Mieszkańcy postanowili zaprosić Pana Boga do swojego nowego osiedla [+GALERIA]
Tego popołudnia była ogromna ulewa. To z powodu huraganu Orlene, który nawiedził wybrzeże Pacyfiku. Wszystko się opóźniło, ale mieszkańcy cierpliwie czekali. Księża przez nich zaproszeni też nie narzekali na pogodę. – Dzisiaj doświadczyliśmy błogosławieństwa Bożego – powiedział jeden z nich. Gdy tylko przestało padać, z latynoskimi uśmiechami zaczęło się błogosławienie domów. Zakończyło się mszą. Nikt się nie przejmował czasem. To było ich święto.
Planowano to od dłuższego czasu, ale aż do ostatnich tygodni nikt nie wiedział, kiedy mogłoby się odbyć. Inicjatywa wyszła od małej grupki mieszkańców wybudowanego niedawno osiedla La Stravagante, lecz autorką całej idei była Martha, która nigdy i nigdzie nie rusza się bez Pisma Świętego. Lokatorzy chcieli zaprosić Pana Boga do swoich domów. Poprosili więc księży z pobliskiej parafii, by przyszli i pobłogosławili domy wszystkim chętnym. Kapłani bez wahania zaaprobowali ten pomysł. Szybko też zgłosiło się mnóstwo osób, które chcą w tym uczestniczyć. Pobłogosławiono ponad 40 domów i mieszkające w nich rodziny. Wydarzenie zakończyło się mszą świętą i – oczywiście – małą fiestą, bo jakże. Tutaj celebruje się dosłownie wszystko.
Co z tego, że huragan
La Stravagante to spokojne i strzeżone osiedle w mieście Zapopan w stanie Jalisco w Meksyku. Do bramy dla gości prowadzi spokojna uliczka, której chodniki ocienione są wysokimi palmami. To zdaje się jeden z podgatunków rojstony, rośliny typowej dla Ameryki – od Florydy w Stanach Zjednoczonych po północne rejony Ameryki Południowej. Raczej nie spotka się tych palm w innych częściach świata. Osiedle jest typowo meksykańskie. Składa się z kilkuset kolorowych domów jednorodzinnych. Pośrodku biegnie podłużny park, w którym popołudniami i wieczorami bawią się dzieci, a młodzież i dorośli wychodzą z psami lub biegają. To też idealne miejsce na piknik.
Wszystko zaplanowano na godzinę 18. Jak często się to dzieje w Meksyku, nic nie zaczęło się punktualnie. Nie z winy ludzi, lecz z powodu wspomnianej burzy z ulewnym deszczem. Kiedy po wszystkim szedłem w stronę La Stravagante, to musiałem miejscami wraz z mijanymi piechurami chodzić po krawężnikach niczym linoskoczek, żeby nie wpaść po kostki, albo i głębiej, w wodę. Po ulicach pływały samochody, bo jazdą to ciężko raczej nazwać. Niczego jednak nie odwołano. Rozpoczęto z niemal godzinnym opóźnieniem, ale nikt się tym szczególnie nie przejmował – zero jakiegokolwiek pośpiechu. Błogosławienie odbyło się w dwóch grupach. Każdemu z dwóch księży – proboszczowi i wikariuszowi – towarzyszyło kilka osób z dzwoneczkami, zwiastującymi nadejście kapłana. Były to w większości kobiety oraz jeden mężczyzna. Tak, telenowele i filmy akurat w tym aspekcie nie kłamią – wiele Meksykanek wyróżnia się dużą pobożnością, zwłaszcza tu, w Guadalajarze, najbardziej religijnym mieście Meksyku. Niektóre mówią żartobliwie, że są mochas – słowo używane pogardliwie przez antyklerykałów w celu wyśmiewania katolickiej pobożności. Możemy je przetłumaczyć jako dewotki. Dla tych kobiet to jednak powód do dumy – mieć dystans do siebie to ważna umiejętność.
Jest czas – dobrze jest robić coś wspólnie
Dla księży ulewa była jedynie pretekstem do stwierdzenia, że deszcz to znak łask Bożych. W każdym domu kapłan spędzał trochę czasu. Nie tylko błogosławił dom, lecz także modlił się i rozmawiał z mieszkańcami – trochę taka nasza kolęda. Było dużo żartów i śmiechu – dobrze jest bowiem spędzać czas wspólnie. Latynosi nie są (zapewne i niestety „jeszcze”) dotknięci zachodnim indywidualizmem w taki sposób jak w Europie, także w Polsce. Lubią być razem i potrafią się tym cieszyć.
Msza święta odbyła się w specjalnym namiocie, przeznaczonym do organizowania imprez dla mieszkańców osiedla. Przekształcono go na prowizoryczną kaplicę i postawiono ołtarz. Nie zabrakło oczywiście wizerunku Matki Bożej z Guadalupe. Frekwencja zaskoczyła wszystkich, tym bardziej, że Eucharystia rozpoczęła się ze sporym opóźnieniem, chwilę przed 21. A przecież kolejnego dnia trzeba wcześnie wstać do pracy – Meksykanie wbrew stereotypom pracują dużo i ciężko. Niektórzy stali przed namiotem. Byli też ciekawscy, którzy, przechodząc obok, zorientowali się, że na ich osiedlu dzieje się coś niezwykłego. Mnóstwo osób skorzystało z okazji do spowiedzi, księża spowiadali jeszcze długo po zakończeniu mszy świętej. Zaraz po Eucharystii na stole postawiono ciasta, napoje, słodycze i kawę. Herbatę tu pijają głównie chorzy. Dlatego często wywołuje zdziwienie, że bardzo lubię ją pić – i to jeszcze GORĄCĄ.
Było już dosyć późno, ale niektórzy postanowili jeszcze zostać, by rozmawiać, śmiać się i po prostu być razem. Na takie rzeczy czasem warto znaleźć czas – dobrze jest robić coś wspólnie.
Galeria (20 zdjęć) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |