Fot. EPA/REFIK TEKIN

Polski misjonarz: Wielkanoc we wschodniej Turcji na zgliszczach po trzęsieniu ziemi [ROZMOWA]

Wspólnota chrześcijańska w Antiochii w zasadzie teraz nie istnieje. Będzie musiała się zorganizować na nowo. Miasta już nie ma. Zostało ono najbardziej dotknięta trzęsieniem ziemi a jego obraz przypomina Warszawę po drugiej wojnie światowej – jest to jedno wielkie gruzowisko.

Ludzie je opuścili, księża też nie mogli tam zostać. Tak sytuację w dzisiejszej Antakyi, czyli w mieście, w którym w początkach chrześcijaństwa przebywali i spotkali się święci apostołowie Piotr i Paweł, przedstawił w rozmowie z KAI ks. dr hab. Dariusz Dogondke, proboszcz katedry w pobliskim Iskenderunie w Południowej Turcji, misjonarz “fidei donum”. Jednocześnie zapowiedział, że W Niedzielę Zmartwychwstania odprawi Mszę św. w Antiochii w kościele pw. św. Piotra, będącym obecnie muzeum.

Piotr Dziubak: Jak wygląda sytuacja w Iskenderunie po trzęsieniu ziemi?

Ks. Dariusz Dogondke: Myślę, że skutki trzęsienia ziemi będą odczuwalne jeszcze co najmniej kilka lat. Wiele domów już wyburzono i wywieziono gruz. Odbudowa też będzie potrzebowała czasu. Wiele osób wyjechało i pewnie już nigdy nie wrócą, zwłaszcza jeśli stracili wszystko, a bardzo dużo ludzi straciło pracę.

Czy to się przekłada na codzienne życie?

Sklepy są zamknięte. Wiele małych, rodzinnych biznesów zawiesiło działalność czy to ze względu na zniszczenia budynków, czy to z braku klientów. Przykładem są usługi fryzjerskie, brakuje fryzjerów, salony są pozamykane, a z drugiej strony nie ma też ich dla kogo otwierać, bo brakuje klientów. Raczej już nie zostaną otwarte. Wiele osób mieszka cały czas w namiotach. Pomijając problemy mieszkaniowe, pozostaje strach. Ludzie się boją nowych wstrząsów.

fot. EPA/ABIR SULTAN

Czy to znaczy, że w dalszym ciągu odczuwacie drżenie ziemi?

Do niewielkich wstrząsów, zazwyczaj nieodczuwalnych, dochodzi cały czas. Instytucje monitorujące trzęsienia ziemi i ruchy tektoniczne ciągle to pokazują – średnio kilkadziesiąt takich wydarzeń dziennie. Stale pojawiają się wiadomości na ten temat i to też oddziałuje na ludzi. Pewnie wcześniej, przed tym dużym trzęsieniem, też tak było, ale nikt nie wtedy nie zwracał na to szczególnej uwagi. Teraz ludzie śledzą te informacje, są bardziej wyczuleni. Boją się. Przybywa mieszkań w kontenerach, które ciągle są dowożone. Myślę, że większość ludzi przeniesie się do nich.

Czy ludzie mieszkają w dalszym ciągu w obozowiskach?

Tak mogłoby to wyglądać w Antiochii. To miasto jest zupełnie zburzone. Ludzie mieszkający pod namiotami czy w kontenerach zostali poniekąd zmuszeni do przemieszczenia się. Te struktury powstały na peryferiach miasta albo na przestrzeniach, które udało się zagospodarować. W Antiochii było to w pobliżu stadionu i tam też powstaje małe obozowisko. Wiele rzeczy się przesunęło. Miasta nie żyją w sposób normalny. Małe gospodarki rodzinne upadają. Powrót do normalności będzie wymagał długiego czasu. Najważniejsze jest, aby ludzie wrócili do swojego normalnego życia. Pod oknem mam cały czas gruzowisko i nieprzejezdną drogę. Nikt się tym nie przejmuje. To nie jest teraz najważniejsza sprawa. Jest wiele wysokich bloków i budynków, które trzeba będzie wyburzyć, bo są wielkim zagrożeniem. Katedra w Iskenderunie, której jestem proboszczem, jest zupełnie zniszczona.

Jak przygotowujecie się do świąt wielkanocnych? W takim kontekście nie jest to przecież łatwe.

To kolejny problem, ponieważ wierni wyjechali. Zostało nas niewiele. Nasze wspólnoty są poranione. Trzęsienie ziemi dotknęło nie tylko budynków, ale też wspólnot religijnych, i to wszystkich wyznań. Problemem jest miejsce do odprawienia liturgii. Jest to ciągle otwarta kwestia. Na razie Msze święte sprawujemy w pokoju. Mamy pomysły, ale decyzje co do miejsca Triduum Paschalnego podejmiemy w ostatniej chwili. Tu organizujemy na razie wszystko z dnia na dzień. Kto będzie mógł, na pewno przyjdzie. To będą inne święta niż to było do tej pory.

fot. EPA/GUVEN YILMAZ

Jak duże są te wspólnoty?

Już przed trzęsieniem ziemi nie były one liczne i teraz też nie są. Trudno mówić o liczbach. Na papierze parafia, w której posługuję, liczy 60 osób. Rodziny są często mieszane, dlatego trudno jest pewne rzeczy określić, czy rodzina jest w większości prawosławna, ormiańska czy katolicka. Przychodzą także do kościoła katolickiego, bo wiedzą, że byli tu ochrzczeni albo może rodzice stąd pochodzą. Przywiązanie do miejsca i do osób odgrywa tu dużą rolę.

>>> Jak Inuici przeżywają Wielki Post i Wielkanoc? [MISYJNE DROGI]

Wszędzie jest problem z chodzeniem do kościoła, nie tylko w Europie czy w Polsce. Dzieje się to również tutaj i trzęsienie ziemi nic tu nie zmieniło. Nie doszło do jakiegoś nawrócenia ludzi. Ci, którzy byli daleko od kościoła, nie pojawili się nagle w jego przedsionku, a ten, kto był wcześniej, jest i teraz. Może na wigilii paschalnej w Wielką Sobotę będzie nas trochę więcej. Są osoby, które przychodzą dwa razy do roku: na pasterkę i właśnie w Wielką Sobotę. Kataklizm dotknął wszystkich bardzo dotkliwie, ale na nawrócenie nie wywarło to żadnego wpływu. Trzeba nadal pracować nad ludzkimi sercami. Trzeba wzmacniać życie sakramentalne i współpracować z łaską Bożą. Trzęsienie ziemi i nawrócenie to dwie różne sprawy.

Tak dramatyczne sytuacje jak choćby właśnie trzęsienie ziemi wydobywają z ludzi ogromne pokłady solidarności, życzliwości.

Tak się tutaj też działo. Co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Na gruncie religijnym to dramatyczne zdarzenie nie miało jakiegoś szczególnego przełożenia na pobożność albo na większe zainteresowanie spowiedzią i udziałem we mszy świętej. W pewnym sensie trzęsienie ziemi zniszczyło nasze wspólnoty. Zawsze jednak jest szansa na coś nowego, na odbudowę nie tylko budynków, ale też więzi z Bogiem. Rozwijanie zaufania do Boga wymaga pogłębienia wiary. Zobaczymy, czy to zadziała. Po trzęsieniu zmieniło się nasze otoczenie, są stosy gruzów. Ludzie jednak pozostali tacy sami. Są życzliwi, bardziej otwarci, żeby pomagać. Wiele osób zachowało się wręcz heroicznie.

W pierwszym latach Kościoła tereny, na których Ksiądz pracuje, tętniły życiem chrześcijan. Historie z Dziejów Apostolskich, które będziemy czytać w najbliższych tygodniach, w większości rozgrywają się właśnie tam.

Wspólnota w Antiochii w zasadzie teraz nie istnieje. Będzie musiała się zorganizować na nowo. Miasta już nie ma, bo to ono zostało najbardziej dotknięta trzęsieniem ziemi. Mówiąc o odbudowie pojawiają się głosy o zmianie miejsca. Obraz Antiochii przypomina Warszawę po drugiej wojnie światowej – jedno wielkie gruzowisko. Ludzie wyjechali, księża też nie mogli tam zostać.

fot. PAP/EPA/YAHYA NEMAH

Mimo wszystko będę optymistą. Jestem przekonany, że chrześcijaństwo będzie żyło na tych terenach. Warto przypomnieć sobie przypowieść Pana Jezusa o tym, że jeden sieje a drugi będzie zbierał. Musimy siać w tych małych wspólnotach. Pan Bóg daje wzrost. On ma plany wobec tej ziemi i tych ludzi. My nie musimy od razu zobaczyć plonów. Nasza obecność tutaj miała pomóc miejscowym chrześcijanom, żeby oni nie musieli stąd uciekać, żeby mieli księdza. Przyszłość jest pełna nadziei tak jak zmartwychwstanie Chrystusa.

W Niedzielę Zmartwychwstania będziemy mogli odprawić Mszę św. w Antiochii. Pojedziemy tam razem z parafianami. Dostaliśmy pozwolenie na Mszę w kościele pw. Św. Piotra, który jest obecnie muzeum i tylko raz w roku władze zezwalają na odprawianie liturgii. Wszyscy wiedzą, że nie mamy kościoła, więc w Niedzielę Wielkanocną będziemy sprawować Mszę w tym kościele. Tam się spotykali pierwsi chrześcijanie. Kościół jest w grocie w górach. Trzęsienie nie spowodowało żadnych uszkodzeń. W tym miejscu przebywali i spotkali się święci apostołowie Piotr i Paweł.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze