Mała kapliczka w metyskiej wiosce wysoko w górach/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi

Liturgia na końcu świata. O Eucharystii w Gwatemali [FOTOREPORTAŻ/MISYJNE DROGI]

W krajach misyjnych nierzadko na mszę świętą czeka się długo. Nie jest ona czymś codziennym, zwyczajnym, łatwo dostępnym. To sprawia, że przeżywa się ją zupełnie inaczej.

Po kilku godzinach uciążliwej przeprawy przez góry w pobliżu rezerwatu Cerro San Gil dojeżdżamy z ks. Antonem Grechiem, misjonarzem z Malty, do małej i ubogiej wioseczki zamieszkiwanej przez Metysów (osoby mające część krwi indiańskiej, a część pochodzenia europejskiego). Wielu z nich w czasie wojny domowej uciekło w trudniej dostępne miejsca, zakładając nowe osady rolnicze. Dzisiaj żyją tam już kolejne pokolenia. Na końcu tej niewielkiej miejscowości znajduje się mała kaplica. Wygląda jakby była na końcu świata. To mały i surowy budynek na zboczu wzgórza, za którym rozciągają się dzikie góry i lasy. Tłumek mieszkańców z niecierpliwością oczekuje już kapłana, którego widzi tylko raz w miesiącu. To wielkie wydarzenie.

>>> Wielu już nie wróciło. O misji wśród gwatemalskich Majów Q’eqchi’ [REPORTAŻ]

Na pełnym regulatorze

Od razu zwraca moją uwagę to, że do kaplicy wstawione są gigantyczne kolumny, podłączone do perkusji, keybordu i kilku mikrofonów. Grupka mężczyzn przygotowuje się do gry i śpiewu. Jeszcze przed mszą orkiestra zaczyna grać, a wszyscy zebrani głośno śpiewają razem z nią. Dobrze, że kaplica jest otwarta z kilku stron, bo inaczej wszyscy by chyba ogłuchli. Trzeba przyznać, że mają rozmach. Dźwięk włączono na cały regulator. Mimo tak ogromnego dudnienia perkusji i subwooferów słychać silny śpiew zgromadzonych w kaplicy wiernych. Korzystają z okazji i nie szczędzą gardeł. Następny raz będą mogli w ten sposób uczestniczyć w Eucharystii dopiero za miesiąc.

Dziewczynka zbierająca „na tacę”/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi

Liturgia jest przygotowywana wcześniej. Ksiądz przyjeżdża już „na gotowe”. Byłoby niemożliwe, żeby misjonarz dojeżdżający do jednej wioski przez wiele godzin w jedną stronę miał dbać o liturgię czy samą kaplicę. Tym zajmują się świeccy. Za kaplicę generalnie odpowiada lokalny zakrystian, który jednocześnie służy do mszy podczas wizyt kapłana. Tę funkcję pełnią przede wszystkim mężczyźni. Te mniejsze i bardziej oddalone osady w Gwatemali (a przynajmniej w departamencie Izabal) wciąż są dość mocno patriarchalne. Funkcja zakrystiana nierzadko jest dziedziczona z ojca na syna. Już mały chłopiec towarzyszy często swojemu tacie w tych obowiązkach. Podobnie było w kolejnej wiosce, do której pojechaliśmy. Tamtejszy zakrystian, dzisiaj już mąż i ojciec dwójki dzieci, przejął to ważne „stanowisko” po swoim ojcu.

Metyski zakrystian wraz ze swoim synem/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi

Indiańskie obrzędy po chrześcijańsku

Podobny podział odpowiedzialności widać w społecznościach Majów. Wiele z nich zachowało swój tradycyjny charakter, co widać choćby po strojach kobiet. W tych bardziej oddalonych w dżungli nie wszyscy mówią nawet po hiszpańsku. A nie mówię już o biegłej znajomości tego języka umożliwiającej dobre zrozumienie prawd wiary. Do wiosek położonych w departamencie Izabal również ksiądz może docierać zazwyczaj tylko raz w miesiącu – pieszo przez dżunglę, góry lub drogą wodną na łódce. W tych rejonach mieszkańcy indiańskich wiosek to Majowe Q’eqchi’.

Rodzice i chrzestni z niemowlętami podczas chrztu/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi
Chrzest przyjmują także starsze dzieci. Ubiera się je wtedy w biały strój i welon/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi

Ks. Anton nie bez trudu nauczył się ich narzecza na tyle, by celebrować liturgię i ewentualnie powiedzieć kilka prostych zdań. To język, którego dźwięki nie przypominają niczego, co możemy usłyszeć w Europie. Do tego język Q’eqchi’ również nie jest całkowicie jednolity. Dlatego katechista tłumacz stanowi bardzo ważną pomoc dla misjonarzy. To niezwykle odpowiedzialna funkcja, bo taka osoba nie tylko organizuje życie lokalnej wspólnoty i jest pośrednikiem między wioską a proboszczem, lecz także tłumaczy przekazywane przez kapłana nauki.

Ks. Anton Grech sam obsługuje 30 wiosek. Niektóre z nich są trudno dostępne i potrzeba wielu godzin, by do nich dotrzeć/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi

W osadach Majów Q’eqchi’ podczas liturgii często używa się instrumentu muzycznego nazywanego marimba. Podobnie zresztą w miastach podczas mszy przeznaczonych dla tych społeczności. To narodowy symbol Gwatemali, choć jest on wykorzystywany w wielu innych państwach Ameryki Łacińskiej oraz Afryki. Wygrywana na tym instrumencie muzyka posiada swoje charakterystyczne „tropikalne” brzmienie.

Parafia czterech kultur

W swojej wędrówce towarzyszę kolejnemu misjonarzowi. Kolejną cechą charakterystyczną duchowości tych wspólnot jest ceremonia mayejak. To tradycyjny obrzęd ognia, który według przedchrześcijańskich wierzeń służy do kontaktu z bóstwem. Może przybierać formę błagalną lub dziękczynną. W chrystianizowanej formie często oznacza wdzięczność Bogu na przykład za dary ziemi. Po mszy świętej w jednaj z aldeas nad rzeką Rio Dulce ks. Rudy Juárez, Gwatemalczyk i proboszcz parafii w Livingston, poświęcił kawałek ziemi przeznaczony do mayejak. Ogień i kadzidło obecne w kulturze Majów wcale nie tak trudno włączyć do katolickiego obrządku. Przecież to wszystko jest już w tradycyjnej liturgii dawno obecne. Przed wejściem do kościoła na Eucharystię miejscowy odpowiedzialny za kaplicę – tutejszy katechista – okadził przybyłego kapłana. Podczas liturgii we wspólnotach Q’eqchi’ było nie tylko dużo dymu z kadzideł, ale też sporo zapalonych świec. To wszystko odbicie majańskiej kultury w ramach katolickiej liturgii.

Podczas liturgii majańskich używa się dużo kadzidła/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi
Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi

Ks. Rudy ma szczególnie trudne zadanie. Nie tylko sam obsługuje kościół parafialny w Livingston i 33 wioski położone w górach i w dżungli. Parafia ta składa się z trzech różnych kultur wspomnianych metysów, Majów Q’eqchi’ oraz czarnoskórej ludności Garifuna – potomków niewolników przywiezionych z Afryki oraz rdzennych mieszkańców Karaibów i Ameryki Południowej. Każda grupa ma swoje liturgie we własnych języku. Jednak wszyscy zgodnie współpracują w ramach jednego miasteczka i parafii. Podczas Eucharystii mieszanych można ujrzeć mnogość różnych tradycyjnych strojów.

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Wśród Garifuna

Msze święte dla społeczności Garifuna również mają swoją specyfikę. To kultura radosna i muzykalna. Podczas liturgii wybrzmiewają bębny, głośne śpiewy w ich języku, które przypominają nieco gospel, a wierni modlą się też swoim ciałem – kołyszą się w rytm muzyki, podnoszą ręce, czasami wręcz tańczą. Tradycyjne ceremonie tego ludu są zresztą związane właśnie z tańcem. Uczestniczącym we mszy towarzyszy szeroki uśmiech.

Bębny i żywa muzyka stanowią nieodłączny element liturgii społeczności Garifuna/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi

Przeżywanie liturgii „na misjach” w Gwatemali jest ciekawym doświadczeniem. Zwłaszcza że w wikariacie apostolskim Izabal łączy się kilka kultur o odmiennej wrażliwości liturgicznej. Liturgia na misjach ukazuje różnorodność Kościoła w całej swej palecie barw.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze