Oto człowiek [MISYJNE DROGI]
Poznań. Idąc jedną z poznańskich ulic, mijam bezdomnych, biednych. Często myślę o ich losie. Ich twarze, oczy wpatrzone w moje, na długo zapadają w pamięć.
Wystarczy kilka wydarzeń w życiu lub jeden jego krach, by to nam stała się potrzebna zupa i autobus, w którym można się ogrzać. Dlatego warto spojrzeć na bezdomnego jak na człowieka, który po prostu znalazł się na życiowym zakręcie.
Wiem, że niewiele mogę dla nich zrobić. Rzucę kilka złotych na ciepły obiad czy jakąś bułkę, choć Janka Ochojska czasem to odradza. Mam wyrzuty sumienia. Chciałbym coś zrobić. Czy współczucie wystarczy? Czy to, że ich los nie jest mi obojętny, cokolwiek zmienia? Czuję w sobie pewną potrzebę – chcę opowiedzieć ich historię, przedstawić ją na fotograficznym papierze.
To może dotknąć każdego
Temat bezdomności zaczął mnie interesować fotograficznie, a że bezdomność była, jest i będzie, to nie jest on nam obcy, a przynajmniej nie powinien. Dlaczego to takie ważne? Bo może dotknąć każdego. Możemy być bogaci, żyć w komforcie, ale taki stan może szybko się skończyć, a wtedy dołączymy do grona „biednych”. Wystarczy krach na giełdzie czy konflikt w domu. Nikt nie chce stracić tego, co ma. Ta wizja przeraża. Będziemy musieli szukać wsparcia najpierw u najbliższych, a może i wpadniemy w nałóg alkoholu lub innych używek. Nikomu tego nie życzę. Nigdy nie byłem bezdomny, ale trochę zahaczyłem o ubóstwo, kiedy nie było czego wrzucić do przysłowiowego garnka. Człowiek ma w sobie jakąś wrażliwość, może dlatego, że myśli: „ja sam mogę być tym bezdomnym, biednym”. Czego im brakuje? Na pewno jedzenia, środków czystości, ciepła, opieki. Wchodząc coraz bardziej w ten temat, zauważyłem, że ubodzy nie chcą jej przyjmować. Nigdy nie zapytałem, dlaczego. Nie miałem odwagi. Tacy ludzie może też nie ufają innym, bo doświadczyli jakiegoś zła w życiu. A może dlatego, że wiele razy prosili o pomocną dłoń, ale nikt im jej nie podał?
„Poproszę o chleb”
Kilka dni temu chodziłem z aparatami wieczorem po zmroku ulicami Starego Miasta. Szukałem w kościołach żłóbka, w żłóbku szukałem natomiast odpowiednio ustawionego Dzieciątka z Maryją. Znalazłem doskonały układ, dobre ustawienie figur. Zaspokojony wyszedłem z kościoła i zaczepił mnie człowiek. Twarz miał trochę spuchniętą, a na niej świeże rany, chyba był pobity. Czułem alkohol z jego ust, jego potu. Znacie bez wątpienia ten zapach. Zaczepił mnie i zaczął mówić o historii. Zatrzymałem się, myśląc że może powie coś ciekawego o miejscu, w którym byłem. Ale po chwili wyczułem, że to ma inny kierunek – chodziło mu o pomoc. Przerywając mu w połowie zdania, powiedziałem, że nie dam mu pieniędzy, ale jeżeli jest głodny, to kupię mu chleb. I chyba trafiłem w sedno. Na twarzy tego człowieka pojawił się mały uśmiech i odpowiedział: „Jeżeli to nie jest problem, to poproszę o chleb”. Poszliśmy szukać jakiegoś sklepu. Poprosiłem, żeby wybrał sobie coś do jedzenia. Znalazł chleb, mleko, jakąś kiełbasę. Zasugerowałem, że ma wybrać sobie warzywa. Na twarzy pani przy kasie nie było zbytniego zadowolenia. Może go znała, ale widząc
mnie obwieszonego aparatami, wolała pewnie się nie odzywać, w końcu bezdomny (bo na takiego wyglądał) i ja byliśmy klientami. Zapłaciłem za pełną siatkę artykułów spożywczych. Chyba zrobiło mi się lżej. Nie każdemu chce się pomagać, bo każdy ma jakieś potrzeby, rodzinę, rachunki do opłacenia, coś ważniejszego niż bezdomny. Ale czasami człowiek może sobie czegoś odmówić i coś dać. Wiele osób żebrze o pieniądze, ale może pieniądz jest w tym momencie niepotrzebny, może propozycja posiłku, może nawet rozmowy spowoduje, że człowiek będzie lepszy? I pomimo tego, że wiele z tych osób wpadło w nałóg, warto dać im szansę na zwykłe wygadanie się.
Autobus, który pomaga
Wieczorny spacer. Widzę, jak przy grupie bezdomnych zatrzymuje się autobus. Nie jest to autobus MPK, choć trochę podobny. Przegubowiec kupiony w Niemczech. Taki, który miał iść na złom. Nie ma ustalonej trasy. Wszystkim napotkanym potrzebującym proponuje pomoc. Okazuje się, że pojazd kupił poznaniak Radosław Hofman. Przerobił go na centrum pomocowe, w którym osoby ubogie i bezdomne mogą się najeść czy uzyskać podstawową pomoc medyczną. – Nie robię niczego niezwykłego – opowiada Radek. Jest doktorem na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu, ale po pracy zamienia się w szofera wielkiego autobusu obklejonego i z napisem CHRYSTianer.org., a można powiedzieć, że też karetki, bo na postojach udzielana jest pomoc medyczna. Zamieniliśmy ze sobą kilka zdań, ale wolałem przypatrywać się temu, co on robi. Rozmawia z ludźmi, którzy tam przychodzą. Podaje im ciepłą herbatę, kawę. W środku pachniało ciepłą zupą, ale sumienie mi podpowiadało, że nie mogę jeść, bo to jest dla nich, chociaż mnie częstowali. Podczas fotografowania na mrozie widać napływ biednych i zmarzniętych. Otrzymują też buty, odzież i najważniejsze – ciepło w postaci zupy i dobrego słowa. Można sobie tam po prostu posiedzieć i ogrzać się. Zacząłem fotografować. Na początku ludzie się bali, ale po rozmowie z jednym czy drugim nabrali do mnie zaufania do tego stopnia, że jeden z tych głodnych podszedł do mnie i powiedział: „A ja cię znam. Byłeś kiedyś z aparatem w Barce”. Zaczęliśmy chwilkę rozmawiać. Później
spotkaliśmy się jeszcze na wigilii dla ubogich.
Gadaliśmy jak kumple
Innym razem chciałem sfotografować bezdomnego. Chodziło o twarz. Marne szanse – powiedziałem do siebie. Udałem się do ośrodka dla bezdomnych, gdzie wcześniej fotografowałem mieszkańców podczas sztuki teatralnej, w której grali role samych siebie. Jeden z nich to pan Leszek. Wysoki, ma siwe i długie włosy spięte w kucyka. Jest bardzo miły, uśmiechnięty, pogodny, ale też doświadczony przez życie, bez nałogów. Zaczęliśmy po prostu rozmawiać. Zaufał mi i wygadał się, jak na spowiedzi. Znalazłem bohatera swojego zdjęcia, a co ważniejsze, pan Leszek poczuł się zaszczycony. Spędziliśmy prawie dwie godziny na fotografowaniu i życzliwej rozmowie. Gadaliśmy jak dwaj kumple, którzy mają jakieś doświadczenia życiowe i chcą się tym ze sobą podzielić.
Piękny moment. Po jakimś czasie ponownie odwiedziłem ośrodek dla bezdomnych, chcąc spotkać pana Leszka. Powiedziano mi jednak, że już go nie ma. Ułożył sobie życie. Ucieszyłem się
i poprosiłem o kontakt. Co zatem robi Radek z autobusu? No właśnie, pozornie nie robi nic niezwykłego. Pomaga tym ludziom tak jak potrafi i chyba o taką pomoc chodzi w naszym życiu. Tylko ona ma sens – może nadejść taki dzień, w którym zamienimy się rolami i to my będziemy potrzebować pomocnej dłoni i ciepłego słowa, ciepłej zupy. Patrząc w twarz bezdomnego, zapomina się, że to jakiś problem społeczny. Przed nami stoi człowiek. I tylko to się liczy.
>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |