Uganda. Święta nie będzie [MISYJNE DROGI]

Piszę ten tekst dwa tygodnie przed świętem ku czci męczenników z Namugongo, których liturgia wspomina 3 czerwca. Wiele się jeszcze zmieni, ale pewne jest, że
tym razem w ugandyjskim sanktuarium nie rozlegną się coroczne, radosne śpiewy ku czci świętych Karola Lwangi i Towarzyszy.

Z Ugandy wróciłem kilka dni przed wprowadzeniem tam obowiązkowej, dwutygodniowej kwarantanny na koszt przybywających. Koronawirus wtedy jeszcze tam nie dotarł. Na misji w Kakoge dopiero co żartowaliśmy o „koronie”. Wydawała się czymś odległym. A jednak, kilkanaście dni później z lotniska Entebbe zawrócono grupę niemieckich turystów, którzy nie chcieli poddać się izolacji. Z dnia na dzień w życie weszły restrykcyjne przepisy. Odwołano szczyt Grupy 77 i Chin zaplanowany na połowę kwietnia w Kampali. Wkrótce z sąsiedniej Kenii zaczęły napływać informacje o pierwszych przypadkach SARS-CoV-2. O jego powstrzymanie modlił się już wtedy (26 marca) Uhuru Kenyatta, w odezwie do swego narodu. Uganda kilka dni dłużej od Kenii pozostała wolna od przypadków wirusa. Pierwszy odnotowano 22 marca. Gdy piszę ten tekst, zaczyna się już trzeci miesiąc powszechnego „lockdownu”. Zamknięto szkoły uniwersytety, miejsca modlitw, bary. Działają sklepy spożywcze. Tyle, że ludziom brakuje już pieniędzy, by coś w nich kupować.

W zamknięciu

Koronawirus zdestabilizował życie codzienne Ugandyjczyków. Gwarne ulice Kampali opustoszały. Mniejsze miejscowości praktycznie zostały odcięte od pozostałych części kraju. Wstrzymano transport publiczny. Poruszać można się… pieszo. Bardziej odczuwalne od samego wirusa są jego społeczne skutki. W pierwszych dniach siły porządkowe brutalnie rozpraszały ludzi w centrum miasta. – Były przypadki bicia przez policję, ale prezydent uwrażliwia, aby nie dochodziło do takich rzeczy. Największy problem to teraz dostęp do żywności. Ludzie są biedniejsi. Jest ciężko… – przyznaje Wojtek Ulman, franciszkanin z Munyonuo. Wiele osób straciło pracę. Często te okazjonalne, jedyne źródło utrzymania. W kraju obowiązuje zakaz przemieszczania się pomiędzy okręgami. Popularne mototaksówki boda-boda mogą poruszać się jedynie jako pojazdy dostawcze. W miejscach publicznych jest nakaz noszenia maseczek. Za jej brak – kara grzywny lub aresztu. O kolejne tygodnie przedłużany jest zakaz sprawowania kultu z udziałem wiernych. Wyjątkiem są pogrzeby, w których może brać udział 5 osób. – Duszpasterstwa w tej formie jak kiedyś, obecnie nie ma. Kościoły są zamknięte. Ludzi zachęca się do słuchania mszy św. w radiu. My ograniczamy się do wydawania jedzenia tym, którzy są w potrzebie… No i modlimy się w naszym klasztorze – mówi Adam Klag, proboszcz z Matuggi, gdzie franciszkanie prowadzą szkołę i Szpital im. Wandy Błeńskiej. Misjonarze dystrybuują paczki żywnościowe. Mogą działać jedynie w porozumieniu z rządem. Podobnie jak lokalni sołtysi, inne parafie lub wspólnoty muzułmańskie. – Rząd przez nas przekazał z 400, może 500 kg mąki, grochu… Tak symbolicznie. Poza tym rozdajemy jedzenie, o ile sami znajdziemy sponsorów – dodaje Adam. Pomoc poza zgodą władz jest zakazana. – Oficjalnie zabroniono rozdawać żywność bez akceptacji rządu, pod karą zarzutu o… morderstwo – przypomina Wojtek. Restrykcyjne zarządzenie miało na celu blokadę opozycyjnych polityków, uprawiających własną wyborczą kampanię, wykorzystując pandemię koronawirusa. – Rozdawali jedzenie, robili sobie zdjęcia, aby zyskać poklask. A Uganda jest dobrze zorganizowana w sensie „security”. Aż zanadto… – żartuje Adam.

Foto: Krzysztof Błażyca

Dżuma, ebola, korona…

Koronawirus nie jest pierwszą epidemią, z jaką mierzy się Uganda. Pod koniec roku 1999, na północy kraju, pogrążonego wówczas w rebelii Armii Bożego Oporu (LR)A, pojawiła się ebola. – To był pierwszy raz, gdy dotarła do nas ebola – opowiadał mi w Gulu Elio Croce, kombonianin, służący od prawie 40 lat na tamtejszej misji. Na co dzień ma biuro w szpitalu Lacor w Gulu. To najlepszy ośrodek zdrowia na północy. Powstał dzięki włoskim kombonianom. Elio swoje wspomnienia spisał w książce „Silniejsi od eboli”. Wtedy epidemię udało się opanować w 2 miesiące. Nie rozlała się
po kraju. Z ponad sześciuset pacjentów zmarło dwustu pięćdziesięciu czterech. – Daniel, nasz doktor, zmarł w grudniu. Pomagał pielęgniarce. Traciła krew, była przerażona. Siostra Maryi Niepokalanej… A wcześniej zmarła siostra Pirynia… I wielu innych z naszego personelu. To bohaterowie. Męczennicy miłości. Ryzykowali życie i oddali je z wyboru – wspominał Elio. Aktualnie w Gulu stwierdzono dwa przypadki koronawirusa (dane z maja). Do odizolowanej od ruchu turystycznego Ugandy wirus dociera wraz z kierowcami tirów z krajów ościennych. Wcześniejszą epidemią, z jaką mierzyła się Uganda, była dżuma. To odległe wydarzenia, z 1942 r. Odwołał się do nich w związku z koronawirsuem arcybiskup Kampali, Cyprian Lwanga Kizito. W liście skierowanym do wiernych, jaki nasi misjonarze udostępnili na profilu sanktuarium z Munyonyo, ugandyjski biskup wzywa rodziny „do aktywnego i intensywnego życia modlitewnego, błagając Pana, aby pomógł światu przezwyciężyć Covid-19”. Przypomina przy tym „cudowne uzdrowienie z podobnej zarazy w przeszłości za wstawiennictwem męczenników z Ugandy”. Obecnie biskup Cyprian apeluje również o podobną modlitwę. Odkąd koronawirus pokrzyżował plany corocznych obchodów w narodowym sanktuarium w Namugongo, wiernym pozostaje ta forma modlitwy za wstawiennictwem swoich świętych.

We mgle

Tymczasem w szpitalu „Wanda” w Matudze, który wybudowali nasi franciszkanie, na świat przychodzą kolejne dzieci. Niedawno urodził się mały Franciszek. – Nasz szpital nie jest zaangażowany „w koronę”. Do tego są wyznaczone placówki państwowe w Kampali i w dystryktach. Jak pojawia się podejrzenie, to wzywają rządową karetkę i służby przejmują pacjenta – mówi Adam.
W prywatnych szpitalach nie wykonuje się testów pod kątem zarażenia SARS-CoV-2. Jedyne laboratorium do analiz znajduje się w Entebbe. Jednak skutki koronawirusa widoczne są również w „Wandzie”. – Jest mniej pacjentów niż wcześniej. Ale to nie dlatego, że ludzie nie chorują. Po prostu wraz z utratą pracy nie mają pieniędzy, by płacić za lekarstwa. Jedzenie dla nich jest ważniejsze. Oczywiście kobiety, jak muszą rodzić, to się zgłaszają. Albo, jak ktoś już dosłownie słania się na nogach, też się zgłasza – dodaje Adam. W jego ocenie obecny kryzys, jeśli będzie się przedłużać, cofnie Ugandę kilka lat wstecz. – Ciężko będzie wrócić przynajmniej do tego samego poziomu gospodarczego, jaki miała przed kryzysem. Ale my będziemy się starali cały czas pomagać. Chcemy służyć ludziom. Pewnie przyjdzie nam zaciskać pasa, ale liczymy na Opatrzność i ludzkie wsparcie. Damy radę – wierzy, pytany o to, jak widzi ich misję w perspektywie przyszłych dni. A choć w kraju obowiązuje zakaz poruszania się samochodami, misjonarze z „Wandy” otrzymali zezwolenie. – Bo samochód służy do obsługi szpitala. I w razie nagłej sytuacji jesteśmy w ciągłej gotowości – zapewnia. – Nikt nie wie, co przyniesie jutro. Ale Pan Bóg wszystkim kieruje. Nawet jak jest ciemno, czy we mgle. Dzięki wam, w Polsce, dajemy radę… – dodaje z uśmiechem.

Krzysztof Błażyca

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze