Tutaj czeka się w długiej kolejce, by uszyć strój dla wizerunku Chrystusa. Żywe tradycje San Gaspar de las Flores
Katolicyzm w Meksyku wciąż zachował swoje silne wątki ludowe. San Gaspar w Tonalá to miejsce, w którym wiele tradycji wciąż jest żywych. Jedna z miejscowych rodzin poświęciła pół roku, by przygotować nowy strój dla wizerunku Jezusa Nazarejczyka.
Mayra wraz ze swoimi córkami układają przygotowaną przez siebie bordową tunikę dla wizerunku Jezusa Nazarejczyka lub – jak nazywają go mieszkańcy San Gaspar de las Flores – Naszego Ojca Jezusa (Nuestro Padre Jesús). Strój uszyty został bardzo starannie, przyozdobiony został licznymi dodatkami, które dodają całości jeszcze większej majestatyczności, ale nie odbierają jednocześnie prostoty. To moment wzruszenia dla jego twórczyń. Na oczach Mayry oraz jej córki Sandry dostrzegam łzy. Ciężko pracowały przez to pół roku, a długo też czekały na swoją kolej, by podjąć się tego dzieła. Co roku zakładana jest nowa tunika w parafii. Lista oczekujących jest długa, bo niejedna rodzina chce w ten sposób okazać wdzięczność Chrystusowi za codzienne błogosławieństwa.
Ziemia dająca plony
San Gaspar to nadal wioska, choć wciśnięta do dużego miasta w aglomeracji Guadalajary w stanie Jalisco. Zdaje się, że mieszkańcy nie planują jednak zacząć miejskiego stylu życia. Z troskliwością i dumą kultywują stare tradycje, a także żyją jak dawniej. Teraz mają po prostu więcej autobusów. Rolnictwo zaś to wciąż ważny element ich życia oraz zarobku.
Mówi się, że Święta Dobrej Pogody (Fiestas de Buen Temporal) mają swoje korzenie w czasach przedhiszpańskich. Mieszkańcy dzisiejszego San Gaspar każdego września mieli składać ofiary i dziękczynienie za plony. Po przybyciu chrześcijaństwa modły zaczęto kierować do Boga Jedynego, ale tradycje przetrwały, choćby w postaci pięknych dywanów kwiatowych rozkładanych podczas procesji z wizerunkiem Jezusa Nazarejczyka. Stąd pewnie nazwa San Gaspar de las Flores (Święty Kacper od Kwiatów).
Tradycje są to tak stare, że już nikt do końca nie pamięta, jak to się zaczęły i skąd się dokładnie wzięły. Najstarsi mieszkańcy jeszcze pamiętają swoich dziadków, którzy to święto obchodzili. – Wcześniej już nasze babcie i dziadkowie to celebrowali, może nieco prościej, ale przynosili plony roli i żniwa do Jezusa Nazarejczyka. Oni odeszli, ale nam zostawili tę tradycję. Robili to z większą prostotą, ale zawsze z miłością i oddaniem. Kiedy koś choruje lub ma jakiś problem, to tradycyjnie przychodzimy do niego z prośbą – mówi mama Mayry.
– Dawniej wioseczka miała dosłownie cztery skrzyżowania – mówi Leonard, który 41 lat temu zainicjował Gwardię Honorową Jezusa Nazarejczyka. – Były to działki z kukurydzą, awokado i dynią. Święto narodziło się jako dziękczynienie za plony – wskazuje mężczyzna, dodając, że już jego dziadkowie mieli wielką cześć dla tego wizerunku.
Kwiaty z kukurydzy
Uroczystości trwają ponad tydzień, a zaczynają się właśnie przeniesieniem nowej tuniki dla Jezusa Nazarejczyka z domu rodziny, która ją przygotowała, do kościoła parafialnego. Przed procesją orkiestra już przygrywa przed domem, a rodzina rozdaje poczęstunek dla wszystkich, którzy przyszli im towarzyszyć w tym podniosłym dla nich dniu. – Zdecydowaliśmy się ludziom, którzy nam będą towarzyszyć w tym wydarzeniu, sprezentować kukurydzę i napoje, aby czuli się miło i byli dobrze przyjęci w tym domu – podkreśla Sandra.
Przed przenosinami stroju cała rodzina przyozdabiała go jeszcze kwiatami zrobionymi z pokolorowanej kukurydzy. To symbol tego rolniczego święta i znak wdzięczności za wszystko, co otrzymało się od Boga. – Zdecydowaliśmy rok temu, że zaangażujemy się w to wydarzenie, żeby pokazać swoją wdzięczność za wszystko, co otrzymaliśmy od Naszego Ojca Jezusa, i za wszystko, co jeszcze nam da. To proces długi – od wybrania materiału po dodatki i najmniejsze detale. Cała rodzina jest bardzo przywiązana do wizerunku Naszego Ojca Jezusa, ponieważ wyświadczył nam wiele pomocy i błogosławieństwa. Część naszej rodziny choruje. Niektórzy wyzdrowieli, w tym moja mała siostrzenica, która miała problemy zdrowotne, inni już czują się dużo lepiej. Za to dziękujemy Bogu – mówi Sandra.
Myliłby się jednak ten, kto widziałby tutaj jedynie religijność transakcyjną. Życie w San Gaspar nie zawsze jest przecież łatwe, rodzina Mayry nie wyzdrowiała cudownie, a jednak poświęcili dużo pieniędzy i czasu, by dać wyraz swojej wdzięczności i miłości do Chrystusa. – Nie zajmujemy się tym, ile to nas kosztuje pieniędzy, lecz wysiłkiem, który w to wkładamy. Robimy to z miłością i zaangażowaniem – tak, aby Mu się ten strój podobał. Oczywiście, ludziom także, ale przede wszystkim Jemu. To jest jak modlitwa – zaznacza Sandra.
– Otrzymujemy bardzo dużo darów, znacznie więcej niż my sami Mu ofiarujemy – dodaje Mayra. – Wiem, że będzie Mu się ten nasz dar podobał, bo On wie, ile poświęcenia w to włożyliśmy, zwłaszcza moje córki. Nie zawsze mieliśmy łatwo, ale mimo wszystko szliśmy do przodu. Moi rodzice również mieli duże nabożeństwo do wizerunku Naszego Ojca Jezusa. Oni już odeszli, ale wiem, że tam, gdzie są teraz, są dumni z nas – podsumowuje kobieta.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |