w którym pracujemy, to duży misyjny szpital zarządzany przez siostry zakonne. Może przyjąć ponad stu pacjentów. Szpital Mutomo ma poziom czwarty w sześciostopniowej skali oceny placówek medycznych. Nie można otrzymać lepszej opieki zdrowotnej w obrębie prawie stu km. Jest tu oddział chirurgiczny, internistyczny, pediatryczny i położniczy. Dodatkowo szpital prowadzi klinikę dla ludzi zarażonych wirusem HIV. W szpitalu jest w sumie trzech lekarzy. Jeden z nich, chirurg, aktualnie jest na urlopie. Drugi, doświadczona pani doktor, zajmuje się problematyką HIV i większość czasu spędza w szpitalnej klinice albo na wyjazdach do rozlokowanych w całej prowincji przychodniach dla ludzi zarażonych. Na resztę szpitala przez większość czasu musi wystarczyć jeden lekarz.

Spotykamy go pierwszego dnia, podczas codziennego porannego obchodu. Mimo młodego wieku (jest trzy lata po studiach) doktor Mutua robi na nas ogromne wrażenie. W szpitalu musi robić właściwie wszystko, począwszy od przyjmowania porodów siłami natury, cesarskich cięć, przez wycięcie prostaty czy operację przepukliny, aż do opieki nad dziećmi na oddziale pediatrycznym. W Kenii jest bardzo mało lekarzy. Co roku lekarzami zostaje około trzystu absolwentów studiów. To kilkakrotnie mniej niż w Polsce i z tego względu studia medyczne są bardzo wszechstronne. Każdy lekarz musi umieć wykonać najważniejsze zabiegi, takie jak chociażby cesarskie cięcie. Braki w kadrze uzupełniają klinicyści, odpowiednicy felczerów, których dziś już prawie się nie spotyka. Są to medycy po trzyletnim szkoleniu. Zajmują się podstawowymi problemami takimi jak nadciśnienie czy powszechna tu gruźlica lub cukrzyca. W szpitalu jest ich kilku.

Co ciekawe, głównym problemem wcale nie jest malaria czy inne choroby tropikalne. Spora grupa pacjentów to osoby po wypadkach komunikacyjnych. Stan dróg w Kenii jest bardzo słaby, a ulubionym środkiem transportu są motory, tak zwane boda-boda. Oczywiście większość ludzi jeździ bez kasków i nie przestrzega zasad bezpiecznej jazdy. Skutki bywają opłakane.

Kolejna grupa to kobiety w ciąży. Średnio w szpitalu odbierane są trzy porody dziennie. Niestety większość kobiet dojeżdża do szpitala na ostatnią chwilę, często jadąc wcześniej kilkadziesiąt kilometrów na motorze lub w zatłoczonym samochodzie. Personel musi być w ciągłej gotowości, żeby odebrać niespodziewany poród.

Każdy dzień jest dla mnie zaskoczeniem. Każdy pacjent to unikalna, złożona historia, którą tutejsi lekarze precyzyjnie analizują. Praca tu to wielka lekcja medycyny ale przede wszystkim podejścia do drugiego człowieka.

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze