Przebudzenie wiary na Kubie
Na Kubie widać „przebudzenie” i powolny wzrost liczby osób szukających w swoim życiu Boga i chcących praktykować wiarę – stwierdza tarnowski misjonarz ksiądz Dariusz Pawłowski, który rozpoczął tam pracę misyjną.
Modlitwy w garażu
Powołuje się on na opinie miejscowych księży i misjonarzy. Ludzie spotykają się na wspólnej modlitwie m.in. w swoich mieszkaniach czy garażach. Kapłan poznaje swoich parafian. W części miejskiej są dwa kościoły i kilka domów misyjnych, w których gromadzą się wspólnoty katolików. Są to zazwyczaj nieliczne grupy, ok. 30 – 60 osobowe. „Ludzie we wspólnotach zatem dobrze się znają i wspólnie przeżywają wiarę. W części wiejskiej jest około trzydziestu wspólnot i ani jednego kościoła. Kapłan, który obecnie raz na jakiś czas dojeżdża do wiosek, sprawuje tam sakramenty w domach lub garażach. Są to wspólnoty liczące od kilku do kilkunastu osób. Wioski położone są daleko w górach, często w takim miejscach, gdzie nie prowadzi żadna droga, po której mógłby przejechać samochód. Można tam jedynie dojść. No, ale w końcu to są misje” – relacjonuje misjonarz.
Można mówić o trendzie
Dużym zaskoczeniem dla ks. Dariusza Pawłowskiego jest poczucie przynależności do Kościoła Katolickiego większości Kubańczyków. „To poczucie w zasadzie jest jedynym co ich wiąże z Kościołem. Spotkałem tu pewnego młodego Kubańczyka, który już podczas pierwszej rozmowy z dumą ogłosił, że jest katolikiem. Jednak okazało się, że nigdy jeszcze nie był na Mszy. Do chrztu został przygotowany jako dziecko przez babcię. Od tamtej pory nie przyjął żadnego innego sakramentu, nie prowadzi życia duchowego czy też modlitewnego. Mówi, że jest mu to niepotrzebne, bo przecież Bóg jest wszędzie – nie musi należeć do wspólnoty” – opowiada misjonarz.
We wspólnotach są osoby starsze, młodzież i dzieci. „Księża kubańscy oraz misjonarze mówią, że w ostatnich latach można zaobserwować „przebudzenie” i powolny wzrost liczby osób szukających w swoim życiu Boga, osób chcących praktykować wiarę. Miejmy nadzieję, że jest to jaskółka, która zwiastuje stały trend” – podkreśla ks. Pawłowski.
Praca misjonarzy
W diecezji Santiago de Cuba nie pracuje żaden polski ksiądz, ani polska siostra zakonna, czy misjonarka świecka. Są natomiast misjonarze z innych krajów, jak Hiszpania czy Haiti. W pracy duszpasterskiej dużą pomocą są siostry z Chile i Meksyku, które prowadzą katechezy i spotkania z młodzieżą. Dla przykładu, jedna ze wspólnot w dzielnicy Mikronueve spotyka się na parterze mieszkania w bloku. Tam siostra prowadzi przez jeden dzień w tygodniu katechezę – animację z grupą około 40 osób. Pomagają jej w tym animatorzy, na przykład matka szóstki dzieci, która uczy pieśni, przygotowuje zabawy i scenki o tematyce religijnej. W sobotę wieczorem przyjeżdża ksiądz z niedzielną Eucharystią.
Zdaniem tarnowskiego misjonarza ludzie na Kubie są bardzo otwarci. „Mimo biedy i problemów, są raczej radośni. Niejednokrotnie już wyrażali wielką wdzięczność, że chcieliśmy w ogóle przyjechać na Kubę, do tego kraju o którym w ich przekonaniu nikt już nie pamięta” – podkreśla.
Ręce do pracy ciągle potrzebne
Na Kubę wyjechało w lipcu dwóch kapłanów diecezji tarnowskiej – ks. Stanisław Knurowski i ks. Dariusz Pawłowski. Udali się do diecezji Santiago de Cuba. „Pracy duszpasterskiej nie będzie nam brakować. Biskup Dionisio mówi, że chciałby, żeby w naszej przyszłej parafii, oprócz nas dwóch, pracowało jeszcze dwóch innych kapłanów. Ale póki co ich po prostu nie ma. Może kiedyś znowu przyjedzie na Kubę kolejny misjonarz i do nas dołączy. Oby” – mówi ks. Pawłowski.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |