Fot. Laura Avila Chacon

Pachnieć owcami. Misyjni pasterze [MISYJNE DROGI]

Jakiś czas temu opublikowałem w Internecie zdjęcie, które wywołało duże poruszenie. Na fotografii było widać mężczyznę leżącego w lesie, na ziemi. Miał na sobie plecak i ubłocone buty. W oczy rzucał się drewniany krzyż. Bohaterem zdjęcia jest Javier Roman Arias – biskup diecezji Limon w Kostaryce. Zasnął ze zmęczenia, gdy szedł przez dżunglę, by odwiedzić wiernych w odległych wioskach swojej diecezji. 

Zdjęcie wywołało lawinę pozytywnych komentarzy. Wielu ludzi wyraziło szacunek dla działań biskupa, padały też liczne deklaracje modlitwy w jego intencji. To jasno pokazało, że ludzie czekają na pasterzy, którzy nie boją się ubabrać w błocie, aby tylko dotrzeć do powierzonej sobie owczarni i że wierni chcą spotykać na swej drodze autentycznych świadków Ewangelii. Opublikowane zdjęcie skomentowałem słowami: „biskup o zapachu owiec”. Nawiązałem w ten sposób do słów papieża Franciszka, który wielokrotnie wzywał nas – duchownych – byśmy byli blisko wiernych i żyli razem z nimi. Podczas mszy krzyżma w Wielki Czwartek w 2015 r. papież przypomniał o naszych kapłańskich obowiązkach: „Ubogim nieść dobrą nowinę, więźniom głosić wolność, a niewidomym przejrzenie; uciśnionych obdarzać wolnością i obwoływać rok łaski od Pana; opatrywać rany serc złamanych i pocieszać zasmuconych”. Następnie stwierdził, że posługa ta wymaga bezpośredniego zaangażowania. Zapach owiec, który powinien charakteryzować duszpasterza, Franciszek przeciwstawił zapachowi drogich perfum. Papież powiedział wtedy też, że ksiądz może być zmęczony ludźmi, tłumami, ale jest to dobre zmęczenie, zmęczenie pełne owoców i radości. To bycie wśród ludzi sprawia, że „radujemy się z narzeczonymi, którzy się pobierają, śmiejemy się z dzieckiem, które przynoszą do chrztu; towarzyszymy ludziom młodym, przygotowującym się do sakramentu małżeństwa i życia w rodzinie; smucimy się z tymi, którzy otrzymują namaszczenie na szpitalnym łóżku; płaczemy z tymi, którzy chowają ukochaną osobę…”. Franciszek przypomniał, że w ten sposób mamy odwagę, by wyjść i pójść na krańce świata, na peryferie, by nieść Dobrą Nowinę najbardziej opuszczonym.

Fot. Laura Avila Chacon

Teologia kapłaństwa według papieża Franciszka

Przyzwyczailiśmy się do pięknych i górnolotnych zwrotów i teologicznych uzasadnień teologii święceń kapłańskich: alter Christus, szafarz Bożych tajemnic, pośrednik łask i tak dalej… Każde z tych określeń zawiera w sobie głębokie uzasadnienie i teologiczny sens, ale dopiero wszystkie razem ukazują pełny wymiar kapłaństwa. Wśród tych określeń najbardziej przemawia do mnie „sługa Boga i powierzonego mu ludu”. Papież Franciszek źródeł kryzysów kapłańskich dopatruje się w niespełnianiu podstawowej misji prezbitera, którą jest wychodzenie do ludzi i szukanie człowieka. W kontakcie z wiernymi kapłan zaczyna przesiąkać ludem i pachnie owcami. Być kapłanem to zatem pachnieć Bogiem i ludem, nie książkami lub urzędami, i dlatego trzeba odważnie iść na peryferie, aby szukać owiec, które poginęły. Mówiąc o kondycji współczesnego Kościoła papież często nam przypomina: „Wolę Kościół poraniony niż chory”. Chory, to znaczy niespełniający swojej misji ewangelizacyjnej. Chory Kościół jest zamknięty w zakrystiach, boi się wyjść do ludzi. Kapłaństwo, jeśli przestaje być służbą ludowi, staje się chore i sprzeciwia się samemu sobie. Pasterze powinni wmieszać się w tych, za których są odpowiedzialni. Być pośród owiec, to rozumieć ubogich, którzy zostali zepchnięci na margines życia społecznego; to wsłuchać się w krzyk młodych, którzy próbują wszelkimi sposobami powiedzieć światu: „Jestem! Proszę, zauważ mnie!”. Pasterz „pachnący owcami” ukazuje swym życiem Tego, dla którego ludzie ci są ważni. Misja kapłana to bowiem nic innego jak ukazywanie swoim życiem nie siebie samego, lecz Boga, który poszukuje zagubionych, sprowadza zabłąkanych z powrotem, opatruje skaleczonych i umacnia chorych.

>>> Bez misji Kościół obumrze. Dlatego powstała ta akcja

Fot.  PAP/IPA

Pasterze według serca Jezusowego

Zapatrzeni w Jezusa prawdziwi pasterze nie mają żadnych oporów, by wmieszać się w owce i przesiąkać ich zapachem. Ilu jest takich biskupów i księży? Sam poznałem wielu i wiem, że są ich tysiące. Mógłbym mnożyć przykłady. Biskupa Giustino Pastorino poznałem w Genui. Gdy jako młody zakonnik znalazłem się w tym włoskim mieście, ten emerytowany biskup wikariatu apostolskiego w Bengazi zabierał mnie na wycieczki, ukazując piękno krajobrazu i dobroć miejscowych ludzi. Przemieszczał się zawsze środkami komunikacji zbiorowej (także wtedy, gdy udawał się do parafii na bierzmowanie) i w zakonnym habicie, a jedynym znakiem pełnionej biskupiej posługi był pierścień na palcu, z którym nigdy się nie rozstawał. Był to znak zaślubin z Kościołem w Libii, wydalono go z tego kraju po rewolucji Muammara al-Kaddafiego w 1969 r. Biskup ten uczył mnie też pokory. Do jego codziennych obowiązków w klasztorze należało… mycie naczyń po obiedzie.

>>> O. Robert Ablewicz MSF: jeśli jesteśmy otwarci na Boga, to Bóg daje znacznie więcej, niż oczekujemy [WIDEO]

Odwiedza ubogich

Pasterzem takim jest też na pewno biskup Antoni Reimann z wikariatu apostolskiego Ñuflo de Chávez w Boliwii. Gdy przyjechałem do tego kraju, to z pierwszą wizytą zabrał mnie w odwiedziny do prostej i bardzo ubogiej indiańskiej rodziny. Uczył mnie picia tradycyjnego napoju – chica. Biskup Reimann praktycznie codziennie odwiedza ubogich. Jego życie jest potwierdzeniem słów, które papież Franciszek zawarł w orędziu na Światowy Dzień Młodzieży w 2014 r.: „Musimy nauczyć się przebywania z ubogimi. Nie wypełniajmy naszych ust pięknymi słowami o ubogich! Spotkajmy ich, spójrzmy im w oczy, wysłuchajmy ich. Ubodzy są dla nas konkretną okazją spotkania samego Chrystusa, dotknięcia Jego cierpiącego ciała”.

Mieszka w slumsach

Krocząc po boliwijskich ścieżkach natrafiam także na ślady obecności innych współczesnych pasterzy pachnących owcami. Tych, którzy jak św. Franciszek i wielu innych świętych na przestrzeni wieków, potrafią porzucić wszystko i dają ponieść się powiewowi Ducha Świętego. W Santa Cruz de la Sierra poznałem biskupa Nicolása Castellanos Franco. Jest to emerytowany biskup Palencji w Hiszpanii. Gdy zetknął się z ubóstwem panującym w Ameryce Łacińskiej, to poprosił Stolicę Apostolską, aby zwolniła go z obowiązków ordynariusza diecezji. Po uzyskaniu zgody oddał się całkowicie pracy na rzecz najbiedniejszych. Mieszka w najuboższej, slumsowej dzielnicy Santa Cruz de la Sierra i poświęca się pracy charytatywnej. Zbiera fundusze w Hiszpanii: buduje szkoły, zakłada szpitale, funduje stypendia… Ślady działalności prowadzonej przez niego fundacji rozsiane są w wielu zagubionych zakątkach krajów Ameryki Południowej.

Pasterz w drodze

Z wielką pasją posłudze duszpasterskiej oddaje się austriacki misjonarz Erwin Kräutler, emerytowany biskup Xingu, największej terytorialnie diecezji w Brazylii. Na początku swej posługi w diecezji pytał wiernych, czego oczekują od swojego biskupa. Nieraz pojawiała się odpowiedź, że powierzoną mu diecezją powinien kierować nie zza biurka, lecz wychodząc ku ludziom. Tak, by na własnej skórze doświadczył, jak wygląda codzienne życie jego owiec. Zaledwie przez cztery miesiące w roku przebywał w swoim biskupim mieszkaniu. Resztę czasu spędzał w drodze, odwiedzając różne zakątki swojej diecezji. Stykając się z niesprawiedliwością, zawsze stawał po stronie ubogich i dotkniętych krzywdą mieszkańców Amazonii. Jego zaangażowanie w walkę o prawa rdzennej ludności indiańskiej nie podobało się ludziom biznesu i politykom. Z tego powodu wielokrotnie grożono mu śmiercią i próbowano dokonać zamachu na jego życie.

Fot: PAP/Photoshot

Bez zameldowania

Takim biskupem jest też na pewno Domenico Sigalini, emerytowany biskup Palestriny we Włoszech, którego także osobiście poznałem. Tak opisuje swoją posługę: „Od kilku lat nie mieszkam w pałacu biskupim, lecz gościnnie u księży lub u wiernych diecezji. W ciągu ostatnich 19 miesięcy mieszkałem w 18 miejscach, to jest w dwóch trzecich ze wszystkich miejscowości mojej diecezji, przebywając w każdej z nich przez miesiąc. Chciałem poznać geografię i ludność, doświadczyć pulsującego życia mojego Kościoła. Kiedy udaję się z wizytą do parafii, to postępuję w ten sam sposób. Pozostaję tam przynajmniej przez tydzień. Każdego ranka odprawiam w wizytowanej parafii mszę i wygłaszam krótką homilię. W ten sposób mogę spotykać się z ludźmi, słuchać ich, rozmawiać z nimi bezpośrednio i szczerze, z sercem wyciągniętym na dłoni. Dzięki temu mam bliski kontakt z ludźmi. Czasami ktoś pyta mnie: »Ale jak tak można żyć? Niemalże bez stałego zameldowania«. Odpowiadam im ewangelicznie: »Lisy mają nory i ptaki powietrzne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć«. Czy nie wystarczy nam do życia jakiś kąt, w którym można się zdrzemnąć i odpocząć? A ludzie są tak hojni i zawstydzają mnie swoją dobrocią. Mieszkając w pałacu, nie byłoby mi dane doświadczyć tej ogromnej ludzkiej dobroci”.

Fot. Jarosław Florek

Być pasterzem ubogich i opuszczonych

To tylko niektóre przykłady, można je mnożyć w nieskończoność. Pasterzami o zapachu owiec są przecież znani powszechnie kardynałowie – Konrad Krajewski i Michael Czerny. Trzeba przyznać, że argentyński papież wywiera wpływ na sposób sprawowania biskupiej posługi. I nie chodzi tylko o zewnętrzne znaki, chociaż krępujące jest obecnie dla biskupa stanąć przed papieżem ze złotym krzyżem na piersi. Chodzi jednak przede wszystkim o bycie wiernym Chrystusowi – Najwyższemu Pasterzowi, który przychodząc na świat ogołocił samego siebie i stał się pokornym sługą wszystkich. Trudno zatem mówić o jakiejkolwiek możliwości głoszenia Ewangelii bez zwrócenia uwagi na konkretnego człowieka i jego potrzeby. Fundamentalne dla każdego ucznia Chrystusa, a szczególnie dla pasterza, jest patrzenie na ludzi oczami Chrystusa. Mamy w każdym grzeszniku widzieć zagubioną owieczkę, którą należy przyjąć z serdecznością i radością, unikając przesadnej surowości. Pasterz wydziela „zapach owiec”, ponieważ pośród nich przebywa. Dlatego tak ważne jest, aby pasterze sposobem życia, mieszkaniem, środkami komunikacji, nie wyodrębniali się od owiec, do których są posłani. Jedynie bliski kontakt z rzeczywistością, w której na co dzień żyją wierni, może sprawić, że biskup lub prezbiter będzie do zbłąkanych owiec podchodził z wielką łagodnością. Skoro sam Odkupiciel pochyla się nad ludzką słabością, to trzeba ją rozumieć i współdzielić, aby pomagać ludziom ją przezwyciężyć. Świętość to także droga naznaczona nieustannym przezwyciężaniem przeciwności losu, co ma szczególne znaczenie w przypadku ludzi dotkniętych biedą materialną, niesprawiedliwością i surowymi warunkami życia. Gdy pasterz zanurza się w codzienne życie swoich owiec i poznaje ich los, cała ta rzeczywistość zaczyna przenikać jego sposób myślenia i działania. Wtedy dopiero rodzi się autentyczna gorliwość w pełnieniu posługi i umiar w korzystaniu z dóbr materialnych. Pasterze tak uformowani zdolni są stanąć po stronie ubogich. Naśladując Jezusa głoszą Ewangelię tak, aby mogła być zrozumiana i przyjęta przez każdego człowieka. Gotowi są też iść tam, gdzie owce potrzebują pomocy. Pasterze ci z naturalną radością tygodniami wędrują w boliwijskich Andach od wioski do wioski, aby korzystając z gościny ludzi ubogich, mieszkających w lepiankach bez prądu i bieżącej wody, głosić orędzie zbawienia; żyją też w brazylijskich dzielnicach nędzy, aby chronić ubogich przed wysiedleniami i deprawacją moralną. W ten sposób ludzie rozpoznają w nich Jezusa, który nie przyszedł na ziemię, aby się wywyższać i dać się innym obsługiwać. On przyszedł, by się uniżyć i być sługą wszystkich.

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze