Ks. Dawid Stelmach: dziś cały świat jest obszarem misyjnym
– Po pierwsze takim obszarem jest nasze serce, żeby zawsze obecny był tam Chrystus, ale też środowisko, w którym żyję – mówi ksiądz Dawid Stelmach, dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych w archidiecezji poznańskiej, delegat biskupa ds. misji, przewodniczący Komisji Misyjnej i Referatu Misyjnego Archidiecezji Poznańskiej.
Światowy Dzień Misyjny nazywamy jest w Polsce Niedzielą Misyjną. To dzień solidarności misyjnej w całym Kościele powszechnym. Angażuje wszystkich katolików do współpracy w dziele przekazywania Ewangelii wszystkim narodom, wszystkim ludziom, którzy nie mieli szansy doświadczyć miłości Boga. W Poznaniu Niedziela Misyjna będzie początkiem całego Tygodnia Misyjnego.
Justyna Nowicka (misyjne.pl): Wykładał ksiądz misjologię na Wydziale Teologicznym UAM. Czy misjologia nie jest po prostu jakimś kawałkiem egzotyki na uczelni, której chętnie się słucha, ale w zasadzie nie za bardzo nas dotyczy?
Ksiądz Dawid Stelmach: – Myślę, że to dotyczy wszystkich przedmiotów. Wszystko zależy także od tego, w jaki sposób się je wykłada i czy zainteresuje się nimi studenta. Myślę, że jesteśmy w dobrym czasie, by mówić o misjach. To też dobry czas na naukową refleksję nad misjami. W obliczu zmian, które widzimy na świecie i w Kościele, dotychczasowe modele funkcjonowania Kościoła dzisiaj już się nie sprawdzają. Potrzeba czegoś więcej. Widać także wśród młodych ludzi spore zainteresowanie kwestią misji. Może być tak, że ktoś przychodzi z nastawieniem, że misjologia jest pewną egzotyką, może nawet spotkaniem z innymi kulturami. Ale misjologia, jako naukowy namysł nad misjami, pokazuje sedno. Misje wyrastają z samego jądra Kościoła i cały czas aktualny jest nakaz misyjny Chrystusa: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28, 19).
>>> Sebastian Zbierański: misje? To twoja sprawa! [FELIETON]
Bez realizacji tego nakazu nie byłoby przecież Ewangelii także tutaj – w Polsce i w Europie.
– Dokładnie tak. I to też musimy sobie zawsze uświadamiać. Ktoś w tej sztafecie pokoleń przybył kiedyś do Polski z Chrystusem. Przybył do tego kraju Polan, by tutaj wieki temu głosić Ewangelię. Nie tylko po to, by ochrzcić samego Mieszka. Ale też po to, by później ruszyć w ówczesny interior między Wisłą a Wartą i ewangelizować tych, którzy bynajmniej sami nie szukali Chrystusa. Jeszcze nic o Nim nie wiedzieli.
Chodzi więc o to, by przypomnieć o aktualności tego misyjnego nakazu Chrystusa. Trzeba przypomnieć to, o czym tak bardzo mocno mówi papież Franciszek – że każdy ochrzczony jest przez ten chrzest wezwany do głoszenia Ewangelii. I naprawdę nie trzeba być super specjalistą w nowoczesnych środkach społecznego przekazu, żeby iść z Ewangelią do drugiego człowieka. Wystarczy wierzyć, autentycznie tę wiarę przeżywać i o niej świadczyć. Jesteśmy uczniami i misjonarzami, którzy nie mogą zdystansować się do głoszenia Ewangelii.
W Poznaniu misje to długa tradycja. I to nie tylko teoria, ale też praktyka, jak chociażby Akademickie Koło Misjologiczne. Można powiedzieć, że Poznań jest prekursorem, jeśli chodzi o tę formę zaangażowania misyjnego.
– Trzeba przyznać, że studenci interesują się misjami. To pokazuje chociażby coroczne posłanie misyjne na nieszporach ku czci świętych apostołów Piotra i Pawła, czyli 28 czerwca. Podczas uroczystości spotykają się młodzi ludzie, ale nie tylko, którzy wyjeżdżają w danym roku na wolontariat misyjny. Są z AKM-u, z Przymierza Miłosierdzia, z parafii Jadwigi Królowej od księży chrystusowców.
Jeszcze przed drugą wojną światową, Akademickie Koło Misjologiczne działało przy Wydziale Lekarskim UAM. Od początku AKM miało swoją siedzibę, ale działało w całej przestrzeni akademickiej miasta. Dzisiaj jego siedziba znajduje się przy Wydziale Teologicznym UAM. Oprócz wzbudzania praktycznego zainteresowania misjami przydomek „misjologiczny” wskazuje na naukową refleksję nad misjami, nad tym, jaką formę dzisiaj przyjmują. Rzeczywiście, Poznań na misyjnej mapie Polski jest prekursorem. To tutaj nastąpiło mocne odrodzenie zainteresowania misjami wśród młodych ludzi. Powoli zaczyna się to dziać także w innych ośrodkach akademickich. A w Ełku biskup ostatnio sam zainicjował powstanie Młodzieżowego Wolontariatu Misyjnego Diecezji Ełckiej, bo zobaczył taką potrzebę. I to pomimo tego, że nie jest to ośrodek akademicki.
Dla młodych, dla studentów ważne jest to połączenie naukowości z praktyką, z doświadczeniem.
– Tak. Warto wspomnieć, że Aneta Błasiak, studentka naszego wydziału, jest na rocznym wolontariacie w Boliwii, w Oruro u sióstr terezjanek. Jak sama mówi, sprawa jej pobytu tam jest otwarta. Więc może to być dłuższy czas, ale może też przebywać tam krócej niż przez rok. Dlaczego? Ponieważ każdy z nas dopiero na miejscu przekonuje się, czy ta „przygoda misyjna” jest jego powołaniem, czy też nie. Nie da się tego zrobić w formie zdalnej, czyli zdecydować siedząc przed komputerem i oglądając vlogi podróżnicze. Odkrywa się to w spotkaniu z ludźmi – w konkretnym miejscu. Tutaj spotyka się naukowa refleksja i praktyczna działalność misyjna. Obie powinny być skierowane ku drugiemu człowiekowi.
Z AKM-u wyrosła jedna z najsławniejszych w Polsce świeckich osób pracujących na misjach. Poświęciła swoje życie bliźnim, lecząc chorych na trąd.
– Zapewne chcesz powiedzieć o Wandzie Błeńskiej.
Chcę. To niezwykle odważna kobieta. By wyjechać na misje musiała przekroczyć, a nawet wytyczyć nowy szlak w mentalności społecznej i mentalności ludzi Kościoła.
– Rzeczywiście jest to osoba, która stała się proroczym znakiem dla Poznania, ale też dla całej misyjnej Polski. Następowało dopiero przebudzenie Akcji Katolickiej, zaangażowania laikatu w życie Kościoła. Od początku dr Błeńska miała głębokie przekonanie, że jej powołaniem jest bycie lekarzem na misjach. Nie zakonnicą, ale osobą świecką, lekarzem. Ta prorocza intuicja zupełnie wyprzedzała ówczesny Kościół. Dzisiaj to już absolutnie nie budzi zdziwienia. Chociażby Fundacja „Redemprotis Missio” bazuje na tym charyzmacie. Wspierają pracowników medycznych i lekarzy na misjach. Natomiast w tamtym czasie była to droga pionierska. Czymś niezwykłym było to, w jaki sposób podchodziła do leczenia ludzi. Traktowała ich w całościowy, holistyczny sposób. Sama wspominała, że do końca nie wie, ilu ludziom pomogła jako lekarz, a ilu pomogła przez swoją modlitwę. To pokazuje, że gdy choruje człowiek, to nie tylko powinniśmy leczyć jego ciało, ale powinniśmy pomyśleć tez o jego kondycji duchowej. Bo być może u źródła problemów, które człowiek przeżywa, także na przykład problemów psychicznych, może jest też i coś więcej.
Co więcej, Wanda Błeńska była singielką. Nigdy nie wyszła za mąż. Chociaż nie było tak, że nie mogła pójść tą drogą. Dlatego też dziś może być inspiracją dla osób, które świadomie wybierają życie w pojedynkę, bo chcą w jakiś sposób służyć Kościołowi, służyć innym. Jeszcze dziś często takie powołanie bywa nierozumiane.
– Sama w jednym z wywiadów wspomniała, że nie zamyka sobie drogi do małżeństwa, ale powiedziała też, że nigdy nie wyjdzie za mąż z rozsądku. Jeżeli już to, to chciałaby wyjść za mąż naprawdę z miłości. Okazało się, że nie taka była jej droga i dlatego pozostała osobą żyjącą samotnie. Ale absolutnie nie była to osoba, która żyła w oderwaniu od ludzi. Zrealizowała swoje powołanie do świętości poprzez bycie dla innych.
W poniedziałek po Niedzieli Misyjnej biskup Szymon Stułkowski będzie celebrował mszę świętą w kościele pod wezwaniem Dobrego Pasterza w Poznaniu. To była parafia doktor Wandy Błeńskiej i tam, na pobliskim cmentarzu, została pochowana. Msza święta będzie transmitowana przez telewizję Trwam i Radio Maryja, gdzie później w ramach „Rozmów Niedokończonych” odbędzie się rozmowa o Wandzie Błeńskiej i o. Marianie Żelazku. To właśnie tam, co miesiąc, grupa kilkudziesięciu osób, chociaż minęło już 7 lat od śmierci Wandy Błeńskiej, zbiera się na wspólnej mszy świętej i modlitwie w intencji beatyfikacji pani doktor. To pokazuje, że przekonanie o jej świętości nie jest czymś bardzo indywidualnym, ani sterowanym odgórnie, ale istnieje w świadomości ludzi.
Była z ludźmi do końca, więc i oni z nią zostali.
– Kiedy wróciła z misji nadal służyła wszędzie tam, gdzie mogła, choć miała ponad 80 lat. Pojawiała się wszędzie, gdzie ją zapraszano, chociaż miała świadomość, że czasami jej obecność jest wykorzystywana do tego, by niektórzy mogli ogrzać się w jej świetle. Ale jak sama mówiła, jeżeli proszą – trzeba iść i powiedzieć coś o misjach, bo zawsze coś z tego dobrego zostanie. To jest niesamowita pokora i mądrość. Sam także się o tym wielokrotnie przekonuję, że gdziekolwiek coś się mówi o misjach, to zawsze przynajmniej jedna osoba przychodzi i pyta, co ma zrobić, by wyjechać na misje albo co może zrobić dla misji. To jest prawdziwie ewangeliczne sianie, gdzie każde wystąpienie, każde pojawienie się ufamy, że kiedyś przyniesie owoce.
Niektórzy mówią, że – przy wszystkich trudnych rzeczach, o których w związku z Kościołem czasami słyszymy – misje pozostają często taką wiarygodną twarzą Kościoła. Ktoś zostawia wszystko i jedzie do mniejszego lub większego buszu, na Wschód, czy do ubogich w wielkich metropoliach. To zawsze rodzi pytanie: dlaczego tak? Co za tym stoi?
– Każdy wyjazd człowieka, chrześcijanina, który mówi wprost „jadę na misję, aby tam służyć Kościołowi” budzi zainteresowanie. Jest w pewnym sensie prowokacją. Wielu ludzi takie pragnienia miało w młodości i takie wydarzenia im o tym przypominają, po latach pragnienia wracają. Obecnie mamy w diecezji dwa małżeństwa, które przygotowują się do wyjazdu do Afryki. I przynajmniej jedno z nich zadekretowało, że są gotowi tam zostać do końca i umrzeć na misjach. To jest bardzo mocne świadectwo.
Dziś cały świat jest obszarem misyjnym. Po pierwsze takim obszarem jest nasze serce, żeby zawsze obecny był tam Chrystus, ale też środowisko, w którym żyję. Papież mocno przypomina o tym w orędziu na najbliższą Niedzielę Misyjną. Ma ono taki podtytuł: „Nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli”. Tymi słowami apostołowie bronili się przed Sanhedrynem, kiedy zarzucano im, że głoszą kłamliwą, niesprawdzoną propagandę o Jezusie, którego dopiero co ukrzyżowano. Ale oni mówili, że doświadczyli tego, co jest dla nich ważne, dlatego nie mogą o tym milczeć. I tak samo należy spojrzeć na nasze życie. Skoro spotkałem Chrystusa, to nie mogę milczeć, ponieważ wtedy zachowuje się tak, jakbym chował ewangeliczne światło pod korcem, czyli tylko dla siebie. Ja ogrzeję się w świetle Ewangelii, ale czy nie okradam w ten sposób innych z tego światła Ewangelii, które mogłoby do nich dotrzeć za moim pośrednictwem?
Okradam poniekąd też siebie, bo mówi się, że tylko miłość dzielona się mnoży, a jeżeli się nią nie dzielę, to ona po prostu wygasa. Może warto więc zaprosić na Poznański Tydzień Misyjny, by zainspirować się tym, w jaki sposób inni dzielą się Ewangelią?
– Tak jak wspomniałem, w poniedziałek jest modlitwa w parafii pw. Dobrego Pasterza. Natomiast we wtorek, czwartek i piątek zapraszamy na spotkania w parafii pw. Świętego Jerzego. We wtorek będzie to spotkanie z Barbarą i Aleksandrem Szanieckimi, małżeństwem misjonarzy, którzy spędzili 10 lat w Tanzanii. Niesamowicie szaleni misyjnie ludzie, bardzo zapaleni do służenia innym. Środa to modlitwa i msza święta w intencji beatyfikacji Wandy Błeńskiej. Natomiast w czwartek będzie można spotkać się ojcem Wojciechem Grzymisławskim, werbistą, który był misjonarzem w Boliwii, a obecnie jest na krótkim postoju zdrowotnym w Polsce. W piątek o swoim doświadczeniu misyjnym opowiedzą wolontariusze, którzy z księdzem Zbigniewem Regulskim, chrystusowcem z parafii pw. świętej Jadwigi Królowej, byli już po raz kolejny w Tanzanii. Ciekawą rzeczą jest także to, że właśnie wolontariusze z parafii pw. Świętej Jadwigi organizują pomoc dla misjonarzy. I nie jest to wsparcie jednorazowe, ale systematyczne.
To daje możliwość planowania pracy i rozwoju misji.
– W takim kierunku podejmujemy też naszą pracę w Referacie Misyjnym Archidiecezji Poznańskiej. Chcemy wspierać misjonarzy w sposób stały. Tak planujemy wspierać oblacką parafię w Befasy na Madagaskarze. Ten kościół jest dla nas takim żywym pomnikiem Jubileuszu 1050-lecia biskupstwa poznańskiego. Dzięki Żywemu Różańcowi powstała tam szkoła, dzięki „Redemptoris Missio” powstał szpital, a dzięki Prokurze Misyjnej Ojców Misjonarzy Oblatów MN powstały kolejne szkoły i, co równie ważne, studnie. Chcemy współpracować, działać razem, bo jest nas za mało, żeby się dzielić. A jeżeli chrześcijanie się dzielą, to robią to wbrew duchowi Ewangelii.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |