Arch. Rafała Dąbkowskiego OMI

Miejsce dla życia [MISYJNE DROGI]

Przychodzą tu pielgrzymi z tej części kraju. Z daleka widać ich kolorowe ubrania, słychać bębny djembe, okrzyki. Nie zniechęcają się upałami, brakiem wody, kurzem. Spotykają się ze sobą, Maryją, a przede wszystkim z Bogiem. Ich pobożność nas, Europejczyków, zachwyca, ale i zawstydza.

Afryka zachwyca. Szczególnie, gdy pierwszy raz spaceruje się po tej ziemi. Nie chodzi o faunę czy florę, ale o ludzi. Są otwarci. Radośni, mimo niewątpliwie towarzyszących im trudów. Są one wyryte na twarzach starszych osób. Jakoś naturalnie lgną do Boga. I tu spełnia się afrykańskie przysłowie, że nie ma ludzi niewierzących. Dziś, w ten grudniowy poranek, jest bardzo gorąco, jak to w Afryce w tej porze roku. Słońce ciepłymi promieniami dodaje blasku umieszczonej na wzgórzu ogromnej figurze Matki Bożej, u stóp której klęczy święta Bernadeta Soubirous. Spoglądając z oddali dostrzec można jeszcze postacie z różańcami w rękach klęczące na spalonej słońcem trawie. To najwytrwalsi pielgrzymi, którzy spędzili tutaj całą noc na czuwaniu.

>>> Rafał Dąbkowski OMI z Agbenoxoe: parasol to symbol władzy w Ghanie [+GALERIA]

Wielobarwny potok ludzi

Dzień i noc tutaj nadchodzą bardzo szybko, prawie znienacka. W kilka minut robi się jasno i równie szybko zapada zmrok – nie ma czasu się do nich przyzwyczaić. Wówczas tylko trzymane w rękach zapalone świece są świadectwem obecności wiernych na wzgórzu przy grocie. Przez całą ostatnią noc niczym szmer było słychać przez moje okno na plebanii modlitwy i pieśni, a od świtania tylko się to wzmaga. W tym słońcu widać ciągnący się potok ludzi, niektórzy, kołysząc się do słyszanych śpiewów ubrani w wielobarwne stroje, idą całymi rodzinami, inni mniejszymi czy większymi grupkami albo pojedynczo. I nie jest to relacja z francuskiego Lourdes, portugalskiej Fatimy czy z polskiej Jasnej Góry, ale ze spieczonej słońcem małej wioski o wdzięcznej nazwie Agbenoxoe w Dolinie Wolty w Ghanie. Od prawie siedemdziesięciu lat to właśnie tu Ghańczycy czczą Panią z Groty.

Bębniarze w czasie uroczystości odpustowej/KS. SAMUEL ECO KORNU

Zaczęło się od Lourdes

Wszystko zaczęło się w 1951 roku pielgrzymką do francuskiego Lourdes. Miejscowy ksiądz Van Dyke z pobliskiego miasta Kpandu oraz jego parafianie byli pod tak wielkim wrażeniem tego, co zobaczyli we Francji, że postanowili wybudować podobne miejsce dostępne dla wszystkich wiernych w Ghanie. Duchowny szukał lokalizacji podobnej do Lourdes i znalazł ją na zboczu miejscowej góry Togi (Wielkiej Góry). Budowę groty rozpoczęto już rok później i szybko zakończono. Trzeba podziwiać wysiłek i zapał wiernych, bo wówczas w Afryce nie było maszyn do budowy i większość prac przy powstawaniu groty mieszkańcy wykonali motykami, kilofami i przy użyciu szpadli.

Wielka statua Maryi na terenie sanktuarium/KS. SAMUEL ECO KORNU

Teraz to „miejsce dla życia”, jak dokładnie można przetłumaczyć nazwę wioski Agbenoxoe z lokalnego języka ewe jest celem całorocznego pielgrzymowania katolików z Ghany. Codziennie spotykam dziesiątki pielgrzymów, jeden z nich potrafił nawet powiedzieć kilka słów po polsku. Dzisiaj jednak widzę, że jest to miejsce, które żyje wraz z Maryją, i zwłaszcza to maryjne święto przyciąga tu tysiące wiernych z całej diecezji Ho i z zachodniej Ghany.

Żywy Kościół

W kolorowych strojach, tańcząc i kołysząc się przy dźwiękach bębnów djembe i głośnych okrzykach pątnicy pielgrzymują pieszo kilka lub kilka- naście kilometrów. Choć są zmęczeni, to w oczach i po uśmiechu widać radość i spełnienie. Okres pandemii i obostrzenia sanitarne nie pozwalają obecnie na całonocne czuwania, które zawsze od lat miały miejsce w wigilie maryjnych uroczystości. Co więcej, od zeszłego roku w ogóle nie można było wspólnie obchodzić żadnego święta. Tym bardziej ta pierwsza ogólnodostępna uroczystość Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej przyciągnęła tu kilka tysięcy wiernych.

Droga krzyżowa. To jedna z form modlitwy popularna wśród pątników/KS. SAMUEL ECO KORNU

Wąska droga w kierunku groty to tak naprawdę potok ludzi, „płynący” powoli jak lawa. Nawet nie przypuszczałem, spotykając w wielu miejscach ludzi mówiących na pożegnanie: „Do zobaczenia w Grotto”, że dziś zobaczę ich tu tysiące. Nie była to kurtuazja, coś udawanego, ale prawda. Oni wszyscy przybyli, by świętować ten dzień z Maryją. Uroczystości rozpoczęły się różańcem, lecz centralnym punktem była wspólna Eucharystia. Przewodniczył jej miejscowy biskup Emmanuel Fianu SVD. Słowo „wspólna” jeszcze do teraz porusza moje serce, bo jest to naprawdę Kościół żywy, klaszczący i wiwatujący na cześć Jezusa i Maryi, który, kołysząc się w tańcu, ze śpiewem na ustach, w procesji przyjmuje Ciało Pańskie czy składa dary serca podczas ofiarowania. Przez to uniesienie straciłem tu poczucie czasu. Ponad cztery godziny spędzone razem podczas mszy św. to była wspólna uczta przy stole Pańskim.

Coraz więcej ludzi

Lokalnie, jak wspominałem, to sanktuarium Matki Bożej z Lourdes jest nazwane tutaj po prostu Grotto. Poznawszy historię teraz dostrzegam, jak sanktuarium wciąż się rozwija i rozkwita. Grota z figurą Maryi z centralnego punktu została przesunięta w cień i jest miejscem cichej i osobistej modlitwy. U podnóża wzgórza wybudowano kościół parafialny, który jest też sanktuarium. To tu każdego dnia celebruje się poranną mszę świętą. Zwiększająca się liczba wiernych przybywających na odpust wymusiła wybudowanie przy zboczu góry ołtarza polowego na największe uroczystości. Pięknie wybielone filary i sufit to efekt tygodniowych przygotowań do odpustu – o zaangażowaniu świeckich w Kościele w Ghanie można mówić wiele. Podziwiam to, jak bardzo aktywni są we wspólnocie.

Świeccy angażują się bardzo aktywnie w życie miejscowego Kościoła/KS. SAMUEL ECO KORNU

Kobiety ważniejsze

Ponieważ Maryja w tym miejscu odbiera szczególny kult jako Niepokalanie Poczęta, dlatego obok kościoła działa wybudowana przez darczyńców z USA przychodnia ze stałą opieką dla kobiet w ciąży. Maryja otrzymuje tu należną cześć także ze względów kulturowych – jako niewiasta. I nic w tym dziwnego, bo ze względu na panujący w Ghanie matriarchat kobieta cieszy się olbrzymim szacunkiem i poważaniem, i tak naprawdę każdy bardziej liczy się tu ze zdaniem kobiety niż mężczyzny. Krew matki jest ważniejsza od ojca, do tego stopnia, że władza plemienna nie przechodzi tu z ojca na syna, ale kolejnym wodzem zostaje syn siostry wodza.

KS. SAMUEL ECO KORNU

Poważanie, którym cieszy się tu zwłaszcza matka-rodzicielka widać na każdym kroku. Nie spotkałem tu kobiety samotnie wychowującej dzieci. Mężczyzna, który zostaje ojcem musi być odpowiedzialny za dziecko, zdaje się nawet, że ma więcej obowiązków związanych z rodzicielstwem niż matka. Nie dziwi więc fakt, że w sanktuarium na początku lat 80. stanęły na wzgórzu figury Maryi i świętej Bernadety, które z oddali błyszczą w blasku słonecznych promieni, wskazując drogę do tego miejsca.

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Maryja zaprasza tu każdego, co w kraju protestanckim wcale łatwe nie jest. Miejsce jest okazałe, przybywają tu więc także protestanci i po prostu turyści – czasem z czystej ciekawości. Spotkałem belgijską parę, która ujęta miejscem i zaproszeniem powróciła tutaj w dniu odpustu. Na prośbę miejscowego biskupa misjonarze oblaci od lutego zostali opiekunami sanktuarium. Będziemy służyć wszystkim przybywającym tu pielgrzymom i gościom. To wielka odpowiedzialność dla nas, ale i radość dla mnie, że mogę być w pionierskiej ekipie misjonarzy na tej nowej i pierwszej oblackiej misji w trzecim tysiącleciu. Zapraszamy.

KS. SAMUEL ECO KORNU
KS. SAMUEL ECO KORNU
KS. SAMUEL ECO KORNU
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze