Ksiądz, który uratował Jezusa przed ISIS
Kilka lat temu ówczesny seminarzysta Martin Baani zrobił coś niesłychanego. Wykradł Pana Jezusa ze swojego kościoła, wsiadł do samochodu i wyjechał. Dziś wraca do Iraku jako bohater, przynajmniej dla tych, którzy wiedzą, ile w tedy ryzykował ten młody chłopak.
6 sierpnia 2014 r. – ten dzień pozostanie na długo w pamięci „świeżo upieczonego księdza z Iraku”. „Pamiętam, była środa. Byłem najmłodszy w parafii, nie miałem nawet święceń diakonatu ani posługi akolitatu (posługa akolitatu upoważnia m.in. do rozdzielnia i przenoszenia Najświętszego Sakramentu. Posługę tę przyjmują kandydaci do święceń diakonatu i prezbiteratu, stając się nadzwyczajnymi szafarzami Komunii św. – red.). Przygotowywałem się do prowadzenia nabożeństwa maryjnego. Nagle zadzwonił telefon znajomego z sąsiedniej miejscowości. ISIS zajęło miejscowość. Następne będzie Keramlesh. Macie kilka godzin” – wspomina ks. Martin.
Panika
„Najpierw pobiegłem do proboszcza, on jednak już wiedział, podobnie ludzi w mieście. Panował chaos. Każdy szykował się do ewakuacji” – mówi młody kapłan. W pierwszych chwilach po tragicznej informacji zadzwoniły kościelne dzwony w mieście. Wszyscy pakowali auta, na stacjach paliw zaczęło brakować benzyny. Ludzie w panice zabierali tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Wielu dzwoniło do parafii lub przybiegało z pytaniem, dokąd jechać. Również miejscowi księża wpadli w panikę. Ewakuacja miasta trwała niecałą godzinę. „Każdy dobrze wiedział, co by nas spotkało, gdybyśmy nie zdążyli uciec” – mówi ks. Baani. „Kiedy przekroczyliśmy rogatki miasta – za nami jeszcze jechali ludzie – nagle uświadomiłem sobie, że zapomnieliśmy o Najświętszym Sakramencie”. Duchowni w panice nie pomyśleli o Najważniejszym. Postanowiliśmy wrócić.
Czarne flagi na horyzoncie
Samochód, którym jechali duchowni, był dobrze znany wszystkim mieszkańcom. Dlatego tym większe było zdziwienie uciekających parafian, kiedy dostrzegli, że ich księża wracają do miasta. „Pamiętam spojrzenia naszych parafian. Oni nie rozumieli, co my właściwie robimy” – wspomina ks. Martin. „Kiedy dojechaliśmy do kościoła San Addaja, jeden z parafian krzyczał do nas, że już widać czarne flagi dżihadystów. Jednak wiedzieliśmy, że nie możemy zostawić naszego Pana. On by też tak zrobił”. Ostatecznie udało się zabrać Najświętszy Sakrament i przewieźć w bezpieczne miejsce. Jednak, jak wspomina ks. Baani, „czuliśmy na plecach oddech śmierci. Jednak z pokładu zeszliśmy jako ostatni – z naszym kapitanem”.
Dobre zakończenie
Po zajęciu miasta Karemlesh przez bojówki tzw. Państwa Islamskiego Martin trafił do Wyższego Seminarium Duchownego w Irbilu. We wrześniu ubiegłego roku, wraz z sześcioma kolegami, przyjął święcenia kapłańskie. Na pytanie biskupa, gdzie chce pracować, ks. Martin odpowiedział: „nie wyobrażam sobie pracy gdzie indziej. Chcę zostać w z moimi ludźmi w moim kraju”.
ks. Paweł Kucia
fot. AFP PHOTO / HO / AL-FURQAN MEDIA
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |