Foto: br. Efraim Krzysztof Rogula OFM

Najbardziej cieszy zmiana. Rozmowa br. Efraima Krzysztofa Roguli OFM z siostrą Rosaliną Orellaną Acostą [MISYJNE DRO …

Boliwia. Z s. Rosaliną Orellaną Acostą HFPC, franciszkanką, dyrektorką Domu Dobrego Pasterza w Cochabambie (Boliwia), o opiece nad osobami starszymi i zmianach w społeczeństwie wykluczającym starość rozmawia br. Efraim Krzysztof Rogula OFM.

Efraim Krzysztof Rogula OFM: Na czym polega praca sióstr? Co robicie w tym domu?
Rosalina Orellana Acosta HFPC: – Nasze zgromadzenie w swoim charyzmacie ma pracę z ludźmi ubogimi i potrzebującymi. Prowadzimy ochronki dla dzieci, przedszkola, szkoły, punkty pomocy medycznej i domy dla starszych, takie jak ten. Ten dom jest naszym jedynym w Boliwii. Jesteśmy tutaj cztery: dwie siostry pochodzą z Salwadoru, jedna z Hondurasu i jedna z Gwatemali.
Wspólnota międzynarodowa. Razem z nami mieszka 67 osób starszych, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, w dwóch oddzielonych częściach. Są to osoby ubogie, w większości Indianie Quechua i Aymara, choć nie tylko. Wśród mieszkańców naszego domu możemy znaleźć osoby z gór, choćby z okolic La Paz czy z Oruro, jak i z Santa Cruz czy Beni (część tropikalna kraju. Wiele z nich wiele lat temu przyjechało do miasta w poszukiwaniu lepszego bytu… i tu już zostali. Są to osoby opuszczone przez społeczeństwo i przez rodziny. Trafiają do nas przyprowadzeni przez policję czy pozostawieni nocą przed drzwiami przez najbliższych. Niektórzy przyszli tutaj sami.

EKR: Co jest najtrudniejsze dla Siostry w tej pracy? Co przynosi największą radość?
siostra Rosalina: – Praca w domu opieki, które tu nazywamy przytułkami, wymaga dużo cierpliwości i oddania. Osoby te potrzebują dużo uwagi, zrozumienia. Nie jest też łatwo zrozumieć ich mentalność, sposób myślenia, ich kulturę zupełnie inną niż moja. Chyba najbardziej cieszy zmiana, która zachodzi w wielu z nich. Trafiają do nas często niedożywieni, z chorobami skóry z powodu braku higieny, skrajnie wyczerpani. Po pewnym czasie są w stanie poruszać się samodzielnie. Pojawia się uśmiech na ich twarzy. Stają się – myślę, że mogę tak powiedzieć – na nowo ludźmi. Dużo radości sprawiają nam odwiedziny różnych grup wolontariuszy ze szkół czy uczelni wyższych. Przychodzą seminarzyści, przygotowują różne zajęcia kulturalne. Oglądamy przygotowane przez nich przedstawienia. Śpiewamy razem, tańczymy, bawimy się i gramy. Organizujemy urodziny, różne wspomnienia, defilady-korowody. Tak, aby mieszkańcy mogli choć na chwilę zapomnieć o swoim trudnym położeniu.

Foto: br. Efraim Krzysztof Rogula OFM


EKR:
Czego nauczyła się Siostra, pracując tutaj?
siostra Rosalina: – Chyba przede wszystkim widzieć w każdym z nich pięknego człowieka, bo każdy z nich jest inny i na swój sposób fascynujący. Zrozumienie ich i ich potrzeb to było dla mnie wielkie wyzwanie. Nie było łatwo być blisko. Na początku formacji zakonnej pracowałam z osobami trędowatymi i z różnymi chorobami skóry. Zawsze chciałam służyć tym, którzy tego naprawdę potrzebują.

EKR: Walka wewnętrzna? Bóg?
siostra Rosalina: – W tej pracy, możemy powiedzieć pewnego rodzaju walce, spotykamy Boga obecnego w tych osobach. Widać, że odzyskują wiarę. Uczestniczą w Mszach św. sprawowanych przez dominikanów, którzy udzielają też innych sakramentów. Odmawiają wspólnie różaniec. Po tym wszystkim, co przeszły, nadal chcą być blisko Jezusa. Ich przykład pobudza mnie samą do jeszcze większego zaufania Bogu. Dzięki nim każdego dnia sama staję się coraz lepszym człowiekiem.

EKR: Kto pomaga w funkcjonowaniu przytułku?
siostra Rosalina: – Przytułek Dobrego Pasterza to dzieło prowadzone przez biskupa Cochabamby. W nieznaczny sposób pomagają też władze państwowe. Olbrzymią pomocą są dla nas darowizny dobroczyńców indywidualnych.

EKR: Jak w społeczeństwie boliwijskim widziane są osoby starsze?
siostra Rosalina: – Wydaje mi się, że są mocno dyskryminowane. Kiedyś były autorytetem moralnym, miały ważny głos w społeczeństwie. Młodsi przychodzili wysłuchać rady, opinii, czy rady, jakie zioła mogą pomóc w chorobie. Przewodzili wspólnotom, zastępowali księży w prowadzeniu modlitw, gdy ci docierali sporadycznie do ich wiosek. Przez globalizację i zmiany kulturowe osoby
te stają się bezużyteczne, bo nie przynoszą już zysku. Są potrzebni, dopóki pracują. Dzieci potrafią porzucić własnych rodziców. Mamy tutaj mężczyznę, który ma 58 lat. Nie widzi. Jego córki wyprowadziły go z domu i pozostawiły na ruchliwej ulicy. Po wielu dniach został znaleziony przez siostry ze zgromadzenia Matki Teresy z Kalkuty i przyprowadzony do nas. Udało
nam się znaleźć jego rodzinę. Myślałyśmy, że się zgubił, ale okazało się, że działanie jego dzieci było celowe. Żadne z jego pięciorga dzieci nie chce się nim zająć. Mają sądowy nakaz sprawowania
opieki, ale robią to tylko i wyłącznie z przymusu.

Bardzo dużo mówi się w mediach o pomocy dla osób starszych. Powstają organizacje, projekty, mające na celu zmianę tej trudnej sytuacji. Jednak w moim odczuciu kończy się to na słowach, a brakuje konkretnych czynów. Choć rzeczywiście ostatnio podniesiono kwotę najniższej emerytury (która jednak często nie jest wypłacana) ze 150 do 250 bolivianos miesięcznie (równowartość około 120 zł).

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze