s. Rachela Kaczmarek OP

s. Rachela Kaczmarek OP

Tutaj ludzie żyją razem. Rozmowa z siostrą Rachelą Kaczmarek OP

Siostry dominikanki w Kamerunie pracują od 1987 r. O tym, jak wygląda życie na misji w Afryce, o zaangażowaniu świeckich w życie Kościoła, szczególnie katechistów, opowiada s. Rachela Kaczmarek OP, z którą rozmawia Agata Stolarska.

Agata Stolarska: Papież Franciszek w liście na początek Roku św. Józefa pisze, że trzeba dowartościować mistrzów drugiego planu, którzy są niezbędni w Kościele. Ważni są biskupi, siostry zakonne, zakonnicy, księża…

Rachela Kaczmarek OP: … i świeccy. Na co dzień widzę mnóstwo ludzi zaangażowanych we wspólnocie parafialnej, ale trudno jest mi wymienić dwie czy trzy osoby z imienia, bo będzie to niesprawiedliwe dla innych. Mówię o wspólnocie parafialnej, gdyż parafie są w większych miastach (np. stolice regionów), a misje w mniejszych miejscowościach. Działają bardzo wspólnotowo i powiem szczerze, że nie wybija się jednostka, ale np. cała wspólnota kobiet z Legionów Maryi czy animatorzy chórów parafialnych, których jest z dziesięć. Tak samo jest z grupą młodzieżową – kiedy coś organizują, to robią to razem. Oni funkcjonują tak, jak żyją na co dzień, czyli w grupie, we wspólnocie. Kiedy jest potrzebna pomóc w kościele, np. przy świątecznym dekorowaniu, to rzucamy hasło i zjawia się cała ekipa chętnych, tak samo jest z organizacją czuwań nocnych czy uroczystości parafialnych. Przemnóżmy to przez znaczną liczbę grup parafialnych i możemy sobie wyobrazić, jaka to siła. Są jeszcze katechiści.

Właśnie – katechiści. Jaka jest ich rola? Franciszek – nie da się przecież bez niego mówić o Kościele – dowartościował katechistów, bo jest to teraz posługa nadawana w formie liturgicznej.

Katechiści funkcjonują przede wszystkim w wioskach, do których z powodu trudnego dojazdu lub odległości księża nie są w stanie dojechać co niedzielę. Organizacja celebracji należy wtedy do katechistów. Mają duży wpływ na jakość Kościoła, nie tylko w Afryce. Dobrze, że papież Franciszek ich ewangeliczną pracę tak dowartościował.

>>> Kliknij i dołącz do akcji „Misjonarz na Post”!

Czy uważa Siostra, że możemy takiego zaangażowania świeckich uczyć się od „ludzi misji” tu, w Europie? Przecież Kościół to Chrystus i ludzie, świeccy i duchowni.

Od tutejszych ludzi moglibyśmy się uczyć życia wspólnego, działania na rzecz dobra innych, zaangażowania, za które nie oczekuje się pochwały. Oczywiście bardzo ważna jest ich stała formacja, rozmowy, dzielenie się przykładami i pomysłami.

Przejdźmy do samego Kamerunu. Gdy zajrzymy do statystyk, to właśnie w Kamerunie pracuje najwięcej polskich misjonarzy. Kim są ludzie, wśród których Siostry służą?

Pracujemy wśród mieszkańców przygranicznej miejscowości Garoua Boulaï, którą w 93% zamieszkują muzułmanie, jest ok. 5% chrześcijan (katolików i protestantów), resztę stanowią wyznawcy sekt. Jest tu sporo uchodźców z Republiki Środkowoafrykańskiej. Kościół w Kamerunie jest młodą wspólnotą, ma ok. 100 lat. Diecezja, w której obecnie jestem liczy 40 lat. Sporo wkładu w rozwój Kościoła włożyli polscy i francuscy misjonarze oblaci. Dlatego tak ważna jest cierpliwość w formacji katechistów czy podczas katechez z dziećmi.

fot. arch. Rachela Kaczmarek OP

I znowu wracamy do ludzi drugiego planu. Katechiści. Oni są niezbędni do przekazu wiary w miejscach, w których nie ma dostępu do księży, choć nie tylko tam.

Tak. Bardzo ważna jest formacja katechistów, o której mówiłam, zwłaszcza tych pracujących w wioskach, w których nie ma dostępu do książek czy internetu. Większą część dnia spędza się na zewnątrz małych chatynek, więc siłą rzeczy między sąsiadami zawiązują się bliskie relacje. Zresztą tych Franciszkowych, cichych ludzi Kościoła jest wielu – to nie tylko katechiści, choć oni pełnią specjalną rolę. Kameruńczycy są bardzo otwarci i pobożni, co widać w czasie wspólnych modlitw czy czuwań. Potrafią nie jeść i nie pić przez kilkanaście godzin, bo właśnie się modlą. Wszelką pracę na rzecz Kościoła wykonują tak, jak św. Józef – w cichości, bez rozgłosu i oklasków za wykonaną pracę. Mocno wierzą w to, że na wszystko patrzy Bóg, i nic, co zostało uczynione dla Niego nie zostanie zapomniane. Także dzielą się tym, co mają – a mają niewiele. Inni, patrząc na nich, przychodzą, przyglądają się i często sami chcą zostać katolikami.

Przy tak niewielkiej liczbie chrześcijan ci „cisi ludzie Kościoła” – jak powiedziała Siostra – mają świadomość współodpowiedzialności za Kościół?

Kameruńczycy z natury są bardzo religijni, tutaj nie ma podziału na życie człowieka i sprawy Kościoła. Pan Bóg jest realnie obecny w codzienności. Nie ma tu niewierzących. Oni wyrażają to w każdy możliwy sposób, np. poprzez nadawanie religijnych nazw sklepom czy przez naklejanie pobożnych westchnień na tyłach samochodów (np. „Wszystko jest dzięki Bogu” lub „Łaska Boża”). Naprawdę robią wiele, aby Kościół wzrastał, są aktywni, kreatywni.

Co dla Siostry jest znakiem, że Bóg jest żywy, że jest obecny w Kamerunie?

Kościół tutaj jest przepełniony świeżością młodości, która jest nadzieją na jego ogromny wzrost w przyszłości. Realnym obrazem Boga tutaj na ziemi są dzieciaki, które w ubóstwie, chorobach, zaniedbaniu, których przecież sami nie wybierają, pokazują mi, co jest w życiu najważniejsze, zwłaszcza, gdy nie posiada się w zasadzie nic. Które pokazują, jak śmiać się w głos mimo trudów dnia codziennego i jak dzielić się ostatnim kawałkiem chleba mimo własnego, pustego brzuszka. To jest czysta Ewangelia, bez kwiecistych komentarzy, muzyki w tle i zapalonych świec dodających nastroju. To tak, jakby dziś i tutaj Jezus rozpoczął swoje nauczanie. Ten Jezus jest z nami i nas naucza.

Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg” nr 6/2021

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze