Bp Wiesław Krótki OMI z rodziną Inuków. Kugaaruk na terytorium Nunavut w Kanadzie/fot. z arch. BP. WIESŁAWA KRÓTKIEGO OMI

Kościół na lodzie. Rozmowa z bp. Wiesławem Krótkim OMI [MISYJNE DROGI]

Druga co do wielkości diecezja na świecie jest siedmiokrotnie większa od Polski, a zamieszkują ją zaledwie 43 tysiące ludzi. W diecezji Churchill-Zatoka Hudsona pracuje tylko ośmiu księży.

Z oblackim biskupem jedynej diecezji na świecie, w której wszystkie sakramenty sprawowane są najczęściej w języku inuktitut – bp. Wiesławem Krótkim OMI rozmawiają Emilia Grzybowska i Anna Gorzelana.

Emilia Grzybowska, Anna Gorzelana: Jest Ojciec biskupem największej diecezji w Ameryce Północnej. Słyszałyśmy, że czasem, aby się wyspowiadać, trzeba polecieć samolotem do miejsca, w którym znajdziemy księdza.

Wiesław Krótki OMI: – Nie do końca. To prawda, nie każda misja ma księdza-misjonarza zamieszkałego na stałe, ale ludzie na północy nie mają funduszy, by latać samolotami. Na bilet trzeba nazbierać od 2 do 4 tysięcy dolarów – niekiedy to są kwoty nieprawdopodobne, nie do uzbierania. Innuici podróżują jedynie w sprawach pilnych, chociażby do szpitala, czy za pożywieniem – najczęściej skuterami. Do „sąsiednich” wiosek jest daleko, a droga jest ciężka.

Churchill – północ. Widok na Ocean Arktyczny w miejscowości siedziby biskupa/fot. z arch. BP. WIESŁAWA KRÓTKIEGO OMI

Kiedy ksiądz przylatuje do danej misji, wtedy jest spowiedź i potrzebujący pojednania z Bogiem odnajdują drogę na misję, do której jadą czasem w śnieżycy przez kilkanaście godzin, w ekstremalnie niskich temperaturach. Ludzie tu podróżują czasem na pogrzeby bliskich czy na śluby kogoś z rodziny, bywa też, że ksiądz planuje podróż samolotem do wioski, by przeprowadzić pogrzeb albo pobłogosławić ślub – wtedy jest możliwość otrzymania sakramentu pojednania. Samolot służy też temu, by spotkali się wszyscy księża z diecezji, bo odległości od misji do misji to kilka tysięcy kilometrów lodowego bezdroża.

Kiedy księża przyjeżdżają do wiosek, w których na co dzień nie ma duchownych?

– Gdy brakuje Najświętszego Sakramentu albo na Boże Narodzenie i Wielkanoc, czyli raz, dwa, czasem trzy razy w roku. Ponieważ nie mam księży w wielu misjach, na południu Kanady szukam ich na czas świąt, by umożliwić przeżycie naszych tajemnic wiary katolikom w całej diecezji. Już w styczniu dzwonią do mnie z niektórych wiosek, prosząc, by biskup przysłał księdza na Boże Narodzenie, bym jakoś go „zorganizował”.

fot. z arch. BP. WIESŁAWA KRÓTKIEGO OMI

Dlaczego Inuitom – nazywanym też Eskimosami – tak zależy na tym, by na ten dzień znalazł się ksiądz? Przecież ważne, aby w ogóle przyjeżdżał i był w regularnym duszpasterstwie.

– To święto jest szczególnie ważne dla Inuitów. Jest bardzo rodzinne, wszyscy idą na pasterkę. Kościół anglikański nie ma swoich księży w Arktyce, więc ci ludzie również przychodzą do nas na Boże Narodzenie. Misjonarze czy liderzy świeccy katolickich wspólnot organizują święta, gromadząc wszystkich, którzy chcą przyjść, bez wyjątku. Przychodzą wówczas całe wioski, zaczynając od dzieci, kończąc na 90-latkach na wózkach i z chodzikami, a cała wioska bierze udział w świętowaniu. Chcielibyśmy, aby mogli być z nimi księża, by odprawili mszę. Dlatego przy okazji ostatniego Bożego Narodzenia przez dziewięć tygodni podróżowałem, odwiedzając siedem misji. Jest to długa i trudna podróż, do której trzeba mieć zdrowie – jednak nie ma innej możliwości, bo nie ma księży.

Jak wówczas wyglądają nabożeństwa, życie wspólnot katolickich bez księży?

– Niedawno, w Środę Popielcową, zadzwoniły do mnie dwie katechistki, chcąc omówić nabożeństwo z posypaniem głów popiołem. Wspólnie przygotowaliśmy tę uroczystość – była krótka, bez homilii, po prostu obecność ludzi, słowo Boże i posypanie głów popiołem. Kościół był pełen, wszystkie rodziny przyszły, chociaż księdza-misjonarza tam nie ma na stałe już od dziesięciu lat. Mamy ludzi bardzo zaangażowanych, którzy chcą wziąć w swoje ręce odpowiedzialność za Kościół. Ta wspólnota liczy około 900 mieszkańców, z czego niespełna 200 to katolicy, a reszta to wierni Kościoła anglikańskiego.

Nabożeństwo przygotowywał Ojciec z katechistkami. W służbę w Kościele bardziej angażują się kobiety czy mężczyźni?

– W większości naszych wiosek kobiety przyjmują rolę katechistek-liderek wspólnoty katolickiej. Prowadzą przygotowanie do bierzmowania i pierwszej Komunii. Spotykają się z parą przygotowującą się do małżeństwa czy rodzicami i chrzestnymi na katechezach przed chrztem. Z doświadczenia zauważam, że najbardziej solidni w byciu katechistami-liderami są jednak mężczyźni, ale brakuje nam ich. Katechistki i katechiści oczywiście są też szafarzami Komunii świętej, prowadzą liturgie Słowa, pogrzeby, asystują przy w zawieraniu małżeństw – kiedy nie ma prezbitera. Niestety nasi mężczyźni uważają, że bycie katechistą-liderem to jest „robota” kobiet.

Czy te sakramenty udzielane przez świeckich są dla Inuitów ważne? W Polsce są sytuacje, gdy np. ludzie omijają szerokim łukiem świeckich szafarzy Komunii świętej.

– Sakramenty cieszą się wielkim szacunkiem, gdyż niemal wszyscy Inuici są chrześcijanami. Wierni uważają, że chrzest przynosi błogosławieństwo i uzdrowienie, gromadząc rodzinę i prowadząc ją do Boga oraz do siebie nawzajem, bez względu na szafarza duchownego czy świeckiego. Bardzo lubią śluby, fantastycznie je przygotowują.

Kaplica Miłosierdzia. Biskup Antoni z profesorkami z USA/fot. z arch. BP. WIESŁAWA KRÓTKIEGO OMI

Nawet ci, którzy nie chodzą do kościoła, wiedzą, że ważny jest różaniec w domu, więc przychodzą po niego, gdy wyczuwają obecność złych sił. Proszą o różaniec, żeby Maryja strzegła ich domu.

Inuici to katolicy, a nie ma powołań – z czego to może wynikać?

– Od początku w naszej diecezji wszystkimi biskupami byli misjonarze oblaci, również oni ją utworzyli. Jest to terytorium 2 300 000 km2, czyli siedmiokrotność Polski, a mieszkają tam zaledwie 43 tysiące ludzi. Aktualnie pracuje tu dziesięciu księży, w tym trzech oblatów. Obsługujemy szesnaście wiosek, do których można dotrzeć jedynie samolotem lub skuterem śnieżnym, a ona mają swoje „podstacje misyjne”.

Prosimy miejscowych, żeby się modlili o powołania. Jeszcze nie mamy księdza z dalekiej północy, ale trzy lata temu wyświęciłem pierwszego Inuka na diakona stałego. Dla Inuków przekazanie życia jest niesamowicie ważne, rodziny są wielodzietne, a mężczyzna bez kobiety, w ich myśleniu, sobie nie radzi życiowo. Ponieważ w Kościele katolickim, póki co, ksiądz nie może mieć rodziny, nikt nie chce myśleć o rozeznawaniu powołania.

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Zamów prenumeratę<<<

Jedno tutejsze powołanie jest, może będą następne – najpierw diakonat stały, później może ktoś zainteresuje się kapłaństwem…

Wspominał Ojciec o księżach z południa Kanady, którzy pomagają, gdy na północy brakuje księży…

– Cieszę się, że pomagają. Kłopotem jest to, że ksiądz z południa nie posługuje się językiem inuktitut – wtedy nawet spowiedź jest utrudniona dla tych, którzy nie znają angielskiego. Miejscowa ludność opanowała język angielski, nie tracąc swojego języka ojczystego, ale ze starszymi jest inaczej – oni nie zawsze mówią w tym języku. Nasza diecezja jest jedyną, w której używa się języka inuickiego w wersji inuktitut do wszystkich sakramentów (Inuici z Grenlandii i Alaski mają inne odmiany języka), w tym do mszy świętej – aby ludzie mogli słuchać Ewangelii w swoim języku i by w nim też mogli się modlić. Jako misjonarze staramy się go uczyć, aby móc czytać i komunikować się też z najstarszym pokoleniem, co jest konieczne, by nas zaakceptowano. Dzięki poczuciu wspólnoty – rodziny – możemy iść i głosić Ewangelię wszystkim w Arktyce.

Gdy nie da się tworzyć braterskiej wspólnoty prezbiterów, tym ważniejsze jest budowanie więzi z ludnością rodzimą.

– Choć zaskoczeń kulturowych nie brakuje, przyjeżdżając na północ, przyjmujemy wszystko, co pomaga w budowaniu więzi – surowe mięso, budowanie igloo i spanie w nim, polowanie… Dzielimy ich sposób życia, kulturę. Jemy pożywienie – często dla Europejczyków zaskakujące, które jest niezbędną częścią ich tradycji, tańczymy przy dźwiękach bębnów nazywanych kilaut – wszystko to jest ważne dla Inuitów. Żyjemy tak jak papież Franciszek określił, abyśmy przypominali jak najbardziej tych, pośród których żyjemy.

Zadowolony biskup na nowym skuterze ufundowanym przez MIVA Polska. Skuter zakupiony w jedynym sklepie w Churchill. Biskup na dostawę czekał osiem miesięcy/fot. z arch. BP. WIESŁAWA KRÓTKIEGO OMI

Misjonarz w Arktyce musi przystosować się do każdej sytuacji i „nie bić się” z miejscowymi tradycjami, nie obawiać się, nie zmieniać na siłę, a przyjmować z pokorą – to przecież dorobek kilku tysięcy lat kultury inuickiej. To wszystko jest częścią tych ludzi, to jest ich życie. Około 87% społeczności to są Inuici, a pozostali 12-13% to ludzie innych kultur, ras. Jeśli chcemy z ludźmi żyć, to musimy ich poznać, zaakceptować, pokochać.

Pomagają Wam siostry zakonne albo świeccy misjonarze?

Mieliśmy dwie siostry zakonne z Kanady, trzy Polki próbowały pracować na północy, ale się nie udało przez surowy klimat. Temperatury potrafią tam sięgać nawet –70°C. Sprawia to trudność wielu misjonarzom, obecnie jedyną polską misjonarką jest Magdalena. Brakuje młodych będących w stanie wybrać tę drogę, jednak misja trwa, a my staramy się służyć lokalnej społeczności mimo trudności.
 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze