Namalować obraz stulecia… [MISYJNE DROGI]
Od ponad stu lat głoszą ewangelię w Polsce. Zazwyczaj nie goszczą na pierwszych stronach gazet. Są jednak, pomimo ludzkich słabości, dobrymi narzędziami w rękach Boga i Niepokalanej.
Czy jest możliwe spojrzenie „z lotu ptaka” na ponad sto lat historii prowincji zakonnej, którą tworzyło i nadal współtworzy kilkuset misjonarzy, rozsianych po niemal wszystkich kontynentach? Trzeba by namalować obraz na miarę geniuszu Marca Chagalla, który potrafił na jednym płótnie połączyć radość i smutek, to, co przyziemne z tym, co nadprzyrodzone, los pojedynczego człowieka i całego narodu. W centrum niektórych obrazów Chagalla znajduje się wizerunek Chrystusa ukrzyżowanego. Chciałbym dostrzec w centrum historii Polskiej Prowincji ten sam wizerunek – Chrystusa na oblackim krzyżu, który łączy oblatów w ich różnorodnej posłudze: ojców i braci, misjonarzy ludowych i zagranicznych, duszpasterzy i kapelanów, prowincjałów i furtianów, profesorów i redaktorów.
>>> WHO: Afryka wciąż może powstrzymać rozprzestrzenianie się Covid-19
Początki z dala od swego kraju
Jako pierwszy z Polaków krzyż oblacki otrzymał pochodzący z Leśnicy k. Góry Św. Anny Jan Wilhelm Kulawy. Złożył śluby wieczyste w dniu uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny Roku Pańskiego 1894, w kanadyjskiej Ottawie. Warto przypomnieć, że w tym samym roku w Wielkopolsce rozpoczynała działalność Hakata, symbol germanizacji i przekreślenia polskich nadziei na niepodległość, a w Rosji władzę obejmował car Mikołaj II, którego tron miała zburzyć dopiero rewolucja bolszewicka. Młodzi ludzie, czujący głos powołania kapłańskiego i zakonnego, nie mieli możliwości swobodnego pójścia drogą tego powołania we własnym kraju. Dlatego pochodzący z Opolszczyzny Jan Wilhelm składał wieczyste śluby zakonne za oceanem, w Ottawie. Pragnął być Misjonarzem Oblatem Maryi Niepokalanej, tak jak później około trzydziestu podobnych mu Polaków, którzy przyjęli oblackie krzyże do 1918 r. – połowa z nich w małej niemieckiej miejscowości Hünfeld k. Fuldy (miejscu pochówku średniowiecznego apostoła Niemiec, św. Bonifacego), inni w Ottawie, Edmontonie, Winnipegu, Rzymie.
>>> Misja poznańskich oblatów w czasie epidemii koronawirusa
Z całego świata do Polski
Tymczasem nad Wisłą wybuchła niepodległość i w polskich oblackich sercach zabiło pragnienie: powrotu do Ojczyzny, rozbudzenia w niej jak największej liczby misyjnych powołań.Pierwsze pokolenie polskich oblatów, z konieczności (albo z Bożej Opatrzności) rozrzucone po świecie, poznało z własnego doświadczenia, jak wielkie jest ewangeliczne żniwo, jak ogromnepotrzeby narodów wołających o świętych misjonarzy Dobrej Nowiny Jezusa Chrystusa, jak bardzo kapłanów potrzebują rodacy – emigranci. W 1921 r., już z pierwszego polskiego klasztoruoblatów w Krotoszynie, o. Jan Wilhelm Kulawy pisał do swoich współbraci w Kanadzie: „Proszę więc powtórnie w imieniu wszystkich, abyście dłużej się nie ociągali, lecz niezwłocznie wybierali się do Polski”.
>>> Oblaci ze Sri Lanki w rocznicę zamachów modlą się za ofiary [ZDJĘCIA]
Z Polski na cały świat
W latach 1919–1939 zostały położone fundamenty pod istnienie i funkcjonowanie Polskiej Prowincji. Najpierw w 1920 r. wspomniana pierwsza wspólnota w Polsce uzyskała samodzielność (odtąd oblaci podlegali bezpośrednio superiorowi generalnemu w Rzymie, a nie prowincjałowi w Niemczech), a w 1925 r. formalnie utworzono Polską Prowincję. Pan Bóg pobłogosławił bardzo licznymi powołaniami, a oblaci ze swej strony okazali się hojnymi misjonarzami, czerpiąc z tradycji kilku pokoleń poprzedników i z ducha Założyciela, św. Eugeniusza de Mazenoda (w 1926 r. rozpoczął się jego proces kanonizacyjny). W Polsce niestrudzenie głosili rekolekcje i misje parafialne, za granicą docierali do niemal wszystkich kontynentów, od koła polarnego w Ameryce Północnej do rajskich krajobrazów Cejlonu (dziś Sri Lanka). Wspomnijmy choćby kilku przedstawicieli tego pokolenia: w 1928 r. na misje do Cejlonu z całą grupą współbraci został posłany kleryk Andrzej Cierpka. Przez kolejne 54 lata pozostał wierny misyjnemu powołaniu, a dziś upamiętnia go nazwa wioski rybackiej, założonej przez oblatów pod jego kierownictwem – Cierpkapuram. O. Leon Mokwa mniej więcej w tym samym czasie został posłany na misje do Kanady, by przez dalsze 50 lat służyć indiańskim Pierwszym Narodom na dalekiej Północy. O. Jan Pawołek w 1926 r. założył w Krobi czasopismo „Oblat Niepokalanej”, by popularyzować pracę oblackich misjonarzy i krzewić w ten sposób w Polsce zainteresowanie Kościołem powszechnym i zapał misyjny.
Budowa i odbudowa Kościoła
Zgodnie z charyzmatem Założyciela, który był świadkiem rewolucji francuskiej i systematycznego niszczenia Kościoła na przełomie XVIII i XIX w., polscy oblaci zaangażowali się w dzieło duchowej i materialnej odbudowy Kościoła, który także w Polsce nadal nosił piętno zaborczych prześladowań i represji. Symbolem tej odbudowy, obok dzieł kształcenia nowych pokoleń misjonarzy, stały się przyjęte przez oblatów propozycje, by objąć zrujnowane obiekty kościelne o długiej tradycji życia religijnego i wielkim znaczeniu dla duchowości całego narodu. W 1927 r. w Kodniu nad Bugiem oblaci witali powracający z Jasnej Góry obraz Matki Bożej Kodeńskiej, wywieziony w 1875 r. przez Rosjan w ramach represji antypolskich i antykatolickich. Do dziś pozostają opiekunami podlaskiego sanktuarium, troszcząc się o przywrócenie mu dawnej świetności i jej pomnożenie. W 1936 r. podobną troskę roztoczyli nad jeszcze bardziej zrujnowanym opactwem Świętego Krzyża na Łysej Górze – świadkiem pielgrzymek króla Władysława Jagiełły i walk powstańców styczniowych, następnie upokorzonym przez zaborców zamianą klasztoru na ciężkie więzienie. Pojawiły się też fundacje wspólnot świadczące o misyjnym rozmachu młodej prowincji zakonnej: Lubliniec, Markowice k. Inowrocławia, Krobia k. Gostynia i Obra k. Wolsztyna, dlakształcenia nowych pokoleń zakonników, Katowice i Poznań, dla gorliwej pracy misyjnej i duszpasterskiej, małe wspólnoty na szczególnie ubogich Kresach Wschodnich. W zapiskach archiwalnych pojawiło się jednak zdanie, które trudno przeczytać bez poruszenia serca, choć jest bardzo lakoniczne: „Następuje siedmioletnia przerwa 1939–1946 na skutek trwania drugiej wojny światowej”.
>>> Pomysł oblatów: woda święcona i tekst błogosławieństwa na parapecie
Martyrologium
Wraz z narodem oblaci zapłacili krwią za polskość i wiarę. Symbolem oblackiego martyrologium niech będą trzej zakonnicy – patriarcha i pionier, Jan Wilhelm Kulawy, zamordowany w niemieckim obozie koncentracyjnym w Auschwitz, a także błogosławiony Józef Cebula, męczennik Mauthausen, wywieziony do obozu za gorliwą służbę kapłańską, której nie zaprzestał wbrew niemieckim zakazom. Wreszcie o. Ludwik Wrodarczyk, kandydat na ołtarze, brutalnie zamordowany na Wołyniu, gdzie świadomie pozostał, aby służyć ludziom, choć zachęcano go do ratowania się ucieczką. Ich śladami podążyło kilkudziesięciu współbraci zabitych lub nękanych w więzieniach i obozach (szczególnie wzruszające są opisy znęcania się nad oblatami ze wspólnoty świętokrzyskiej – byli bici przez hitlerowców w kaplicy, w której przechowuje się relikwie Drzewa Krzyża Św., szczególny znak łączności z cierpiącym w tylu niewinnych ofiarach Zbawicielem). Inni oblaci na różne sposoby kontynuowali w tym czasie posługę duszpasterską, nieraz w ukryciu, jeszcze inni stanęli u boku polskich żołnierzy jako kapelani wojskowi – na Wschodzie i Zachodzie – m.in. w Dywizjonie 303, u boku gen. Maczka, ale także w Sielcach nad Oką, gdzie przed oblatem przysięgę wojskową składali żołnierze 1 Dywizji im. Tadeusza Kościuszki. Dylemat kapłana, świadomego, że komuniści wykorzystują go do uwiarygodnienia swej polityki, rozwiała rada innego duchownego, który kazał widzieć w żołnierzach po prostu ludzi potrzebujących Boga. Już wkrótce oblat-kapelan udzielał ostatniej posługi w czasie krwawej bitwy pod Lenino, a prawie rok później oblackim krzyżem błogosławił walczącym powstańcom warszawskim – niestety, wraz z innymi żołnierzami 1 Armii Wojska Polskiego, z drugiego brzegu Wisły… Po 1945 r. część oblackich kapelanów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie pozostała, zapewniając opiekę duszpasterską polskim emigrantom we Francji i Beneluksie, a bliski i zaufany współpracownik prymasa Augusta Hlonda z czasów wojny, o. Karol Kubsz, został pierwszym rektorem Polskiej Misji Katolickiej w Belgii. Z czasem te klasztory włączono bezpośrednio do Polskiej Prowincji.
Ku wolności i drugiemu człowiekowi, ku Chrystusowi
„Po siedmiu latach znów się zebrała Rada Prowincjalna, lecz nie w komplecie. O. Cebula zginął jako męczennik w obozie koncentracyjnym w Mauthausen, a o. Brzezina dotąd nie powrócił z Zachodu. Obecnymi przeto byli tylko O. Prowincjał, O. Nawrat i O. Adamski, były więzień w Dachau” (z akt posiedzeń Rady Prowincjalnej, 10 lipca 1946 r.). Taki był prolog dalszych siedemdziesięciu kilku lat historii Polskiej Prowincji, które z Bożą pomocą doprowadzą nas do szczęśliwego jubileuszu stulecia. Dla ich sprawiedliwego opisania potrzeba wiele czasu i miejsca, lecz w tej chwili niech wystarczy zaledwie kilka poniższych impresji.
>>> Syria. Nieść pokój. Rozmowa Zofii Kędziory z Siostrą Brygidą Maniurką [MISYJNE DROGI]
Rozkwit misyjny
Choć komuniści w Polsce utrudniali życie Kościołowi (oblatom zabrano m.in. budynki junioratów w Lublińcu i Krobi, agenci próbowali nękać i szpiegować zakonników, a władze odmawiały możliwości wyjazdu na misje zagraniczne), w latach 1946– 1970 Prowincja rozwijała się na miarę swych możliwości. Oblaci oddali się do dyspozycji Kościoła na Ziemiach Odzyskanych, zakładali nowe klasztory w centralnej Polsce, służyli niestrudzenie jako misjonarze ludowi, ciesząc się opinią rzetelnych kaznodziejów i dobrych rekolekcjonistów. Gdy z końcem lat sześćdziesiątych na nowo pojawiła się możliwość wyjazdu na misje, na ochotników nie trzeba było czekać: Szwecja, Kanada, Kamerun, Madagaskar, a po 1989 r. Ukraina, Białoruś, Turkmenistan, a do tego: Brazylia, Paragwaj, Meksyk, USA, Pakistan, Wenezuela, Afryka Zachodnia, Arktyka kanadyjska, Hongkong. Pan Bóg pobłogosławił powołaniami. Po kilku skromniejszych latach sześćdziesiątych kolejna dekada przyniosła już stały wzrost liczby zakonników przyjmujących oblacki krzyż. Wzrost ten, jak w całym Kościele, zahamowały dopiero czasy najnowsze. Historia jednak pokazuje, że nawet mniej liczne seminarium duchowne może być zalążkiem misyjnego entuzjazmu – to właśnie skromne lata sześćdziesiąte przygotowały największą misyjną przygodę polskich oblatów w skali całego stulecia Prowincji! Druga połowa oblackiego stulecia w Polsce, po 1970 r., to wychodzenie polskich oblatów ku drugiemu człowiekowi: najpierw wspomniane wyjazdy misyjne, od bieguna północnego aż po Australię. O. Walenty Zapłata zgromadził wokół tego dzieła rzesze świeckich pomocników – Przyjaciół Misji, o. Alfons Kupka założył „Misyjne Drogi” dla podtrzymywania ewangelizacyjnego zapału w narodzie, a br. Grzegorz Rosa zostawił swoje zmęczenie przy budowie licznych kameruńskich szkół i kaplic… Przy katedrze uniwersytetu w Lublinie o. prof. Wacław Hryniewicz poświęcił znaczną część życia zgłębianiu prawdy o Bożym pragnieniu, by wszyscy ludzie byli zbawieni. A wychodzenie ku ludziom w polskich parafiach? O. Henryk Tomys dał się zapamiętać jako życzliwy i gorliwy proboszcz, o. Tadeusz Hajduk inspirował kolejne pokolenia jako radosny misjonarz ludowy. Oblaci-misjonarze zostali powołani też do episkopatu Ukrainy, stanęli na czele diecezji w Kamerunie, Brazylii i Kanadzie. Wymienieni oblaci to tylko „reprezentanci”. Przecież od ponad stu lat można nas naliczyć kilkuset. Dla każdego znalazłoby się dobre zdanie. To prawda, że i polskich oblatów nie ominęło doświadczenie ludzkich słabości, kruchości, niewierności – historyk nie lubi powierzchownych laurek, zatem proszę mi wybaczyć to wtrącenie. Zanim na ambonie wypowiemy słowa Jezusa „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”, musimy wziąć je do serca osobiście i wspólnotowo.
Dziękujemy Bogu za dobro, które się dokonało z oblackim krzyżem w ręku – na ambonie, w konfesjonale, w szkole, wśród ubogich w zakładach karnych, szpitalach, na ulicach miast, w buszu i w tundrze, w salach wykładowych, warsztatach, przy klasztornej pasiece, wśród młodzieży i starszych, na wyprawach rowerowych i Festiwalach Życia, w inicjatywach młodzieżowej wspólnoty oblackiej NINIWA, w czasie ewangelizacji podczas koncertów w Jarocinie, na Przystanku Woodstock, na kartach czasopism i stronach portali. Po ponad stu latach jesteśmy wciąż na początku drogi. Mamy do zbudowania nowe kościoły, na spotkanie z Chrystusem czekają kolejni ludzie. We wszystkich sprawach trzeba nam – wedle słów św. Eugeniusza de Mazenoda – „odwagi oblata Maryi, który liczy na opiekę tej potężnej Matki i na pomoc Bożą.
>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |