siostra, zakonnica, kaplica

fot. Unsplash

Misje w ukryciu [ROZMOWA]

Jak wygląda życie kontemplacyjne? Odpowiada siostra Renata od Niepokalanej OCD z gnieźnieńskiego domu Mniszek Bosych Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel w rozmowie z Klaudią Krzewiną.

Należy Siostra do zgromadzenia kontemplacyjnego, a co za tym idzie, postrzegana jest jako ta, która uciekła od świata. Co musi się wydarzyć w życiu młodej dziewczyny, aby wybrać tak radykalną drogę, w zamknięciu od świata?

Ależ nasze życie także jest byciem w świecie – przecież świeci dla nas to samo słońce, pachną te same kwiaty, oddychamy tym samym powietrzem – stworzonym przez Boga. To prawda, że wybieramy oddzieloną przestrzeń klasztoru i nie uczestniczymy w wartkim nurcie życia społecznego, ekonomicznego, politycznego, ale wciąż jesteśmy w świecie. I jesteśmy dla świata. Klasztor przez swoje istnienie mówi o innym wymiarze życia, który często zostaje niezauważony. Mówi o potrzebie Boga, o miejscu świętym w sercu człowieka, które jest głęboko ukryte w Nim. Wymaga dostrzeżenia, zatrzymania się, wsłuchania. Mówi o możliwości spotkania z Bogiem, o Jego bliskości, o Jego ukrytym działaniu. To można odczytać spoglądając na nasze życie mniszek zamkniętych za kratą.
Aby podjąć takie życie, z pewnością potrzeba jasnej i mocnej motywacji. Czym kierują się osoby zgłaszające się? Wydaje się, że jedyną motywacją młodej dziewczyny, która decyduje się na przyjście do klasztoru jest miłość Jezusa i pragnienie więzi z Nim. Okoliczności wstąpienia mogą być różne, ale wszystko inne będzie na tyle mocno zweryfikowane przez codzienność tego życia, że na końcu pozostanie tylko to: miłość Jezusa.

>>> Kościół się nie zmienia, tylko odnawia – rozmowa z kard. Luisem Tagle

Według aktualnych statystyk na świecie jest ponad 11,5 tysiąca karmelitanek bosych. Dla zwykłego „zjadacza chleba” to duża liczba. Co w tym sposobie życia przyciąga i dlaczego?

Może przyciąga radykalizm wyboru? Może tajemnica takiego życia? Obecnie wiele jest relatywizmu, rozmycia form, wartości. Wszystko, co jest jasne, proste, wyraziste – ma pewien smak, urok. Nie tylko w powołaniu mniszym, ale też w każdym innym powołaniu chrześcijańskim: radykalizm, wyrazistość jest siłą przyciągającą. Ale trzeba przyznać, że często po prostu sam Bóg tajemniczo pociąga serce i On ma swoje sposoby.

świece

fot. Unsplash

Jaki ma sens zamknięcie się na świat? Czy nie da się modlić i żyć z Bogiem w najbliższym otoczeniu, w rodzinie, w pracy…?

Oczywiście, modlitwa i życie w komunii z Bogiem to istota każdej formy chrześcijańskiego życia, nawet najbardziej zaangażowanego w działalność zewnętrzną. Specyfiką życia mniszego jest modlitwa nieustanna, a także duża ilość czasu przeznaczonego wyłącznie na modlitwę. Jest to najczęściej proste bycie przed Bogiem, spędzanie czasu z Nim, radowanie się Nim, Jego pięknem, dobrocią, miłością. Również modlitwa wstawiennicza, która niesie do Niego troski, nadzieje, bóle, trwogę braci i sióstr, którzy powierzają się nam duchowo.
Intensywne życie modlitwy, któremu się oddajemy, może być pomocą, znakiem, na drodze wielu chrześcijan, wskazując im kierunek, gdy się zagalopują, zapracują, popadną w duchowe rozterki, kryzysy – wówczas samo istnienie klasztoru przemawia: zwolnij, odpocznij, pomyśl, nabierz ducha.

Wielokrotnie słyszałam, że to „one [siostry klauzurowe] są bardziej wolne, od nas, czyli tych, którzy żyją w świecie”. Jak siostry definiują wolność?

Bardzo lubię słowa z listu do Galatów: Ku wolności wyswobodził nas Chrystus […] Tylko nie bierzecie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału, przeciwnie, miłością ożywieni, służcie sobie wzajemnie (Gal 5, 1.13). To jest znakomita definicja tego, jak widzimy wolność w naszym mniszym życiu: jest to cel – wciąż przed nami – ku któremu idziemy, a jednocześnie dar Chrystusa. Im głębiej związane jesteśmy z Nim, tym więcej wolności w nas. Możemy tej wolności użyć tak lub inaczej: to zależy od nas, ale ona będzie prawdziwa, będzie w nas rosła, o ile zaangażujemy ją w miłość, w służbę drugiemu. Tak jak Chrystus: On pierwszy nas kocha i nam służy, przychodząc od Ojca, i pozostaje na zawsze jako Sługa, który pochyla się do naszych stóp w tajemnicy Eucharystii.
Św. Teresa z Avila oparła nasze życie na trzech filarach, którymi są: miłość wzajemna, oderwanie i pokora. Oderwanie to właśnie sposób przeżywania swojej wolności: nie trzymam kurczowo niczego, co jest wartością na tym świecie. Ani rzeczy, ani doświadczeń, ani wrażeń, ani relacji z innymi, ani funkcji czy roli życiowej. Moje ręce pozostają puste, aby przyjmować od Boga to, co zechce mi dać, wierząc, że to właśnie złączy mnie z Nim.

>>> Kobiety w Kościele. O tym, co można sobie nawzajem dać [ROZMOWA]

Kościół wynosząc świętych na ołtarze, czasem trochę przewrotnie czyni patronem rzeczy dość nieoczywistych jak np. ten, który nie uchodził za dobrego ucznia został patronem studentów (św. Józef z Kupertynu), święta Klara dzięki swoim wizjom stała się patronką telewizji, o której nie miała prawa nawet pomyśleć, święta Katarzyna Aleksandryjska oręduje za tramwajarzami, a święta Tereska od Dzieciątka Jezus – misjom. Skąd pomysł, aby tę francuską „nic nie znaczącą” siostrzyczkę, która nigdy nie wyjechała nawet na doświadczenie misyjne, uhonorować takim tytułem?

Święta Tereska jest patronką misji, podobnie jak św. Franciszek Ksawery. On działał, a ona modliła się i ofiarowywała Bogu swoje cierpienie, wyrzeczenie. Pokazuje to wielką rangę modlitwy wstawienniczej i ofiary, stawia na równi z działalnością. To dla nas wielka nauka, jaką daje Kościół i często jej nie doceniamy. Tam, gdzie pozornie nic nie możemy poradzić naszym bezpośrednim wpływem, rozpoczyna się zupełnie inna przestrzeń zaangażowania, właśnie duchowa.
Odnośnie misyjnego zaangażowania św. Teresy – to prawda, że na misje nie wyjechała, choć bardzo pragnęła, zainspirowana kontaktem z misjonarzami, dla których była duchową siostrą. Obydwaj byli mniej więcej rówieśnikami św. Teresy: Ks. Maurycy Beliere był ojcem białym, misjonarzem w Afryce. O. Adolf Roulland – członkiem Zgromadzenia Misji Zagranicznych w Paryżu, misjonarzem w Chinach. Wymieniała z nimi listy, gdy przygotowywali się do misyjnej pracy, a także później, gdy wyjechali z Francji na przydzielone im placówki.
W Karmelu w Lisieux, w którym żyła św. Teresa, obecna była nuta misyjna – ze względu na kontakty z Karmelem w Sajgonie (Wietnam). Ten klasztor został założony w 1861 roku jako pierwszy na terenach misyjnych właśnie przez trzy siostry pochodzące z Karmelu w Lisieux. W czasie, gdy św. Teresa wstępowała do Karmelu w 1888 roku, przebywała w nim od pięciu lat s. Anna od Najświętszego Serca (Maria de Souza), mniszka z Sajgonu. Urodzona w Makao, kolonii portugalskiej Chin, starsza o 20 lat od św. Teresy, poprosiła o czasowy pobyt we Francji ze względów zdrowotnych i w ten sposób żyły razem w klasztorze przez 7 lat. Znajdujemy ślady w listach św. Teresy, że sama również wybierała się na misje do Hanoi (kolejny Karmel wietnamski, powstały po Sajgonie, w tamtym czasie potrzebujący pomocy personalnej). Napisała m.in. do swego duchowego brata misjonarza w marcu 1897 roku (a więc w roku swej śmierci), że ze względów zdrowotnych jej wyjazd nie jest możliwy.

siostra, zakonnica, modlitwa

fot. cathopic

„Kościół ze swej natury jest misyjny” – doskonale znamy te słowa. Jak, według siostry, należy wypełniać to posłannictwo (najpierw wg dziecięctwa Bożego, a później stanu życia)?

Pierwszym posłanym jest Jezus, On przyszedł do nas na ziemię od Ojca – tutaj widzę źródło misji, jaka jest w naturze Kościoła. Jeżeli Jezus pozwolił nam poznać Ojca, nie możemy tego ukryć, to promienieje i przenika całe nasze życie. Jeżeli jednoczymy się z Jezusem, to cokolwiek zrobimy, będzie miało taki ślad: miłości, dobroci, prawdy, wolności, które są „deficytowym towarem” w świecie i na pewno zostaną zauważone przez świat.

Codzienna modlitwa mniszek obejmuje: posługi sakramentalne, a także samych kapłanów, ludzi poszukujących, cierpiących, opuszczonych, ubogich; cały Kościół oraz katechumenów. Jako chrześcijanie rozumiemy wartość modlitwy, niemniej jest ona niewidzialna, a jej skutki trudne do dostrzeżenia; czyż więc nie lepiej byłoby pojechać do konkretnej wspólnoty i działać? Przecież modlitwa, również kontemplacyjna, nie wyklucza potrzeby spotkania z drugim człowiekiem, nie tylko przez kraty rozmównicy.

Modlitwa kontemplacyjna nie jest bezczynnością – pracowitość to cecha prawdziwych kontemplatyków. W modlitwie kontemplacyjnej akcent pada na przyjmowanie działania Boga, poddawanie się temu działaniu, byciu obecnym dla Boga, byciu do Jego dyspozycji i nawet w najbardziej pracowitych momentach „ nie spuszczanie oczu z Jezusa”, jak mówiła św. Teresa z Avila, i „wpatrywanie się w Tego, który patrzy na mnie”.
Modlitwa kontemplacyjna ma swój wzór w Maryi, która słuchała i rozważała w sercu Boże Słowo, była dla Boga całkowicie dyspozycyjna – stała się Jego Matką, a potem Matką Kościoła pod krzyżem i w wieczerniku. I nie przestaje współuczestniczyć w misji Kościoła i zbawieniu wszystkich braci i sióstr.
W Ewangelii Jezus posyłał uczniów, by głosili Jego Królestwo. Ale były obok Jezusa również kobiety, które „towarzyszyły Mu i usługiwały ze swego mienia” oraz przyjaciele z Betanii: Łazarz, Marta i Maria, do których przychodził ze swoimi uczniami, by odpocząć. Klasztor można umieścić w takiej właśnie perspektywie: pewnego „zaplecza” dla misji Kościoła, dla jego działalności. I to zarówno „zaplecza” duchowego, jak i szeroko rozumianej kultury chrześcijańskiej, środowiska wzrastania nowego człowieczeństwa. Przed epoką druku, to właśnie w klasztorach mnisi przepisywali Pismo Święte, księgi liturgiczne. Tutaj powstawała sztuka i muzyka sakralna, a także sztuka użytkowa, sposób uprawy ziemi, odkrywano bogactwa i tajemnice przyrody w dziedzinie medycznej, farmaceutycznej. To wszystko było niejako „wcieleniem” Ewangelii, objawienia Bożej miłości dla świata. Nawet jeśli mnisi nie wychodzili z klasztoru, „wychodziła” stąd ich duchowa służba i owoce ich pracy. A sama przestrzeń klasztoru, użyczana dla gości, stawała się miejscem odpoczynku i nabrania duchowych sił. Dzisiaj również gościnność i twórczość są sposobem oddziaływania, kontaktu z osobami z zewnątrz.

>>> Bóg walczy o godność kobiet [ROZMOWA]

Misjonarza, od łac. mitto, mittere, które oznacza „posyłać”, zdefiniować należy jako tego, który idzie i naucza wszystkie narody udzielając chrztu w imię Trójcy (por. Mt 28,19). Siostry poprzez wieloletnią formację zakonną, wcześniej (nierzadko) domową, dojrzewają do swojego powołania do świętości, które chcą realizować na wzór rad ewangelicznych, co też ślubują wobec przełożonych. Można to więc uznać za posłanie, ale co z wyjściem do bliźnich, nauczaniem i głoszeniem Dobrej Nowiny?

Miłość wzajemna we wspólnocie mniszek to czasem prawdziwa misja. Inność, gdy żyjemy ze sobą tak blisko, stanowi wielkie wyzwanie do przekraczania własnego gustu, wrażliwości, upodobań, potrzeb, itd. Jakość miłości wzajemnej weryfikuje się bardzo mocno. I odrobina czystej miłości, jak mówił św. Jan od Krzyża, znaczy więcej niż wszystkie dzieła razem wzięte, ma największe oddziaływanie ewangelizacyjne. Natomiast modlitwa wstawiennicza i ofiara są, jak już wspomniałam, realnym udziałem w misjach. Znany jest epizod z ostatniego okresu życia św. Tereski, gdy będąc już bardzo chorą i słabą, miała zalecone spacery w ogrodzie, co było dla niej uciążliwe, męczące. Pewnego dnia powiedziała do jednej z sióstr, że przespacerowała już duży odcinek i że „chodzi dziś w intencji pewnego misjonarza”.

siostra, zakonnica

fot. cathopic

Nieustannie porusza się temat „kryzysu powołań”. Czy siostry odczuwają tę tendencję? Czy są jeszcze domy, które mieszczą w sobie maksymalną liczbę sióstr (wg reguły: 21)? Jak wygląda formacja, gdy u furty pojawia się kandydatka – ile trwa okres przyjęcia do wspólnoty domu?

Kryzys powołań czy kryzys powołanych? Może raczej to drugie – osoby, które Bóg wzywa, nierzadko mają wewnętrzne trudności, problem z rozeznaniem czy podjęciem decyzji. Bóg niewątpliwie woła, pociąga i może dziś potrzeba szczególnej pomocy w towarzyszeniu młodym osobom w rozeznaniu ich powołania, w przekroczeniu lęków, niepewności, w uczeniu się podejmowania decyzji i odpowiedzialności za nie.
Maksymalnie we wspólnocie może nas być 21. Są klasztory z większą liczbą sióstr, ale są też takie, które odczuwają braki personalne. Każdy klasztor karmelitański jest autonomiczny i osoby wstępujące do niego odbywają całą formację w tymże klasztorze, w którym pozostają do końca. Ostatnio został wydłużony czas formacji początkowej, tak, że osoba poprzez kolejne etapy ma od 9 do 12 lat do definitywnej decyzji, czyli ślubów wieczystych. Aspirat to rok lub dwa na przyglądanie się, z możliwością przeżycia w klauzurze jakiegoś czasu (najczęściej do trzech miesięcy), który pozwoli dotknąć realiów naszego życia, a wspólnocie – poznać kandydatkę. Gdy osoba jest zdecydowana rozpoczyna postulat (też od roku do dwóch lat). Włącza się w życie wspólnoty, poznaje ją. Gdy pragnienie podjęcia w pełni takiego życia jest trwałe, kobieta otrzymuje strój mniszki – habit – i rozpoczyna dwuletni nowicjat. Poznaje ducha zakonu, zgłębia tajemnicę Chrystusa i przygotowuje się do konsekracji swojego życia Jemu, przez śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, składane na określony czas – najpierw na trzy lata, potem odnawiane aż do definitywnej decyzji. Po okresie nie dłuższym niż 9-12 lat, następuje uroczysta konsekracja, czyli śluby wieczyste.

>>> Raport o życiu konsekrowanym w Polsce

Czy istnieje możliwość przeniesienia jakiejś siostry z jednego domu w kraju za granicę ojczyzny?

Przeniesienia są wyjątkiem i należą do rzadkości, są jednak możliwe z poważnych przyczyn. Zdarza się, że klasztor za granicą ma braki personalne i prosi o taką pomoc. Wspominałam już o tym, gdy mówiłam o misyjnych pragnieniach św. Tereski. Normalnie siostry przenoszą się tylko w przypadku tworzenia nowej fundacji, gdy wspólnota pączkuje w kolejną, nową wspólnotę.

Czy siostry mają możliwość kontaktu czy spotkań ze świeckimi, z rodzinami lub przyjaciółmi? Kto bardziej tego potrzebuje: siostry czy ludzie spoza zgromadzenia?

Kontakty w Karmelu są rzadkie i ograniczone, ale podtrzymujemy je z najbliższą rodziną: rodzicami, rodzeństwem, a także z przyjaciółmi. Mogą to być spotkania bądź listy – podtrzymują więź, która w istocie pogłębia się i staje się miejscem duchowej wymiany. Bardziej towarzyskie i powierzchowne relacje szybko wygasają.
Klasztor jest przestrzenią gościnności dla osób, które szukają Boga i więzi z Nim. Stąd jest możliwe spędzenie tu czasu skupienia, rekolekcji. Można uczestniczyć w naszej liturgii. W szczególnych potrzebach również można porozmawiać z siostrą, by powierzyć się modlitwie, zaczerpnąć inspiracji, poszukać pomocy, porady. Trudno mi powiedzieć, kto bardziej tego potrzebuje – relacje, wymiana, ubogacają zawsze obie strony i właściwie dając – więcej otrzymujemy, gdyż poprzez miłość poszerza się nasze serce.
Mnisze życie dla części z nas pozostanie piękną, i nie do końca zrozumiałą, tajemnicą. Siostry na co dzień nie zabierają głosu w mediach, dlatego tym bardziej dziękuję, że zechciały podzielić się z naszymi czytelnikami swoim charyzmatem i realizacją misji Kościoła. Pamiętając w modlitwie o powołaniach, nie zapominajmy o tych, których nie widzimy, a którym zawdzięczamy wiele.

Rozmawiała Klaudia Krzewina

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze