nepal koronawirus

fot. EPA/NARENDRA SHRESTHA

Nepal: koronawirus w himalajskich wioskach pod Everestem [REPORTAŻ]

Podróżniczka i fotografka Magda Jończyk, od 11 lat związana z rejonem Mount Everestu, opowiada o trekkingu w czasie epidemii koronawirusa, która rozprzestrzenia się w tamtejszych wioskach. Podczas obowiązywania lockdownu w większości kraju władze długo zaprzeczały zakażeniom w bazie pod najwyższą górą świata. Polka organizuje teraz pomoc dla Nepalu.

Kiedy Magda Jończyk z Namgelem Sherpą weszli do Thame w dystrykcie Solokhumbu, wioska była pusta. Sezon się kończył, a szerpowie, tragarze górscy z rodzinnej wioski słynnego Apy Sherpy i Kami Rity, którzy zdobyli Mount Everest odpowiednio 21 i 25 razy, pracowali jeszcze przy wyprawach na ten szczyt.

„Chcieliśmy pójść do jednego ze schronisk, machaliśmy w stronę właścicieli” – opowiada w Katmandu Jończyk. „A oni mówią nam, że nie, już nie przyjmują gości, bo jest Covid-19” – dodaje Polka, która w 2010 r. przyjechała do Nepalu po raz pierwszy i spędza tam pięć miesięcy w roku.

>>> Nepal: Polka pomaga Nepalczykom w czasie drugiej fali pandemii

Udało się w innym schronisku, gdzie zatrzymało się raptem siedem osób. Jończyk była blada, przeziębiona i bolały ją wszystkie mięśnie. Pod koniec maja pogoda na szlaku do przełęczy Nangpa La, położonej na wysokości 5800 m n.p.m., była fatalna. „Jednego dnia zachmurzone niebo wyglądało jak mleko, innego lało cały czas” – opisuje. Jak dodaje, woli przełęcze od szczytów, bo za nimi wciąż jest coś do zobaczenia, a ze szczytu można już tylko zejść.

nepal koronawirus

fot. EPA/NARENDRA SHRESTHA

Wieczorem Namgel powiedział Magdzie, że trzy dziewczyny, które opiekowały się schroniskiem, martwią się jej stanem, że źle wygląda, jest chora i boją się, że Magda ma koronawirusa. „Schodzimy!” – zdecydowała.

„Strasznie było żal, ale nie czułam się dobrze i nie chciałam ich stresować” – tłumaczy.

Od 29 kwietnia w większości prowincji Nepalu, w tym w dolinie Katmandu, wprowadzono lockdown. Coraz więcej ludzi chorowało na koronawirusa. Druga fala zaczęła zbierać krwawe żniwo, zabrakło tlenu medycznego i łóżek w szpitalach. Jednak w regionie Mount Everestu władze ociągały się z wprowadzeniem ograniczeń – na wejście na najwyższy szczyt świata czekało kilkuset zagranicznych wspinaczy, którzy zapłacili często po kilkadziesiąt tysięcy dolarów za „wyprawę życia”.

>>> Śmierć na K2. Rannego Hiszpana próbowali ratować Polacy

W regionie zaczęły krążyć pogłoski o zakażeniach koronawirusem. Helikoptery ewakuowały chorych wspinaczy i tragarzy wysokogórskich, ale oficjalnie tylko kilku z nich miało koronawirusa. Władze zaprzeczyły istnieniu ogniska epidemii w bazie pod Mount Everestem, przekonywały, że chorzy mieli tzw. kaszel Khumbu – nazwany od dystryktu, gdzie leży najwyższy szczyt świata.

„Kaszel Khumbu pojawia się od suchego i zimnego powietrza. Wysoko w Himalajach powietrze jest bardzo suche. Jak idziesz wysoko, to nabierasz więcej tego powietrza, częściej oddychasz, żeby dostarczyć sobie więcej tlenu. Oddychasz głęboko zimnym powietrzem” – opisuje Jończyk.

nepal koronawirus

fot. EPA/NARENDRA SHRESTHA

Nepalczycy zakładają sobie chusty w okolicach ust, żeby wdychane powietrze nie było tak zimne. Łatwo nabawić się suchego, dławiącego kaszlu. „Można mieć takie ataki kaszlu. Ludzie dochodzą do Gorakshep (5164 m n.p.m. – PAP), ostatniej wioski na trasie do bazy pod Everestem, z trudem łapią oddech i kaszlą. Niektórzy siedzą wykończeni wysokością i wysiłkiem. Jak wchodzisz do schroniska na 5100 metrach, to masz wrażenie, że to szpital” – opowiada Polka.

Lekarze są zgodni, że kaszel Khumbu może być podobny do objawów koronawirusa. „Nie jesteśmy pewni, co to jest. Testy (PCR) na koronawirusa nie są robione w bazie (pod Mount Everestem – dop. red.)” – mówił dziennikowi „The Kathmandu Post” na początku maja Lakpa Norbu Sherpa, koordynator Himalajskiego Stowarzyszenia Ratowniczego, który zajmuje się ewakuacją chorych wspinaczy z bazy.

„Nie możemy powiedzieć, czy Everest jest wolny od wirusa. Nie wiemy, czy wspinacze ukrywają chorobę” – mówił gazecie Mingma Sherpa z agencji Seven Summit Treks, który sam zarządził ewakuację spod ośmiotysięcznika Dhaulagiri, gdy w Katmandu testy u czterech szerpów pracujących na tej górze dały wynik pozytywny.

Władze Nepalu wysłały urzędników do zbadania pogłosek o ognisku epidemii w bazie pod Mount Everestem. „W komisji nie było lekarzy i nie zrobiono testów PCR. Nie było szans na sprawdzenie, czy jest tam wirus” – przyznaje w rozmowie z PAP wysoki rangą urzędnik ministerstwa zdrowia. „Skoro nie stwierdzono tam wirusa, to nie można było ogłosić, że jest tam ognisko epidemii i zamknąć obóz” – tłumaczy logikę władz i kategoryczne dementi ministerstwa turystyki.

nepal koronawirus

fot. EPA/NARENDRA SHRESTHA

Magda Jończyk była w bazie pod Mount Everestem w okolicach 13 maja, po pierwszych wejściach na szczyt. „Oficjalna wersja urzędowa i +obozowa+ mówiła, że nie ma koronawirusa” – opowiada. „Takie było ogólne przekonanie. Włączył się mechanizm, który był również w Polsce, że ja jako turystka mogę być chora, ale lokalni ludzie nie chorują” – tłumaczy. W Namche Bazar wieloletni znajomi polskiej podróżniczki już się nie bali, że może być chora na Covid-19.

Dwa dni później Lukas Furtenbach, szef jednej z agencji wspinaczkowych, ogłosił przerwanie wyprawy ze względu na wysoką liczbę zakażeń koronawirusem i powrót do Katmandu. W rozmowie z agencją AP szacował liczbę chorych na przynajmniej 100 przypadków, nie wykluczał jednak, że w rzeczywistości liczba ta sięgała nawet 150-200.

„Myślę, że biorąc pod uwagę wszystkie potwierdzone przypadki, o których wiemy od pilotów (helikopterów ratowniczych – PAP), firm ubezpieczeniowych i lekarzy, teraz już o tym wiemy. Mamy testy, możemy to udowodnić” – mówił Furtenbach.

Znany przewodnik i organizator wypraw opowiadał o imprezach części mieszkańców bazy i niezachowywaniu dystansu w jadalniach, gdzie wspinacze musieli zdejmować maski do posiłków. Zdaniem Austriaka szczególnie w wyżej położonych bazach, powyżej lodospadu Khumbu, nie było szansy na zachowanie odstępu.

„Gdy skończyła się akcja pod Mount Everestem i pytam o to teraz kogoś z wioski, np. z Phortse, Khumjung, to już się mówi, że są tam chorzy” – mówi Jończyk. Wcześniej polska podróżniczka za radą miejscowych nie zatrzymywała się w schroniskach w Gorakshep, gdzie ludzie z bazy pod Mount Everestem zazwyczaj schodzą, by podreperować zdrowe, gdy źle się poczują i kaszlą. „W bazie robiono testy antygenowe, ale nie bardziej skuteczne testy PCR, więc do końca nie wiadomo, kto miał tam wirusa” – zastrzega.

nepal koronawirus

fot. EPA/NARENDRA SHRESTHA

„W ostatnich dniach zakażenia (koronawirusem) gwałtownie rozprzestrzeniają się w górskich wioskach” – powiedział dziennikowi „The Kathmandu Post” ekspert chorób zakaźnych dr Anup Subedee. „Może to zebrać ogromne żniwo wśród ludzi, ponieważ nie wykonuje się odpowiednio dużo testów, a placówki medyczne i pracownicy służby zdrowia są tam rzadkością” – przestrzegał.

Według dziennika mieszkańcy Nuwakot, który leży zaledwie 70 km na północ od Katmandu, czekają na wynik testów aż pięć dni. Testy wykonane w regionie Mount Everestu trzeba transportować samolotem do laboratoriów w stolicy.

„Szerpańscy chłopcy wracają teraz z gór do rodzinnych wiosek. Nawet teraz nie ma żadnej informacji, o tym co się dzieje, ile osób jest chorych. Chłopcy nie chcą się badać w obawie przed konieczną izolacją. Wolą wrócić do rodziny” – tłumaczy Jończyk. Polka zachęcała przedstawiciela lokalnych władz Lakshmana Adhikariego do zbierania butli z tlenem od wypraw wspinaczkowych, by pomóc chorym.

„Żadne butle z tlenem z wypraw na Mount Everest nam nie zostaną, nikt nie chce ich zostawiać” – tłumaczył Lakshman Adhikari zaprzyjaźnionej Polce. „Same butle są drogie” – dodał.

Po powrocie do Katmandu Jończyk wspólnie z grupą Polaków w Nepalu i w kraju rozpoczęła akcję „Oddech dla Nepalu”. Ze zbiórki zakupią stację do generowania tlenu dla małego szpitala w rejonie wiejskim, które ma służyć jeszcze przez wiele lat po pandemii.

„Najważniejszy jest oddech. Zdałam sobie z tego sprawę w 2015 r., jak zobaczyłam dziewczynę podchodzącą na przełęcz Cho La (5400 m n.p.m. – PAP), która się dusiła” – tłumaczy. „Była w panice. Jak nie możesz wziąć oddechu, to tracisz wszystko” – kończy.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze