Bordeaux/T. MOHR/DPA/PAP

Spaghetti katechezy dla dorosłych we Francji [MISYJNE DROGI]

W naszej dzielnicy mniej niż 1% mieszkańców to katolicy. Zostaliśmy tu posłani na misje – jako rodzina. Nie możemy na ulicach wprost mówić o wierze. Pozostaje jedynie świadectwo życia. Bóg zmienia nas i ludzi, wśród których jesteśmy.

Najwyższy często reżyseruje takie spontaniczne spotkania w zwykłych, szarych sytuacjach życia codziennego. Znajoma Rabia – wdowa z Syrii, poznana w bibliotece w Bordeaux, podpytuje czasem: „Jak Wy dajecie tak radę?”. „Znajdujemy pomoc w słowie, którego nauczyliśmy się słuchać w Kościele” – odpowiadam. Clara, tatuażystka, pod szkołą mówi: „A nie czujecie się tu samotnie?”. „No wiesz, mamy przecież wspólnotę”. W tramwaju zagadują: „O, jakie ładne dzieci, wszystkie pani?”. „Tak, dar od Pana, Stwórcy wszystkiego, On nam je powierza na czas określony”. Oczywiście, to Duch komponuje te odpowiedzi. Dzieci są bardzo pomocne – ich niewinne piękno przyciąga.

>>> Wieloletni duszpasterz we Francji: w kraju i w regionie Bretanii widać odnowę Kościoła

W czasie pandemii docenia się wszelkie ludzkie odruchy, uśmiechy czy spontaniczne wyciągnięcia dłoni. To swoista „terapia” Helą, czyli naszą najmłodszą córką. Zdarza się, że mając na co dzień tyle cudów stworzenia tuż koło siebie, zapominam, ile czystej radości może dostarczyć uśmiech małego człowieka albo dotknięcie jego delikatnej rączki. Początkowo nie było dla mnie łatwe, kiedy ktoś obcy pochylał się nad wózkiem (bo higiena, bo złe zamiary…). Wiem jednak, że Chrystusowi to się podoba. Te proste gesty mogą prowadzić do spotkania z Nim. Prezentowaliśmy Boże Narodzenie w klasie Wandy na zaproszenie nauczycielki. Mogliśmy pokazać figurki z szopki, Pismo, opłatek, barszcz i piernik – dla nich egzotyczne. W naszej dzielnicy mieszka może z 1% katolików.

Trzecie piętro, drugi balkon od lewej. Palma zwycięstwa Chrystusa, wywieszamy ją w święta Zmartwychwstania/ARCH. ALICJI I PIOTRA SKURCZYŃSKICH

Francja – elegancja i peryferia

Nie jest łatwo mieszkać w mieście tak wyrafinowanym jak Bordeaux. Wino, Francja elegancja, a na peryferiach miasta koncentrują się skupiska bezdomnych, pośród których nierzadko pobrzmiewa ojczysty język, niestety. Pewna kobieta silnie zapisała się mi pamięci, ponieważ okazała się być w moim wieku, a jednak na twarzy Justyny życie ulicy odcisnęło już swoje piętno. Dane mi ją było spotkać rok później, była wzruszona, że zawołałam ją po imieniu. Było to w momencie odbierania dzieci pod szkolną furtką. Wstydziłam się, że inni ludzie zauważą, że mam relację z tamtą, „przed którą zakrywa się swą twarz”. Taka prawda o mnie.

Dzieci idą do szkoły. Początek zajęć sygnalizuje specjalny hejnał. Słychać go na całym betonowym osiedlu/ARCH. ALICJI I PIOTRA SKURCZYŃSKICH

Podczas kursu francuskiego dla przybyszów nasza Sara zostaje z opiekunką Fatihą. By pocieszyć się, zamiast misia bierze album rodzinny. Opiekunka była oczarowana ciepłem rodzinnym, ale tak naprawdę to musiał być Duch Św., który tchnął z tych słabych zdjęć z komórki. Opowiadałam, z ilu ran Jezus nas uleczył za darmo.

Anioł Pocieszyciel

W czasie strajków „żółtych kamizelek” wyjątkowo ewangelizowaliśmy z pieśniami i rozdawaniem zaproszeń na katechezy przechodniom na ulicy. Normalnie na ulicach nie można dzielić się jakąkolwiek religią. Zdarzyło się, że niestety wybuchł pożar w najbliższym bloku na 13 piętrze, sytuacja dramatyczna, zjechało się dziewięć jednostek straży pożarnej. Pan sprawił, że Barbara z naszej misji (Polka, niewładająca francuskim, cierpiąca, że nie jest w stanie głosić) napotkała tam rodaczkę, mieszkankę palącego się piętra. I w osobie Basi Bóg posłał do niej Anioła Pocieszyciela.

Protest żółtych kamizelek/CAROLINE BLUMBERG/EPA/PAP
Antoni i jego świeżo założona, wielokulturowa wspólnota – niektórzy w niej czekają na chrzest/ARCH. ALICJI I PIOTRA SKURCZYŃSKICH

Głoszenie dobrej nowiny przy kolacji

Pan nie zawołał nas na wielką krucjatę misyjną, ale do zwykłego życia w kruchości. Aby otworzyć swoje liche mieszkanie o numerze „T6” na gości naszej Ewy, aby wpuścić nieznajomych do swojego rezerwatu. Modlitwa przed jedzeniem nie musi być ostentacyjna, a ikona może sobie po prostu wisieć na ścianie. Wystarczy, że „normalnie” zasiądziemy wspólnie do stołu, że zorganizujemy podchody dla dzieci. Czasem też udaje się uprawiać tzw. spaghetti katechezy dla dorosłych, czyli głoszenie dobrej nowiny przy kolacji. Zapraszanie kogoś, kogo się prawie nie zna na własny teren wymaga szykowania, zazwyczaj uprzedzamy też wcześniej dzieci, by były bardziej wyrozumiałe i usłużne. Oto nie koncentrujemy się na samej strawie, lecz na kerygmacie głównym składniku – zarówno sałatki, jak i pieczeni.

Wieloreligijna drużyna Tadeusza, w której rozwija się sportowo/ARCH. ALICJI I PIOTRA SKURCZYŃSKICH

Ważni są sąsiedzi

Żyć w wielkim blokowisku na obrzeżach miasta równa się temu, że się ma sąsiadów zewsząd. Już na początku tego misyjnego „rozdziału” życia sporo zadziało się wokół nas, chociażby za sprawą powodzi (usterka w ogrzewaniu). Wtedy właśnie okoliczni mieszkańcy zapewnili nas o solidarnym wsparciu z gardienem (czyli stróżem) na czele i pomogli nam. Zagadujemy się przyjaźnie, bo dzielimy wspólną biedę podobnego zakwaterowania. Kiedyś miałam kryzys obiadowo-życiowy. Zapukała nieznana mi muzułmanka, by podzielić się świeżym mięsem, które właśnie otrzymała, a które nie było halal (czyli z rytualnego uboju – dla muzułmanów to obowiązkowy certyfikat jakości). „Wiem, że jesteście chrześcijanami, proszę nie zrozumieć mnie źle, ale po co ma się marnować” – ten gest bardzo mnie wzruszył, był dla mnie znakiem bezpośredniej interwencji Ojca. Przed Paschą (wielkanocna wigilia paschalna) udało się wysiać rzeżuchę w niewielkich naczyniach i obdzielić okolicę „z okazji tej najważniejszej Nocy w roku” – nawet panią dyrektor ze szkoły elementarnej – życząc przy okazji pokoju i dobrego ducha, i szczerze modląc się w myśli, by Pan w swej hojności im się objawił.

Katecheza dla dzieci pod czujnym okiem Beppe/ARCH. ALICJI I PIOTRA SKURCZYŃSKICH

Mario Pezzi, jeden z formatorów Drogi Neokatechumenalnej, gdzie wykiełkowało nasze powołanie misyjne, powiedział podczas Światowych Dni Młodzieży w 2016 r. na polach pod Krakowem, że misją rodzin dziś jest bycie ziarnkiem gorczycy, tym niepozornym, lichym, które, obumierając w ziemi, daje początek drzewu. I na tym także w naszym rozumieniu polegają missio ad gentes (misje do narodów).

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Katechezy w parafii, tutaj, ale i teraz w Polsce, przyciągają nielicznych. Dzielenie się przekonaniami religijnymi w przestrzeni publicznej jest we Francji wręcz zabronione prawnie, więc to, co nam pozostaje, to świadectwo życia. Nim Duch św. posługuje się całkiem zaskakująco. Dziś, mówiąc językiem soborowym, misje ad gentes mogą się dziać, i dzieją się, także w miastach europejskich, gdzie w dzielnicach takich jak nasza próbujemy docierać z Jezusem do ludzi, do grup społecznych, które Go jeszcze nie poznały.

Rodzina Skurczyńskich, w czasie odwiedzin w Trójmieście//ARCH. ALICJI I PIOTRA SKURCZYŃSKICH
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze