Fot. Piotr Ewertowski

Meksyk: tutaj nikt nie przyjmuje księdza po kolędzie

Są kraje, w których nie istnieje coś takiego jak poświąteczna wizyta duszpasterska – tzw. kolęda. W Meksyku ksiądz co prawda nie wizytuje swoich parafian każdego roku po Bożym Narodzeniu, ale w wielu wypadkach stara się mieć z nimi kontakt przez cały rok na inne sposoby. 

Są też w Meksyku miejsca, zwłaszcza na północy, pustynne i rozległe, gdzie kapłan może docierać tylko raz w miesiącu. To bardzo zróżnicowany kraj – od „pobożnej” Guadalajary, gdzie póki co powołań nie brakuje, a właściwie każda parafia ma kilku księży (choć to nadal za  mało!), po diecezje w północnych stanach przy granicy z USA, takich jak Sonora czy Chihuahua, gdzie niektóre miasteczka nie mają swojego księdza. W każdym z tych rejonów podtrzymywanie kontaktu z wiernymi przybiera inną formę. 

>>> Meksyk: trwają modlitwy w intencji pokoju

Misiones 

Poza oczywiście klasycznymi misjami w Meksyku funkcjonują także „misje” w ramach poszczególnych parafii. Tak to wygląda przynajmniej w archidiecezji Guadalajary. Raz w tygodniu msza święta odprawiana jest poza kościołem w różnych rejonach należących do parafii. Są to nie tylko zamknięte i chronione osiedla, tzw. cotos, które mają swój park i miejsce na organizowanie imprez, gdzie można ustawić ołtarz i przygotować salę do Eucharystii, ale także miejsca zupełnie publiczne. Raz widziałem księdza z parafii pw. Jezusa Chrystusa Robotnika, który celebrował mszę na podwórzu… za sklepem. Nie jest to teren ani zbyt elegancki, ani duży, ale wystarczyło, by ustawić stół na ołtarz oraz krzesła. Ludzi chętnych, by uczestniczyć w tak sprawowanej liturgii nie brakowało. Oczami wyobraźni widziałem już oburzonych przeciwników takich „mszy w terenie”. Sam mam mieszane uczucia co do samej mszy w terenie, gdy świątynia jest przecież w pobliżu, ale coraz bardziej podoba mi się ta forma wychodzenia do wiernych. 

>>> Caritas w Meksyku: pomagamy także tym, którym z Kościołem nie po drodze [REPORTAŻ] 

Innym razem spotkałem wikariuszy parafii pw. Najświętszego Serca Jezusa, którzy przygotowywali ołtarz w publicznym parku w altanie. To małe, okrągłe i zadaszone miejsce, w którym można usiąść i schronić się przed słońcem. W Meksyku nazywa się je kiosk. Zadbano o godność liturgii, bo cały kiosk przyozdobiony był mnóstwem różnokolorowych kwiatów. To park, w którym wieczorami lokalna społeczność lubi się spotykać. Niedawno dodano lepsze oświetlenie, a więc mieszkańcy poczuli się bezpieczniej i jeszcze chętniej tam przychodzą. Zaraz obok jest małe boisko, a po drugiej stronie ulicy często oblegany sklepik czynny do późna. Idealne miejsce, by nie tylko zgromadzić zaangażowanych w życie parafii, lecz zaciekawić również tych, którzy akurat przechodzą. Dla nich to może być pierwszy kontakt z Kościołem od dawna. 

Fot. Piotr Ewertowski

Impuls, by wrócić 

Często jest wtedy okazja do spowiedzi, ale i do spotkań. Czasami mieszkańcy przygotowują poczęstunek. Wtedy msza święta kończy się więc małą fiestą, w której chętnie uczestniczy proboszcz lub księża wikariusze, a czasem i wszyscy kapłani z parafii. Dlatego właśnie misiones są dobrą sposobnością do nawiązywania relacji z parafianami w miejscu ich zamieszkania. Może to nie są ich prywatne domy, ale osiedla, na terenie których toczy się ich codzienne życie. Wierni mogą więc rozmawiać z księdzem na tematy poważne i luźne. Kapłan staje się częścią społeczności. I – co ważne dla najmłodszych – nie sprawdza zeszytów z religii! 

>>> Meksyk: z powodu ataku zimy zmarło co najmniej 15 osób

„Misje” przynoszą owoce. Zdarza się bowiem, że na terenie parafii znajdują się osiedla, których mieszkańcy mniej chętnie uczestniczą w życiu lokalnego Kościoła. Chociaż Guadalajara jest miastem „pobożnym” i chyba najbardziej religijnym w Meksyku, to trudno mówić o masowym uczestnictwie w liturgii, a terytoria niektórych parafii są naprawdę duże. Dotyczy to nie tylko ogromnych wiejskich przestrzeni, ale też niektórych oddalonych od centrum rejonów Guadalajary i przyległych do niej gmin (municipios). W czasie takich wyjść można więc odnowić lub wzmocnić dość luźną więź z Kościołem. Niektórzy po tak zorganizowanych misiones wracają do uczestnictwa w niedzielnych mszach św. 

Fot. Piotr Ewertowski

Ksiądz budzi szacunek, ale nie jest daleki 

Familiarne relacje między parafianami a księżmi nie ujmują szacunku, jakim wierni darzą swoich kapłanów, jeśli ci sprawują swoje funkcje z oddaniem. Przecież nie musi to wykluczać przyjacielskich i życzliwych więzi. Myślę, że ma na to wpływ także kultura. Generalnie Latynosi są bardzo otwarci, przywiązani do bliskich i uwielbiają być razem (choć w Meksyku z uzasadnionych powodów nie ufają obcym lub ludziom spotkanym na ulicy). 

Rozmowy z parafianami odbywają się właściwie po każdej mszy świętej. Rzadko widuje się, żeby ksiądz umykał. Przeciwnie, zazwyczaj stoi przed świątynią i rozmawia z wiernymi. Każdy może do niego podejść. Jeśli ktoś potrzebuje, to może porozmawiać też na poważniejsze tematy. Najważniejsza jest jednak możliwość wymiany zdań i uśmiechów. „Zwyczajny” wierny ma więc okazję zobaczyć w swoim proboszczu człowieka – kogoś bliskiego, „takiego jak on”. Kapłani sami chętnie inicjują kontakt. Nieraz zdarzyło mi się, że ksiądz z mojej meksykańskiej parafii krzyknął do mnie z szerokim uśmiechem z daleka: „Piotr (a zazwyczaj to jest „Pioter” lub jakaś inna meksykańska wersja mojego imienia), co słychać?”. Znali doskonale moje imię już po kilku dniach mojej obecności na terenie parafii. 

Fot. Piotr Ewertowski

Fotka z biskupem 

W święto Trzech Króli w kaplicy pw. Jana Pawła II podczas mszy wieczornej pojawił się niezwykły gość – pierwszy biskup powstałej w 2015 r. diecezji Nogales, a wcześniej biskup pomocniczy archidiecezji Guadalajary – José Leopoldo González González. Nogales leży w stanie Sonora tuż przy granicy ze stanem Arizona w USA. Co prawda okoliczności przyjazdu biskupa nie były zbyt przyjemne, bo przebywając w Culiacan Rosales w stanie Sinaloa znalazł się on w centrum walk pomiędzy siłami kartelu a policją i wojskiem. Ta „uliczna wojna” wybuchła po aresztowaniu jednego z największych narkotyków baronów, Ovidio Guzmana. Z tego powodu duchowny nie tylko stanął w obliczu prawdziwego zagrożenia, ale i nie mógł wrócić na północ do swojej diecezji. Przyjechał zatem go Guadalajary i przenocował kilka dni u swojego przyjaciela, proboszcza parafii, na której terenie leży kaplica pw. Jana Pawła II. Pomimo okoliczności atmosfera spotkania z wiernymi była radosna. Biskup żartował podczas kazania, a po mszy każdy chętny mógł z nim porozmawiać bez żadnego skrępowania. Taka mentalność. 

Widać, że i na poziomie wyższej hierarchii także mogą funkcjonować zupełnie normalne i otwarte spotkania z wiernymi. Nie wiem, czy to dotyczy wszystkich, czy nawet większości biskupów w Meksyku, ale ten przykład mnie poruszył. Opowiadał dużo o swojej nowej i stosunkowo małej liczebnie, choć dużej terytorialnie (bo to ponad czterokrotność archidiecezji poznańskiej) diecezji Nogales. Pracuje tam 49 księży diecezjalnych i zakonnych, obsługują 32 parafie. Jednak w niektórych z 17 jednostek terytorialnych znajdujących się w obszarze diecezji nie przebywa na stałe żaden ksiądz. Są miejsca, do których kapłan przybywa raz na miesiąc. Chociaż Meksyk wydaje się (błędnie) „ultrakatolickim” i „zewangelizowanym” już krajem, to znajdziemy tam wiele rejonów, gdzie o księdza i sakramenty nie tak łatwo. 

Fot. Archiwum prywatne Piotra Ewertowskiego

– Nie zależy mi na Kościele ogromnym liczebnie, wypełnionym po brzegi, lecz składającym się przede wszystkim z katolików letnich i nieznających swojej wiary – tłumaczył biskup González podczas kazania. – Zależy mi na Kościele, który może być mały, ale jego członkowie są zaangażowani i świadomi swojej godności wypływającej ze chrztu świętego. Chciałbym, aby moi diecezjanie byli ewangelizatorami w swoich społecznościach i dawali pociągające świadectwo – mówił. 

Być może także stąd bierze się ta familiarność. Jedna z pań zrobiła nam zdjęcie. Mówię „nam”, bo nie było to typowe „zdjęcie z biskupem” czy „z ważną osobistością”. Nie czułem od biskupa żadnego dystansu. Zaprosił mnie też do Nogales. Być może więc o tym Kościele – „małym, ale zaangażowanym” – będę mógł niebawem opowiedzieć Wam więcej. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze