Mąż spotkany na Wschodzie [MISYJNE DROGI]
O wolontariacie oblackim, który łączy narody, ale i kojarzy małżeństwa, z dr. Magdaleną Kudełką-Lwowską rozmawia Magdalena Plekan.
Magdalena Plekan: Jak z tym oblackim wolontariatem misyjnym było?
Magdalena Kudełka-Lwowska: – Był rok 1998 r. Zaczęłam studiować pedagogikę i działałam w oazowej grupie ewangelizacyjnej. Słuchałam wielu kazań misyjnych i Pan Bóg dał mi pragnienie, by mówić o Nim na Wschodzie. Pojawiło się pragnienie wyjazdu na Ukrainę. Zaczęłam szukać takiej możliwości. Decydujące było to, że przyszłam na katowicki zjazd Przyjaciół Misji Oblackich, wiedząc, że będzie tam pewien oblat z Ukrainy. Wówczas o. Stanisław Dudek OMI zaprosił mnie na Ukrainę, zaraz na początku naszej rozmowy.
A jak rodzice zareagowali na nastolatkę, która chciała jechać na misje? Wiesz: samotna kobieta, jedzie tak daleko…
– Wyjeżdżając pierwszy raz na Ukrainę miałam już 20 lat (śmiech). Rodzice nie byli tam nigdy wcześniej, a słyszeli różne historie związane np. z mafią ukraińską, więc mieli naturalne obawy, ale byli otrwarci. Moi rodzice mają duże zaufanie do Pana Boga i tym razem też zaufali. Gdy mój tata dowiedział się o tym, że jadę na Ukrainę, kupił mi podręcznik do nauki ukraińskiego. Po dość długich poszukiwaniach drugiej osoby, która by jechała ze mną, razem z koleżanką trafiłam do oblackiej parafii św. Mikołaja w Kijowie.
Potem była Białoruś?
– Tak, zaczęłam jeździć na Białoruś z grupą oazową z diecezji łomżyńskiej. Po kilku latach zaczęłam sama organizować wyjazdy do tego kraju, zachęcając znajomych, by się tam wybrali. Od 2004 r. zaczęliśmy jeździć do oblatów na Białoruś, a potem na Ukrainę. Inicjatywa się rozwijała. Pod względem organizacyjnym pomogło w tym powstanie Oblackiego Ośrodka Młodzieżowego w Kokotku na Śląsku. Tam wolontariusze przechodzą przygotowania do wyjazdów i formację. Teraz na wakacyjną pomoc misyjną jeździ około 30 osób. Wolontariusze działają w kilku miejscach i krajach: na Białorusi, Ukrainie, w Rosji, a ostatnio w Mołdawii i w Czechach.
>>>Ukraina: polski ośrodek tuż przy linii frontu. Raz w miesiącu ksiądz odprawia tam mszę
Dlaczego jest Was tak wielu?
– Działa świadectwo tych, którzy już byli. Modlitwa. Duże znaczenie ma też świadectwo oblatów pracujących na Ukrainie czy Białorusi. Młodzi są zbudowani ich otwartością, szczególnie ich życiem wspólnotowym. Może w dobie kryzysów więzi jest to szczególne bogactwo.
Miałaś jakiś kryzys w związku z wolontariatem?
– Nie. Choć może tym kryzysem jest poczucie, że jeszcze mało zrobiłam dla kwestii ewangelizacji na Ukrainie. Ogólnie mam przekonanie, że Pan Bóg to trzyma w swoich rękach.
W jaki sposób wolontariusze są przygotowywani do wyjazdu?
– Przygotowania odbywają się w Kokotku, kilka razy w roku w czasie weekendów. Ważnym elementem jest modlitwa, doświadczenie bliskości i miłości Boga. Ważne jest przekazanie pasji ewangelizacji. Jest też przygotowanie językowe, zajęcia integracyjne, aby potem umieć być ze sobą przez trzy tygodnie i dobrze współpracować w grupie. Staramy się też o akcenty oblackie w tym przygotowaniu. Większość wolontariuszy to ludzie młodzi: kończący szkołę licealiści, studenci bądź osoby tuż po studiach.
Wyjeżdżacie i co tam robicie?
– Każdy z wyjazdów misyjnych jest inny. Robimy to, co jest potrzebne w danym miejscu. Jak trzeba, to kosimy trawę, malujemy okna, gotujemy, murujemy, a także koncertujemy i rozmawiamy z ludźmi. Bywa, że prowadzimy w parafii świetlice dla dzieci. Gdzie jest to możliwe, dzielimy z oblatami ich życie. Razem się modlimy, jeździmy do domów dziecka, do domów „spokojnej starości”. Bp Radosław Zmitrowicz OMI powiedział kiedyś, że wolontariusz misyjny musi być otwarty na wszystko. W takim sensie, że posługa może być naprawdę zaskakująca i różnić się od wcześniejszych wyobrażeń i oczekiwań.
Bywało kreatywnie?
– Nowe sytuacje wyzwalają kreatywność. Na naszych pierwszych wyjazdach z ekipą muzyczną graliśmy koncerty ewangelizacyjne w domach kultury czy szpitalach. Na Ukrainie mój brat Jan, gitarzysta, grał koncerty muzyki klasycznej, na których zapraszaliśmy ludzi na kolejny koncert. Podobnie czasem ewangelizowaliśmy na ulicach, już z inną muzyką. Były wówczas świadectwa i pantomimy. Jednak i ta bezpośrednia ewangelizacja, i ta pośrednia, przez świadectwo pracy, jest bardzo ważna.
>>>Dlaczego nosimy obrączkę na prawej dłoni?
Mówi się o pladze pijaństwa, aborcji, wolnego seksu w tych krajach. Więcej niż w Polsce. Trudno jest ewangelizować na Wschodzie?
– Wielu ludzi na Wschodzie ma piękną wrażliwość na świat duchowy. Wszyscy pragną szczęścia, miłości. Myślę, że szukając szczęścia, nieświadomie szukają Boga, nie wiedząc o tym. Często jednak można spotkać się z obojętnością w postawach niektórych osób.
Z czego wynika ta obojętność wobec Boga?
– Z jednej strony jest to spuścizna komunizmu. Jest też lęk przed zmianą życia, a poza tym gonitwa za dobrobytem finansowym. Dziś wiele osób mówi: Pan Bóg jest, ale mnie to mało interesuje, mam swoje sprawy: pracę, karierę, prywatne życie itd.
Ciągle ten Wschód. A nie myślisz, że Pan Bóg chce Was gdzieś dalej?
– Pan Bóg dał mi pragnienie Wschodu. Oprócz Ukrainy i Białorusi otwierają się nowe perspektywy. Może w przyszłości niekórzy wolontariusze wyruszą do Azji, Ameryki Łacińskiej czy Afryki? Skoro jesteśmy związani z oblatami, a oni są wszędzie (śmiech), to i dla wolonariuszy pewnie jest tam miejsce. Dla mnie osobiście jednak pierwszym wezwaniem jest wschód.
Czy na Ukrainie można się zakochać?
– I to jeszcze jak! Można się też zakochać w Ukrainie jako kraju (śmiech). Mój mąż jest Polakiem. Urodził się we Lwowie. Poznałam go w czasie, gdy planowałam wyjazd ewangelizacyjny na Białoruś i zapytałam, czy nie wybrałby się z nami. Potem kilka razy działaliśmy w jednej ekipie na Ukrainie i tak Andrzej został moim przyjacielem, a od ponad roku jest moim mężem.
Warto ofiarować swój czas na wolontariat misyjny?
– Tak. Spotyka się tam Boga, wspaniałych ludzi, a nawet męża…
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |