Foto: ACN Korea

Przywódca zamiast Boga [MISYJNE DROGI]

Korea Północna. Nie mogłam z nikim rozmawiać o tym, co się wydarzyło. Nie widziałam przed sobą żadnej przyszłości. Chciałam ze sobą skończyć.

Nie znałam wtedy Boga. W mojej ojczyźnie, Korei Północnej, nie mówi się o Jezusie. Nigdy nawet o Nim nie słyszałam. U nas ludzie modlą się do przywódców: Kim Dzong Una i Kim Ir Sena – w całym kraju są czczeni jak bogowie. To nam wpojono. Nie ma innej wiary niż ta. Jeśli ktoś wierzy w innego Boga, czekają go prześladowania.

Broszka z Kim Ir Senem

Gdy byłam mała i żyli moi dziadkowie, mojej rodzinie żyło się całkiem dobrze. Przez dwa lata chodziłam do przedszkola, później zaczęłam naukę w szkole podstawowej. Podobało mi się
tam i byłam dobrą uczennicą. Po czterech latach nauki musiałam ją przerwać, aby pomagać rodzicom w pracy na polu. Moja mama całkowicie poświęcała się naszej rodzinie – ciężko pracowała, a właściwie nigdy nie mogła sobie pozwolić na odpoczynek czy jakiekolwiek przyjemności. Mimo tego starała się nie okazywać swojego trudu. Zawsze miała dla mnie dobre słowo, choć nie raz widziałam, jak w kuchni ukradkiem ociera łzy. Czasem nawet kupowała mi cukierki i ciasteczka. Co ciekawe, kiedy dostawałam od niej jakikolwiek prezent, miałam obowiązek podziękować za to naszemu przywódcy Kim Ir Senowi – kłaniałam się wtedy przed jego posągiem. W naszym mieszkaniu wisiał jego portret – musieliśmy uważać, aby nie osiadł na nim kurz. Broszkę z jego wizerunkiem musiałam zawsze nosić przypiętą do sukienki. Przy okazji jubileuszów odwiedzaliśmy miejsca, które były związane z Kim Ir Senem – jego rodzinny dom lub miejsca, które odwiedzał. Czyściliśmy budynki, chodniki i oddawaliśmy cześć jego wizerunkom. Co dziwne, nie mogliśmy wypowiadać na głos jego imienia – zawsze mówiliśmy: nasz przywódca, nasz ojciec. Ani ja, ani moja rodzina nie czciliśmy go szczerze w sercu. To przez to, że całą naszą uwagę absorbowała walka o przetrwanie i miarę normalne życie. Nigdy jednak nie rozumiałam, dlaczego mam oddawać mu cześć. To było dla mnie niezrozumiałe. Oczywiście nikomu nie pokazywałam moich wątpliwości. W przeciwnym razie zostałabym umieszczona w więzieniu jako kontrrewolucjonistka.

Foto: ACN Korea


Ucieczka do Chin

W naszym kraju można trafić do więzienia za samo powiedzenie czegoś niewłaściwego o władzy. Do więzienia trafił mój starszy brat – zawsze go podziwiałam. Potajemnie przedostawał się do Chin, aby zarobić dla naszej rodziny jakieś pieniądze. Jednak taka podróż traktowana jest jako zdrada kraju. Po jednej z takich wypraw został złapany i aresztowany. Podobny los spotkał kilka innych osób z mojej wioski. Niektórzy jednak kupili sobie wolność za pieniądze. Dowiedziałam się wtedy, że Chiny to bogaty kraj. Dlatego chciałam koniecznie się tam udać. Jedna z koleżanek chciała mi pomóc w ucieczce. Zapewniała mnie, że zna bogatą rodzinę, która mi pomoże. Pomyślałam, że to dla mnie szansa. Nie powiedziałam nikomu, co zamierzam. Rodzina na pewno nie pozwoliłaby mi na taki ruch.

Stałam się ofiarą

Miałam nadzieję, że uda mi się zarobić trochę pieniędzy dla najbliższych i może dzięki temu uwolnić brata. Miałam tylko jedną myśl: gdy wrócę do domu z dużą ilością pieniędzy, znowu wszystko się ułoży. Zgadzałam się na wszystko, co proponowała moja przyjaciółka – całkowicie jej zaufałam. Gdy jednak dotarłam do Chin, trafiłam do kobiety, która zapytała mnie tylko o jedno: czy chcę wyjść za mąż czy pracować w polu. Zorientowałam się, że zostałam oszukana. Wszystko okazało się nieprawdą. Wszystkie moje nadzieje rozbiły się w tak krótkim czasie. Na początku byłam po prostu rozczarowana, ale później uświadomiłam sobie, co się stało. Stałam się ofiarą handlu ludźmi. Nie wiedziałam, co robić. Nie chciałam tu zostać, a drugiej strony bałam się wracać do Korei Północnej, bo wiedziałam, że może mnie czekać więzienie. Najbardziej przerażało mnie to, że oprócz mnie za kratki mogą również trafić moi rodzice.

Foto: CN Korea

Bóg? Nie, dziękuję

Nie zmuszono mnie do ślubu, ale w ciągu kilku dni byłam sprzedawana wielu mężczyznom. Zostałam bardzo skrzywdzona. Szczęśliwie udało mi się odzyskać wolność i przedostać do Korei Południowej. Wielokrotnie próbowałam odebrać sobie życie. Dobiła mnie informacja, że mój brat zmarł w więzieniu. Wszystko, co przeżyłam poszło na marne – chciałam przecież go uwolnić. Pewna znajoma zaprosiła mnie wówczas do wspólnoty. Nie chciałam mieć nic wspólnego z Bogiem. Poszłam na to spotkanie tylko z grzeczności. Zadawałam sobie pytanie: jaka jest różnica
pomiędzy koreańskim przywódcą a Bogiem? Miałam mętlik w głowie. Nasz prezydent bardzo mnie rozczarował i byłam pewna, że z Bogiem będzie tak
samo. Bibli a wszystko zmieniła

Nie miałam nic do stracenia.

Zdecydowałam się na wzięcie udziału w Rocznej Szkole Biblijnej. Ten czas zmienił wszystko. Poprzez czytanie Pisma Świętego Bóg spotkał się ze mną w sposób bardzo konkretny. Do tego
momentu miałam w sobie mnóstwo żalu. „Jeśli Bóg istnieje, to jak mógł dopuścić do takiej biedy i prześladowań w mojej ojczyźnie?” – pytałam się w sercu. Jednak z Biblii dowiedziałam się, że Bóg mnie kocha i oddał za mnie życie. Podarował mi coś bezcennego –życie wieczne przez swoją śmierć na krzyżu. To znacznie więcej niż krótkie szczęście na tym świecie. Gdy się modlę, mam poczucie ogromnej radości – to coś nieporównywalnego z czymkolwiek innym. Moja rozpacz to przeszłość. Wszystko dzięki Rocznej Szkole Biblijnej. Byli w niej młodzi ludzie, tacy sami jak ja. Codziennie rano rozpoczynaliśmy dzień od czytania i rozważania Pisma Świętego. Ponadto pięć godzin spędzaliśmy na modlitwie. To była powolna terapia. Na początku niewiele rozumiałam. Jednak z czasem moje oczy zaczęły się otwierać. Zrozumiałam, że moje cierpienie posłużyło temu, abym mogła otworzyć się na Boga. Dzisiaj, pomimo tych trudnych doświadczeń, mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwym człowiekiem.Oficjalnie w Korei Północnej nie ma chrześcijan. Z tego, co wiem, wszyscy są zamykani w obozach, a często także zabijani. Powrót tam oznaczałby dla mnie śmierć. Dlatego dużo modlę się za moją ojczyznę. Chce ciągle przypominać Bogu o tych wszystkich, którzy cierpią i są prześladowani w moim kraju. Moim marzeniem jest założenie w Korei Północnej takiej samej szkoły biblijnej jak ta, do której ja chodziłam. Wiem, jak wielkie dobro mogłoby się z tego zrodzić.

Min Haae

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze